JustPaste.it

Z obfitości serca

Patrick Buchanan wprawdzie pół żartem, ale i pół serio powiedział kiedyś, że „Waszyngton to terytorium okupowane przez Izrael” – i coś jest na rzeczy.

Patrick Buchanan wprawdzie pół żartem, ale i pół serio powiedział kiedyś, że „Waszyngton to terytorium okupowane przez Izrael” – i coś jest na rzeczy.

 

b1fd6af52892cf2044ba2b6ec30f7ad6.jpg

Nareszcie się wyjaśniło, o co tak naprawdę chodzi w Syrii. Nie chodzi wcale ani o „demokrację” – bo wiadomo, że „demokracja” to tylko takie makagigi, dzięki któremu soldateska albo bezpieczniacy, albo jedni i drudzy jednocześnie – jak np. w naszym nieszczęśliwym kraju – schlebiając swoim niewolnikom, że to niby są „suwerenami” i w ogóle – do spółki z finansowymi grandziarzami zdzierają z nich skórę, a z pozostałości robią mydło.

Nie chodzi też o żadną „broń masowej zagłady” – bo na przykład bezcenny Izrael wyprodukował sobie broń jądrową, a nikt z tego tytułu nie ośmieli się go molestować, a już zwłaszcza prezydent Obama.

Pamiętamy przecież, jak się zacukał, kiedy w lutym 2009 r. dziennikarka Helena Thomas zapytała go, czy wie, który bliskowschodni kraj dysponuje bronią jądrową. Elokwentny prezydent Obama nagle zapomniał języka w gębie i konferencję prasową przerwano, a następnie żydowskie organizacje rozpętały przeciwko pani Thomas kampanię oszczerstw i nienawiści, wskutek czego cofnięto jej akredytację w Białym Domu, zaś Centrum Wiesenthala umieściło ją na poczesnym miejscu listy „antysemitników roku”.

Patrick Buchanan wprawdzie pół żartem, ale i pół serio powiedział kiedyś, że „Waszyngton to terytorium okupowane przez Izrael” – i coś jest na rzeczy.

A prezydent Obama się zacukał, bo zgodnie z ustawą z 1972 roku USA nie mogą udzielać pomocy krajom posiadającym broń nuklearną wbrew zakazowi jej rozprzestrzeniania. Gdyby tedy powiedział, że wie – mógłby zostać oskarżony o spisek przeciwko Stanom Zjednoczonym i pozbawiony urzędu.

Więc dla ostrożności – „nie wie”, bo gdyby tylko spróbował nie pomagać bezcennemu Izraelowi, „dałaby świekra ruletkę mu” – na przykład kto wie, czy nie odnalazłby się prawdziwy akt urodzenia prezydenta?

No dobrze – to w takim razie o co w tej całej Syrii chodzi? A chodzi o to, by obalić prezydenta Syrii, bo zawarł on foedus ze złowrogim Iranem, który bezcennemu Izraelowi publicznie się odgraża, tworząc „strategiczny łuk” rozciągający się od Teheranu po Damaszek i Bejrut.

Z punktu widzenia bezcennego Izraela już lepsza jest Al-Kaida, chociaż USA prowadzą z nią III wojnę światową. Tak w każdym razie stwierdził publicznie i na trzeźwo Michał Oren, ambasador bezcennego Izraela w Stanach Zjednoczonych, w wywiadzie dla „Jerusalem Post”.

Wprawdzie w niezależnych mediach głównego nurtu poprzebierani za dziennikarzy funkcjonariusze uznali tę deklarację za „zaskakującą”, ale każdy normalny człowiek wiedział, że od początku właśnie o to chodziło – podobnie zresztą jak w Iraku, Tunezji, Libii i Egipcie, które pod pretekstem „demokratyzacji” zostały wtrącone w stan permanentnego chaosu, graniczącego z wojną domową, wskutek czego przestały zagrażać bezcennemu Izraelowi.

Interesujące jest w tej sytuacji tylko jedno: dlaczego bezcenny Izrael uznał, że teraz można to ujawnić? Czyżby doszedł do wniosku, że żydowskie mafie trzymają już za gardło każdy rząd – niczym w naszym nieszczęśliwym, zadłużonym po uszy kraju, któremu dodatkowo grozi obrabowanie w ramach „odzyskiwania mienia żydowskiego w Europie Środkowej”?

Czy w tej sytuacji Polska, słodszymi od malin ustami pana ministra Sikorskiego, nie powinna zgłosić do Rady Bezpieczeństwa ONZ wniosku o przeprowadzenie w bezcennym Izraelu inspekcji w celu sprawdzenia, czy nie posiada on przypadkiem jakiejś broni masowej zagłady – na przykład broni jądrowej – bo skoro już inspektorzy wybiorą się do Syrii, to za jednym zamachem mogliby przecież skontrolować również Izrael?

 

Źródło: Stanisław Michalkiewcz