JustPaste.it

Skazana raz na zawsze

Czyli o zbrodni i karze oraz karze bez zbrodni

Czyli o zbrodni i karze oraz karze bez zbrodni

 

Na przełomie czerwca i lipca wszystkie polskie media żyły sprawą kobiety, która 30 lat temu zabiła dziecko, została skazana na 15 lat więzienia, wyszła po 10, jej wyrok uległ zatarciu, wróciła do zawodu nauczyciela i nawet została doradcą MEN. Opinia publiczna była w szoku. Czy słusznie?

 

Co to za prawo? — wołano. Jak ministerstwo mogło wpisać zabójczynię na listę doradców? — kpiono. Po co nam jakieś głupie zatarcie skazania? — grzmiały brukowce lubujące się w populizmie. Dla wzmocnienia reakcji opinii publicznej nie szczędzono szczegółów zbrodni sprzed 30 lat.

Kobieta niemal natychmiast po ujawnieniu jej przypadku zwolniła się z pracy. Jednak ujawnione przez Marcina Szczygła — autora reportażu o tej kobiecie — informacje szybko pozwoliły internautom odkryć, o kogo dokładnie chodzi, gdzie ta osoba mieszka, pracuje, jaki ma numer telefonu i e-mail. Pojawiły się nienawistne wpisy i groźby pod jej adresem. Sam autor zaczął się obawiać o bezpieczeństwo bohaterki swojego reportażu. Apelował o wyciszenie emocji.

 

Głos odrębny

Do opinii publicznej z trudem zaczęły przebijać się inne głosy i opinie — nie tak radykalne, a wręcz krytyczne wobec sposobu naświetlenia tej sprawy przez reportera i medialnej histerii, którą jego artykuł zapoczątkował. Głos zabrał między innymi dr Paweł Moczydłowski — socjolog i były szef więziennictwa w Polsce.

W wywiadzie dla Radia Tok FM 1 lipca dr Moczydłowski między innymi skrytykował coś, co nazwał alternatywnym wymiarem sprawiedliwości dokonywanym przez media. Zwrócił uwagę na zanegowanie podstawowych instytucji prawnych, w tym resocjalizacji skazanych.

Jego zdaniem kobieta popełniła zbrodnię i została za nią skazana przez sąd zgodnie z prawem. Prawo pisane jest nie nad grobami ofiar przestępstw ani przez rozgrzane emocjami i pragnieniem zemsty głowy, ale na chłodno, bez emocji, na bazie wielowiekowych doświadczeń. Prawo pozwala nam wszystkim w tym świecie istnieć. Prawo ma nie tylko skazywać przestępców, ale też dawać im poczucie sprawiedliwego skazania i tego, że odbycie kary służy odpokutowaniu czynu, rozliczeniu się ze społeczeństwem i stworzeniu możliwości powrotu do normalnego życia — bez obawy o ponowne osądzenie za ten sam czyn. A feralny reportaż — według dr. Moczydłowskiego — to właśnie uczynił: ponownie osądził tę kobietę.

W normalnym procesie przestępca ma możliwość ustosunkowania się do swojego czynu. Natomiast w tym reportażu tego elementu byłemu szefowi więziennictwa zabrakło. I nie może być — jak stwierdził — usprawiedliwieniem powoływanie się na to, że kobieta odmówiła rozmowy z reporterem. Właśnie dlatego że odmówiła, nie wiemy, czy zaszła w niej jakaś głęboka moralna transformacja, jak choćby na wzór bohaterów Zbrodni i kary Fiodora Dostojewskiego.

Zdaniem dr. Moczydłowskiego reportaż zanegował wszystkie podstawowe instytucje: prawo, prokuratorów, sędziów, wyrok, odbycie kary, resocjalizację. Okazało się, że to wszystko się nie liczy; że nawet po 30 latach, mimo osądzenia przez prawo i odbycia kary, można człowieka jeszcze raz za to samo osądzić i wręcz „zatłuc”, skazując na śmierć cywilną. Tym razem mamy do czynienia z karą, tyle że bez zbrodni.

 

Stygmatyzacja a zatarcie skazania

Sprawa nauczycielki zabójczyni skłoniła niektórych komentatorów nawet do zanegowania instytucji zatarcia skazania. W jej efekcie kobieta ta mogła we wszelkich kwestionariuszach osobowych podawać — wbrew faktom, ale w zgodzie z prawem — że nie była karana. Po co nam taka instytucja? Zlikwidujmy ją! Ludzie muszą wiedzieć, z kim mają do czynienia! — wołano.  Czy słusznie?

Żeby sobie na to pytanie odpowiedzieć, najpierw należy zastanowić się nad efektem stygmatyzacji. Jest on następstwem skazania i polega na odrzuceniu i potępieniu skazanego przez dotychczasowe środowisko, w którym  obracał się przed skazaniem. Nawet po odbyciu kary pozostaje on na marginesie życia społecznego. To z kolei może prowadzić do utrwalenia się w nim mechanizmów zachowań przestępczych i rezygnacji przez taką osobę ze społecznie akceptowalnych metod postępowania. Innymi słowy, może wrócić na drogę przestępstwa.

Właśnie takim następstwom efektu stygmatyzacji ma przeciwdziałać instytucja zatarcia skazania. Dzięki niej były skazany może ponownie stać się pełnoprawnym członkiem społeczności. Instytucja ta jest praktycznym odzwierciedleniem jednej z naczelnych zasad polskiego prawa karnego — zasady humanitaryzmu. Głosi ona między innymi, że sprawca ma prawo przez odbycie kary do rozliczenia się ze społeczeństwem. Z chwilą zatarcia skazanie uważa się za niebyłe, co oznacza nie tylko usunięcie wpisu o skazaniu z rejestru skazanych, ale nawet prawo byłego skazanego do pomijania faktu skazania we wszelkich publicznych i urzędowych deklaracjach.  Skazany, któremu zatarto skazanie, ma nawet prawo domagać się usunięcia notatek o skazaniu ze swoich akt osobowych prowadzonych przez jego pracodawcę.

Jedyny wyjątek od instytucji zatarcia skazania dotyczy przestępstw przeciwko wolności seksualnej i  obyczajności, jeśli pokrzywdzonym był małoletni poniżej 15. roku życia, a wyrok nie przewidywał warunkowego zawieszenia wykonania kary. W takich sytuacjach ustawodawcy wręcz zależało na utrwaleniu stygmatyzacji pewnych kategorii sprawców, z uwagi na to, że nawet po odbyciu kary mogą oni stanowić realne zagrożenie dla porządku prawnego. Przypadki te dotyczą faktycznie tylko pedofilii.

Można się zastanawiać, czy nie powinno się rozszerzyć wyjątków od zatarcia skazania na inne przestępstwa — na przykład przeciwko życiu i zdrowiu małoletnich. Należy jednak do takich rozważań podchodzić szczególnie ostrożnie, a zwłaszcza dopiero wtedy, kiedy pojawią się badania naukowe wskazujące, że sprawcy takich przestępstw, mimo odbycia kary i upływu od jej zakończenia jeszcze wielu lat, dalej stanowią realne zagrożenie dla małoletnich. Bez takich badań propozycje pozbawienia takich ludzi prawa do zatarcia skazania będą oznaczały tylko jedno — odejście od zasady humanitaryzmu prawa karnego i znaczące przesunięcie akcentów od traktowania kary jako środka wychowawczego, który ma przestępcę przywrócić społeczeństwu, do traktowania jej jako środka represji, zemsty i trwałej stygmatyzacji.

Żeby w przyszłości uniknąć takich sytuacji nie trzeba rezygnować z tej potrzebnej instytucji zatarcia skazania ani jej ograniczać. Wystarczyłoby obok wyroku skazującego na karę pozbawienia wolności orzec dodatkowe środki karne, na przykład zakaz wykonywania zawodu czy pełnienia pewnych funkcji. Tu nie miało to miejsca. Jeśli ktokolwiek popełnił tu błąd, to skład sędziowski 30 lat temu.

 

Niewiara w przemianę

Przecież nawet od kary śmierci nowoczesne społeczeństwa odchodzą właśnie dlatego, że nie spełnia ona jednego z dwóch głównych celów kary. Pierwszym jest odstraszanie, a drugim — wychowanie. Pierwszy jest nakierowany nie na sprawcę, ale na społeczeństwo — to ono ma być surowością kary odstraszane. Drugi cel nakierowany jest na sprawcę — kara ma go wychować i przywrócić społeczeństwu, zresocjalizować. Kara śmierci w tym świetle przestaje być karą — bo jak wychować kogoś, kogo się zabiło — a staje się tylko aktem „legalnej zemsty” społeczeństwa jako całości na sprawcy za dokonaną zbrodnię.

Skoro więc kara ma wychowywać, to dlaczego z góry założono, że nie wychowała tej kobiety. Przecież skrócenia kary z 15 do 10 lat nie dostała za darmo, tylko za dobre zachowanie. Po jej odbyciu, jak wynika z reportażu, jakiś czas spędziła w zakonie, prowadząc zapewne pogłębione życie religijne, tymczasem — wróćmy na moment do wywiadu z dr. Moczydłowskim — okazuje się, że nasze katolickie społeczeństwo nie wierzy w żadne wewnętrzne przemiany, nawet będące efektem życia religijnego.

Szkoda, bo Bóg w takie przemiany wierzy. Bohaterowie już nie reportaży, a Biblii też — gdyby im się tak bliżej przyjrzeć — miewali krew na rękach. I to nawet ci uznawani za świętych. Mojżesz, zanim wyprowadził naród izraelski z Egiptu, 40 lat wcześniej uciekł z niego po zabójstwie Egipcjanina[1]. Dawid — w jednej osobie izraelski król i prorok, autor wielu wyciskających łzy wzruszenia psalmów — jako żołnierz pozbawił życia tylu ludzi, że Bóg nawet odmówił mu z tego powodu przywileju zbudowania świątyni[2]. Jednak jego największą zbrodnią było uwiedzenie żony swojego oficera, a gdy zaszła w ciążę, wydanie rozkazu pozbawienia go życia[3]. Przykłady takich zakrętów życiowych bohaterów biblijnych można by mnożyć. Jednak w życiu każdej z tych osób zaszła dogłębna duchowa przemiana, poprzedzona skruchą, a ich grzechy zostały przebaczone[4].

Zaproszenie Boże jest ciągle aktualne: „Chodźcie więc, a będziemy się prawować — mówi Pan! Choć wasze grzechy będą czerwone jak szkarłat, jak śnieg zbieleją; choć będą czerwone jak purpura, staną się białe jak wełna”[5]. „Jeśli wyznajemy grzechy swoje, wierny jest Bóg i sprawiedliwy i odpuści nam grzechy, i oczyści nas od wszelkiej nieprawości (...). Dzieci moje, to wam piszę, abyście nie grzeszyli. A jeśliby kto zgrzeszył, mamy orędownika u Ojca, Jezusa Chrystusa, który jest sprawiedliwy. On ci jest ubłaganiem za grzechy nasze, a nie tylko za nasze, lecz i za grzechy całego świata”[6].

Olgierd Danielewicz

 

[1] Zob. Wj 2,11-15. [2] Zob. 1 Krn 22,6-8. [3] Zob. 2 Sm 11,1—12,25. [4] Zob. Ps 51; Hbr 11,39-40. [5] Iz 1,18 — kursywa autora. [6] 1 J 1,9; 2,1-2 — kursywa autora.

 

[Artykuł ukaże się w miesięczniku „Znaki Czasu” 8/2013].

 

 

 

Autor: Olgierd Danielewicz