JustPaste.it

Mieliśmy papieża; będziemy mieli świętego.

Postać Karola Wojtyły trwale wyryła swe piętno na kształcie polskiej świadomości społecznej, na mentalności zbiorowej i indywidualnych postawach..

Postać Karola Wojtyły trwale wyryła swe piętno na kształcie polskiej świadomości społecznej, na mentalności zbiorowej i indywidualnych postawach..

 

Dwudziesty wiek nie był dla Polski szczególnie szczęśliwy. Odzyskaliśmy wprawdzie niepodległość po 120. latach niewoli, ale na krótko, na bardzo krótko.

Podobno Polak jest mądry po szkodzie. Nic z tych rzeczy. Polak en mass był, jest i zapewne będzie głupi tak przed szkodą jak i po niej.. Za warcholstwo i brak silnej władzy centralnej oraz brak reform społecznych i ustrojowych zapłaciliśmy w XVIII w. rozbiorami (przy wydatnym wkładzie polskiego (!) episkopatu). Za polityczną głupotę rządzących zapłaciliśmy w XX w. krwią milionów ludzi poległych na wszystkich frontach II wojny światowej i kolejną utratą niepodległości.

Można się pocieszać faktem, iż komunizm w naszym wydaniu był najłagodniejszą formą tego ustroju w całym bloku sowieckim. Nie zmienia to jednak w niczym faktu, że z wolnością nie miał on nic wspólnego.

Po raz drugi (poniekąd w ramach życia jednego pokolenia) odzyskaliśmy niepodległość i suwerenność. Czy czegoś się nauczyliśmy? Czy wyciągnęliśmy jakieś wnioski z tragicznej przeszłości? Jeśli nawet tak, to bardzo niewiele i na pewno nie wszyscy.

Po klęsce kampanii wrześniowej, po ciosach zadanych nam przez hitlerowskie Niemcy i sowiecką Rosję, przysłowiowy gwóźdź do trumny wbił nam Watykan łamiąc artykuły IX i XII Konkordatu z 1925 roku. Watykan, jak zresztą zwykle w historii, stanął po stronie silniejszego mając w głębokim poważaniu słabszych i na niewiele już przydatnych. Polskie diecezje zostały włączone do struktur organizacyjnych Kościoła niemieckiego i obsadzone niemieckimi biskupami. Był to akt zerwania Konkordatu przez stronę kościelną do czego do dziś Watykan (nawet pod wodzą papieża-Polaka) nie chce się przyznać.

Kiedy po wojnie Polska, wbrew woli narodu, została włączona w orbitę wpływów i władzy ZSRR, komuniści nie mieli odwagi by definitywnie rozprawić się z polskim Kościołem katolickim. Owszem, trwała wojna podjazdowa, obie strony zadawały sobie dosyć bolesne ciosy, jednak cios nokautujący nie padł.

Taka polityka władzy spowodowała de facto wzmocnienie pozycji politycznej Kościoła w społeczeństwie, które zaczęło postrzegać Kościół jako naturalną i w dodatku legalną opozycję wobec zamordystycznej władzy. Kościół przyciągał więc nie tylko wiernych, ale także i niemarksistowskich ateistów stojących w opozycji do komunistycznej władzy.

Te procesy nie uszły, rzecz jasna, uwadze Watykanu. Państwo to już w latach 70. XX wieku stało się światowym centrum pośredniczącym w przekazywaniu wszelakiej pomocy dla polskiej opozycji. Stałym klientem Watykanu była CIA, a prezydent USA Ronald Reagan został nieodłącznym partnerem papieża Pawła VI.

Pewnie nigdy nie dowiemy się w czyjej głowie zrodził się pomysł przekazania sukcesji po Pawle VI w ręce hierarchy polskiego Kościoła katolickiego. Pomysł sam w sobie był na owe czasy genialny w swojej prostocie. Wiadomym bowiem było, że komunizm światowy (zwłaszcza radziecki) stoi na skraju gospodarczej przepaści. Wybór Polski na egzekutora komunistycznego systemu był naturalny biorąc pod uwagę wielkość i siłę naszego państwa i Kościoła (Czechosłowacja była już wówczas całkowicie zlaicyzowana, a Węgry zbyt małe i wciąż liżące rany po klęsce 1956 roku).

W kalkulacjach brano pod uwagę dwie kandydatury: kard. Stefana Wyszyńskiego oraz kard. Karola Wojtyły. Wyszyński, z racji wieku i stanu zdrowia, sam zrzekł się papieskiego tronu przekazując swoje poparcie Wojtyle. Pozostało jedynie przekonać do tej kandydatury większość kolegium kardynalskiego uczestniczącego w konklawe. Jak dziś wiadomo, większość gotowa była zaakceptować Wyszyńskiego uchodzącego za konserwatystę. Wojtyłę postrzegano jako reformatora i liberalnego postępowca, co nie dawało mu większych szans na wybór. I tak się też stało. Po śmierci Pawła VI nowym papieżem wybrano Albino Lucianiego - Jana Pawła I.

Jego pontyfikat trwał zaledwie 33 dni. Istnieje kilka teori spiskowych dotyczących tej śmierci, ale nie one są dla nas ważne.

16. października 1978 roku o godz. 16:16 Karol Wojtyła został wybrany papieżem. Formalnie urząd objął 22 października tegoż roku.

W Polsce wybuch radości był tak wielki i powszechny, że nawet szeregowi członkowie partii komunistycznej zaczęli czuć dumę ze swojej polskości. Cieszyli się także antykomunistyczni ateiści skupieni w podziemnych organizacjach opozycyjnych. Powszechnie wierzono bowiem, że Wojtyła jako papież doprowadzi do definitywnego upadku komunizmu i wyzwolenia Polski z sowieckiej niewoli. I tylko Komitet Centralny PZPR miał ciężki orzech do zgryzienia, bo radości nie wypadało okazywać, a pozbyć się jej było trudno - każda reakcja była zła.

Jak się później okazało, ich wiara nie była bezpodstawna, a marzenia się spełniły. Oczywiście, że sam Wojtyła komunizmu nie obalił, ale to on wraz z Wałęsą i Reaganem są dziś symbolami tego upadku.

W tamtych czasach nikt nie był w stanie przewidzieć innych, brzemiennych w skutki konsekwencji owego październikowego wyboru. Konsekwencji religijnych, politycznych, społecznych, kulturowych, obyczajowych. A konsekwencje te obserwujemy własnie dziś w całej ich okazałości. I z dzisiejszego punktu widzenia należy się głęboko zastanowić czy przypadkiem dzień 16. października 1978 r. nie był dniem kolejnej polskiej klęski. Tak się bowiem składa, że wybór Wojtyły na papieża cofnął nasze społeczeństwo w rozwoju o kilkadziesiąt lat w stosunku do Zachodu. Przynajmniej mentalnie. A teraz szykuje nam się powtórka z rozrywki. Bo przecież kanonizacja uruchomi ponownie wszystkie te same mechanizmy religijnego fanatyzmu.

Bez Wojtyły-papieża na pewno nie byłoby Konkordatu, religii w szkołach i przedszkolach. Bardzo możliwe, że nie byłoby także prawicy w obecnym kształcie z PiSem na czele, imperium Rydzyka, "krzyżomanii" itp.

Bez Wojtyły-papieża na pewno polski Kościół katolicki byłby bardziej pokorny wobec władzy państwowej i bardziej skłonny do przestrzegania polskiego prawa. Zapewne żaden biskup nie ośmieliłby się żądać czegokolwiek od polskiego rządu, a tym bardziej budżetu. Może nawet nie byłoby Komisji Majątkowej, a Fundusz Kościelny zostałby zlikwidowany w zamian za 0,3% dobrowolnego odpisu podatkowego przy bezdyskusyjnej wdzięczności biskupów. Ustawa aborcyjna miałaby liberalną postać, dyskusja o in vitro byłaby bezprzedmiotowa, związki partnerskie zalegalizowane, konwencja o ochronie kobiet przed przemocą w rodzinie podpisana, a poseł Jarosław Gowin mógłby co najwyżej wznosić uduchowione modły do swego boga w którejś z krakowskich świątyń i tam prezentować swoje poglądy. Swoją drogą ciekawe, czy bóg by go wysłuchał tak jak go słuchał premier Tusk?

Nie twierdzę, że Polska bez Wojtyły byłaby krajem mlekiem i miodem płynącym. Nie twierdzę, że bez tej postaci stojącej na czele obcego nam państwa nie byłoby w Polsce konfliktów politycznych, społecznych czy obyczajowych. Byłyby. Ale twierdzę, że większość konfliktów z którymi mamy obecnie do czynienia nie miałoby miejsca bez Polaka-papieża. A to już byłby duży sukces.

 

Tymczasem ten kryzys się u nas jeszcze pogłębi 27. kwietnia 2014 roku, gdy Watykan uzna Wojtyłę za świętego. Polski fanatyzm religijny wzrośnie niewspółmiernie, nasilą się też postawy roszczeniowe kościelnej hierarchii wobec państwa i rządu, buta kleru sięgnie zenitu.

Podobno kiedy Bóg chce kogoś ukarać, to odbiera mu rozum. Polakom odebrał juz dawno. Tylko za co ten Bóg nas tak karze? Oto wielka tajemnica wiary. Tej wiary.

Licencja: Domena publiczna