JustPaste.it

Polityka i… dzieci

Inicjatywa obywatelska jest cenna, nawet, jeśli się z nią nie zgadzać, to jest jakaś dla obywateli nauka, choćby odwagi i przekonania, że zwykli śmiertelnicy też coś mogą zdziałać.

Inicjatywa obywatelska jest cenna, nawet, jeśli się z nią nie zgadzać, to jest jakaś dla obywateli nauka, choćby odwagi i przekonania, że zwykli śmiertelnicy też coś mogą zdziałać.

 

W moim mieście trwa gorący okres zbierania podpisów pod wnioskiem o referendum. Referendum o, a jakże by inaczej, odwołanie prezydenta miasta – taka teraz moda, że to, czego nie udało się wyrwać w wyborach, próbuje się wyrwać w referendum. Chociaż, w razie sukcesu takiego referendum, wynik będzie zwycięstwem pozornym. W takich sytuacjach, prędzej, czy później inicjatywę przejmują politycy (przejmują, bo inicjatywa jest dziełem podpuszczonej grupy obywateli), a efektem będzie i tak ustanowienie komisarza przez premiera. Nikt więc nic nie ugra, poza tym, że straci przegrany.

Ale cóż, taka moda, nic mi do tego, niech sobie organizują. Inicjatywa obywatelska jest cenna, nawet, jeśli się z nią nie zgadzać, to jest jakaś dla obywateli nauka, choćby odwagi i przekonania, że zwykli śmiertelnicy też coś mogą zdziałać. Bezcenne na przyszłość.

Byłbym nawet gotów podpisać się pod listą poparcia, nie przepadam bowiem za moim prezydentem miasta, gdyby nie jeden, "drobny" szczegół

34b99878b2eaf7c06ebb6c7137cf6bcd.jpg

Oto wczoraj po południu ktoś zapukał do moich drzwi. Przed oczami ukazała mi się lista poparcia a do uszu doszło wyrecytowane pytanie: „Czy jest pan za przeprowadzeniem referendum w sprawie odwołania prezydenta naszego miasta”? Niby wszystko gra, ale listę trzymała i pytanie recytowała 9-, może 10-letnia dziewczynka. Potężnie mną szarpnęło, ale spokojnie, acz stanowczo odmówiłem podpisania listy. Kiedy drzwi się zamknęły, o mało co się nie zagotowałem.

Ludzie!? To już naprawdę nie macie kogo posyłać z listami agitacyjnymi i musicie się posiłkować dziećmi?

Jak mantra kołatało mi w głowie hasło: „Inicjatywa obywatelska”, „Inicjatywa obywatelska”, „Inicjatywa obywatelska”… I natychmiast przypomniały mi się inne inicjatywy obywatelskie. ACTA, „matki pierwszego kwartały”, czy wciąż bardzo gorąca i jak się okazało skuteczna „Ratuj maluchy”. W niektórych kwestiach akcja ta jest poszerzona do brzmienia „Ratujmy maluchy i starsze dzieci też”.

I tak się zastanawiam, ilu rodziców z mojego miasta, popierających akcję zbierania podpisów pod wnioskiem o referendum, popiera akcję „ratujmy maluchy”. Jestem przekonany, że wielu, bo praktycznie wszystkie dzisiejsze inicjatywy obywatelskie skierowane są, często nie bez racji, przeciwko polityce władz.

A skoro tak, to czy ratowanie maluchów (i starszych dzieci też), którego głównym  leitmotivem jest troska o jak najdalej idącą ochronę beztroskiego, bezstresowego i szczęśliwego dzieciństwa, polega na tym, że podczas wakacyjnych nudów proponuje im się miłe spędzenie czasu poprzez praktykowanie przez nie agitacji politycznej?

Wychodzi tu, jak na dłoni, hipokryzja, instrumentalizm i Interesowność wspieranych przez siebie haseł i postulatów, dobrowolnie, podciąganych lub chowanych „na zaś” w zależności od potrzeby tu i teraz.

Podpisałbym się, do wczoraj, do wczoraj pod taką listą. Ale teraz już się nie podpisze, bez względu na to, jak bardzo organizatorzy „żałowaliby” opisanej przeze mnie sytuacji. Bo zobaczyłem sam, że pęd do tego, by osiągnąć swoje zamierzenie realizowany jest na zasadzie „cel uświęca sodki”, albo „Zróbmy wszystko…, aby prezydent stracił władzę”. I jeśli drugą część ostatniego zdania mógłbym wesprzeć, to z pierwszą częścią nie chcę mieć nic wspólnego, widzę bowiem, że traktowana jest zbyt szeroko – stanowczo za szeroko.

Chrońmy maluchy (i starsze dzieci) przed polityką. Nie używajmy ich w walce politycznej nawet, jeśli jest to walka obywatelska. Trzymajmy dzieci z dala od politycznych kłótni, sporów, ataków i agitacji.

To, co robią ludzie wysyłający dzieci z listami od drzwi do drzwi, jest haniebne, żałosne, szkodliwe i krzywdzące dla dzieci. One na to nie zasłużyły.

Jest jeszcze jeden powód, dla którego podpisałbym się pod taką listą. To, co dzieje się w lokalnych władzach woła o pomstę do nieba. W moim mieście, ale nie tylko – to jest trend ogólnopolski. Gry, gierki, podchody i podchodziki, roszady i roszadki, przetasowania, przeciągania, nieustanny ruch w koalicjach i koalicyjkach, procesy i taśmy, awanse i degradacje, kłótnie i wojny… Władze centralne i polityka „na górze” wygląda przy tych wszystkich zjawiskach jak kolonie letnie dla grzecznych dzieci, wręcz aniołków, choć trudno w to uwierzyć. Nie wierzycie? Przyjrzyjcie się waszym lokalnym władzom i ich działaniom, a przynajmniej części z nich.

_____

Fot. Natalia Chylińska /ddwloclawek.pl