JustPaste.it

Wszystkie barwy lipca

Oligarchowie wypoczywają na swoich, luksusowych jachtach,klasa średnia w kurortach nad Morzem Czerwonym, a menele przepijają zapomogi z pomocy społecznej. Każdemu według potrzeb.

Oligarchowie wypoczywają na swoich, luksusowych jachtach,klasa średnia w kurortach nad Morzem Czerwonym, a menele przepijają zapomogi z pomocy społecznej. Każdemu według potrzeb.

 

 

 

 

Ambitna władza ludowa nie tylko gnębiła epigonów kapitalizmu, kułaków i badylarzy, ale z równie konsekwentnym uporem dźwigała poziom kultury masowej, wzbogacała ją za pomocą posłusznych mediów, oferując do konsumpcji, niekiedy w nadmiarze, dzieła najznakomitszych kompozytorów muzyki poważnej w wykonaniu nie mniej wybitnych wykonawców. Pod przysłowiowe strzechy trafiały książki najwybitniejszych pisarzy, a rozwijająca się szybko TV oferowała ludowi głośne filmy zachodnich reżyserów i ambitne spektakle poniedziałkowego teatru telewizji. Bywało, że ekranu trochę wiało nudą, a na fale eteru z trudem przebijała się ubóstwiana przez młodzież zachodnia muzyka młodzieżowa, ale suma sumarum w zapyziałe obszary polskiego społeczeństwa wkraczała kultura z wyższej półki, spychając na dalszy plan kołtuństwo, ciemnotę i zabobon.

 

Było, ale się skończyło. Równo z nastaniem nieograniczonej wprost wolności i wybuchu obywatelskiej inicjatywy nastąpił nie tylko niesłychany wzrost przestępczości, ale również wielki renesans pseudowartości pochodzących wprost z zabitego dechami zaścianka, pełnego cudów, mitów, wróżb i bajdurzenia. Komercyjne do szpiku kości media w pogoni za oglądalnością prześcigają się w sprzyjaniu gustom, mającym swe źródło w okolicy zbliżonej do rynsztoka. Za sprzymierzeńców mają prowadzących rozwiązłe życie celebrytów i nawiedzonych polityków. W tej niechlubnej misji szczególnie wykazuje się Polsat, zapraszając do studia wyrazistych adwersarzy, wygłaszających poglądy okraszone dosadnymi inwektywami, z których każda mogłaby być ostatnim słowem do bicia. Tego rodzaju swoisty dialog prowadzony przez wyciągniętego z lamusa, prawicowego oszołoma Adama Słomkę z kontrowersyjnym, lewicującym dziennikarzem Piotrem Gadzinowskim był wydarzeniem publicystycznym pewnego lipcowego wieczoru. No cóż wzajemne obrzucanie się błotem najlepiej się sprzedaje niewybrednym widzom tej stacji.

 

Z tej samej bajki pochodzi obrazek, na którym widać jak niepozorny wyrostek po przyjacielsku rozgniata jajko na ramieniu prezydenta Bronisława Komorowskiego przed katedrą w Łucku, na oczach zbaraniałych z wrażenia licznych oficerów Biura Ochrony Rządu, zwanych potocznie gorylami. Jak to świadczy o władzach utrzymującym za duże pieniądze tysiąc ludzi, których przerasta zadanie uchronienia głowy naszego państwa, przed poniżeniem przez nieopierzonego fanatyka? Strach pomyśleć, co by się stało, gdyby ten młody nacjonalista dla uczczenia zbrodniczej organizacji UPA, zechciałby pchnąć polskiego prezydenta nożem. Jakby na kpinę z całego zastępu ochroniarzy chłopak nosił plecak z napisem „Swoboda”, czyli nazwą ukraińskiej partii, wzywającej od dawna do protestów przeciw uroczystości upamiętnienia rzezi wołyńskiej. W świetle tego incydentu trudno się dziwić Jarosławowi Kaczyńskiemu, że zatrudnia o niebo bardziej sprawną prywatną firmę ochroniarską, tym bardziej, że rachunek za tę usługę obciąża podatnika.

 

Innym medialnym hitem lipca jest rozdmuchiwane przez publikatory widowiskowe starcie proboszcza Wojciecha Lemańskiego ze zwierzchnikiem biskupem warszawsko-praskim Henrykiem Hoserem. Spragnione sensacji media bezustannie nękają księdza w nadziei na eskalację buntu zwykłego kapłana przeciw butnemu dostojnikowi. Zaczynem konfliktu było złośliwie zadane księdzu przez hierarchę pytanie. – Czy ksiądz jest obrzezany – zapytał arcybiskup w kontekście jego zaangażowania w polsko-żydowski dialog ekumeniczny? Według znakomitego księdza i filozofa Józefa Tischnera dialog w kościele to dialog dupy z kijem. Nie ulega, więc wątpliwości, że zwada z biskupem musi być dla księdza Wojciecha bolesna i nieprzyjemna w skutkach. Dlatego podżeganie go do nieposłuszeństwa jest pokazem obłudy i dziennikarskiego cynizmu w służbie komercji dążącej do zwiększenia oglądalności programów, a co za tym idzie pozyskania hojnych reklamodawców.

 

Wybudowany za gigantyczne pieniądze Stadion Narodowy nadal świeci pustkami. Jak dotąd jedyną dochodową imprezą, jaką tu zorganizowano były rekolekcje z udziałem księdza z Ugandy, który rzekomo nie tylko uzdrawia chorych, ale nawet wskrzesza umarłych? Może, więc nadeszła pora na charyzmatycznego Boshobora. Tłumy, które wypełniły trybuny tego dnia wskazały jak się wydaje najlepszą drogę, do likwidacji permanentnego deficytu tego obiektu. Istotną wskazówką płynącą z tej imprezy dla Kościoła, szukającego pieniędzy w państwowej kasie jest potwierdzenie możliwości wprowadzenia opłat za korzystanie z rekolekcji, które są dla wiernych obowiązkowe, a były dotąd bezpłatne. Oprócz dochodowych spotkań religijnych opłacalne być może byłyby wielkie spektakle cyrkowe. Póki, co niestety cyrk ma się dobrze tylko w Ministerstwie Sportu, gdzie celebrytka Joanna Mucha ośmiesza się regularnie, publikując oświadczenia odrzucające zarzuty mediów, dotyczące niegospodarności i matactw w resorcie, oraz marnotrawstwa publicznych pieniędzy, wyrzucanych lekką ręką na dopłacanie do komercyjnych widowisk, które ze sportem nie mają nic wspólnego.

 

Posłowie nie bacząc na kanikułę stoczyli w Sejmie bój o ubój, a dokładnie o tak zwany ubój rytualny zwierząt przeznaczonych do zjedzenia przez religijnych Żydów i muzułmanów. Do najważniejszych i ściśle przestrzeganych przez wyznawców, tych wywodzących się z Bliskiego Wschodu religii kanonów, należy nakaz spożywania mięsa o szczególnej czystości. Święte księgi piszą, że można takie uzyskać tylko przez poderżnięcie gardła zwierzęciu, które miotając się rozpaczliwie wykrwawia się doszczętnie w długich męczarniach, na chwałę Boga i ku zadowoleniu bogobojnych konsumentów. Tym razem ciemnota i zabobon wzmocnione lobbystami krwawego biznesu nie uzyskały dzięki Bogu większości sejmowej. Zadowolenie ze zwycięstwa rozumu i ludzkiej wrażliwości psuje niestety doniesienie, że w połowie wakacji pojawiły się już watahy stadionowych bandytów, które jeżdżąc w ślad za kopaczami naszych klubów piłkarskich grających w europejskich rozgrywkach pucharowych racą, pięścią i bluzgiem rozsławiają imię polskiego kibica. Cała nadzieja w tym, że słabe, polskie zespoły wkrótce zostaną wyeliminowane.

 

Blask tych wszystkich arcyciekawych wydarzeń przysłania dość skutecznie najważniejszy problem Rzeczpospolitej Postsolidarnościowej, czyli rosnące na potęgę zadłużenie obywateli, samorządów i państwa. Coraz więcej znaków w mediach i wokół mediów wskazuje, że czas beztroskiego życia na kredyt zaczyna jednak dobiegać końca. Sygnałem alarmowym powinna być dla społeczeństwa nowelizacja budżetu przygotowana przez ministra Jacka Rostowskiego, zwiększająca deficyt finansów publicznych do 51 miliardów złotych. Wydaje się jednak, że nikogo to nie obchodzi. Wiekowi emeryci starego portfela zapewne pamiętają slogany z dawnej epoki głoszące, że po zbudowaniu komunizmu każdy człowiek będzie miał dostęp do wszelkich dóbr według swoich potrzeb. Komunizm przepadł, ale obietnica tamtych doktrynerów o dziwo spełniła się. W te wakacje każdy ma to, co potrzebuje. Oligarchowie wypoczywają na swoich luksusowych jachtach, klasa średnia w kurortach nad Morzem Czerwonym, a menele przepijają zapomogi z funduszu pomocy społecznej, racząc się cienkim piwkiem, wzmocnionym spirytusem prawie odkażonym.