JustPaste.it

Bóg najlepszym Terapeutą

Z ks. Wacławem Grądalskim, prezesem Fundacji Charytatywnej im. Biskupa Czesława Domina, współzałożycielem polskiej gałęzi Wspólnoty Cenacolo, rozmawia Magdalena Buczek

Z ks. Wacławem Grądalskim, prezesem Fundacji Charytatywnej im. Biskupa Czesława Domina, współzałożycielem polskiej gałęzi Wspólnoty Cenacolo, rozmawia Magdalena Buczek

 

9c306baf3efff14e126a9d3318c5460a.jpg

Od kiedy istnieje Wspólnota Cenacolo?

– Wspólnota w świecie działa od trzydziestu lat. Założyła ją siostra Elwira Petrozzi w Saluzzo we Włoszech. Ta prosta osoba o pięknym sercu, która skończyła zaledwie trzy klasy szkoły podstawowej, usłyszała wezwanie Pana Boga i poszła do młodych ludzi, aby okazać im serdeczność. Bez psychologów i środków farmakologicznych pomogła do dziś siedemnastu czy osiemnastu tysiącom osób wyjść z nałogów.

A co Księdza skłoniło do pomocy osobom uzależnionym?

– Kilkanaście lat temu w czasie rekolekcji dla kapłanów w Medjugorie poznałem siostrę Elwirę ze Wspólnoty Cenacolo. Zachwyciłem się tym, co mówiła, jej postawą i świadectwem chłopaków ze wspólnoty. Rozpoczęliśmy wtedy współpracę z siostrą i starania o utworzenie Cenacolo w Polsce. Dopiero na bazie tej wspólnoty bardziej wszedłem w problem uzależnień i pomocy uzależnionym.

Jakie były początki?

– Dwanaście lat temu decyzją siostry Elwiry pierwsza grupa chłopaków przyjechała do Giezkowa pod Koszalinem. Tam wspólnota dostała dom od fundacji, którą prowadzę. Był to zrujnowany stary dworek. Gdy siostra Elwira zobaczyła ten budynek, powiedziała niezwykłe zdanie: „Taki piękny dom, tak zniszczony jak oni – będą się razem zmieniać”. Wiedziała, że praca, którą chłopcy włożą w odnawianie tego domu, wzbudzi w nich nadzieję, że oni też – choć sami zniszczeni – są w stanie odbudować się przy wysiłku miłości, którą sobie nawzajem okazują.

Słowa pouczają, przykłady pociągają.

– Po roku Siostry Służebniczki Śląskie oddały nam dom w Krzyżowicach koło Jastrzębia-Zdroju. Z kolei dwa lata później ks. abp Wiktor Skworc, wówczas ordynariusz diecezji tarnowskiej, przekazał nam budynek koło Tarnowa, w Porębie Radlnej. Dzięki domom wspólnoty otwiera się możliwość pomocy młodzieży polskiej, która często jest zupełnie pozbawiona nadziei. Owocem tego jest ogromna skuteczność, sięgająca 80 procent. W ciągu 12 lat istnienia Cenacolo w Polsce ponad 600 osób wyszło z nałogów.

Czy planowane jest powstanie nowych domów w naszym kraju?

– Chcemy otworzyć dom dla dziewcząt. Mamy informację z centrali Cenacolo w Saluzzo, że w tym roku ten dom powstanie. To ułatwi przyjmowanie dziewcząt z tego terenu. Obecnie wyjazd do Włoch trochę przeraża, bo istnieje bariera języka i odległości. Oprócz trzech domów męskich, które są w Polsce, ma powstać kolejny, jeśli Pan Bóg będzie tego chciał. Potrzeb jest dużo, ale nie chodzi o liczbę domów, tylko o to, by ludzie potrzebujący pomocy dowiedzieli się o wspólnocie. Jednym z ważnych elementów działalności są świadectwa, które chłopcy dają w parafiach, na różnych spotkaniach czy też poprzez spektakle, które przygotowuje Cenacolo. Jeden z nich pt. „Credo” był wystawiany na Jasnej Górze oraz na kongresie Bożego Miłosierdzia w Krakowie. Wspólnota nie ma ograniczonej liczby miejsc, domy są więc w stanie przyjąć każdego. Ci, którzy przychodzą, są u nas jakiś czas, a potem wyjeżdżają do domów w innych krajach. Gdyby w kilku miejscach w Polsce były kolejne ośrodki, to z pewnością byłoby łatwiej. Ale zawierzamy to Panu Bogu z nadzieją, że się uda.

Podczas tych kilkunastu lat zauważył Ksiądz wzrost czy spadek liczby uzależnionych?

– W tym czasie obniżył się zdecydowanie wiek uzależnionych. Po przemianach systemowych narkotyki wlały się dużą falą do Polski i coraz młodsza młodzież, a nawet dzieci zaczynały wchodzić w uzależnienie. Nie jestem fachowcem od statystyk. Bardziej interesuje mnie pomoc konkretnemu człowiekowi. Ale choćby z perspektywy Cenacolo widzimy, że ten problem się nie zmniejsza. Narkotyki wciskają się w różnych formach w życie ludzi, którzy wciągani są w ułudę czy nierzeczywisty świat przyjemności, co staje się otwartą drogą do uzależnienia.

Dlaczego ludzie sięgają po narkotyki? Co jest tego najczęstszą przyczyną?

– Z doświadczenia pracy z uzależnionymi mogę powiedzieć, że człowiek, który czuje się niekochany czy samotny, w rozpaczliwy sposób szuka jakiegoś ukojenia. Jeśli nie jest on w dobrej relacji z Panem Bogiem, jeśli nie ma wokół życzliwych ludzi, to w tej samotności jest zupełnie zdesperowany i sięga po zło, które szatan inteligentnie mu podsuwa. Gdybyśmy śledzili historię chłopaków czy dziewcząt, którzy wplątali się w narkotyki, to zawsze w jakimś momencie ich życia był ból serca, który nazwałbym tęsknotą za ciepłem rodzinnego domu. Nawet kiedy on był, czasem inne sprawy były ważniejsze: pośpiech, zdobywanie środków materialnych, brak czasu dla dzieci… Młody człowiek, czując samotność, chwyta się czegokolwiek, co daje mu przyjemność.

 

W jakiej grupie wiekowej znajduje się najwięcej osób uzależnionych?

– Młodzież w okresie dojrzewania szuka nowych doznań, jest ciekawa świata i często próbuje środków uzależniających. Nie jest jednak świadoma, jak bardzo może to ją zniszczyć. Oczywiście nie wszyscy się uzależnią. Jeśli są zintegrowani emocjonalnie, a ich dom spełnia swoją rolę i czują się tam bezpiecznie, to być może niektórzy sięgną po jakiś środek, ale odstawiają go, bo nie daje im to wielkiej radości.

Są jakby dwa etapy. Pierwszy to etap ciekawości, przez który przechodzi większość młodzieży, i to wynika czasem z takich subkulturowych zachowań. Młodzi chcą w gronie rówieśników wyglądać dobrze i powiedzmy – dla mody – sięgają po środki uzależniające.

A drugi etap jest po dwudziestym roku życia, gdy zaczyna się wchodzić w dorosłość i zauważa, że to wcale nie jest takie proste. Czując osamotnienie, bezradność, młody człowiek doświadcza błogości po zażywaniu jakichś narkotyków i często już mocno wchodzi w uzależnienie.

Mówił Ksiądz, że wspólnota pomaga wyjść z uzależnienia bez leków i psychoterapii. Jak to możliwe?

– Nie zaprzeczamy pewnej wartości środków farmakologicznych. Myślę, że w innych formach pomocy też niejeden człowiek znalazł ratunek, ale porównując skuteczność różnych ośrodków i Wspólnoty Cenacolo, to jest ona powalająca. Kiedy pytają siostrę Elwirę, jaką ma terapię, ona odpowiada: Nie wiem, u mnie jest Chrystoterapia – Jezus leczy. Myślę, że za mało wierzymy w to, że Jezus naprawdę dziś też uzdrawia. Siostra Elwira zawierzyła Bogu, uwierzyła w uzdrawiającą moc Jego miłości i na tym zbudowała całe Cenacolo. Rzuciła się Bogu w ramiona, bez środków materialnych, bez wykształcenia, bez przygotowania, bez jakichś metod i innych możliwości.

Można więc powiedzieć, że funkcjonowanie wspólnoty opiera się na dwóch filarach: modlitwie i pracy…

– Tak. Chłopcy i dziewczęta uczą się szacunku do pracy, do dóbr materialnych otrzymanych z Opatrzności Bożej. Wspólnota nie ma żadnych zabezpieczeń finansowych. Ponad 60 domów na świecie tak funkcjonuje. Ci młodzi ludzie w Cenacolo – a są ich tysiące – nie są głodni, żyją w ładnych domach, które sami remontują.

Bóg posługuje się ludźmi dobrej woli, troszczy się o wszystko i daje to, co potrzebne do życia. Myślę jednak, że w drodze przez Cenacolo dla każdej z tych uzależnionych osób punktem zwrotnym jest moment spotkania z Jezusem. Przychodzą ludzie z marginesu, poranieni, którzy otarli się o zło, i dostają do ręki różaniec. Maryja spokojnie przygotowuje miejsce dla Jezusa, doprowadza ich do adoracji i szczerego stanięcia przed Nim. Czują się wtedy bezpiecznie. Bóg ogarnia ich swoim miłosierdziem i wskazuje drogę. To doświadczenie powoduje, że chcą żyć i nabierają nadziei.

Czy każda osoba uzależniona od razu trafia do wspólnoty, czy w jakiś sposób musi się przygotować?

– Wspólnota opracowała system, który dostosowuje się w zależności od potrzeb danej osoby. Nie przyjmuje narkomanów prosto z ulicy, tylko próbuje wzbudzić w nich wolę zmiany. Odbywają się więc tzw. kolokwia, na które przyjeżdżają osoby chcące wstąpić do Cenacolo. Jest to cykl od kilku do kilkunastu spotkań. Chłopcy, którzy są we wspólnocie, rozmawiają z nimi, dają różne zadania, by ich motywacja była szczera i żeby sami podjęli decyzję. Czasem jest tak, że rodzice zmuszają młodego człowieka, by podjął leczenie. Zdarza się, że wspólnota proponuje im drastyczne kroki, gdy sam uzależniony ucieka przed odpowiedzialnością, chroniąc się we własnym domu.

Jakie kroki?

– Proponuje się wyrzucenie z domu tego młodego człowieka. Rodzice muszą postawić sprawę jasno: albo idziesz do wspólnoty, albo idziesz na ulicę. To jest dla nich ogromny ból, ale często jedyny ratunek. Kiedy straci zabezpieczenie finansowe i schronienie, to nie ma innej alternatywy, tylko Cenacolo. Wspólnota nie jest zamknięta. To są otwarte domy, gdzie jeden drugiego prowadzi. Ale musi być decyzja woli, że ja chcę przyjść i przynajmniej jakiś czas w niej być.

Kiedy młody człowiek wstępuje do Cenacolo, dostaje „anioła stróża”. Kim jest ten „anioł stróż” i jakie ma zadanie?

– Mówiliśmy, że przyczyną uzależnienia jest brak miłości i samotność. Zatem pierwszą przestrzenią spotkania jest obecność drugiej osoby. Tym „aniołem stróżem” jest jeden z chłopaków ze wspólnoty. On sam też potrzebował kiedyś takiej pomocy, a teraz już zna zasady i jest zdecydowany, że chce iść dalej tą drogą. Dostaje pod opiekę chłopaka, który często przychodzi zbuntowany. Tak jak mama czy ojciec próbuje przy nim być przez 24 godziny na dobę. Znosi wszystkie jego zachowania i wybuchy emocji. Myślę, że ten „anioł” bardziej cierpi niż osoba przez niego pilnowana. Jeden i drugi uczy się bycia sobą, uczy przyjaźni i miłości, która wiele wymaga. Człowiek prowadzony tak przez kilka miesięcy zaczyna rozumieć, na czym polega prawdziwa miłość. Zaczyna też sam być dla wspólnoty.

Dziękuję za rozmowę.

 

Źródło: Magdalena Buczek