JustPaste.it

Zen garden- opowiadanie

To jest opowiadanie, proszę o ocenę. jeszcze nie dokończone

To jest opowiadanie, proszę o ocenę. jeszcze nie dokończone

 

 

I.

  Wróciłam do domu, pełna łez i frustracji. Mój ostatni dzień w pracy.. Nikt mnie już nie chciał.. Stwierdzili, że mam za małe doświadczenie i wywalili mnie. Zostałam na bruku, z liczbą niewielkich oszczędności. Było ciężko uwierzyć, że po dziesięciu latach tak rzetelnej roboty mogło mnie coś takiego spotkać. Ale cóż, na świecie wszystko jest możliwe, szczególnie gdy w rolę wchodzą pieniądze. Starałam się już nie myśleć o tym, ale żal jaki miałam do swego szefa dawał się we znaki.

  Następnego dnia poszłam do swojej przyjaciółki. Siedziała jak zwykle zaczytana w  swoje archiwa, przeglądając coś  na temat krajów, w których panował buddyzm. Nie rozumiałam czemu się tym tak fascynuje i co jest powodem, dlaczego została kulturoznawcą. Nie miała z tego dużej kasy a jednak było to jej prawdziwe hobby i naprawdę ją to pochłaniało.

  Spojrzała na mnie trochę roziskrzonymi oczyma i uśmiechnęła się, gdy znalazłam się u progu drzwi.

- Witam cię Wiktoria. Cóż to spowodowało, że wpadasz niezapowiedziana?

  Trochę zdenerwowałam się tym pytaniem. Jak to co, wywalili mnie, myślałam, pozbawili pracy którą kochałam, pracy tłumacza dla której poświęciłabym wszystko.

- Nic szczególnego, chciałabym się napić tej herbaty o której mi ostatnio opowiadałaś. –wypaliłam bez namysłu. Sylwia zamrugała oczami lekko zdumiona: „Tak tak, ty i moja herbatka, od kiedy ty lubisz moją herbatkę?” – z pewnością pomyślała sobie w ten sposób.

  Bez słowa jednak wyruszyła w kierunku kuchni. Od zawsze podziwiałam dom mojej koleżanki. Miała niezwykłe wyczucie smaku. Z zewnątrz budynek nie wyglądał okazale, ale pobyt w środku od początku był niesamowitą przygodą. Na początku ją wyśmiałam, gdyż nie rozumiałam czemu ten dom wygląda tak a nie inaczej, ale kiedy bliżej poznałam Sylwię, rozumiałam, że większość rzeczy, które mnie zainspirowały, pochodziły z azjatyckich krajów, w których Sylwia często przebywała jeżdżąc na różne delegacje z wycieczkami.

  Wchodząc od strony drzwi frontowych widać było ogromny posąg w kształcie lwa z opartą prawą łapą na maleńkiej kuli oraz z rozkoszną kręconą grzywą. Jego oczy patrzące w górę wprowadzały w  majestatyczne uczucie jakby duchowej łączności między ziemią a niebem. Łapy bardzo szerokie, z wystającymi pazurami dodawały respektu w stosunku do natury, czego od zawsze uczyła mnie też moja przyjaciółka. Cały posąg zrobiony był z jasnego kamienia, który przyjemnie kontrastował z zielonymi ścianami korytarza. Na ścianach wisiały drobne przedmioty przywiezione z Indii, takie jak lśniące kamienie lub błyszczące korale, których kształty tworzyły harmoniczną mozaikę. Całość natomiast zdawała się być tajemnicą i z pewnością reklamowała zdolności wyczucia piękna, jakie od zawsze przejawiała moja przyjaciółka. Dalej idąc korytarzem, zaczynał się on delikatnie zawężać, gdyż ściany zmieniały swoją barwę, przechodząc nagle od zielonej w ciemny rubin. Ten kontrast stwarzał wrażenie jakby „zwężonego korytarza”, w którym na końcu paliła się jasna świeca, a na środku stał posąg Buddy. Nie rozumiałam tego, jako że wiedziałam iż Sylwia jest zapaloną chrześcijanką, ale ona stale powtarzała, że posiadanie w domu takiegoż posążku nie oznacza iż zamierza zmienić wiarę, ale to, że filozofia buddyjska zawsze ją fascynowała, więc chciała mieć coś związanego z daną religią.

  - Przynieść ci naprawdę tą herbatkę? – zapytała przyglądając mi się głęboko w oczy.- Nie wiem czy ci posmakuje bo pomieszałam ja z liśćmi miętowymi, a ty, słyszałam, nie lubisz mięty.

 To mnie nie obchodziło, chciałam jedynie wygadać się przyjaciółce o utracie pracy i poczuciu bezsensu życia.

- Ależ chcę. – Odparłam spuszczając oczy i wlepiając je w podłogę.

  Wiedziałam, że Sylwia wie iż chcę jej coś powiedzieć. Patrzyła na mnie i w końcu nie wytrzymała bo zapytała:

- No powiedz wreszcie o co chodzi, przecież znam cię dobrze Wiki. Wiem, że nie znosisz mojej herbaty i że to nie ona cię tutaj sprowadza.

  Przełknęłam ślinę i odpaliłam:

- Wyleli mnie z roboty. Jak ja się teraz utrzymam..nie wiem co dalej będzie, przyjdzie iść z torbami. – Powiedziałam smutnym głosem. Wiedziałam, że nie będzie tak źle i że znajdę sobie nową pracę, ale tamtą tak bardzo polubiłam i nie mogłam się pogodzić z tym, że mój własny szef nie miał do mnie zaufania. Pewnie ktoś z roboty naplotkował na mnie, bo cały czas tak bardzo się starałam i naprawdę nie rozumiałam o co chodzi i czemu wylądowałam na bruku od tak, w ciągu jednej doby, bez uprzedzenia mnie wcześniej.

- Oj nie marudź. – Sylwia uśmiechnęła się.- To nie jest koniec świata. Ja już tyle razy zmieniałam pracę i jedną nawet bardzo pokochałam bo miałam w niej możliwość spotykania niezwykłych ludzi.. Niestety wzięli kogoś innego na moje miejsce.. Jak się potem okazało osobie tej zależało jedynie na zbiciu fortuny a nie na pasji samej w sobie i rok później firma upadła.. Także Wika, głowa do góry, znajdziesz świetną robotę i zobaczysz, że się ułoży. Nie raz miałam doła z powodu niezrozumienia i u szefa i u jego bliskich pracowników. Niestety trzeba się wziąć za siebie i iść dalej, a na to co było po prostu splunąć, to nie jest warte kiwnięcia palcem. Jesteś dobrym pracownikiem i każdy chciałby cię mieć w swojej branży.

 Zaśmiałam się. Sylwia naprawdę nie rozumiała co mówi. Jak to mnie przyjmą? Teraz nie liczy się uczciwość, ale to czy ktoś jest sprytny i czy umie się odnaleźć. To czy ktoś w coś włożył całe swoje serce naprawdę nie ma już znaczenia.

- Sylwia, ty głuptasie.. Słuchaj to nie będzie takie proste. Bardzo bym chciała znaleźć coś takiego dzięki czemu odżyję. Ty masz pasję i jakoś ci się układa, raz lepiej raz gorzej ale zobacz jaka jesteś rozpromieniona.

- Ej kobieto. – nie dokończyłam, bo mi przerwała i ciągnęła bardzo ostrym, podniesionym głosem.- Co ty wydumujesz? Bo już teraz cię w ogóle nie rozumiem?! Przecież kochasz język angielski, chcesz tłumaczyć i jesteś w tym dobra, więc nie mów, że twoja praca nie jest twoim marzeniem.

  Zawstydziłam się, ale znałam odpowiedź i odparłam również ostro:

- Sylwia, to nie jest tak! Ja robię to, co się opłaca a nie koniecznie to, co kocham. Wtopiłam się w stereotypy i w to, co świat uznaje za dobre i stosowne, a tak naprawdę może dlatego mnie wywalili, bo nie mam już takiego zapału jaki miałam dziesięć lat temu jak zaczynałam pracę. Już pod koniec, szczerze, to nic mi się nie chciało.

  Sylwia się roześmiała i rzekła z podekscytowaniem:

- A więc powinnaś być kulturoznawcą, to by było coś dla ciebie. Ta robota nigdy nie jest nudna i cieszysz się nią nawet za mniejsze pieniądze. Tylko czasami wycieczki przynoszą duży dochód, ale uwierz mi, jest wspaniale. Każdy dzień w nowym kraju, który cię inspiruje, powoduje że zdobywasz nowe doświadczenie, odkrywasz szersze horyzonty, nie ograniczasz się do tego co inni powiedzą. Dlatego tak bardzo to kocham i chcę to kontynuować do czasu, aż mnie skurczy do samej ziemi. Może czasami ci się wydaje, że to bezsens, ale po jakimś czasie rozumiesz, że nie zmarnowałaś życia i przeżyłaś je robiąc to co kochałaś.

  To co mówiła Sylwia miało swoją mądrość i rację. Niestety nie byłam w tym przekwalifikowana i czułam, że nie mam tyle energii co ona. Nie chciałam iść na głęboką wodę, a poza tym, do czego muszę się przyznać, bałam się, że nie będę w tym tak dobra, jak moja przyjaciółka. Ten pomysł odpadał więc już od pierwszej chwili, gdy o nim wspomniała.

 - To nie jest dla mnie, ale dzięki za propozycję. – Miałam prawdopodobnie kwaśną minę, ale nic nie szkodzi czy nawet ją zauważyła czy nie. Powinna wiedzieć, że nie wszystko to, co ona robi jest dobre dla innych. Nie każdy jest stworzony do latania po świecie jak bezwolny ptak.

- Jak uważasz. Ty zawsze wiesz lepiej. Ja tylko doradziłam. – Odparła z wyrazem zawodu na twarzy. Nie obchodziło mnie jednak czy jest zadowolona z tego czy nie, że odmówiłam współpracy. To naprawdę był głupi pomysł i z pewnością nie dla mnie.

  Wyszłam od Sylwii wcześniej niż się spodziewałam. Chłodny wiaterek delikatnie muskał mnie po plecach. Wiedziałam, że zbliżało się lato i nadchodziły upały, słońce bowiem przyświecało z coraz większą siłą i z każdym dniem było coraz niżej nad ziemią. Niestety, dzisiaj miałam wszystko gdzieś. Nic mnie nie obchodziło, nie miałam planu na życie, nie wiedziałam co mnie spotka i jak to wszystko będzie wyglądać za miesiąc. Wróciwszy do domu, zrobiłam sobie gorącą kąpiel i poleżałam w wodzie prawie godzinę. Poczułam się po tym trochę lepiej, ale wraz miałam niedosyt. Nie lubiłam nic nie robić, ale mimo wszystko nie godziłam się na takie przekwalifikowanie umiejętności jakie proponowała Sylwia. Wolałam robić to, co się opłacało i z samego rana nazajutrz zamierzałam udać się do urzędu pracy. Chciałam dostać cokolwiek, niekoniecznie już pracować jako tłumacz, oby tylko coś robić i nie myśleć o swoim pustym, beznadziejnie samotnym życiu.

 

 

 

II.

 

  Wstałam jak zazwyczaj, pełna wigoru i entuzjazmu, dopóki.. no właśnie.. dopóki nie przypomniałam sobie o tym, co się wczoraj stało. Myślałam już o wszystkim, nawet o tym, żeby podać firmę do sądu: co oni sobie myślą, żeby w ciągu jednego dnia po tak długim stażu i zdobytym doświadczeniu wywalić kogoś z roboty? Oczywiście: pieniądze. Zbyt dużo ich kosztowałam, a w dodatku byłam bardzo uczciwa i nie robiłam dla firmy żadnych przekrętów. Te rzeczy na pewno bardzo bolały mojego szefa. Postanowiłam przyjąć porażkę z pokorą  i dać sobie z tym wszystkim spokój. Nic nie mogłam wskórać, nie miałam żadnych znajomych ani w sądzie ani poza nim, żadnych adwokatów i prokuratorów, chciałam jedynie spokoju więc zdecydowałam się wyciągnąć w najbliższym czasie jedynie najniższe odszkodowanie krajowe, aby starczyło mi na pół roku dopóki nie znajdę kolejnej pracy.

 

 Po południu ruszyłam w stronę urzędu pracy. Gmach budynku był położony w środku miasta, w którym mieszkałam już od dzieciństwa. Moi rodzice przeprowadzili się ze wsi gdy byłam małym dzieckiem, czego nie mogę zrozumieć. Pamiętam dobrze jazdę konną, której uczyłam się u mojego dziadka i któremu bardzo zależało by jego wnuczka Wiki miała w tym jak największe doświadczenie. Może dzisiaj byłabym instruktorką..? Tak bardzo kochałam konie jako dziecko, czułam że to byłaby pasja mojego życia, ja oczywiście robiłam to co się opłacało i nie wróciłam już do dawnych zajęć. Nie dlatego że się wstydziłam, ale że nie było żadnej stadniny w mieście w którym mieszkałam. To miasto które mnie właśnie otaczało było dla mnie tak bardzo zacofane: żadnej dobrze płatnej pracy, a jeśli była już płatna to wymagano w niej przekrętów i sprytu, czego oczywiście mi od zawsze brakowało. No cóż, trzeba wstać i jednak ruszyć w poszukiwaniu jakiegoś zajęcia, nie mogę od tak po prostu się poddać bo mnie ktoś nie poszanował, jego sprawa i jego życie. Żadna firma która robi przekręty nie wyjdzie na dłuższą metę na prosto. Nie miałam więc czego żałować. Po dłuższym przemyśleniu zrozumiałam, że fakt iż straciłam pracę był jedynie bodźcem do nowych zmian i nowej akceptacji samej siebie.

  Będąc w urzędzie otrzymałam odpowiedź: „Nie ma żadnej pracy, nawet dla kogoś z pani wykształceniem”. Nie wiedzą nawet czy w najbliższym czasie coś będzie. No trudno, nie to nie. Nie zamierzałam nad tym płakać. Martwiło mnie jedynie to, że po jakimś czasie skończą mi się oszczędności. Mój tata wyjechał za granicę, mama również. Mają swoje życie. Opuścili to beznadziejne miasto bez przyszłości i oddali mi swój dom, a resztę odpowiedzialności oferowali w moje ręce, a ty sobie dalej ze wszystkim radź sama.

  Po drodze do domu zobaczyłam Sylwię, niosła w ręku jakieś kwiaty i była nad wymiar zadowolona. Nie rozumiałam czemu. Nie było nawet pięknej pogody bo zbierało się jakby na deszcz. Niebo pociemniało i chmury zebrały się piętrząc się na niebie coraz bardziej. Było ciepło, wręcz parno i  pewnie szykowało się na burzę. Wierzchołki drzew sczerniały i zaczęły się delikatnie kołysać w podmuchu nadchodzącej wichury. Nie przerażało mnie to, bardziej bałam się myśli o swoim nadchodzącym bankructwie.

  Sylwia pierwsza mnie zaczepiła, szła równym krokiem i podśpiewywała wesoło.

- Witam cię bardzo Wiktoria! Czemu masz taką posępną minę, stało się coś?

  Otóż się stało, pomyślałam sobie, żebyś wiedziała ile się dzieje i jak mnie to wszystko przybiło.

- Nic szczególnego. – Odparłam spokojnie patrząc się na schodzące nieopodal błyskawice, które zdawały się pojawiać na czarno chmurnym niebie. – Nie ma roboty. I nie będzie w najbliższym czasie.

  Sylwię to nie zmartwiło. Uśmiechnęła się szeroko i powiedziała na domiar wesoło:

- Nic się nie martw. Jutro polecimy do Birmy.

  Nogi ugięły się pode mną. Co ona znowu wymyśla, do jakiej Birmy, najlepiej jeszcze na koniec świata.. Byłam zdziwiona i bardzo wkurzona. Nie rozumiałam zamiarów swojej przyjaciółki.

- No co nic nie odpowiadasz? – Popatrzyła na mnie swoimi wytrzeszczonymi oczami.- Czemu stoisz jak wryta? Co, nie podoba ci się mój pomysł?

  Tego już zdecydowanie za wiele. Teraz zaczynała sobie robić ze mnie żarty. Ciekawe czy w ogóle gdzieś jedzie, czy może zamierza sobie tylko  kpić ze mnie. Postanowiłam wszystko wybadać.

- No słucham, opowiedz mi w jakim celu tam jedziesz? Uśmiechnęłam się szyderczo i wlepiłam swoje ciekawe oczy w przyjaciółkę. – No powiedz mi do jakiej to Birmy uciekamy?

- No nie wiesz nic na temat Azji Południowo- Wschodniej?- Znowu wytrzeszczyła te swoje ciemne oczy. Już nic nie rozumiałam, czy ona miała mnie za niedorozwiniętą?

- Sylwia, albo mi normalnie teraz powiesz, albo idę sobie i już więcej nie będziemy się kolegować. – W końcu nie wytrzymałam. Musiałam wiedzieć o co jej chodzi, wiem, że czasem miewała niewyparzony język ale powinna mi powiedzieć b skoro zaczęła wymawiać a.

- No już opanuj się, spokojnie. – Uśmiech z twarzy mojej przyjaciółki raptownie zniknął. – Przepraszam za moje zachowanie, ale jestem taka podekscytowana tym wyjazdem. I jestem pewna, że ciebie także przekonam byś ze mną poleciała. Jutro wylot z samego rana. Chodź do mnie na herbatę, to wszystko ci opowiem. Upss- Tu Sylwia delikatnie się uśmiechnęła- Zapomniałam że nie lubisz herbatki. No nic, podgrzeje najwyżej trochę piwa i wypijamy sobie grzanego? Co ty na to?

 Co ja mogłabym na to.. To miło z jej strony, że chciała mi pomóc i uratować mnie od klęski ale życie u jej boku też będzie tylko wegetacją. Mimo to, zdecydowałam się na grzanego bo już od dawna nie piłam piwa. Wyruszyłyśmy w kierunku mieszkania Sylwii. Nadal nie rozumiałam w czym ja mogę być jej pomocna w trakcie tego wyjazdu. Wymyślałam sobie szereg wytłumaczeń w trakcie tegoż spaceru: może naprawdę chciała mi poprawić humor albo dać jakieś zajęcie bym nie wpadła w depresję jak większość ludzi po utracie dochodowej roboty. Może chciała żebym jej pomogła bo znała lepiej francuski niż angielski i obawiała się, że się zgubi na pewnym etapie podróży, a może po prostu zrobiła to z daru swojego serca? Czasami miewała takie naloty i wiedziałam, że takich spontanicznych decyzji mogłam się po niej spodziewać. Mimo wszystko chciałam jej wysłuchać i nawet zaczynałam przekonywać się co do tego wyjazdu. Jeśli tylko poda mi rozsądne powody, może dam się jakoś namówić. Nie chciałam siedzieć w domu i patrzeć się w cztery ściany. Miałam właśnie okazję odkryć trochę świata i nauczyć się czegoś nowego. Może takich zmian mi było właśnie trzeba, szczególnie w chwili gdy wszystko wyglądało w moim życiu na bardo uporządkowane i na raz runęło z ogromnym hukiem.

 

III.

  Usiadłam wygodnie na kanapie i zamknęłam oczy. Gdzieś w oddali było słychać odgłosy kroków mojej przyjaciółki. Prawdopodobnie grzała piwo korzenne. Czułam się jak w niebie, wolna, pozbawiona tego smętnego odczucia, że jutro rano muszę wstać do jakiejś nudnej roboty. Na razie mi to nie groziło, bo nie było żadnego wolnego miejsca. Takie beztroskie życie zaczęło mi się podobać, a sama myśl o wyjeździe delikatnie nakręcała. Nie dawałam jednak poznać po sobie uczuć, ponieważ Sylwia domyśliłaby się, że mam słabą wolę.

 

  - O jak się relaksuje.- Usłyszałam nad głową głos kobiecy. Zrozumiałam, że przysnęłam na chwilę, bo lekko drgnęłam. Zerwałam się w górę i spojrzałam na zegarek.

- Spałam? Przespałam aż godzinę. Gdzie piwo?

  Byłam rozkojarzona, bolała mnie głowa. Nie mogłam sobie przypomnieć co się stało, dopiero po chwili wróciła mi pamięć.

- Tak usnęłaś, nie chciałam cię budzić. Dobrze, że odpoczęłaś. Chciałam cię poinformować, że wyjeżdżamy pojutrze. Przesunęłam wyjazd byś się mogła dobrze spakować i sprawdzić ważność wizy. Mam nadzieję, że masz ważną.

  Zakręciłam się wokół, jakbym sobie nie mogła przypomnieć, że w ogóle posiadam tego typu dokument. Na szczęście przed oczami stanął mi kawałek papieru leżącego w szafie i niedawno wyrobionego.

- No masz szczęście. Bo widzę po minie, że masz wizę.- Sylwia odetchnęła z ulgą. – Inaczej musiałabyś jutro prosić firmę by ci ją wyrobiła w zamian za wyrzucenie z pracy.

- Nikogo bym nie prosiła.- Odpaliłam ostro. Byłam wściekła, że moja przyjaciółka myśli iż ja naprawdę już się zgodziłam.- Jeszcze nie jestem pewna czy pojadę. Musisz mi dokładnie wyjaśnić czemu jedziesz i czy będę coś z tego miała. Inaczej nie ruszam się z tego miasta.

  Chciałam wyglądać na stanowczą i zdecydowaną. Sylwia wiedziała jednak dobrze, że jestem uległą osobą i bardzo łatwo mnie przekonać. Wiedziała też, że ma nade mną przewagę i robiąc mi mętlik w głowie, skłoni mnie do wyjazdu.

 - Nie bądź taka sztywna. – Mruknęła- Dobrze wiesz, że chcę ci pomóc a ty możesz pomóc mi.

  Zmarszczyłam brwi. Co ona sobie myśli? Znalazła się siostra miłosierdzia. Ciekawe w czym pomóc, przecież mogę sobie również dobrze poradzić bez niej.

- Ciekawe w czym ty możesz być taka hojna. Czego sobie ode mnie życzysz?.- Zapytałam z ciekawością i ironią w głosie. Naprawdę bardzo chciałam się dowiedzieć o co chodzi i jakie są intencje mojej przyjaciółki.

- Nie bądź nie ufna.- Uspokajała mnie.- Wiem dobrze, że cenisz sobie wolność a ten wyjazd może ci dużo dobrego zrobić.

  Zaśmiałam się, ale pozwoliłam by ciągnęła dalej.

- Birma to naprawdę wyjątkowy kraj. Od zawsze marzyłam by prowadzić w niej wycieczkę. Niestety mam niedociągnięcia jeśli chodzi o angielski. Wierzę, że pojedziesz tam ze mną i będziesz mi towarzyszyła pierwszego dnia wycieczki, bo tylko wtedy cię potrzebuję. Potem nie będę już potrzebować tłumacza bo będzie samo zwiedzanie. Będziemy mogły w weekendy same wybierać się na przejażdżki. Mam książkę przewodnią. Zwiedzimy najbardziej polecane trasy.

  Tak czułam, że koleżanka będzie potrzebować mojej pomocy. Cieszyłam się, że chociaż w jednej sprawie będzie ode mnie zależna. Postanowiłam jednak nadal trzymać przewagę i ciągle zastanawiać się, czy ten wyjazd się opłaca.

- No dobra, ale powiedz mi czemu Birma to takie wyjątkowe miejsce. Kraje azjatyckie, gdzie panuje bieda a ludzie prowadzą ze sobą nieustanne walki. Co tam takiego ciekawego, no wytłumacz mi..?

  Widziałam, że Sylwia się delikatnie uśmiechnęła i z pewną siebie miną, rozpoczęła swoje ulubione zajęcie, tj. opowiadanie o kraju, o którym zaledwie słyszałam z wiadomości. Jej brązowe włosy zwykle opadały na ramię na ramię, lecz teraz wyjątkowo powiewały wkoło z powodu wiatraka, który niedawno włączyła by było nam chłodniej. W dali słyszałam, że jest już po burzy.

- Wiki, Birma to naprawdę inny kraj niż Polska. Należy do Azji więc i architektura i cała kultura tak bardzo różni się od naszej.

  Tego byłam świadoma, nic szczególnego mi nie powiedziała w tej chwili. Siedziałam jednak spokojnie i czekałam na dalszą opowieść.

- W niektórych jej zakątkach nie ma w ogóle ruchu, jest tylko błoga cisza i w oddali słyszalne ludzkie śpiewy.

  Zaczęło mnie to ciekawić. Chciałam trochę spokoju, cały ten pośpiech i zamęt naprawdę mi już doskwierał. Moja dusza potrzebowała wyciszenia. Mimo to, w głębi serca nadal nie rozumiałam, dlaczego Birma miała być „balsamem” na całe zło.

- Wystarczy, że tam pojedziesz. Nie chcę ci wszystkiego opowiadać, bo musisz z tej podróży wynieść coś dla siebie. Przeglądałam przewodnik. To będzie niesamowita podróż. Trochę niewygody i mniej luksusów, ale przecież nie tego teraz potrzebujemy.

  Byłam ciekawa, czemu Sylwia jest taka chętna na ten wyjazd. Odpaliłam więc, podejrzewając że chodzi o jej życie prywatne:

- Jedziesz tam by o nim zapomnieć, czyż tak?

  Stanęła jak wryta. Na raz zrobiła się i biała i czerwona. Chwilowo nie mogła złapać oddechu i jakby się zachwiała. Pobiegłam szybko do kuchni, nalałam wody i podałam przyjaciółce. Siedziała skulona na kanapie i głośno płakała. Już teraz miałam dowód, że nadal jej nie przeszło.

- Ciągle myślisz o nim. – Byłam przerażona. Pod otoczką takiej wesołej kobietki jak Sylwia, skrywała się ogromna tajemnica kobiety, która została niegdyś skrzywdzona. Historia z  mężem, który odszedł od niej zaraz po ślubie bo zakochał się w innej dziewczynie bardzo ją dobiła. Myślałam, że się z tego pozbierała.

 

- To nie tak Wiki.. Już mi lepiej. – Mówiła cicho urywanym głosem. – Po prostu jak sobie przypomnę to czasami jeszcze płaczę, ale nie kocham go już. Słowo daję.. Dla mnie ten człowiek nie ma znaczenia. – Chciała się wytłumaczyć na wszelkie możliwe sposoby. Nie obchodziło mnie to czy go kocha czy nie, ale nie powinna reagować w taki sposób za każdym razem kiedy o nim wspominam. To mogło świadczyć tylko o jej nieodwzajemnionym uczuciu.

- To czemu się trzęsiesz?- Zapytałam nie rozumiejąc całej sytuacji. Byłam naprawdę zdziwiona zachowaniem swojej przyjaciółki.

- Nie płaczę nad nim ani nad swoją zranioną ambicją, nigdy nie płakałam nad takimi rzeczami. Nie rozumiem jedynie naszego losu, nas jako ludzi. Kiedy coś ważnego się przeżyje w życiu, człowiek bardzo często się wtedy zastanawia czemu stało się tak a nie inaczej.. Kiedy ofiarujesz komuś miłość, ten ktoś ją odrzuca. To samo ty robisz, gdy ktoś ci okaże, że cię kocha. W kraju gdzie najważniejszymi wartościami jest pieniądz i piękno, nie można odnaleźć szczęścia. Żaden człowiek nie da ci tego czego pragniesz i na pewno nie odnajdziesz swego ja gdy nie masz czasu na wyciszenie. Dlatego jadę do kraju, gdzie będę mogła spojrzeć na życie z innej strony. Tam już ani razu nie zobaczysz płynącej łzy z moich oczu. Jestem szczęśliwa, ale wiem że szczęście możesz sobie dać tylko ty, mało ludzi wie na czym ono naprawdę polega.

  Byłam zdruzgotana wyznaniem swojej przyjaciółki. Widać było, że od czasu odejścia jej męża snuła głębokie przemyślenia na temat życia i ludzkiej egzystencji. Wiedziałam, że mówi szczerą prawdę. Jeśli nie czujemy się szczęśliwi, nikt nam tego szczęścia nie wsadzi do środka.. Nikt nie może nas odmienić, jedynie my sami. To od nas zależy jak będzie wyglądało nasze życie, inni mogą nam jedynie ułatwić drogę lub kłaść nieustannie kłody pod nogi.

- Rozumiem cię. Pojadę do tej Birmy.- Odrzekłam bez namysłu. – Nic mnie już nie trzyma w tym kraju.

  Policzki Sylwii nabrały rumieńców i na nowo zobaczyłam uśmiech na jej twarzy. Byłam zadowolona, że znowu mogę widzieć ją rozpromienioną i pełną radości. Zależało mi na tym by cieszyła się z tego, co robi, bo naprawdę dużo przeżyła i zasługiwała na coś dobrego od życia.

  - Więc do dzieła. Dzisiaj się wyśpij, a jutro pakuj swoje łachy. Nie bierz nic ciepłego bo klimat teraz jest bardzo gorący. Temperatury sięgają trzydziestu stopni Celsjusza i koniecznie weź kapelusze. Można dostać nawet udaru. My Europejczycy jesteśmy na to bardzo narażeni. A i..- tu zawahała się na chwilę, śmiejąc się oczywiście już jak dawniej- pamiętaj o płaszczach przeciwdeszczowych.. Opady teraz są największe.

  Zamierzałam się dostosować do zaleceń swojej znajomej. Wszystko spisałam sobie na małej karteczce. Zamierzałam jeszcze zapytać się jej, dlaczego tak bardzo zafascynował ją buddyzm.

- A ten Budda i świeca przy nim.. Tyle razy już się o to pytałam, ale czemu właśnie tam?

  Sylwia uśmiechnęła się ciepło w moim kierunku i powiedziała tylko jedno zdanie:

- Sama się jeszcze przekonasz czemu.

 

 

IV.

  Następnego dnia obudził mnie silny ból głowy. Ruszyłam szybko w stronę kuchni po tabletkę i położyłam się chwilę. Po minucie przypomniałam sobie, że przede mną ważny dzień. Czekało mnie mnóstwo pakowania i nie mogłam sobie pozwolić na chorowanie. Pigułka zaczynała działać, więc wstałam szybko i zaczęłam szukać walizki.

   W trakcie gorących poszukiwań dostałam wiadomość smsową. Zobaczyłam w telefonie, że napisał nieznany numer. Treść tej wiadomości brzmiała następująco:

- „To ja, dziewczyna Andrzeja. Masz może numer do Sylwii? Bardzo mi potrzebny.  Karolina”.

  Zdziwiłam się. Nie mogłam zrozumieć o co chodzi. Ach, tak! Wykrzyknęłam. To jest ta nowa męża mojej przyjaciółki. To ta Karolina, która rozbiła małżeństwo mojej znajomej.

  Byłam wściekła. Po co właśnie teraz chciała psuć jej szczęście? O co jej chodziło i dlaczego ten numer był jej tak bardzo potrzebny.

  Postanowiłam nie odpisywać. Kiedyś bardzo lubiłam Karolinę i często się odwiedzałyśmy. Miała wielu adoratorów, więc w końcu popsuła sobie opinię. Kiedy zaczęła kręcić się koło Andrzeja, zaprzestałam z nią bliższych kontaktów.

  Walizka była już odnaleziona. Niestety, nic się mnie nie trzymało. Ciągle myślałam o całej tej sprawie bo nie wiedziałam, co chodzi po głowie Karolinie. Nie mogłam rozgryźć jej planów i tego, czego chce od Sylwii. Miałam nadzieję, że nie zamierzała jej zrobić nic złego.

  Po chwili otrzymałam telefon. Dzwoniła moja przyjaciółka, niezwykle spokojna, lecz ja dobrze wiedziałam że coś się stało, gdyż pierwszy oddech  wskazywał na niezwykłe wzruszenie. Pierwsze wypowiedziane przez nią słowa uświadomiły mnie w fakcie, że na pewno odezwała się do niej Karolina.

- Wiesz kto się do mnie odezwał? – Zapytała ciekawym głosem. Otóż już wszystko wiedziałam, na pewno to ta nowa Andrzeja. Tylko ją było stać na odbieranie spokoju dobrych ludzi.

- Andrzej do mnie napisał.. Poczekaj chwilę. Przeczytam ci..- Utraciłam ją w słuchawce. Słyszałam, że pobiegła gdzieś w głębię swojego domu. Po chwili usłyszałam ją ponownie.

- Przeczytać ci? – Zapytała jeszcze raz.

  Oczywiście, byłam bardzo ciekawa, co Andrzejek tym razem planował. Nie odzywał się do niej już prawie trzeci rok, więc nie rozumiałam czemu teraz postanowił dać o sobie znać i co go do tego skłoniło.

- Dawaj. – Odparłam równie tak samo emocjonalnie co moja przyjaciółka.

- To słuchaj.

 Usłyszałam tylko szelest a po chwili urywane słowa przyjaciółki szepczące jednym tchem:

 

 „ Sylwia moja. Piszę po tak długiej przerwie bo nie miałem wcześniej odwagi. Mam nadzieję, że doczytasz mój list i nie wyrzucisz go wpierw do kosza. Chcę Ci powiedzieć, że w moim życiu tak wiele się zmieniło.

  Ostatnio dowiedziałem się o zdradzie Karoliny, z którą związałem się zaraz po rozpadzie naszego małżeństwa. Zaraz też pomyślałem o Tobie, kobiecie, która nigdy by mi czegoś takiego nigdy nie zrobiła. Wiem, nie byłem dla Ciebie dobry i nie doceniałem tego, co robiłaś dla mnie jako żona. Byłaś naprawdę najlepszą kandydatką, a ja Cię tak bardzo zraniłem. Chciałbym to jakoś naprawić, jeśli jeszcze można..”.

 

  Sylwia na chwilę przerwała, ale ani ja ani ona nie byłyśmy w stanie czegokolwiek teraz powiedzieć. Byłam w ogromnym szoku. Nigdy bym się nie spodziewała po Andrzeju takiej skruchy jaką teraz okazał. To było po prostu nie wytłumaczalne.

  Po krótkiej przerwie, przyjaciółka ciągnęła dalej:

 

„ Pod koniec tygodnia przylatuję do Polski. Organizuję powitalne przyjęcie bo zarobiłem trochę pieniędzy na nowy dom. Wiem, że Twój  jest również piękny. Ja sam zamierzam przerobić go tak by Ci się podobał. Mam nadzieję, że skorzystasz z zaproszenia. Nie martw się o Karolinę, mnie i ją nic już nie łączy. Może Cię przez pewien czas trochę nachodzić, ale to wszystko przeminie i będziemy szczęśliwi. Kiedyś bardzo się kochaliśmy. Wierzę, że nasza miłość już nie zostanie wystawiona na takie próby.  

  Czekam na Ciebie kochana w niedzielę o osiemnastej u mnie w domu. Mam tylko jedną drobną prośbę, nie mów nic Wiktorii bo ona mnie bardzo nie lubi. Na pewno będzie wszystkiemu przeciwna. Wiem, że podejmiesz rozsądną decyzję.

             

                        Andrzej”.

   Nie mogłam uwierzyć własnym uszom. Jak on śmiał coś takiego napisać. „ Nie mów nic Wiktorii bo ona mnie bardzo nie lubi. Na pewno będzie wszystkiemu przeciwna”- te słowa stale brzmiały w mojej głowie. Nic nie pomogła tabletka, dopiero teraz naprawdę wszystko mnie rozbolało. Chciałam od razu powiedzieć przyjaciółce by nawet nie próbowała się  wybierać do niego, bo to niemożliwe, że się tak cudownie nawrócił. Nie mogłam jednak przez chwilę wydusić żadnego słowa. Myślałam już o wszystkim: może naprawdę Karolina go zdradziła i może to rzeczywiście doprowadziło do jego skruchy i żalu, ale na pewno to wszystko było chwilowe. Skoro raz posunął się do takiego czynu, Sylwia nadal nie miałaby z nim pewnego życia bo nigdy nie wiadomo co taki człowiek postanowi.

  Biorąc wszystkie za i przeciw, powiedziałam do Sylwii bardzo stanowczo:

- Mam nadzieję, że nie zrobisz głupoty.- Prawie płakałam, łzy same cisnęły mi się do oczu. Miałam nadzieję, że moja koleżanka nie zgłupieje na widok jednego listu.

- No co ty. – Sylwia się uspokoiła a w słuchawce usłyszałam,  że nawet się uśmiechnęła.- Już nie wierzę temu typowi. Jestem silną kobietą i nigdy mu nie dam drugiej szansy. Skoro tyle czasu radziłam sobie bez niego, jest duże prawdopodobieństwo, że będę sobie radzić i w przyszłości. Nic się nie martw, Wiki. Nigdy nie pozwolę na to, by ten człowiek miał wstęp do mojego życia. Szkoda, że nie widzisz zapalniczki u boku mojej ręki. Właśnie zamierzam spalić wszystko, co jest związane z tym mężczyzną.

  Ulżyło mi. Popuściły mi nerwy bo się rozpłakałam i płakałam jeszcze niecałą minutę do słuchawki, mówiąc przyjaciółce jak mądrą podjęła decyzję. Bałam się jeszcze tylko tego, co zamierza Karolina, ale o tym nie chciałam mówić koleżance. To by ją mogło bardzo zmartwić i utwierdzić w tym, że żal Andrzeja jest naprawdę większy niż myślała. Po tym wszystkim do jej duszy wdarłyby się wątpliwości a przecież nie tego chciała. Sylwia urodziła się po to by być szczęśliwą kobietą i znaleźć sobie faceta, który by ją w pełni zaakceptował. To, co już było, nie powinno wracać. Człowiek powinien uczyć się na swoich błędach.

  Odłożyłam słuchawkę. Modliłam się w duchu by Karolina odpuściła. Nie dostałam już od niej żadnej wiadomości. Całe szczęście, pomyślałam. Pewnie była świadoma zamiarów Andrzeja i czuła, że ten chce spocząć u boku swojej byłej żony. Niestety, zamierzałam robić wszystko by temu przeszkodzić. Ten mężczyzna nie był jej wart, całe życie wchodził w jakieś niejasne interesy, które raz doprowadziły go niemal do przestępstwa. Ktoś taki powinien po prostu dać jej spokój i odejść w pokorze. Poza tym nie wiadomo czy właśnie teraz nie chciał jej wykorzystać do swoich przekrętów.

  Kiedy już wszystko było spakowane, usiadłam chwilę na kanapie. Moje oczy zwróciły się w kierunku zachodzącego słońca, które przyświecało bardzo żywo. Temperatura na dworze była bardzo wysoka, przekraczała nawet trzydzieści stopni. Na niebie delikatnie zbierało się na burzę, więc powyłączałam wszystkie odbiorniki. Gdy upewniłam się, że najważniejsze rzeczy są zabezpieczone, położyłam się na łóżko. Byłam świadoma, że to ostatnia noc w tym pokoju, przynajmniej na razie. Całe życie przyzwyczajona byłam do tego domu, chociaż było dużo skromniejsze niż mieszkanie Sylwii. Patrzyłam się na jasne freski sufitu i oddychałam pełną piersią. Jutro będę tak daleko. Nowy kraj, ludzie, nowa przygoda. Nie tęskniłam jednak do tego, co tu miałam zostawić. Wszystko się waliło na głowę więc nie było czego szkodować. Już jutro miałyśmy porzucić to wszystko, co sprawiało nam jakąkolwiek przykrość. Taka perspektywa  przynosiła ulgę po tak dużych stresach, które ostatnio działy się w życiu moim i mojej przyjaciółki. Rozmarzyłam się tą całą sytuacją i nie pamiętam nawet kiedy usnęłam.

 

V.

  Nazajutrz, znalazłszy się już w Warszawie, czekałyśmy z Sylwią wspólnie na samolot. Jedyną rzeczą, którą musiałam jeszcze zrobić, to sprawdzić czy mam dobrze zabezpieczoną torbę. Na lotniskach zdarzają się liczne włamania, z tego względu iż nie każdy jedzie tak jak my z koleżanką na wczasy. Niektórzy, mając niecne zamiary, decydują się na kradzieże i rozboje, czego w czasie tej podróży najbardziej się obawiałam. Mimo to, byłam w środku bardzo spokojna bo wiedziałam, że nawet jeśli już coś się przydarzy, będzie zawsze możliwość powrotu i wyciagnięcia odszkodowania.

 Trasa miała przebiegać przez sześć państw zanim mieliśmy dotrzeć do Birmy. Podróż samolotem została oszacowana na 8 godzin plus jedna związana z przelotem przez Morze Śródziemne. Zawsze byłam ciekawa, jak wygląda Europa z lotu ptaka. Teraz miałam okazję temu się dobrze przyjrzeć. Wylatując z Polski mieliśmy lecieć przez Ukrainę, Turcję, Iran, Pakistan, Indie i na koniec przez Bangladesz. Najbardziej z tego wszystkiego byłam ciekawa Indii, jednakże byłam świadoma iż będę słyszała o nich jedynie z ust Sylwii, która miała zamiar trochę poopowiadać o nich podróżnym w trakcie naszego lotu.

  Jedyną rzecz, na którą teraz czekałyśmy byli podopieczni Sylwii. Kiedy z daleka ich ujrzałam, bardzo się zdziwiłam. Nie były to dzieci z rodzicami, tak jak sobie wcześniej wyobrażałam, lecz największa elita naszego kraju, która wybierała się na wczasy w miarę planowanego wyjazdu służbowego. Podziwiałam Sylwię, że zgodziła się na coś takiego. Miała za chwilę występować przed sławnymi aktorami i ludźmi, którzy mieli ogromne chody w biznesie. Wiedziałam, że moja koleżanka to nie byle jaka kobieta, ale teraz chyba przeceniła swoje możliwości. Jak to możliwe, że sprosta takim wymaganiom.

- Sylwia, mam nadzieję że podołasz..- Szepnęłam w stronę przyjaciółki, patrząc się na nadchodzący tłum biznesmenów. Przeszły mnie ciarki, bo widziałam w oczach przyjaciółki delikatny strach. Czyżby ona sama bała się, że nie dostanie należytego wynagrodzenia za ten wyjazd? Albo nie był to strach przed upadkiem, lecz przed możliwością zarobienia za chwilę fortuny? Takie pieniądze trzeba była dobrze zabezpieczyć. To nie były już przelewki.

- Zobaczysz, że będzie dobrze. – Odparła ze spokojem w głosie. Jej oczy zdradzały jednak wielką niepewność. Trudno, pomyślałam, w razie czego nie mam nic z tym wspólnego. Miałam nadzieję, że będzie bardzo ostrożna.

  Za parę minut podjechał samolot i usiadłyśmy na miejsca. Sylwia przywitała się z ludźmi, dla których miała prowadzić wycieczkę i kazała im się rozgościć. Jaka miła-myślałam- ale to dobrze, że miała tak wysoką kulturę osobistą, będzie umiała sobie poradzić w każdej sytuacji.

W międzyczasie podeszła stewardessa i zaproponowała mi filiżankę kawy. Zgodziłam się od razu, bo byłam bardzo spragniona oraz podekscytowana całą tą sytuacją.

- Moi drodzy, mam nadzieję że siedzicie spokojnie. Niedługo wspólnie razem znajdziemy się wysoko nad ziemią. Proszę o zapięcie pasów oraz ewentualne powiadomienie mnie o złym samopoczuciu.- W oddali słychać było głos kierowniczki. Sylwia usiadła w rogu i przeglądała jeszcze raz referat jaki przygotowała dla swoich gości. Na jej czole widniały krople potu, jednak oczy delikatnie się rozweselały. Widziałam, że dziewczyna lubi to co robi i miałam nadzieję że wypadnie najlepiej jak tylko będzie umiała.

   Zapięłam pasy i czekałam aż samolot wzbije się w powietrze. Nikt nie zgłosił złego samopoczucia, więc włączono silnik i z całą siłą podnieśliśmy się w górę, a po chwili zobaczyłam już tylko chmury i delikatnie zakołysało się w mojej  głowie. Słyszałam, że nie jest to przyjemne, kiedy samolot startuje i teraz miałam okazję to potwierdzić. Na szczęście w razie jakiejkolwiek choroby lokomocyjnej, miałam w rękawie leki i postanowiłam wziąć jedną tabletkę, by nie psuć Sylwii całego przedstawienia. Ona często wylatywała do innych krajów, więc była już przyzwyczajona. Dla niej czy samolot stał, czy zamierzał ruszać, nie stanowiło już najmniejszego znaczenia.

 Kiedy wypiłam kawę, zobaczyłam że Sylwia włączyła projektor i stanęła na środku. Włożyła tylko płytę do środka i chrząknęła bardzo głośno by zwrócić uwagę pasażerów.

- Kochani, parę minut temu  wystartowaliśmy. Mam nadzieję, że każdy z was dobrze się czuje, czyż tak?

  Obróciłam się do tyłu i zobaczyłam uśmiech na twarzach ludzi. Całe szczęście, że żaden biznesmen nie marudził. Zawsze wyobrażałam sobie takich ludzi jako wiecznie niezadowolonych, ale widać było że każdemu z nich zależało by w czasie tej podróży dobrze się bawić.

- Skoro tak- Ciągnęła dalej- to jestem z tego powodu bardzo zadowolona.

 Ja z tego powodu też, pomyślałam. Niestety, ja sama dostawałam delikatnych mdłości, ale na szczęście tabletka zaczynała już działać, więc niczego się nie obawiałam.

- Czeka nas trudna ale interesująca podróż. – Sylwia znowu kontynuowała.- Wprowadzę was co nieco w tajniki tej podróży i mam nadzieję że będziecie się dobrze bawili każdego dnia. Jedyne na co chce was uczulić jest to, żebyście uważali na swoje kosztowności. Tam, gdzie lecimy, jest biednie i wielu żebraków będzie za wami chodzić. Miejcie się więc na baczności.

  Sylwia wyglądała dzisiaj bardzo kobieco. Miała śliczną, czarną sukienkę przed kolana i czerwony kwiat upięty na jednej z piersi. Jej brązowe oczy i ciemne włosy delikatnie błyszczały a twarz nabrała rumieńców. Kiedy spojrzałam w lustro, mój wygląd bardzo kontrastował ze zdrowym odbiciem Sylwii. Byłam trochę blada i zmęczona, ale nie przejmowałam się tą całą sytuacją. W końcu to nie ja miałam dzisiaj robić wrażenie.

  - Właśnie znajdujemy się na krańcu Polski i będziemy przelatywać przez Ukrainę. To pierwszy plan naszej podróży. Trasa, jak dobrze wiecie, obejmuje sześć etapów, zanim dotrzemy do Birmy. O tym kraju opowiem wam więcej, gdy wylądujemy.

  Jak dobrze, że Sylwia była taka mądra. Fakt, ja też wiedziałam sporo o podróżach, ale nigdy nie interesowało mnie, by tak bardzo zgłębiać wiedzę na ten temat. Cieszyłam się, że mam taką przyjaciółkę przy której nigdy nie zginę.

 - Najbardziej ekscytującym etapem będzie dla nas przelot przez Indie, to jeszcze parę godzin. Musicie być bardzo cierpliwi. Na pewno wielu z was było już na terenie Ukrainy, więc naszą  uwagę skupimy wyłącznie na krajach azjatyckich.

  Ten pomysł jeszcze bardziej spodobał się biznesmenom bo ich uśmiech był znacznie większy niż na początku. Nie chciałam bardzo odwracać głowy do tyłu bo to mogłoby wyglądać na brak wychowania. Miałam jednak nadzieję, że nikt mnie za to nie ukarze. Jeśli chcą to niech sobie gadają.

  Tutaj Sylwia ciągnęła swoją opowieść:

- Kraj turecki. Spójrzcie na fotografie. – tutaj moją uwagę przyciągnęło wybrzeże Turcji, które wybiegało na Morze Śródziemne. Ogarnęło mnie ogromne wzruszenie patrząc w niezgłębiony ocean oraz skaliste góry wyświetlane w głębi ekranu projektora. Z pewnością zwiedzanie takiego miejsca musiało być ciekawą przygodą, lecz niestety nie wszystkich z nas stać było na dłuższy pobyt i pozostawanie tam tylko w celach turystycznych.

  Niebieskie wody oraz śnieżne odłamki skał wprawiały w zachwyt. Turcja to piękny kraj i warto było posiąść jakąkolwiek wiedzę na jego temat. Postanowiłam więc słuchać bardzo uważnie.

- Turcja jest jedną z dwudziestu największych gospodarek świata, na co wpływ ma głównie wielkość tego kraju. PKB na głowę mieszkańca wynosi około dziewięć tysięcy dolarów. Od czasów przejęcia rządów przez Partię Sprawiedliwości i Rozwoju i poradzenia sobie z kryzysem finansowym z roku dwutysięcznego pierwszego Turcja znajduje się w fazie wyjątkowo dynamicznego wzrostu gospodarczego.

  Ciekawa informacja, myślałam w duchu. Turcja, z czego słyszałam, należała zarówno do Europy, jak i Azji. Prawidłowo mówiąc, była częścią Azji Południowo Wschodniej. Stanowiła niejako granicę i z tego też względu musiała być niezwykłą siłą napędową i najczęściej odwiedzanym państwem przez zarówno białych jak i żótych turystów.

- W Turcji istnieje ponad pięć milionów gospodarstw rolnych. Jedynie sześć procent z nich ma powierzchnię większą od dwadzieścia hektarów. Turcja jest jednym z pięciu największych producentów: bawełny, soczewicy, cebuli, buraków cukrowych, tytoniu, pomidorów, arbuzów, jabłek, winogron, orzeszków pistacjowych, orzechów włoskich, oliwek oraz owczego mleka.

  Niesamowite, a więc Turcja była na pewno samowystarczalnym krajem i nie potrzebowała pomocy ze strony innych państw.

-Jedną z najszybciej rozwijających się gałęzi gospodarki Turcji jest turystyka. Najwięcej turystów przyjeżdża z Niemiec, Rosji, Holandii, Francji, Belgii, Wielkiej Brytanii i Polski. – Tutaj Sylwia się uśmiechnęła. Fakt, myślałam, Polacy bardzo lubią podróżować, o ile mają dobre zarobki.-  Wpływy z turystyki – mówiła dalej- wynoszą trzy i sześć dziesiątych miliardów dolarów. Główne ośrodki turystyczne to: kurorty nad wybrzeżem morza Egejskiego i morza Śródziemnego.

  Zrobiłam się lekko senna, lecz starałam się utrzymać swoją uwagę za wszelką cenę bo bardzo ciekawiło mnie życie w tureckim kraju. Nie chciałam zrobić Sylwii wstydu i zasnąć na jej własnym przemówieniu.

-  Każdy mieszkaniec Turcji, jeżeli nie deklaruje się jako wyznawca innej religii, automatycznie zaliczany jest do muzułmanów. Nie ma tam czegoś podobnego do wystąpienia z kościoła chrześcijańskiego, toteż ateiści i agnostycy oficjalnie uznawani są za muzułmanów. Wymagana jest po prostu przynależność do jakiejkolwiek religii. Z tego powodu liczba mieszkańców Turcji niewyznających żadnej religii jest nieznana.

  A więc dobrze że jestem chrześcijanką, pomyślałam w duchu. Z tego co wiem, Sylwia nie lubiła religii Muzułmanów ponieważ ci toczyli ostatnio walki z wyznawcami buddyzmu. Te obie religie prawdopodobnie chciały mieć jak największe wpływy na świecie, jednakże każdy z nas był świadomy rosnącej potęgi buddyzmu.

  Głos Sylwii słyszałam już tylko w oddali i po chwili straciłam świadomość, zasypiając w głęboki sen.

 

 

VI.

  Obudził mnie szelest składanych kartek. Nie wiedziałam co się wokół mnie dzieje, ale po dłuższym zastanowieniu zrozumiałam że pewnie przespałam całe wystąpienie koleżanki. Było mi bardzo głupio, gdy zobaczyłam jej spojrzenie w oddali. Jej twarz była trochę zmęczona a oczy smutne. Pierwsze wrażenie było jednak mylne ponieważ kiedy ja też posmutniałam, ona uśmiechnęła się i pokazała palcem do góry, że wszystko jest jak najbardziej w porządku. Po chwili siadła koło mnie i powiedziała:

- Jeszcze nie widziałam takiego śpiocha jak ty. Mimo to bardzo cieszę się że ze mną pojechałaś.

  Sylwia wyglądała na rozpromienioną. Lubiłam jej energię i pozytywne nastawienie. Umiała rozbroić i powiedzieć, że nic się nie stało. Jeśli ona by usnęła na moim przemówieniu, wypominałabym jej to przez cały rok. Na szczęście ona była inna. Nie chowała urazy.

- Przyszłam, żeby cię obudzić.- Uśmiechnęła się raz jeszcze- Niedługo będę opowiadać o Indiach. Zanim skończę historię, będziemy w Birmie. Czeka ciebie jeszcze jedna niespodzianka.

  Ciekawe jaka, pomyślałam. Miałam nadzieję, że nic szalonego i niemądrego. Sylwię stać było na wszystko. Byłam zmęczona podróżą, jedyne o czym teraz marzyłam to dobre łóżko, miękka kołdra i jakiś pokój z telewizorem. Wiedziałam , że nie prędko zobaczę takie luksusy. No cóż, sama się na to zgodziłam. Teraz płaciłam za nieprzemyślane pomysły mojej przyjaciółki.

- Co nie jesteś zadowolona?- Koleżanka popatrzyła z niedowierzaniem.- Zobaczysz, że ten wyjazd zmieni twoje życie. Nie będę ci teraz tego tłumaczyć bo i tak nie zrozumiesz.

  Sylwia zabrała się ze swoimi rzeczami i poszła. Była bardzo wzburzona. Nie zamierzałam się tym przejmować. Na razie nie było w tym wszystkim nic ciekawego. Wiktoria to osoba, którą ciężko zadowolić, pomyślałam usprawiedliwiając sama siebie, ponieważ już od dziecka miała duże wymagania wobec własnego życia. Czułam, że może być to niesamowite doświadczenie, ale z drugiej strony mogłam równie dobrze podejrzewać, że ten wyjazd będzie porażką.

  Siedziałam w fotelu, gdy zobaczyłam że Sylwia wyszła na środek pokładu samolotowego. W jej oczach widziałam gniew, jednak szybko pozbyła się tego wyrazu. Stała wyprostowana jak zawsze i uśmiechała się w stronę swojej publiczności. Czasami umiała udawać, ale tylko ja w danej chwili wiedziałam ile ją teraz kosztowało to przemówienie.

- Kochani.- Zaczęła.- Nie chcę was nudzić już opowieściami o krajach, bo wysłuchaliście naprawdę dużo. Musicie jednak poświęcić mi trochę czasu aby dowiedzieć się czegoś na temat Indii. To niezwykły kraj, pełen kontrastów.

  Na opowieść o Indiach czekałam przez cały tydzień. Od zawsze ciekawiło mnie, co takiego wyjątkowego skrywa ten naród i dlaczego jest taki niezwykły. Postanowiłam porzucić obrazę do swojej przyjaciółki i wsłuchać się w jej każde słowo. Byłam tym wszystkim bardzo podekscytowana.

 - Indie. Cóż może skrywać ten kraj?- Ciągnęła dalej miękkim głosem.- Na pewno jest w nim wszystko czego szukacie. Na początku trochę teorii. Być może was zanudzę, ale szybko też przejdę do czegoś miłego. Opowiem wam o ślubie w Indiach i roli kobiety.

  Temat, który wybrała koleżanka był naprawdę wymagający. Nie często mówi się o takich rzeczach w obecności biznesmenów. Każdy z nich przecież mógł mieć odmienne poglądy i doświadczenia. To musiało być niecodzienne wyzwanie dla Sylwii. Postanowiłam wspierać ją w duchu. Zamierzałam nawet przeprosić za wszystko, co mogło ją urazić z mojej strony w trakcie tego lotu.

- Odnośnie klimatu to jest dosyć ciepło. Panuje strefa zwrotników i monsunów. Na południowym zachodzie pogoda jest wilgotna, stopniowo przechodzi w suchą w zachodniej części Niziny Hindustańskiej. W Himalajach zaobserwowano klimat podzwrotnikowy górski, w czym zima trwa aż pół roku.

  Ta wiadomość odrobinę mną wstrząsnęła. Warunki, w jakich mieszkali ludzie w górach prawdopodobnie równały się z tymi w Polsce, możliwe jednak, że było tam jeszcze chłodniej. Nie wspominam oczywiście o biedzie i głodzie, której ludność indyjska często doświadczała.

- Co do języka- tutaj popatrzyła na mnie nieco radośniejszymi oczami- Językiem oficjalnym jest hindi. Język angielski pełni rolę języka pomocniczego, łącznikowego. Ponadto jest 21 języków konstytucyjnych, dopuszczanych jako języki wykładowe i urzędowe w określonych stanach. Znaczna część ludności, zwłaszcza mieszkańcy południowych stanów Indii odnosi się wrogo do prób zastąpienia w urzędach języka angielskiego językiem hindi, uważając, że stanowi to niedopuszczalny zamach na ich autonomię.

 I bardzo dobrze, pomyślałam. Język angielski jest językiem światowym, a językiem hindi mówiła prawdopodobnie jednostka.

- O gospodarce i innych rzeczach nie wspomnę państwu bo musiałabym opowiadać całe godziny o danych statystycznych i zestawiać je z gospodarką światową. Teraz pragnę was zabawiać a nie nauczać.

  Sylwia miała rację. To nie były wykłady, ale czas odpoczynku zarówno dla mnie, dla biznesmenów, jak i dla niej samej.

- Więc, proszę państwa,- kontynuowała z podekscytowaniem- zamierzam was teraz wprowadzić w życie społeczne tego kraju.

  Opowiadaj już, myślałam, czemu trzymasz nas w niepewności? Wiedziałam jednak że próżne były moje oczekiwania, bo typowy zabieg zastosowany przez koleżankę sprawiał, że jeszcze bardziej chciało się wszystkiego słuchać.

- Ślub w Indiach jest jednym z najważniejszych obrzędów. Cała ceremonia związana jest z panującymi tam wierzeniami, rytuałami i przekonaniami. Barwne stroje, orientalne dekoracje podkreślają uroczysty charakter obrzędu zaślubin.

  Aha, czyli całkiem odmiennie jak w Polsce. U nas każdy żyje jak chce, myślałam.-a śluby zazwyczaj są tandetne. Kobiety przychodzą do ołtarza  z brzuchem, czyli wtedy kiedy nie mają wyjścia, natomiast cała uroczystość okazuje się być mało tajemnicza.

- Aranżacja małżeństwa przez rodziców to pierwszy etap niezbędny do zawarcia związku małżeńskiego. Szukanie odpowiedniego partnera dla córki wymaga licznych narad, wróżb i analizy horoskopów potencjalnych małżonków. Po znalezieniu odpowiedniego kandydata na zięcia, rodzice organizują spotkanie przyszłych małżonków. Jeśli młodzi zaakceptują swój wygląd, dochodzi do zaręczyn. Od tej chwili przygotowania do wielkiego dnia ruszają pełną parą.

 Z tego co tłumaczyła Sylwia, kobieta w Indiach miała cokolwiek do powiedzenia. Skoro para akceptuje swój wygląd w czasie zaręczyn, oznacza to, iż nie sam mężczyzna podejmuje decyzję. Aczkolwiek jak jest w praktyce, nikt nie wie.

- Urządzana na dzień przed ślubem uroczystość, stanowi doskonałą okazję do lepszego zapoznania się rodzin państwa młodych przy muzyce, dobrym jedzeniu i tańcu. Indyjskiej wersji wieczoru panieńskiego towarzyszy „Mehndi”, czyli hinduski zwyczaj zdobienia za pomocą henny dłoni i stóp panny młodej. Zdobienia mają przynieść młodej parze miłość, szczęście, zdrowie, płodność, powodzenie finansowe oraz chronić ich przed złymi mocami.

  Fajnie. Nie dość, że tajemnica, to i czary w dodatku. Byłam coraz bardziej zainspirowana indyjską kulturą.

- Odświętnie ubrany mężczyzna pokonuje drogę do domu narzeczonej na białym koniu. Przybyły w procesji pan młody zostaje uroczyście powitany przez przyszłą teściową i zaprowadzony do świątyni. Pozostali, przybyli z panem młodym, udają się za nim. Ceremonia, zwana Var Mala,jest jednym z najważniejszych wydarzeń w dniu ślubu. Potem następuje połączenie dłoni kochanków na znak jedności. Prawa ręka pani młodej i pana młodego zostaje przewiązana specjalną szarfą symbolizującą więź małżeńską. Zgodnie z hinduskimi wierzeniami na skutek ślubu następuje złączenie dwóch dusz.
   W Europie jedynie co może nastąpić to złączenie dwóch ciał. O duszy i sercu już dawno nikt nie wspomina, pomyślałam.

-Pomalowanie przez pana młodego czerwonej kropki na czole wybranki to znak, że od tej pory kobieta przechodzi pod jego opiekę. Od dnia ślubu, żona powtarza tę czynność każdego dnia, manifestując tym samym swój status cywilny. Wraz z końcem świętowania nadchodzi najbardziej poruszający moment zwany Vidaai, czyli tak zwane pożegnanie panny młodej z rodzicami. Od dzisiaj jej nowym domem będzie rodzinne gniazdo męża. Rozłamanie owocu kokosa symbolizuje zakończenie pewnego etapu życia nowożeńców. Rozpoczyna się nowy etap w ich życiu.

   Jedyne, co doceniałam w państwach europejskich oraz w Polsce było to, że dziewczyna sama mogła decydować o tym czy chce przenieść się do domu rodzinnego męża. Życie z teściową nie musiało być uciążliwe, ale na pewno było stresujące dla młodej dziewczyny, którą w ciągu paru tygodni postawiono pod tak wielkimi zmianami. W Europie, kobieta mogła sama decydować, jak blisko może związać się z rodzinnym domem wybranka. Wiedziałam, że charaktery ludzkie są różne i nie zawsze nowo rodzinny dom jest rajem dla obcej osoby, która w ciągu jednej chwili stała się najważniejszą osobą w życiu mężczyzny. Taka sytuacja mogła równie dobrze irytować jego matkę i pobudzać ją do nagannych zachowań w stosunku do przybyłej. Być może Europa oferowała więcej luzu i swobody, tak dalece upragnionego przez samą kobietę.

 - Witaj. – Usłyszałam obok siebie obcy głos i drgnęłam. Spojrzałam w bok i zobaczyłam mnicha w czerwonym płaszczu. Był to młody mężczyzna, azjata, który podróżował razem z nami z Warszawy do Indii. Mówił do mnie w języku angielskim. Byłam bardzo zdumiona jego obecnością.

- Witam. Kim pan jest? – Zapytałam z ciekawością w głosie. Obawiałam się takich nieznajomych. To na pewno była ta niespodzianka o której wspominała mi wcześniej Sylwia.

- Jestem pani przewodnikiem. Sylwia prosiła bym wam pomagał w czasie podróży. Mogłybyście się panie pogubić. Nazywam się Thiha, co znaczy po birmańsku lew.

  Słowa wypowiedziane Przez Thiha bardzo mnie onieśmieliły. Nie wiedziałam jednak po co Sylwia ściągnęła mnie aż tutaj, skoro znalazła już dawno przewodnika.

- A skąd pan pochodzi?- Spytałam nieco ironicznym tonem.

- Jestem z Birmy. To moje rodzinne państwo. Tam się urodziłem, ale już dziesięć lat mieszkam w Polsce i nauczam.

  Już wszystko rozumiałam. To na pewno był jakiś znajomy Sylwii za czasów studiów. Mężczyzna był w średnim wieku i wyglądał przystojnie. W jego oczach natomiast widziałam jakąś tajemnicę. Miałam pewność, że dzięki niemu nie zginiemy w czasie podróży, a z samą Sylwią zamierzałam jeszcze porozmawiać i  dowiedzieć się, czego tak naprawdę oczekiwała ode mnie w czasie tego wyjazdu.

 

 

VII.

 

  Mnich już dawno poszedł. Teraz siedziałam i wyglądałam przez okno samolotu. Dolatywaliśmy do Birmy. Byłam już trochę zmęczona, ale z drugiej strony bardzo podekscytowana. Sylwia nie pokazała mi się na oczy od czasu, kiedy ostatni raz przyszła mnie obudzić. Pewnie była bardzo zła, że jej nie ufałam. Trudno się mówi. Skoro mam mnicha, to on mnie będzie oprowadzał, jej w danej chwili nie potrzebowałam.

  Rozsiadłam się wygodnie na siedzeniu, kiedy przyszła moja przyjaciółka. Byłam pod wrażeniem, że ona pierwsza chciała wyciągnąć do mnie rękę. Postanowiłam zapomnieć o urazie i nie wypominać jej złości, ponieważ to mogłoby doprowadzić do nieporozumień między nami. Chciałyśmy obie spędzić miło ten okres, w którym będziemy same w obcym kraju. To mogłoby nas jeszcze bardziej do siebie zbliżyć. Tylko po co Sylwia wynajęła mnicha, czyżby mi nie ufała i obawiała się, że mogę zawrócić z powrotem do domu? Zastanawiałam się i czym dalej drążyłam ten temat, tym bardziej robiło mi się przykro.

 - Wiktoria, słuchaj, nie kłóćmy się już. Właśnie dolatujemy do Birmy. Wyjrzyj przez okno.

  Spełniłam pośpiesznie polecenie swojej koleżanki. Była w tej chwili taka miła, że nie miałam serca odmówić. Zwróciłam swą twarz na szybę i przede mną rozszerzył się widok, który zaparł mi dech w piersiach. Lądowaliśmy. Birma była niesamowita. W oddali widziałam góry przykryte mgłą, jakby dopiero budzące się ze swojego snu. Dalej wznosiły się świątynie, których szczyty zasłaniały ten nieziemski krajobraz. Wśród budowli było mnóstwo roślinności, z czego słynęła oczywiście Birma. Był to kraj, który pociągał swą egzotyką rzeszę turystów. Zachodzące słońce i miasto zapadające w półmrok przyciągało oczy samych biznesmenów, którzy wpatrywali się łapczywie i wciąż nie mogli się nadziwić nad tym pięknem, na które właśnie spoglądali. Przełknęłam ślinę i nawet przez chwilę nie mogłam uwierzyć, że dałam się namówić na coś tak szalonego. Byłam wdzięczna koleżance, bo cały czas powtarzała, że nie pożałuję swojej decyzji. Nie zamierzałam jednak wpędzać się w dołek tylko z jej powodu, teraz chciałam cieszyć się tym wszystkim, co miała przynieść podróż.

  Czułam jak samolot raptownie schodzi w dół. Zbliżaliśmy się do lotniska. Słyszałam, że Birma to bardzo biedny kraj, który żył głownie z rolnictwa a podstawą pożywienia był głównie uprawiany ryż. Z tego, co opowiadała Sylwia, na terenie państwa znajdowały się pozostałości po wielkich cywilizacjach sprzed tysiącleci, które pozostawiły po sobie monumentalne sakralne budowle i ruiny. Czas pobytu w Birmie nie był dokładnie określony. Miałyśmy tu spędzić prawdopodobnie tydzień, jak nie krócej. Niektóre słowa wypowiedziane przez koleżankę potwierdzały, że chciałaby tutaj zostać na dłużej, ale nie wiedziała jeszcze jak to wszystko się potoczy. Miałam tylko nadzieję, że była świadoma iż w każdej chwili mogą skończyć się nam oszczędności. Na szczęście podejrzewałam, że ona także może się tego obawiać i na pewno zrobi coś w tym kierunku.

- Sylwia, to jest przecudne. Dziękuję.- Tylko tyle byłam w stanie teraz powiedzieć. Moje myśli całkowicie się wyłączyły i popadłam w stan błogiego relaksu.

 

 

 

  Nie trwało to jednak długo. Po chwili usłyszałam głos kierownika samolotowego: „ Proszę odpiąć pasy. Jesteśmy na miejscu.”  Gdy tylko opuściłam swoje siedzenie, zobaczyłam w oddali czerwony płaszcz, co wskazywało na to, że mnich Thiha zbliża się w naszm kierunku. Ciekawe, jaki on jest? Myślałam. Miałam nadzieję, że nie był jednym z tych, którzy kładą naiwnym ludziom do głowy kazania na temat tego, co można robić a czego nie. W tym momencie pragnęłam jedynie wolności, nic więcej mnie nie obchodziło. Nie zamierzałam uczyć się nowego kodeksu prawa, skoro znałam już ten z religii chrześcijańskiej.

- Panie przodem.- To był głos Thai, gruby i aksamitny. Wyciągnął swą rękę i wziął nasze bagaże. Po raz kolejny mnie zaskoczył. Nigdy wcześniej nie przypuszczałam, że wyznawca buddyzmu może mieć taką wysoką kulturę osobistą.

  Opuściłyśmy samolot i ruszyłyśmy za mnichem. Thahi uśmiechał się pod nosem i patrzył w kierunku zachodzącego słońca na horyzoncie. To był z pewnością doskonale znany mu krajobraz. Podziwiałam go, że uczy się tak daleko od kraju. Na pewno nie było mu łatwo, a mimo to jego szeroki uśmiech i czasami zamyślone oczy nigdy nie traciły swego blasku. Po raz pierwszy znajdowałam się w tak dużej odległości od domu. Powietrze było troche suche, ponieważ jak wcześniej dowiedziałam się od Sylwii, wrzesień to czas kiedy w kraju zanika pora deszczowa. To całe szczęście, odetchnęłam z ulgą, ulewny deszcz nie będzie krzyżował planów naszej podróży.

  Na początku nie wiedziałam w którą stronę się udać. Czułam ciepły wiaterek na swojej twarzy i upalny dotyk słońca. Sylwia uwielbiała bywać w miejscach gdzie panowała wysoka temeratura. Była już pewnie do tego przyzwyczajona, a ja niestety nie. Ten wyjazd był okazją by dużo rzeczy zmienić i zaakceptować swoje słabości. Wiedziałam, że nie będzie nam łatwo: inne zwyczaje, warunki, jedzenie, inny klimat. Wszystko to mogło doprowadzić do tego, że pierwsze dni będą nie do zniesienia. Aczkolwiek podkscytowanie podróżą górowało nad moimi obawami.

 Pierwszą rzeczą, którą uderzyło mnie gdy wsiadałyśmy do zaprzężonego woła z woźnicą Birmańczykiem był fakt, że furmanka była zrobiona z solidnego drzewa. Nie znałam jego gatunku i nie chciałam też pytać się Sylwii, bo pomyślałaby że kompletnie nic nie wiem i jestem niewyedukowana. Prawdopodobnie był to jakieś birmański okaz, którego u nas w Polsce w ogóle nie było. Podziwiałam jednak to z jakim szczegółem i wdziękiem to wszystko jest wykonane. Prawdopodobnie biedniejsi ludzie mieli zwykłe przyczepy, którymi jeździli po wodę lub jedzenie, natomiast dla osób duchownych i gości wszystko było odpowienio przygotowane. Ciekawą rzeczą w powozie były jego ogromne koła, które przypominały te z czasów średniowiecza. Birma była krajem, który zachował dalece ową przeszłość. Z oddali zobaczyłam zwykły powóz zbudowany ze zwyczajnych desek i ciagnięty przez tamtejsze zwierzęta. Na górze stał furman z płaskim kapeluszem na głowie i powoził delikatnym ruchem ku przodowi. To był niezwykły widok. Widziałam jak ludzie noszą w koszach uczepionych na pal owoce albo wodę, o którą ciężko było w biednych krajach, natomiast jedyną rzeczą, która mnie zachwyciła w zupełności był ten spokój i uśmiech na twarzach mieszkańców. U nas w kraju każdy chodzi smutny i przygnębiony, ludzie chorują na depresję i nerwy i nie zdają sobie sprawy z tego, jaka bieda panuje na świecie i jakie problemy ludzie mają w innych cywilizacjach. Nie zazdrościłam ludziom ubóstwa ani tego, że idą po wodę dziesiątki kilometrów, ale podziwiałam ich zapał i to optymistyczne nastawienie do życia i innych ludzi. W tym kraju każdy był od siebie zależny i każda pomoc miała znaczenie. W Polsce człowiek żył w izolacji i odosobnieniu i strach było powiedzieć komuś nawet najmniejszą tajemnicę z obawy przed plotkami.