JustPaste.it

Punkt widzenia zależy od punktu siedzenia

A gdyby tak czasem spojrzeć od innej strony? Może zobaczylibyśmy, że czasem stanowisko zupełnie odmienne od naszego też może być słuszne.

A gdyby tak czasem spojrzeć od innej strony? Może zobaczylibyśmy, że czasem stanowisko zupełnie odmienne od naszego też może być słuszne.

 

Czemu tak usilnie trzymamy się naszego zdania, podczas gdy nawet niewielka zmiana punktu odniesienia może zmienić zupełnie nasze postrzeganie danej sprawy.

Otóż właśnie. Kilka prostych przykładów z mojego podwórka:

- Kwestia rolników.

Gdy mieszkałam w mieście i pracowałam na etacie bulwersowało mnie, że rolnicy mają przywileje na KRUSie, że dostają dotacje unijne do upraw, że nie muszą płacić podatków i nie rozliczają się z Urzędem Skarbowym… itd.

Gdy zamieszkałam na wsi i zaczęłam prowadzić gospodarstwo moje zdanie gwałtownie uległo zmianie. Po pierwsze okazało się, że nie wiedziałam wszystkiego na temat rolnictwa, np. tego że:

- owszem KRUS jest tańszy, ale też bardzo niesprawiedliwy, nie zależy ani od wielkości gospodarstwa, ani od tego co na nim robisz i jakie masz dochody (podobnie jak ZUS u przedsiębiorców, tyle że przedsiębiorca jak mu nie idzie, czy nie ma sezonu – zawiesza działalność  i w czasie zawieszenia nie płaci – na KRUSie nie ma takiej możliwości), poza tym świadczenia z KRUSu są praktycznie zerowe w czasie choroby (obecnie kilka zł dziennie) i minimalne przy przejściu na rentę,

- dotacje dla rolników owszem są, ale to nie jest tak pięknie jak mówili w TV – wiele osób nie spełnia kryteriów, żeby się załapać, w dodatku są to wyłącznie zwroty części inwestycji w bliżej nieokreślonym czasie, nic się nie dostaje ot tak…

- rolnicy po osiągnięciu pewnego pułapu przychodów również rozliczają się z US i wchodzą w podatek VAT, a ponieważ obecnie wiele wypłat od odbiorców plonów odbywa się za pośrednictwem banków – rolnicy często w ten VAT wchodzą,

- rolnictwo to loteria – nie ma możliwości ubezpieczenia plonów (tzn. można, ale ceny takich ubezpieczeń są nierealnie wysokie, nie wiedziałam tego wcześniej), nigdy nie przewidzisz jakie ceny będą na dane płody rolne w następnym roku itp.,

- uprawa ziemi to ciężka praca – nie tylko fizyczna, wymaga dobrej organizacji, specjalistycznej wiedzy i planowania – dziwne, prawda?

No i teraz mam inne zdanie na temat rolników nierobów – uważam, że to trudna praca, często wiążąca się z ryzykiem, że w danym roku nie będzie z ziemi dochodu. No ale nikt nikogo nie zmusza do bycia rolnikiem. No i nie przeczę - i w tej branży nie brak cwaniaczków i oszustów.

- Kwestia założenia rodziny i bycia na swoim.

Gdy byłam świeżo upieczoną stażystką i nie myślałam o założeniu rodziny uważałam, że rodzinę każdy zakłada na własną odpowiedzialność – nie masz kasy nie mnóż się, bulwersowałam się, że ktoś żąda dłuższych urlopów macierzyńskich, wsparcia finansowego dla wychowujących matek, przywilejów dla rodzin z dziećmi. A teraz zmieniłam zdanie, bo w wieku prawie trzydziestu lat uznałam, że czas na rodzinę (bo też przyszło coś w rodzaju instynktu macierzyńskiego, no i świadomość, że ile jeszcze będę zwlekać – do czterdziestki? pięćdziesiątki?,  a poza tym zakochałam się zwyczajnie i na dobre ). Wzięłam ślub - wykończyliśmy dom, mieliśmy dobrze rokującą firmę, ziemię do zagospodarowania, było ok finansowo. No i urodziłam córeczkę. I super. Tyle, że zaczął się kryzys, więc było różnie, czasem nie mieliśmy zleceń, ja z małym dzieckiem, bez macierzyńskiego (moje zaniedbanie – byłam na wtedy na niższym ZUSie dla nowych przedsiębiorców i nie wiedziałam, ze będąc na macierzyńskim dostanę świadczenia w wysokości 350 zł, z tego musiałam opłacić składkę na ubezpieczenie zdrowotne do ZUS, więc zostało mi 100 zł, nie wiedziałam, ze świadczenia są tak niskie, bo w czasie ciąży, ja głupia torba, nie korzystałam ani razu ze zwolnienia lekarskiego ). Zaczęliśmy się rozglądać za dodatkową pracą, ale wiadomo – kryzys i pracy nie było, więc postanowiliśmy się bardziej rozprzestrzenić z naszą działalnością – było trudno. Nie wspominam już o podwyżkach cen – każdy, kto sam robi zakupy i płaci rachunki, zauważył jak bardzo wszystko podrożało. I w tym trudnym okresie nieraz przyszło mi do głowy, że nasze Państwo nie pomaga przeciętnej rodzinie w żaden sposób, polityka państwa absolutnie nie jest prorodzinna. My sobie poradziliśmy, bo mamy też rodzinę, która nam nieraz pomogła w trudnych chwilach, a i my się  nie lubimy poddać. Są jednak sytuacje, gdy rodzina potrzebuje choćby chwilowego wsparcia, czy przywilejów, aby móc funkcjonować. Ja za moją przedsiębiorczość – za to że założyłam firmę i sama zajęłam się swoim zatrudnieniem, a nie czekałam aż mi ktoś dogodzi odpowiadającą mi pracą, dostałam figę z makiem. No ale nikt mi nie kazał iść na swoje… Tyle, że jeśli Państwo nie zacznie zachęcać młodych ludzi do zakładania rodzin, nie zrobi czegoś, aby mieli oni poczucie stabilizacji i możliwość rozwoju – to przyrost naturalny raczej nie wzrośnie, a młodzi ludzie nie powrócą z emigracji. Wiele młodych ludzi nie zakłada rodziny w Polsce, bo się po prostu boi, że się obudzi z ręką w nocniku. W wielu przypadkach nie jest tak, że myślą tylko o sobie i swojej wygodzie i dlatego nie chcą mieć dzieci. Oni myślą racjonalnie – nie podejmują wyzwania, jakim jest rodzina, ponieważ obawiają się, że nie są w stanie mu sprostać. Podobnie jest z założeniem własnej działalności - ludzie w naszym kraju boją się, że nie podołają wygórowanym obowiązkom "papierologicznym" i nie dadzą rady zarobić na świadczenia odprowadzane z tytułu prowadzenia własnej działalności.

- Zatrudniać młode kobiety czy nie.

Gdy szukałam pracy wściekałam się na potencjalnych pracodawców, że pytają, czy mam męża i  czy planuję dzieci (byłam świeżo upieczoną mężatką w tym okresie) i oczywiście odchodziłam z kwitkiem. Uważałam, że nie maja prawa o to pytać i powinni oceniać moje kompetencje, a nie plany na bliżej nieokreśloną przyszłość. Byłam rozgoryczona, gdy dowiadywałam się, że zamiast mnie pracę dostała studentka z drugiego roku, bez doświadczenia, bez wykształcenia.

Teraz sama mam firmę i małe dziecko. Jestem potencjalnym pracodawcą i mamą, która wie, jak absorbująca jest opieka nad dzieckiem. Wiem też, że jak pracownik pójdzie na zwolnienie, to pracodawca pierwsze 30 dni wypłaca mu pensję i płaci świadczenia z własnej kieszeni, mimo że w tym czasie zostaje faktycznie bez pracownika. Wiem jak to jest, gdy pracownik nie przyjdzie nagle do pracy bo "coś" – on ma prawo i ma stałą pensję, a ja wtedy muszę sama zarobić na siebie i na chorego pracownika. I teraz mam już inne zdanie – też nie zatrudniłabym młodej kobiety, która ma w perspektywie małżeństwo i dziecko. Rzeczywistość.

A nasze państwo chroni tylko niedysponowanego pracownika – nie zabezpiecza w żaden sposób pracodawcy. W tym kraju nie wspiera się ludzi przedsiębiorczych – raczej się ich "upupia" głupimi przepisami, licznymi obciążeniami i obowiązkami wobec mnogich w naszym kraju urzędów.

Mogłabym podać jeszcze kilka innych przykładów, ale nie będę już marudzić. Wniosek jest jeden: punkt widzenia zależy od punktu siedzenia.

Ja, po tych kilku zmianach własnego punktu odniesienia, staram się nie zabierać głosu w sprawach, które mnie nie dotyczą i których nie doświadczyłam – bo można się bardzo pomylić. Słysząc inne zdanie na temat, który mnie dotyczy, od osoby znajdującej się w innym położeniu, próbuję je uszanować i zrozumieć. Choć czasem jest trudno, ponieważ ludziom zdarza się mieć poglądy naprawdę debilne… Czasem ludzie prezentują postawy bardzo dziwne i irracjonalne, ale to już problem socjologów, psychologów, a i zdarza się, że również psychiatrów.

Na dotyczące nas problemy patrzymy zwykle bardzo subiektywnie i często ślepo bronimy swoich racji, nie zwracając uwagi, że czyjaś odmienna opinia wynika z innej sytuacji i doświadczeń życiowych osoby, która ją wygłasza. Może być tak, że mamy inne zdania, ale oba są słuszne. A dodatkowo my sami często zmieniamy własne zdanie, bo zmienia się nasza sytuacja życiowa, dojrzewamy lub uwsteczniamy się (bo to też się zdarza niestety) i świat staję się inny. I chyba na tym polega dojrzałość, żeby tą zmienność zaakceptować, a nie stać przy swoim i być upartym jak osioł w imię źle pojętej obrony własnych przekonań i źle rozumianej konsekwencji – jestem konsekwentny, więc nie zmieniam zdania!  - trochę to głupie dla mnie – ja tam zmieniam zdanie, bo jestem otwarta na logiczne i życiowe argumenty.

I tego Wam życie – bądźcie otwarci na poglądy innych, ale nie wstydźcie się pokazywać swojego punktu widzenia, ani tego, że czasem się on zmienia. Tak bywa.

Anetta Stępnik