JustPaste.it

Dwa kroki w stronę Słońca 2

zbiór

zbiór

 

Mrok zalewa każdy dzień, by ten
Jakoby feniks odrodzić się mógł…
Promienie niknącego słońca giną
We mgle tworzonej chłodem nocy
Nikną niczym nadzieja na cmentarzu
Puste oczekiwanie na cud, na zmiany
Nie pozwala oderwać się z miejsca…
Na krok odejść od swych przekonań
Nadzieja nie jest zła, nie może być…
O ile tylko nie przepełni ją próżność
O ile tylko nie zawładnie nią egoizm

Słońce powstaje co dzień by walczyć
By wskazać drogę ludziom widzącym
By ogrzać choć przez moment ślepych
Natchnąć chwilą czujących i w blasku
Niecierpliwie skąpać zapomnianych
Rzucić światło na groby poległych
Czekających na pamięć swych rodzin
Po śmierci błąkających się po świecie
Niemogących znaleźć miejsca w mogile
Ty chcesz by coś się zmieniło? A może…
Z jakiegoś powodu tak właśnie ma być…

Wszystko chcemy zmieniać, szukamy…
Siebie samych, powodów naszych zmian
Szukamy także usprawiedliwienia czynów,
Błędów, które nieustannie popełniamy
Błędów, których nie potrafimy ominąć
Skazani na porażkę, skazani na upadek
Ale dlaczego?! Tylko po to by się wspiąć?!
Powtarzać schematy narzucone przez naturę?
Upadniesz – musisz wstać, i jak słońce
Zniknąć by móc się ponownie pojawić
Tak przez cały czas, od wschodu do zachodu?