JustPaste.it

Matki! – nie słuchajcie głupich porad.

Ponieważ wydawało mi się, że przed podjęciem się nowych zadań w życiu, należy się najpierw przygotować merytorycznie, zawsze sięgałam po różnego rodzaju podręczniki...

Ponieważ wydawało mi się, że przed podjęciem się nowych zadań w życiu, należy się najpierw przygotować merytorycznie, zawsze sięgałam po różnego rodzaju podręczniki...

 

Podobnie było, gdy miałam zostać mamą. Przeczytałam sporo literatury dotyczącej różnych aspektów macierzyństwa. Uznałam, że w ten sposób przygotuję się do wychowania dziecka, dowiem się czegoś pomocnego i mądrego. Otóż pomyliłam się.

Zrozumiałam to, gdy urodziła mi się córka, która nie podlegała żadnym podręcznikowym klasyfikacjom niemowląt, a porady w nich zawarte obalała jedną po drugiej…

I wreszcie natrafiłam na zdanie mądrego pisarza, Janusza Korczaka, które brzmiało mniej więcej tak: „Jak ktoś, kto mnie nie zna, nie zna mojego dziecka, może mi mówić, jak mam je wychowywać?” No właśnie!

I dlatego zrobiłam ranking rad, które w moim przypadku okazały się najbardziej debilne:

Rada nr 1: Musisz się gdzieś wyrwać (fryzjer, kosmetyczka, herbatka z koleżanką), bo wtedy naładujesz baterie – no i się wyrwałam, i do fryzjera poszłam i do kosmetyczki (choć wcześniej byłam w tych instytucjach może 10 x w swoim trzydziestoletnim życiu i jakoś mnie to nigdy nie relaksowało... tak jestem kobietą, ale nie lubię jak ktoś mnie obcy maca mnie po twarzy i głowie) i kilka razy wyszłam z koleżanką – kilka razy na godzinę (więcej nie dało rady) i siedziałam jak na szpilkach, bo wiedziałam jak moja mała nie lubi się ze mną rozstawać i jakoś nie czułam się naładowana i zrelaksowana, uznałam, że nie umrę, jeśli przez dwa czy trzy lata nie będę wychodzić bez dziecka wieczorkiem, bardziej mnie relaksuje, jak koleżanka przyjdzie do mnie – widzę co robi córka, a i mogę porozmawiać z dorosłą osobą i jakoś nie rozumiem tego pomysłu „wyrywania się” – chciałam mieć dziecko, a teraz muszę się „wyrywać”, bo tak mi bardzo przeszkadza? A za parę lat ono mi powie: „Mamo! Nie przeszkadzaj, ja się chcę sama bawić” – i role się odwrócą.

Rada nr 2: Śpij jak najwięcej, odpuść sobie , nie jesteś supermenem – przecież wiem, że nie jestem supermenem, ale niektóre rzeczy same się nie zrobią, nie we wszystkim może cię wyręczyć mąż, mama, babcia, ciocia koza z bździny… A co do spania – moja córka przez pierwsze 20 miesięcy swojego życia spała jednym ciągiem góra 2 godziny, w dzień bardzo mało i bardzo czujnie – nie miałam szans się wysypiać i musiałam to zaakceptować (nie było opcji, żeby spała z kimś innym niż ze mną, nie tolerowała innych osób w czasie snu i do dziś – ma trzy latka - w nocy musi być mama); czasem przyjeżdżały babcie, żebym rano mogła te trzy godzinki odespać po kolejnej zarwanej nocy (i patrz rada nr 3).

Rada nr 3: Poproś o pomoc rodzinę, koleżanki – pierwsza opcja – mało sprytna, ponieważ dziadkowie rozpieszczają ukochane dziecko (takie prawo dziadków), nie stosują twoich metod wychowawczych, bo przecież mają swoje i oni wyjeżdżają, a ty zostajesz z księżniczką sama. Dziadkowie są fajni na krótką metę i do zabawy, są do rozpieszczania, a nie do opieki, do opieki nad dzieckiem są rodzice (oczywiście zdarza się, że babcia opiekuje się dziećmi i się to sprawdza, znam taki jeden przypadek); opcja druga  - „koleżanki” – a niby czemu mam uszczęśliwiać koleżanki swoim dzieckiem? I w tym miejscu dziękuję Magdzie i Kasi! Ale nie każdy ma taką Magdę, czy Kasię w zanadrzu. A poza tym nie lubię wykorzystywać ludzi. Tak jakoś mam. A Kasia i Magda mają swoje obowiązki.

Rada nr 4: Zaangażuj męża – fajnie jak mąż może pomóc, ale chyba ktoś musi pracować, żeby drugi ktoś mógł jeść; dobrze, gdy ojciec czuje więź z dzieckiem, ale z doświadczenia własnego wiem, że to on buduje ją sam, we własny sposób i we właściwym sobie czasie. Mężczyzna często naprawdę się boi takiego maluszka i nie potrafi cię na początku wyręczyć, ale jak mu pozwolisz działać tak jak umie, to w niejednym ci pomoże. Warto wiedzieć, że więzi ojca i dziecka nie zbuduje trucie matki.

Rada nr 5: Nie zapomnij o podtrzymywaniu więzi małżeńskich, wyjdźcie gdzieś razem – no przez ponad dwa lata się nie udało nam wyjść na dłużej niż godzinę (i to też kilka razy)  i jakoś żyjemy, i to obecnie całkiem dobrze. Okazuje się, że porozmawiać z mężem można też we własnym domu i przy dziecku. Musieliśmy pogodzić się z faktem, że nasza córka nie jest w stanie zostać z dziadkami wieczorem (a w dzień pracujemy, często również w dni tzw. wolne), to jest dla niej pora kryzysu i ja nie mam przepustki na ten czas.

A poradniki? Często w jednym piszą tak, a w drugim zupełnie odwrotnie. I w każdym dają piękne przykłady z życia i przytaczają wyniki badań oraz eksperymentów przeprowadzonych przez super niańki, prowadzone na bezbronnych rodzicach.

Jaki morał z tego? Dla mnie taki, żeby nie czytać głupot i robić to, na co pozwala sytuacja i zrozumieć prosty fakt, że decydując się na dziecko, przez pierwsze lata jego życia, twoje życie będzie zależne od jego temperamentu oraz charakteru. A dobre rady z podręczników, jak wychowywać niemowlaka, to często przykłady tresury, bo wychowywać można starsze dziecko. Niemowlę można próbować tresować (z różnym skutkiem), czego nie radzę, lub się własnego dziecka nauczyć, zaakceptować i działać zgodnie z jego i swoim rytmem (co nie znaczy rozpuszczać), a na wszystko przychodzi właściwa pora – na odstawienie od piersi (butelki), na zabranie smoczka, na nocniczek, na samodzielne spanie – wiem, bo sprawdziłam.

Anetta Stępnik