JustPaste.it

Hodowla tchórzy

Lepiej przeżyć jeden dzień jak tygrys – niż sto lat jak owca...

Lepiej przeżyć jeden dzień jak tygrys – niż sto lat jak owca...

 

     Niemal każdy twierdzi, że chce być wolny. Nikt nie lubi, żeby mu rozkazywać, kontrolować i wtrącać się w prywatne życie. A jednak chcemy osiągnąć dwie wzajemnie wykluczające się wartości: wolność i bezpieczeństwo. Zapominając, że wolność z definicji oznacza wybór, a wybór oznacza ryzyko.
      Jak to więc się dzieje, że rzekomy wilk staje się oswojonym pieskiem, który trzęsie się ze strachu, gdy nie ma przy nim pana i pełnej michy? Ponieważ instytucje uważane za „podstawę porządku społecznego” uczą nas tego, że wszelkie ryzyko jest „złe”. Od urodzenia do późnej starości wychowuje się nas na tchórzy, ponieważ bezmyślnymi niewolnikami żyjącymi w mniej lub bardziej komfortowych klatkach łatwiej się rządzi.  W efekcie, kiedy nagle stajemy sam na sam ze sobą, bez wsparcia – czy to innych ludzi, czy instytucji i autorytetów – zwykle zamieramy z przerażenia....

     Zaczyna się, jak zwykle, w rodzinie. Zastanówmy się nad jednymi z najczęściej wypowiadanych słów, jakie dzieci słyszą od swoich rodziców (i innych opiekunów):

 

„Uważaj!”, albo: „Bądź ostrożny!”...

 

 

                  Co tak naprawdę, mówiąc to, wmawiamy dziecku?

 

 

<unikaj wszelkiego ryzyka, a więc i wyboru>,
<wybór, czyli wolność, oznacza niebezpieczeństwo>,
        to znaczy:
<podążaj tylko utartymi ścieżkami, bo tylko tam jest bezpiecznie>
                    ...
            Żeby tylko dzieci?

       Równie często ten koszmarny tekst słyszą mężowie od swoich żon i nawzajem, jak też tak zwani „przyjaciele”. Oczywiście, w jak najlepszych intencjach? Trudno o lepsze potwierdzenie przysłowia o piekle wybrukowanym dobrymi chęciami! Ocieramy się tu niemal o rozdwojenie jaźni: podziwiamy bohaterów, czy to historycznych, czy fikcyjnych, ale tylko na odległość, w kinie albo w telewizji – w domu wolimy mieć tchórza. Gdyż sami jesteśmy tchórzami! Mając przy sobie bohatera z pewnością byśmy pękali z dumy – ale boimy się ryzyka, że, moglibyśmy go stracić. Niejeden, kto w młodości np. podróżował, wspinał się po górach, żeglował, latał na lotni czy skakał na bungee… później zrezygnował z tego „dla dobra rodziny”...
       W taki delikatny sposób małżeństwo staje się stopniowo – !dla obydwojga! - niczym więcej, jak bezpieczną klatką, dobrowolną rezygnacją z wolności: „wyborem”, po którym nie ma już żadnego....

       Trzeba też jakoś zarabiać na życie. Dla kogoś, kto nie pozwolił do końca, aby go wychowano na tchórza, oczywistym jest, że nawet najmniejszy własny biznes daje więcej możliwości, niż praca na etacie. Ale oczywiście wiąże się z ryzykiem. I tu wkracza kolejna instytucja: państwo! Robi wszystko, żeby utrudnić ci pracę na swoim, począwszy od przeszkód biurokratycznych, po ściąganie haraczy zwanych podatkami, które powodują, że bez solidnego zaplecza finansowego nie masz nawet co marzyć o rozpoczęciu własnej działalności. Zostajesz więc niewolnikiem na "bezpiecznym" etacie... chociaż, w czasach bezrobocia, nawet to tzw. bezpieczeństwo często okazuje się złudne.
       Ponadto, państwo uważa, iż jesteś na tyle głupi, że nie potrafisz zadbać o siebie. Nakazuje np. obowiązkowo się ubezpieczać. Musisz płacić na ubezpieczenie emerytalne i zdrowotne; nie możesz nawet wybrać, gdzie się ubezpieczyć: haraczu dla ZUS nie da się uniknąć. Uzurpuje sobie również prawo do decydowania za nas o naszym zdrowiu: obowiązkowe szczepienia, dyskryminacja palaczy...
         Szczególnie uwzięli się na kierowców. Nie dość, że obowiązkowo muszą płacić OC, to jeszcze za jazdę bez pasów od razu mandat. Jeśli jesteś motocyklistą, to jeszcze musisz mieć kask. Zgodzę się, że nie wolno jeździć po pijaku: nie masz prawa narażać innych! Ale nie zapinając pasów, czy nie zakładając kasku, nie narażasz nikogo, oprócz siebie! Co to znaczy?: jeśli jesteś kierowcą, nie masz prawa decydować  o własnym życiu i zdrowiu?
       Ostatnio bodajże nawet rowerzystów i narciarzy zmusili do zakładania kasków.

           Ale to dopiero początek...

      Nie wolno nam się bronić! Mamy podobno liczyć na "ochronę" policji, niewiele różniącą się od „ochrony” wymuszanej przez mafię. Policja niemal nigdy nie obroni cię wtedy, kiedy naprawdę tego potrzebujesz. Co jest logiczne: trudno, żeby policjant był na miejscu, akurat wtedy, kiedy cię okradają/biją/mordują... Może znajdą bandziora – długo po fakcie.... Tylko co ci z tego, skoro już cię okradli, albo pobili? A nie masz prawa mieć broni, podczas gdy bandyci i tak ją mają; nie przejmują się przecież prawem. Ale gdyby bandyta musiał się liczyć z tym, że możesz być uzbrojony, zapewne długo zastanawiałby się, czy warto zaryzykować napad?
      Mamy też wynalazek cyfrowej ery: miejski monitoring. Gdziekolwiek się ruszysz, jesteś śledzony – rzecz jasna, w imię twojego „bezpieczeństwa”... Ale czy kamera uchroni cię przed napadem? Niestety: co najwyżej poprawi tzw. „statystyki wykrywalności przestępstw”. Tchórz będzie zadowolony i chętnie skorzysta z nagminnie podawanych w massmediach porad, żeby nie stawiać oporu napastnikowi (bo ten może się zdenerwować – i np. cię poturbować, a nawet zabić?). A jeśli zbyt skutecznie potrafisz się bronić, możesz trafić pod sąd. Postawią ci zarzut „przekroczenia granic obrony koniecznej”...?
       A powinieneś mieć PRAWO do trzymania naładowanego rewolweru w kieszeni - i strzelania do każdego typa, który ośmieli się zagrozić tobie, twoim bliskim lub twojej własności!

       W policyjnym kraju każdy jest „bezpieczny”... Tak samo, jak bezpieczny jest ten, co posłusznie płaci haracz mafii. Przecież ta chroni go przed innymi złodziejami: „boss” nie może tolerować konkurencji!
Płacimy wszyscy. Nazywa się to podatkami.

       Od paru lat mamy kolejny straszak: terroryzm. Nie mogę oprzeć się wrażeniu, że terroryści wręcz „spadli z nieba” rządzącym. Czy można sobie wyobrazić lepszy pretekst do totalnej inwigilacji, niż walka z tym, istotnie strasznym, zagrożeniem? Efekty już widzimy. W Stanach „Patriot Act” i Guantanamo; u nas, na szczęście, rządzący są zbyt zajęci zwalczaniem się między sobą. Ale namnożenie się  różnych specsłużb, jak ABW, CBŚ, CBA i co tam jeszcze – dość natrętnie kojarzy się z FBI, CIA, DIA, NSA... Biometryczne paszporty i dowody osobiste, inwigilacja internetu, telefonów, kont bankowych, wszechobecny monitoring, rewizje na lotniskach... Jeżeli dalej świat będzie szedł w tym kierunku, to wolałbym chyba zginąć od bomby terrorysty, niż żyć w takim „NOWYM WSPANIAŁYM ŚWIECIE”!!!
        Ponadto, pozostaje pytanie: czy np. bojownik Hamasu lub IRA jest terrorystą, czy bohaterem walczącym o wolność swojego kraju? Dla hitlerowców żołnierze AK zapewne też byliby „terrorystami”? Gdyby w tamtych czasach używano tego słowa....


           W tej indoktrynacji państwu bardzo skutecznie wtórują media. Nie tylko te tzw. „publiczne”, po których niczego innego nie można się spodziewać: w końcu to tylko propagandowa tuba rządu (na którą i tak musisz płacić haracz zwany abonamentem), ale także komercyjne. Stara zasada dziennikarstwa: „dobra wiadomość, to żadna wiadomość”.... A więc: epatujemy zbrodniami, oszustwami, katastrofami, no i – rzecz jasna – rarytas dla mediów, jak zdarzy się terrorystyczny zamach. Albo morderstwo dziecka. Jak to nakręca emocje! A jak rządzą emocje, rozsądek idzie spać. Myślimy: „co się dzieje z tym światem, jest coraz gorzej, coraz niebezpieczniej”... Tymczasem bandyci byli, są i będą, tak samo oszuści, zboczeńcy i zwyrodnialcy. A wypadki i katastrofy po prostu się zdarzają...
      Czy jest ich więcej, niż dawniej? Wątpię. Kilkadziesiąt lat temu mieliśmy ze dwa czy trzy programy radiowe, telewizja była luksusem, a internet należał do sfery sci-fi. Po prostu, dziś mamy szerszy dostęp do informacji (i dezinformacji), więc oczywiste, że dowiadujemy się o większej liczbie takich wydarzeń.  

 

 

Klasyczna metoda manipulacji:
- stwórz zagrożenie (czasem nie trzeba go tworzyć, wystarczy wyolbrzymić)
- pokaż wroga (np.: my – porządni obywatele – kontra „bandyci” czy „terroryści”)
(dla Hitlera to byli „Żydzi”, dla Stalina i innych komuchów „imperialiści”, dla współczesnych nacjonalistów „Araby”... cóż, nihil novi...)
- wmów ludziom, że tylko ty potrafisz ich obronić.
...i już masz całe stada dobrowolnych niewolników, trzęsących się ze strachu...

 

         Ponadto, media skutecznie zajmują umysły debili bzdurami typu: jakaś tam medialna „gwiazda” ma romans, rozwiodła się, wyszła z mąż... Co to kogo obchodzi? - ale skutecznie odmóżdża.

            Państwu, i rodzinie wiernie wtórują religie:
 „Błogosławieni ubodzy w duchu”... „błogosławieni cisi...” Cóż takiego chwalebnego w ubóstwie, zwłaszcza duchowym? Dlaczego właściwie cenimy takie pseudo-wartości, jak pokora i skromność? - zamiast twórczości, dumy i siły?
     Od dziecka podlegamy tej indoktrynacji: chrzest niemowląt, sprzeczny nawet z biblią. Ale kościelni urzędnicy chcą sobie zapewnić posłusznych niewolników, którzy w przyszłości będą dawać na tacę!

        "...Co jest dobre? - wszystko, co uczucie mocy, wolę mocy, moc samą w człowieku podnosi.
        Co jest złe? - wszystko, co ze słabości pochodzi.
        Co jest szczęściem? - uczucie, że moc rośnie, - że przezwycięża się opór.
                                          
(…)
        Co jest szkodliwsze, niż jakikolwiek występek?
         - litość czynna dla wszystkiego, co nieudane i słabe: chrześcijaństwo...”

 

[F. Nietzsche; „Antychryst”]



       Dopóki nie zrozumiemy, że każde państwo, bez względu na ustrój i narodowość; i każda religia, bez względu na to na jakiej mitologii oparta to obce, wrogie nam, pasożytnicze twory, okradające nie tylko nasze portfele, ale – co gorsza – przede wszystkim nasze umysły, zmieniając nas w przerażone dzieci;
… a rodzina ma sens tylko w tych rzadkich przypadkach, kiedy staje się inspiracją, a nie ograniczeniem...
-- Dotąd będziemy skazani na „bezpieczeństwo”, a „wolność” pozostanie tylko pięknie brzmiącym sloganem!


        Możemy się jednak bronić: informacja jest bronią! Nieraz bardziej zabójczą od karabinów i bomb. Niekiedy jeden człowiek przy klawiaturze komputera budzi większy respekt, niż zawodowa armia... Bohaterowie ery cyfrowej: J. Assange, B. Manning, E. Snowden – i mniej znanyA. Swartz...?   Skuteczny protest przeciw ACTA też budzi nadzieję?...
 Również masz tą broń do dyspozycji, zwłaszcza w dzisiejszych czasach: możesz ją obrócić przeciwko tym, którzy chcą zrobić z ciebie niewolnika!
____________________________________________________

       Przychodzą mi teraz na myśl nasi himalaiści, którzy zginęli w dwóch tragicznych wypadkach na początku tego roku: na Broad Peak i Gasherbrum -
         ...fakt... tragedia, zginęli wspaniali ludzie. Z pewnością nie byli samobójcami – nie szli tam po to, żeby umrzeć!  Ale na pewno zdawali sobie sprawę z ryzyka, jakiego się podejmują.
W pewnym sensie im zazdroszczę: ŻYLI TAK, JAK CHCIELI – ZGINĘLI TAK, JAK ŻYLI! Nie mam co się z nimi równać, ale gdybym to ja zginął w górach... nie chciałbym, żeby ktokolwiek szukał moich zwłok. Nie tylko dlatego, że nie warto narażać życia żywych dla ściągnięcia trupa  - ale... czy można sobie wyobrazić wspanialszy grób???


Co było największą HAŃBĄ dla Wikinga?...
- umrzeć w łóżku ze starości...
 
Masz do wyboru dwie drogi :

- jeśli wybierzesz "bezpieczeństwo"...
stracisz i jedno, i drugie...

e94c6f086d0da101ae42cd3828421b58.jpg

 

 

Licencja: Creative Commons