JustPaste.it

Koszula ojca

Rodzice odchodzą,a wspomnienia o nich zostają do końca życia

Rodzice odchodzą,a wspomnienia o nich zostają do końca życia

 

Dogasały rozbite czołgi n a polach, tliły  zgliszcza  domów,a oni  szukali  już ojca.Legionista, sklepikarz i niemiecki  zarządca majątków był wrogiem  numer jeden-,czekała go niechybna kula.. .Miejscowi sympatycy  komunistów wskazywali    kryjówki.,lecz uprzedzony przez życzliwych umykał   w porę..Nocował w stogach    siana,  leśnych ziemiankach..Lis gdyby miał  jedna norę-,a szarak jedną miedzę-psy dawno by zjadły,-powiadał i dodawał   brata   na Syberii ubili-a mnie  żywcem  nie weżną.,chował  pistolet za pazuchę,synku opiekuj się mama i  rodzeństwem prosił..Miałem  chyba  dziesięć lat.
 A oni  w. drzwi walili  kolbą  ! Na strychu  szukali  , przewracali   tobołki , zaglądali  do kurnika,   pruli słomę bagnetami  w stodole,a  
 Matce zadzierali sukienkę na głowę,przewracali na podłogę . Siedziałem  na piecu z bratem i krzyczałem "tato ratuj mamę". Zabierzemy   do lagrów, jeśli   nie  wskażecie   kryjówki ojca.-straszyli .Permanentny  strach i  samotnie. .Sąsiedzi   unikali  ,bali się enkawudzistów.Tylko  dziadek ,co mieszkał samotnie nad rzeczką,  odwiedzał i    pocieszał  . Radził      zbierać  grzyby i jagody,zima straszna  i głód wielki ze wschodu idzie

Chłodna  jesień nadeszła wnet,wzburzona  Brzezinka mosty zerwała, prześladowcy,nie mogli dojechać.,a  jak ciepłe słonko wejrzało  w  lasie dziedzica  zbierałem   runo .Baby    bały tam   zaglądać, duch  jego  z szablą  paraduje-powiadały..,a faktycznie enkawudziści   powiesili- nad  topieliskiem-wyjaśnił dziadek .

Zbierałem  runo, więc bez obaw spokojnie,grzyby  jakby  same j wskakiwały do koszyka ,a dzięcioły  dziobały korę, i wiewiórki hasały po drzewach.
 .Mama suszyła i kwasiła grzyby, borówki wkładała w drewnianą beczułkę i mroziła na ganku. Zimą rozgrzewała, stawiała na stół .Gośćcie się ,jeśli łaska ,mówiła.Brat z siostrą    zeskakiwały z pieca   i  wołały, jeść,jeść . , a mama chowając  dłonie  w dziurawy fartuch uśmiechała .  .

  pokaleczone ,  wyzierały dziwacznie przez  dziury ,. miała bąble na  palcach    i d.  zał   ich było ,gładziły  tak czule,gdy było mnie smutno...
Borówki  soczyste i rumiane .   rozpływały w aromacie  , na języku,czuło się   kawałeczek lata . Brat oblizując się , wolał więcej ,daj więcej.
Pewnego razu szukał ich w komórce,a  znalazł    zapalnik granatu i włożył do pieca. Garnek z ziemniakami szlak trafił,konewka z mlekiem  spadła z zydla,a  o n ze strachu dostał biegunki. . Wyleczył się   moimi borówkami.

|Mijała zima,śniegi topniały,lód schodził z  okien wróble  głośniej ciurkały pod strzechą i chociaż ziarna brakowało na chleb,a do mąki dodawała  mama otręby-raźniej było


 bo enkawudzistów ,przewodniczący  rejonu     gościem nieproszonym został,partyzant  sowiecki.znal nas i ojca od  podszewki,przed wojną w kuźni  jego  pracował..
,     umizgiwał  do mamy..Jej uroda zniewalała  wielu.,-gdyby  nie ona-nie byłoby nas  może  w :Polsce.
Ojciec pod przebranym nazwiskiem  ,naprawiał tory w Daniłowiczach ,Z Adamowic  przez zagajniki ,by szpicle nie wiedzieli w koszyku  przykrytym szczawiem   nosiłem mu jedzenie..I pamiętam ten ostatni raz.
Tato masz pieczone ziemniaki i cebulkę,chleba  już ni e mamy- synku,smakuje to co przyniosłeś i zajadał lapczywie,,a pociąg  nadjechał akurat  , gwałtownie hamował , iskry sypały się pod kołami, żołnierze śpiewali polskie piosenki i machali rogatywkami. Wyskakiwali z wagonów, biegli w  krzaki za swoją potrzebą Jeden podszedł do ojca .Był to gajowy z lasów bratanka Piłsudskiego wywieziony w 1939 roku na Sybir . Walczył pod Lenino ,a teraz jedzie na Berlin . Uciekaj z nami jeśli nie chcesz zginąć w kazamatach-powiedział.
Ojciec przytulił   mocno do siebie i  szepnął bądź opiekunem rodziny, po czym z koszykiem wskoczył do wagonu. . Lokomotywa powoli ruszyła, buchając kłębami pary ,  coraz szybciej mknęła ciągnąc sznur wagonów . Stałem bosy na peronie aż ostatni wagon zniknął zastawiając na horyzoncie cieniutkie tory .
Łzy leciały z oczu , toto ,tato nie zostawiaj nas becząc wolałem .W jego kolejowej kuźni palenisko się jeszcze żarzyło  ,na kowadle leżała  podarta   koszula .Powiesiłem ją na szyję jak relikwię. Usiadłem na torach i gorzko płakałem, łzy niby paciorki spadały na brudną od sadzy koszulę Dopiero kulawy  kolejarz  nakłonił do powrotu i radził by nikomu o ucieczce ojca nie mówić..
Wracałem  ścieżką wydeptaną swoimi stopami,a smutek przeogromny i  łzy zabierały siłę
I nikt ich  teraz  .,naszej  rozpaczy i goryczy wielkiej,    już nie zrozumie ! Jak bardzo  .. nie chciałem  rozstawać się ze ścieżką wydeptaną bosymi nogami. to tylko ja dziś wiem! Biegałem po niej tam i z powrotem, wołałem :tatusiu wróć,a koszula mokra od łez ciągnęła jakoby z powrotem do kuźni z dogasającym paleniskiem .
Dopiero wybuchy za wzgórzem i  szrapnele ścinające wierzchołki drzew popędziły do domu. To saperzy minami złomowali niemieckie czołgi i rozbite samochody.
Na polach   było mnóstwo. amunicji , bawiąc się nią wielu poleciało do nieba ,zostało okaleczonych, na nodze i   ręce mam blizny, syczący    granat odrzuciłem cudem w porę. Rany goiły się długo,ale magazynowałem broń ,wujkowi podkradłem pistolet schowany w snopkach zboża, w dziupli znalazłem karabinek -z odciętą lufą! Z mauzera bez kolby na cmentarzu uczyłem strzelać brata , strzał padł samoczynnie opalając mu  włosy,kula przeleciała tuz obok ucha ,podobna historia była z granatem przeciwczołgowym
.Bron gromadziłem do walki z enkawudzistami ,w myślach miałem oddział zbrojny, zemsta za ojca gnieździła się w głowie . i na moje nieszczęście w wieku młodzieńczym doprowadziła  do wielkiej tragedii,cudem z niej wyszedłem  żywy