Rodzice odchodzą,a wspomnienia o nich zostają do końca życia
Dogasały rozbite czołgi n a polach, tliły zgliszcza domów,a oni szukali już ojca.Legionista, sklepikarz i niemiecki zarządca majątków był wrogiem numer jeden-,czekała go niechybna kula.. .Miejscowi sympatycy komunistów wskazywali kryjówki.,lecz uprzedzony przez życzliwych umykał w porę..Nocował w stogach siana, leśnych ziemiankach..Lis gdyby miał jedna norę-,a szarak jedną miedzę-psy dawno by zjadły,-powiadał i dodawał brata na Syberii ubili-a mnie żywcem nie weżną.,chował pistolet za pazuchę,synku opiekuj się mama i rodzeństwem prosił..Miałem chyba dziesięć lat.
A oni w. drzwi walili kolbą ! Na strychu szukali , przewracali tobołki , zaglądali do kurnika, pruli słomę bagnetami w stodole,a
Matce zadzierali sukienkę na głowę,przewracali na podłogę . Siedziałem na piecu z bratem i krzyczałem "tato ratuj mamę". Zabierzemy do lagrów, jeśli nie wskażecie kryjówki ojca.-straszyli .Permanentny strach i samotnie. .Sąsiedzi unikali ,bali się enkawudzistów.Tylko dziadek ,co mieszkał samotnie nad rzeczką, odwiedzał i pocieszał . Radził zbierać grzyby i jagody,zima straszna i głód wielki ze wschodu idzie
Chłodna jesień nadeszła wnet,wzburzona Brzezinka mosty zerwała, prześladowcy,nie mogli dojechać.,a jak ciepłe słonko wejrzało w lasie dziedzica zbierałem runo .Baby bały tam zaglądać, duch jego z szablą paraduje-powiadały..,a faktycznie enkawudziści powiesili- nad topieliskiem-wyjaśnił dziadek .
Zbierałem runo, więc bez obaw spokojnie,grzyby jakby same j wskakiwały do koszyka ,a dzięcioły dziobały korę, i wiewiórki hasały po drzewach.
.Mama suszyła i kwasiła grzyby, borówki wkładała w drewnianą beczułkę i mroziła na ganku. Zimą rozgrzewała, stawiała na stół .Gośćcie się ,jeśli łaska ,mówiła.Brat z siostrą zeskakiwały z pieca i wołały, jeść,jeść . , a mama chowając dłonie w dziurawy fartuch uśmiechała . .
pokaleczone , wyzierały dziwacznie przez dziury ,. miała bąble na palcach i d. zał ich było ,gładziły tak czule,gdy było mnie smutno...
Borówki soczyste i rumiane . rozpływały w aromacie , na języku,czuło się kawałeczek lata . Brat oblizując się , wolał więcej ,daj więcej.
Pewnego razu szukał ich w komórce,a znalazł zapalnik granatu i włożył do pieca. Garnek z ziemniakami szlak trafił,konewka z mlekiem spadła z zydla,a o n ze strachu dostał biegunki. . Wyleczył się moimi borówkami.
|Mijała zima,śniegi topniały,lód schodził z okien wróble głośniej ciurkały pod strzechą i chociaż ziarna brakowało na chleb,a do mąki dodawała mama otręby-raźniej było
bo enkawudzistów ,przewodniczący rejonu gościem nieproszonym został,partyzant sowiecki.znal nas i ojca od podszewki,przed wojną w kuźni jego pracował..
, umizgiwał do mamy..Jej uroda zniewalała wielu.,-gdyby nie ona-nie byłoby nas może w :Polsce.
Ojciec pod przebranym nazwiskiem ,naprawiał tory w Daniłowiczach ,Z Adamowic przez zagajniki ,by szpicle nie wiedzieli w koszyku przykrytym szczawiem nosiłem mu jedzenie..I pamiętam ten ostatni raz.
Tato masz pieczone ziemniaki i cebulkę,chleba już ni e mamy- synku,smakuje to co przyniosłeś i zajadał lapczywie,,a pociąg nadjechał akurat , gwałtownie hamował , iskry sypały się pod kołami, żołnierze śpiewali polskie piosenki i machali rogatywkami. Wyskakiwali z wagonów, biegli w krzaki za swoją potrzebą Jeden podszedł do ojca .Był to gajowy z lasów bratanka Piłsudskiego wywieziony w 1939 roku na Sybir . Walczył pod Lenino ,a teraz jedzie na Berlin . Uciekaj z nami jeśli nie chcesz zginąć w kazamatach-powiedział.
Ojciec przytulił mocno do siebie i szepnął bądź opiekunem rodziny, po czym z koszykiem wskoczył do wagonu. . Lokomotywa powoli ruszyła, buchając kłębami pary , coraz szybciej mknęła ciągnąc sznur wagonów . Stałem bosy na peronie aż ostatni wagon zniknął zastawiając na horyzoncie cieniutkie tory .
Łzy leciały z oczu , toto ,tato nie zostawiaj nas becząc wolałem .W jego kolejowej kuźni palenisko się jeszcze żarzyło ,na kowadle leżała podarta koszula .Powiesiłem ją na szyję jak relikwię. Usiadłem na torach i gorzko płakałem, łzy niby paciorki spadały na brudną od sadzy koszulę Dopiero kulawy kolejarz nakłonił do powrotu i radził by nikomu o ucieczce ojca nie mówić..
Wracałem ścieżką wydeptaną swoimi stopami,a smutek przeogromny i łzy zabierały siłę
I nikt ich teraz .,naszej rozpaczy i goryczy wielkiej, już nie zrozumie ! Jak bardzo .. nie chciałem rozstawać się ze ścieżką wydeptaną bosymi nogami. to tylko ja dziś wiem! Biegałem po niej tam i z powrotem, wołałem :tatusiu wróć,a koszula mokra od łez ciągnęła jakoby z powrotem do kuźni z dogasającym paleniskiem .
Dopiero wybuchy za wzgórzem i szrapnele ścinające wierzchołki drzew popędziły do domu. To saperzy minami złomowali niemieckie czołgi i rozbite samochody.
Na polach było mnóstwo. amunicji , bawiąc się nią wielu poleciało do nieba ,zostało okaleczonych, na nodze i ręce mam blizny, syczący granat odrzuciłem cudem w porę. Rany goiły się długo,ale magazynowałem broń ,wujkowi podkradłem pistolet schowany w snopkach zboża, w dziupli znalazłem karabinek -z odciętą lufą! Z mauzera bez kolby na cmentarzu uczyłem strzelać brata , strzał padł samoczynnie opalając mu włosy,kula przeleciała tuz obok ucha ,podobna historia była z granatem przeciwczołgowym
.Bron gromadziłem do walki z enkawudzistami ,w myślach miałem oddział zbrojny, zemsta za ojca gnieździła się w głowie . i na moje nieszczęście w wieku młodzieńczym doprowadziła do wielkiej tragedii,cudem z niej wyszedłem żywy