JustPaste.it

Polacy,czy tylko katolicy?

Znane na kresach i nadal aktualne 'kto nie katolik ten nie Polak

Znane na kresach i nadal aktualne 'kto nie katolik ten nie Polak

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Katolicy na Białorusi w mniemaniu nacjonalistów są Polakami, Łukaszenka ich terroryzuje - trąbią na cztery strony świata, a faktycznie polskość tli się tam tylko we wspomnieniach wiejskiej społeczności i to w nie najlepszych kolorach. Za sanacji zapałkę dzielono na cztery części, analfabetyzm i wszy, a do kościoła boso siedem kilometrów iść trzeba było, tylko dziedzice bryczkami jechali i w pierwszych ławkach, przed ołtarzem siedzieli. Taką ojczyznę zapamiętałem.

Katolicyzm teraz ubogi w wyludniających się wioskach, chleb tam raz na tydzień przywożą, przy kapliczkach łamaną polszczyzną babinki klepią zdrowaśki. Tam studnia nasza została, obok niej w drewnianej chatynce żyje staruszka Aldona i jej sąsiad, w pozostałych wiatr skowycze w rozbitych oknach. Po rozpadzie sowietów młodzi frunęli do miast.

Aldona patrząc na kapliczkę wapnem malowaną mówi:

 

 

Łukaszenko, to nie to, co bolszewicy -kościół dał i czemu nie lubicie naszego dobroczyńca? Jak pod butem sanacji, okupacji naród jęczał, nikt palcem nie kiwnął, a jak Białoruś samodzielnym państwem, kartę Polaka wciskają, u siebie burdel mają. Tu nasza ziemia, od dziada pradziada, stawiamy kwiaty przy kapliczkach - mówi po rosyjsku. Język ten dominuje w życiu codziennym, w urzędach obowiązkowy, jak polski za sanacji.

W Głębokim inna staruszka zbiera liście z kwater legionistów. - Tu leżą bracia ojca mego - wyjaśnia łamaną polszczyzną - polegli od szabel bolszewickich, takich tu ponad pięć tysięcy, a ile bezimiennych mogił, gdzie tylko wiatr liście zbiera nikt nie wie... - wzdycha, a kiedy dzwony kościelne zabrzmią starowinka klęka i zdrowaśki mówi. Patrzy na rozbitą kolumnę gotycką, orzeł z koroną ze starości na niej dygocze.

Otrząsnęła liście z kolan i mówiła dalej:

- Nasz ksiądz uczony z paszportem polskim, samochodem gosposię wozi po zakupy, w plebani prawosławnych nawraca i obiecuje im karty Polaków.

Rydzyk może pozazdrościć. Sposób życia i myślenia katolików nie mówi o tęsknocie za Macierzą. Ich wartości kołchoz i kościół kształtują, wokół nich rozwija się kulturotwórczy, socjalny i ekonomiczny byt.

Pojąc intencje polskich kołchoźników i ludzi w umierających ze starości w wioskach bez malowanych kapliczek jednak nie sposób.

Sąsiad Aldony żegnając się powiedział:

- Ja tutejszy, ja chłop, ja katolik, tutejszy kołchoźnik.

Politolodzy z Radia Maria polskość kresową komentują w myśl słów: Bóg, honor, ojczyzna.

"Polak" kluczowy element kultury wiejskiego życia w takim mniemaniu, mimo wsparcia Warszawy i instytucji kościelnych obumiera. O polskość drą koty tam "wodzireje", z tego mają wyjazdy za granicę, mercedesy, euro i występy telewizyjne, płatne wywiady itp.

Polak - obywatel Białorusi z wyznaniem katolickim, tak samo jak prawosławny. I to nie ma nic wspólnego ze świadomością narodową, a tylko z przynależnością religijną, z nią się wiążą kryteria kulturowe i nic wspólnego nie mają z nacjonalną ideologią importowaną znad Wisły Używane w wioskach określenie "Polak" nie oznacza "człowieka polskiej nacji", z Polski rodem, a tylko znamionuje przynależność do katolicyzmu.

Wieśniacy nie wyobrażają życia bez kołchozu, muszą być, bez nich przepadną ludzie - powiadali mnie.

Wioski, które do nich nie nalezą na wymarciu. Tanie wino i bimber żłopią, a ziemia ugorem stoi. W oczach mieszkaniowców zamiast słońca, ołowiane chmury widziałem, życie bez jutra, a za rzeką cmentarz czekał.

W drzwiach rozpadającej się chaty, w byłym kołchozie na włościach dziedzica, gdzie mój ojciec zarządcą za Niemca był - stała starowinka "tu już nie ma nikogo", a moje bracia w parku bimber pędzą, pracować nie chcą - mówiła ochrypłym głosem pełnym smutku... Tylko jezioro i okalające brzegi stuletnie drzewa te same, a cerkiew na wzgórzu w ruinie, jak chata tej baby świeciła melancholijnym smutkiem. Za nią po ugorach biegały lisy, na ich widok bażanty znikały w zabytkowym, przedwojennym parku.

Kołchozy dobrowolne, lansowane przez państwo, młodzież z nich jednak ucieka do miasta.

Moi bracia stryjeczni dom z łaźnią nad malowniczym jeziorkiem w Naruszewie zostawili, uciekli do miasta, na ryby tylko przyjeżdżają i przy ognisku wódzie chlają.

- Taki wspaniały krajobraz, a chabry i niebo błękitne, łza się w oku kreci - powiedziała Ania towarzyszka podroży patrząc na staruszkę zbierającą dziką mięte. Leki na łąkach, torfowiskach i lasach u nas rosną - tłumaczyła i ze smutkiem w oczach szeptała - starzy, odchodzą na górkę, a póki, co popijają bimber, mamroczą o przeszłości...

"Przyszli nasi oswobodziciele, zabrali konie, ziemię, pługi, brony... І chleba nie ma, na cele zbożne zabrali. О, jak ciężko było. Do Rosji wszystko ciągnęli… Pałkami bili, pisz się do kołchozu, kiedy żyć chcesz". Płakali krwawymi łzami i dobrowolnie szli do kołchozu, a tam żyta na chleb nie było. Po śmierci Stalina dopiero w kołchozach polepszyło. Beznadzieja, pokora, bezsilność - to spuścizna tamtych lat, weszła w krew. Pokutuje stary refren: A co tu zrobisz? Niczego nie zrobisz...

Tamten system złamano, a zostało cierpienie, trwać przy tym, co ocalało, nie zostało zniszczone... trwać i cierpieć, takie jest życie!

Życie wiejskie to praca i wiara: Bóg kazał pracuj, a ja tobie pomogę!

I tak żyj, aż w cztery deski siebie zapędzisz. Jak Bóg dał życie, to trzeba żyć po cichutku — trzeba dostosować się, zgodzić się z losem.

A co zrobisz, na czyim wozie jedziesz, tego i pieśni śpiewasz!

"Bo co, wyżej pępka nie podskoczysz!? Chcesz żyć, naucz się kombinować, bo przed sobą nigdzie się nie schowasz. Dużo naplujesz przeciw wiatru?

- Los taki, że tutaj sowieci przyszli, urodziliśmy się przy nich i tu umrzemy - mamroczą pijąc tanie wino...

- Taka zgoda z losem, świadczy o przyjęciu porządku, jaki kieruje światem, w jej hierarchii stoi Bóg, stworzyciel wszystkiego. Jak on da tak i będzie. Wola nieba, z nią się godzić trzeba. A chleb jak bywa drogi, to jeszcze droższy będzie... - wzdychają popijając tanie wińsko.

U prostych ludzi pokutuje formuła - kołchozy były, to i muszą być i na drzwiach piszą K+M+B... Takie przekonanie o woli Boga, gdzie spełniają się przepowiednie Sybilli, jak widać na Białorusi nikomu nie przeszkadzają.

Czym ma być kołchoz? Szeroko rozbudowana symbioza wzajemnych usług i zależności, że ciężko pojąć, gdzie miedza między nimi leży, gdzie "ludzkie", gdzie kołchozowe. Refren brzmi tak, kołchoz pomaga nam, a my jemu. Słucham i nie wiem, po jakiej stronie stanąć!

Kołchoz, daje pracę, wyżywienie, transport, trudno dostępne na rynku towary. Daje gaz, buduje drogi, można kupić krowę, sprzedać własnego konia.

Autobusy odwożą delegacje pielgrzymek do granicy polskiej, dają materiały na budowę rozbitego muru wokół kościoła, sadzą kartofle dla księdza... W Mosarzu odrestaurowany kościół, ku czci papieża Wojtyły, na placu jego monumentalny pomnik widać z daleka, a na kamienistym wzgórzu olbrzymi krzyż wskazuję drogę do Boga, cmentarz zabytkowy z dziedzicami, grafami zadbany, a ksiądz w łaskach Łukaszenki, bo gromi pijaków bezlitośnie..., a nasz przedwojenny sklepik obok kościoła zapada się w ziemię, tylko jodła olbrzymia nad nim pnie się do nieba, w 1939 roku była maleńka, równa ze mną, szyszkę od niej do Warszawy przywiozłem.

Dyrektor kołchozu w pierwszej ławce, jak przed wojną bratanek Marszałka siedzi, podczas dożynek podaje księdzu chleb na białym ręczniku, księża co stronią od polityki żyją jak pączki w maśle, mercedesami jeżdżą po drogach kołchoźnianych.

- Kołchozem kierować nie łatwo, a jak się rozpadnie to wszyscy stracą i kościół też - mówi ksiądz. - Jednemu ciężko na wsi, człowiek w kołchozie jak pod parasolem. Póki Łukaszenko prezydent, to kołchozy się nie rozsypią, dba o nich lepiej niż o żonę... - powiada i nie wierzy, że mój ojciec tu miał kiedyś sklepik.

Portret Polaka kołchoźnika wyraża się w polskiej modlitwie, a na codzień zrusyfikowana wschodnia mentalność, otwarta dusza i gościnność "czym chata bogata, tym rada".

Katolik, to przede wszystkim kołchoźnik, należy jak prawosławny do tej samej wspólnoty. Drastyczne podziały sanacyjne zniknęły już za sowietów, ciągnęli wspólnie wózek niewoli bez zgrzytów. Niemcy tylko Białorusinów gloryfikowali, marionetkową władzą i powrotem do korzeni, skłócali z Polakami... a teraz żyją razem pomieszani, chociaż kartą Polaka nawraca się prawosławnych na wiarę prawdziwą, dla takich darmowa nauka języka polskiego w plebaniach.

Żona mojego brata Krystyna jest katoliczką, a dzieci marzą o wyjeździe za granicę, świętują podwójne Boże Narodzenia i Wielkanoc. Alina - ich córka, zakochała się w Warszawie, odjeżdżając do Mińska płakała, płakała w moich ramionach, teraz tęskni, ja za nią też, uczy się języka polskiego i ubiega się o kartę Polaka.

Katolicy i prawosławni drą koty, kość niezgody rzuca Warszawa, kształci białoruskich wywrotowców, dolarami rozmnaża manifestacje, robi fotomontaż, a nienawiść siać za dolary, to chyba podłość i draństwo... Białoruś od wpływów Moskwy w sensie politycznym dawno wolna, nie sprzedaje za bezcen ziemi i majątku jak my obcym, nie płaci też haraczu kościołowi i nie wysyła żołnierzy do Afganistanu i tym góruje nad polskimi wartościami wyrytymi w "miłości bliznowego".

Dużo mogił tam szlachty katolickiego wyznania, przyjęło się, zatem mniemanie, że katolik znaczy Polak, a prawosławny to Ruski. Białoruska szlachta przyjęła polską kulturę i religię, pod wpływem uwarunkowań politycznych między wschodem i zachodem, wiele było wtedy wojen obronnych przed wojowniczymi sąsiadami.

Szlachcic miał własną godność, niezależność i charakter. W wielkim księstwie Litewskim szlachta uczestniczyła w sejmach i sejmikach. Historycznie skleiła się z Polską i przyjęła wiarę katolicką, język i kulturę - prości ludzie zostali prawosławni, a szlachta była głównym wrogiem cara. We wszystkich powstaniach przeciw niemu brała udział, pozbawiał ich za to szlachectwa, wywoził na Sybir, spacyfikował.

Magnaci ulegli carowi zmuszali ją do miłości tyrana. Modlono się za niego w kościołach "Boże chroń naszego cara". Pozbawiona przywilejów, dziesiątkowano podatkami nienawidziła szlachta Moskali.

Władza bolszewicka "Panów polskich" zdziesiątkowała, posłała do piachu i na Syberię, nieliczni z nich w Polsce kończą żywot, ich dzieci na Białoruś patrzą mentalnością przodków. Na palcach policzyć da się tych, co dzieje tamte opisują obiektywnie, na przykład Jaruzelski, generał, a pozostali z pod sutanny rodem z manierami magnata dostrzegają tam tylko Katyń i dyktaturę Łukaszenki.

Wywodzę się spod strzechy słomianej, w łapciach chodziłem, rękę dziedzica całowałem i pod miedzą z matka spałem, a enkawudzistów widziałem z bliska i dla tego Białoruś pojmuję inaczej, manipulacje polityczne odrzucam z obrzydzeniem, a w duchu zadaję sobie pytanie, kto zapłaci rekompensatę za sklepik i jodłę w Mosarzu, za osiem hektarów ziemi w Adamowicach?

W 1936 roku rodzice głosowali tam na senat Rzeczpospolitej - co uwidaczniania archiwalny dokument, przesłany z Białorusi.

Od 1946 roku mieszkam w Polsce, a słowa te dedykuję "patriotom”, co tuczą brzuchy za pieniądze podatnika na wysoko płatnych stołkach i stroją się w piórka męczenników komuny.

Kiedy miałem siedem lat zamiast mleka piłem kwas chlebowy, boso biegałem do późnej jesieni, zimą chodziłem w łapciach... wtedy ich jeszcze na świecie nie było, przeskakiwali z jajka na jajo. W SPODNIACH ojców, by nie być skurwysynami, a teraz bełkoczą bzdury o naszej przeszłości, hołubiąc dworki szlacheckie i skomląc o Katyniu. Trzeciej RP rodzice nie  doświadczyli, umarli.

Państwowy Instytut Pamięci Narodowej żąda dowodów naszego dramatu, w archiwach ma "bohaterów styropianowej gwardii", donosicieli i umarlaków zasłużonych dla ojczyzny, a od tych, co jeszcze zipią, co zaglądali w oczy śmierci, a nie byli w zwartych szeregach walczących, żąda dowodów na talerzyku. Bawią się tak ze mną dwadzieścia lat, myląc czasami - nazwisko, miejsce zamieszkania i datę urodzenia.

Dla Biurokratycznej mafii, na którą płacę podatki, pięć lat moich bez wyroku i kula w ramieniu, praca na polach pegeerowskich bez pasa, to za mało. Świadkowie mojej tragedii nie żyją! Mam 78 lat, a czas ucieka, jak ziarnka maku z dziurowego worka, a politykierzy kupczą taką przeszłością, bełkoczą frazesy o bohaterstwie i męczeństwie ludzi z Kresów, a na co dzień mają ich w dupie...

W grobie przewróciliby się Sybiracy, gdyby wiedzieli, jak na ich zasługach idą do władzy ekipy z wartościami katolickimi w gębach! Jak w majestacie prawa i błogosławieństwa biskupów drwią z maluczkich. Wzbogacają i tak już bogatych, pod biało czerwoną chorągwią profanują czyny zesłańców i poległych za Ojczyznę. Obłudny znak pokoju i sprawiedliwości wciskają dla otarcia łez, urządzają   igrzyska w rodzaju komisji śledczych, a na pokrzepienia ducha pielgrzymki na Jasną Grę i do Watykanu.

Mamią gruszkami na wierzbie, uczą hipokryzji i zakłamania, tylko wzrost kosztów utrzymania   prawdziwy i emerytury te same. Za duże żeby z głodu zdechnąć, a za małe, by godnie żyć!

Romantycznych donkiszotów nie brakowało w Polsce. Na wiecznej zmarzlinie syberyjskiej, pod Tobrukiem i Narwikiem czekają na ponowne przyjście Jezusa. Ginęli za Boga, honor i ojczyznę. A za co giną w Iraku, Afganistanie?

W imię władzy i kasy teraz  topią bliźniego swego w łyżce wody, a zwykłego szaraczka w dupie mają.
Stojąc nad zbiorową mogiłą wujka Andrzeja, u brzegu Angary zadumałem się nad okrutną drwiną    losu. W osadzie, oddalonej od Irkucka złą drogą, gdzie pokutowała rodzina drugiego wujka pokłoniłam się cedrom wysokim, na pamiątkę przywiozłem cedrową szyszkę, w owych czasach orzeszki z jej były pożywieniem zesłańców. Obecnie rarytas dla turystów. W imieniu swoich sybiraków wołam " Dosyć hipokryzji, i rusofobii, na kolanach, hipokryci,wasz a bełkot polityczny na wymioty bierze!-Sybiracy i ich dzieci dzieci w kolejkach do lekarza czekają ,miesiącami na miejsce w szpitalu i skierowanie do sanatorium.,a wy pieprzycie o miłości bliźniego/!

I I za to władzę szanować?

Idąc szlakiem zesłańców i inne smutne refleksje o Ojczyźnie   miałem. Nad brzegiem dwie nagie kobiety chichotały. Dlaczego chichoczą-pytałem szamana? - Jedna jest prawdą, druga sprawiedliwością.-wyjaskraw,a śmieją  z ludzi, którzy wierzą mitom i wartości na nich budują.

A takich miliony, giną za czeki bez pokrycia. ich mogił bezimiennych nikt nie policzy, na pomników zniczy, a nad nimi wiatr skowyczy.,w jednej z nich mój wujek Andrzej., ojciec szablą mail jego śmierć, szedłem ich śladami...

Pomnikach obłudy, wciąż stawiają ,a mogiły bezimienne burzanem zarastają, wiatr nad nimi wzdycha -  Rząd sponsoruje inwestycje kościelne, a na lekarstwa i szpitale forsy brak. I to wartości chrześcijańskie?

- Kościół w Irkucku dla nich postawiono, z myślą o przyjeździe papieża JP2, przysłowiowej myszy nie widziałem, tylko jego na ścianę wizerunek w ramie pozłacanej..

ZDEWASTOWANE zaś groby legionistów nad Brzezinką staruszki pielęgnują, a Rząd finansuje białoruską opozycję,  Kapelani byczą się w Afganistanie i Iraku,  ewangelizują -demoralizują pedofilią Afrykanów, kosztem tez podatnika..

Bełkot polityczny biskupów Boga wreszcie wkurzył i bum pod Smoleńskiem zrobił.

To drugi Katyń, wołają teraz, -zginęli śmiercią męczeńską im pomniki i festyny tworzymy! Są krzywdy, których nikt już nie naprawi.,ale chować pod dywan. swoje zbrodnie popełnione na wschodzie, a wyolbrzymiać rusofobię i w jej duchu wychowywać młode pokolenia- to więcej niż hańba,głoszone wartości nasze mają ku temu jak garbaty do ściany Amen