JustPaste.it

Jak przetrwać mrozy?

Być może kiedyś, trzęsąc się z zimna przy -5º, zastanawiałeś się, jak np. na Syberii ludzie potrafią żyć w temperaturach rzędu -40ºC, a nawet niższych...

Być może kiedyś, trzęsąc się z zimna przy -5º, zastanawiałeś się, jak np. na Syberii ludzie potrafią żyć w temperaturach rzędu -40ºC, a nawet niższych...

 

      Zima w tym roku długo zwlekała, ale w końcu w końcu dała o sobie znać. Chociaż mrozy nie są wcale takie ekstremalne, jak za pośrednictwem mediów  usiłują nam wmawiać, jak co roku, „zaskoczone” przez zimę,  służby i administracja. Przydałoby się ich wysłać na przeszkolenie na Syberię... ale oni już chyba nigdy niczego się nie nauczą – my natomiast najlepiej liczmy sami na siebie. Oczywiście, na funkcjonowanie kolei stan dróg czy sieci energetycznej nie mamy wielkiego wpływu, ale możemy nauczyć się przetrwać tą normalną przecież w naszym klimacie porę roku bez uszczerbku na zdrowiu i bez  większych przykrości. Warto przeczytać tych kilka porad, bo głupota wielu osób nieomal dorównuje głupocie rządzących...
    


     Nie będę powtarzał podstawowych informacji na temat ciepła, temperatury i ich oddziaływania na żywe organizmy: opisałem je w artykule „Jak przetrwać upały”  – tym, którzy w szkole spali na lekcjach fizyki, radzę tam zajrzeć. Tu przypomnę tylko, że w rzeczywistości nie istnieje coś takiego, jak „zimno”. To tylko słowo którego, na skutek ludzkiej skłonności do dychotomicznego postrzegania zjawisk, używamy aby określić temperaturę niższą od naszego optimum termicznego. Istnieje tylko ciepło, jako forma energii, oraz temperatura, będąca parametrem stanu tej energii w układzie.
     Przypomnę także co, oprócz samej temperatury, wpływa zarówno na nasze subiektywne odczucie „zimna”, jak i na rzeczywiste wychładzanie organizmu: wilgotność powietrza i wiatr,  a z drugiej strony nasłonecznienie. Wprawdzie ani wiatr, ani wilgoć nie zmieniają rzeczywistej temperatury powietrza, natomiast drastycznie przyspieszają utratę ciepła przez organizm (nie mylić ciepła z temperaturą!!!). Wiatr o sile 7 stopni Beauforta daje ten sam efekt, co temperatura niższa o 20°C przy bezwietrznej pogodzie. Wpływ wilgoci ilościowo jest trudniejszy do określenia, ale również wyraźny; polega na zwiększeniu przewodnictwa cieplnego powietrza. Dlatego np. przy  ok. 0ºC i  pochmurnej, wilgotnej i wietrznej pogodzie zmarzniesz gorzej, niż na dziesięciostopniowym mrozie przy pogodzie słonecznej, suchej i bezwietrznej!  Być może, trzęsąc się z zimna przy -5º, zastanawiałeś się, jak np. na Syberii ludzie potrafią żyć w temperaturach rzędu -40ºC, a nawet niższych... Odpowiedź jest prosta: oprócz tego, że są zahartowani od urodzenia, w tamtejszym, typowo kontynentalnym, klimacie wilgotność powietrza jest bardzo niska. Przypuszczalnie -40º w Wierchojańsku odbierałbyś jak -20º w Warszawie? Dlatego w porządnych prognozach pogody podaje się zawsze tzw. „temperaturę odczuwalną”, obok tej zmierzonej przez termometry. Natomiast promienie Słońca bezpośrednio nagrzewają każdą powierzchnię, na którą padają, a więc również nasze ciała. Należy tylko pamiętać, że im mniejszy kąt padania promieni, tym mniej energii na jednostkę powierzchni – dlatego Słońce w grudniu „grzeje” najsłabiej. A w okolicach podbiegunowych w czasie lata polarnego, chociaż świeci nieprzerwanie przez kilka miesięcy, nie jest w stanie roztopić czap lodowych.



Jak więc przetrwać tę porę roku, której – z wyjątkiem dzieci i narciarzy – nikt specjalnie nie lubi?...


    Najważniejsze zagrożenia związane z oddziaływaniem niskich temperatur, to:

  • hipotermia
  • odmrożenia
  • oraz tzw. „przeziębienia”, czyli infekcje górnych dróg oddechowych


     Zacznę od ostatniego punktu, chociaż wspomniane choroby najczęściej zdarzają się przy temperaturze bliskiej zera i dużej wilgotności, a więc  w okresie jesiennym lub wczesnowiosennym (albo przy takiej zimie, jaką mieliśmy w tym roku do połowy stycznia). Podczas mroźnej pogody „złapać przeziębienie” można tylko przez własną głupotę.
 
      Tak naprawdę, „przeziębienie” powinno się nazywać „przeciepleniem”!

     Nagminnie przegrzewamy mieszkania. Zahartowany organizm całkiem dobrze znosi niższe temperatury, natomiast źle reaguje na ich gwałtowne zmiany. Wyjście na zimno z pomieszczenia, w którym można siedzieć w podkoszulku, to wręcz „proszenie się” o chorobę! Optymalna temperatura w pomieszczeniu od jesieni do wiosny to taka, żeby było trzeba zakładać sweter: dla mnie jest to ~ 15º – 18ºC. Żyjąc od pokoleń w umiarkowanej strefie klimatycznej, w której występują pory roku, ewolucyjnie jesteśmy przystosowani do cyklicznych zmian temperatury. Dlatego przebywanie zimą w zbyt ciepłych pomieszczeniach zaburza naszą naturalną termoregulację.
     O ile nie masz w domu niemowlaka albo osoby chorej, przykręć grzejnik! Nie dopuszczaj do temperatury wyższej niż 20º, jeśli możesz to, mniej. Dodatkową korzyścią będzie oszczędność, ale nie o to tu chodzi.
 
     Kolejnym błędem jest zbyt ciepłe ubranie! Większość z nas tak panicznie boi się zimna, że woli się zgrzać, niż poczuć choćby odrobinę chłodu. W ten sposób obracamy na własną niekorzyść ten genialny mechanizm termoregulacji, jakim jest pocenie. Parowanie potu z powierzchni skóry powoduje utratę ogromnej ilości ciepła (ze względu na bardzo wysokie ciepło parowania wody), co w upały – dosłownie! – ratuje nam życie, ale w czasie mrozów za wszelką cenę należy  unikać pocenia się!!! Może to doprowadzić nie tylko do ciężkiego przeziębienia, z zapaleniem płuc włącznie – ale nawet do hipotermii (o tym dalej).
    Oczywiście, to nie znaczy, żeby ubierać się zbyt lekko. Czapka jest niezbędna: ze względu na bardzo silne ukrwienie mózgu, przez głowę tracimy nawet ponad 30% ciepła! Ci, którzy wychodzą na mróz bez czapki pokazują, że wyżej cenią sobie fryzurę niż mózg...
     Ubiór należy dostosować do tego, co zamierzasz robić. Inaczej odbierasz tę samą pogodę, jeśli dłuższy czas stoisz lub siedzisz bez ruchu – inaczej, gdy wykonujesz intensywną pracę fizyczną. W tym drugim przypadku nawet na największym mrozie trzeba bardzo uważać, żeby uniknąć spocenia. Niestety, nie mamy wpływu na przegrzewanie takich miejsc, jak biura, sklepy czy środki komunikacji publicznej. Często w temperatura w autobusach skłania do podejrzeń, czy przypadkiem miejskiej komunikacji nie sponsorują producenci leków...? Posiedź, choćby kilkanaście minut, ubrany w zimowe ciuchy, w takim pojeździe rozgrzanym jak piekarnik – i jesteś mokry od potu! A potem wyjdź na zimno, zwłaszcza jeśli jest spory wiatr... Efekt nietrudny do przewidzenia.
   Najlepszym, a właściwie jedynym sensownym rozwiązaniem jest ubranie na tzw. „cebulkę”. Z dwóch powodów. Po pierwsze, warstwą izolującą ciepło jest przede wszystkim powietrze uwięzione między warstwami ubrania, oraz w samej tkaninie – dlatego dwa cieńsze swetry są lepszą izolacją, niż jeden gruby. Ponadto, zawsze możesz zdjąć warstwę, żeby uniknąć spocenia w zbyt ciepłym pomieszczeniu albo w trakcie wysiłku – lub założyć, jeśli czeka cię np. dłuższe oczekiwanie na przystanku, czy po prostu siadasz odpocząć. Kurtka powinna być nieprzewiewna i luźna, tak żeby można było założyć pod nią kilka warstw ubrania, i jeszcze zostało pomiędzy nimi nieco uwięzionego powietrza. I posiadać kaptur – nic lepiej nie ochroni głowy przed wiatrem i śniegiem. Ubrania, ewentualnie z wyjątkiem wierzchniej warstwy, wyłącznie z materiałów naturalnych: lepiej odprowadzają pot, nie dopuszczając do zawilgocenia, a także więżą więcej powietrza między włóknami, dając lepszą izolację – najlepsza pod tym względem jest wełna. Z syntetyków jedynie polar, ale również nie wkładany bezpośrednio na ciało. Polar ma właściwości termiczne podobne do wełny, natomiast tą przewagę, że jest lżejszy i w razie zmoczenia szybko schnie. Nie chroni natomiast przed wiatrem, dlatego tak istotna jest wiatroodporna kurtka. Obecnie rozpowszechnia się tzw. bielizna termoaktywna – na ten temat się nie wypowiem, gdyż nigdy nie używałem, ale wygląda mi to na kolejny marketingowy bajer.

    Ale przecież nawet najlepsze ubranie nie grzeje, a jedynie izoluje, utrudniając utratę ciepła. A ciepło organizm wytwarza z pokarmu. Jako zwierzęta stałocieplne, nawet do 80% energii zużywamy na utrzymanie stałej temperatury ciała! Dlatego w zimie jak najbardziej wskazane są wszelkie pokarmy wysokoenergetyczne: węglowodany, a zwłaszcza tłuszcze. Nawet, jeśli się odchudzasz, na czas mrozów możesz spokojnie zapomnieć o diecie. Nie wolno natomiast zapominać o piciu wody! W upały sprawa jest prostsza, organizm sam się domaga płynów, natomiast na zimnie często nie odczuwamy pragnienia. Trzeba jednak pamiętać, że w czasie mrozu wysycenie powietrza parą wodną jest zwykle niewielkie, dlatego utrata wody przez skórę jest znaczna. Zwiększa ją jeszcze wiatr.
    O ile nie jesteś samobójcą, na mrozie nigdy nie „rozgrzewaj się” alkoholem!!! To nie „moralizatorstwo”, od którego jestem jak najdalszy, ale kwestia przetrwania! Wyjaśnię to dokładniej, zwłaszcza że każdej zimy słyszy się o przypadkach śmierci z wychłodzenia wśród bezdomnych. Alkohol powoduje rozszerzenie naczyń krwionośnych, w tym również podskórnych (stąd przysłowiowy „czerwony nos” u pijaka). Termoreceptory zaś znajdują się w skórze i tkance podskórnej. Spadek temperatury skóry jest odbierany przez kolby Krausego, jej wzrost przez położone głębiej ciałka Ruffiniego. Zwiększony dopływ krwi do warstwy  podskórnej pobudza te ostatnie, co mózg interpretuje jako odczucie ciepła, podczas gdy w rzeczywistości ukrwienie przyspiesza jego utratę przez organizm. Pozorne wrażenie ciepła, w połączeniu z zaburzeniem świadomości wywołanym przez alkohol, szybko może doprowadzić do hipotermii i śmierci. Jeśli więc chcesz strzelić sobie kielicha, poczekaj z tym, aż znajdziesz się w cieplejszym miejscu.


    Niska temperatura powoduje skurcz podskórnych naczyń krwionośnych (dlatego bledniemy, a następnie siniejemy z zimna). Jest to obrona organizmu przed ogólnym wychłodzeniem, szczególnie mózgu i najważniejszych narządów wewnętrznych. Z tego powodu odmrożenia  dotyczą najczęściej palców kończyn, których miejscowe niedokrwienie może spowodować martwicę tkanek. Do wystąpienia odmrożeń nie są konieczne ujemne temperatury! Nawet przy ok. +6º, w wilgoci może dojść do odmrożeń – i to szybciej, niż podczas suchego mrozu. Dlatego zimą tak ważne są odpowiednie buty! Ponieważ (celowo powtarzam po raz kolejny) najlepszym izolatorem ciepła jest powietrze – zimowe buty powinny być o numer za duże, tak żeby pomimo grubej skarpety, a nawet podwójnej, zostało jeszcze trochę luzu. Drugą ważną cechą jest nieprzemakalność. Jeśli poczujesz wilgoć w bucie, jak najszybciej zmień skarpety. Inną sprawą jest odpowiednia podeszwa – każdej zimy oddziały ortopedyczne szpitali mają mnóstwo niepotrzebnej roboty ze złamaniami, zwichnięciami i skręceniami na skutek poślizgnięć na oblodzonych nawierzchniach. Dlatego „traktor” na podeszwie jest niezbędny. I –  kobiety? – zlitujcie się nad swoimi nogami (i kręgosłupami) i chociaż w zimie, kiedy na drogach panuje ślizgawica – zrezygnujcie z wysokich obcasów!
     Wracając do kwestii odmrożeń. Dłonie można chronić rękawicami, które również nie mogą być obcisłe. Można też po prostu schować ręce do kieszeni. Na odmrożenia narażone są także uszy, nos i policzki, dlatego porządna czapka powinna mieć nauszniki. Na twarz niektórzy zalecają smarowanie tłustym kremem (NIE nawilżającym!!!) - osobiście tego nie lubię, w razie naprawdę ostrego mrozu wolę owinąć twarz szalikiem. Także kominiarka, chociaż obecnie kojarzy się niestety głównie z bandytami i terrorystami, jest dobrym rozwiązaniem na dłuższe przebywanie na zimnie.
        Jeśli już dojdzie do odmrożenia, nie wolno gwałtownie ogrzewać ani rozcierać odmrożonego miejsca, gdyż prowadzi to do dalszego uszkodzenia tkanek! Należy ogrzać je stopniowo, najlepiej letnią (nie gorącą!) wodą, zdezynfekować, a następnie osłonić suchym materiałem – np. nogę ciepłą skarpetą. Poważne odmrożenia wymagają, niestety, interwencji lekarza i mogą doprowadzić nawet do utraty odmrożonych palców. A w większości przypadków, można ich uniknąć!


    Najpoważniejszym, bo niebezpiecznym dla życia zagrożeniem spowodowanym długotrwałym przebywaniem na zimnie jest  hipotermia – czyli obniżenie temperatury wewnętrznej organizmu poniżej fizjologicznej granicy. U wszystkich zwierząt stałocieplnych, mechanizmy termoregulacji utrzymują stałą ciepłotę ciała, niezależnie od temperatury otoczenia. Jednak długotrwałe wystawienie na niskie temperatury, zwłaszcza w połączeniu z wiatrem i wilgocią, przy niedostatecznej izolacji może spowodować tak znaczną utratę ciepła, że organizm nie będzie w stanie jej zrekompensować. Stan ten może wystąpić także przy dodatnich temperaturach. Szczególnie niebezpieczny jest silny wiatr – a zwłaszcza mokre ubranie. To właśnie główna przyczyna, dla której za wszelką cenę należy unikać spocenia się na zimnie!
    O hipotermii u człowieka mówimy, kiedy temperatura ciała spadnie poniżej 35°C. Początkowe objawy to dreszcze, osłabienie, drżenie mięśni, blednięcie a następnie zsinienie skóry, obniżenie ciśnienia i tętna, zawroty głowy, dezorientacja. Jeśli do tego dojdzie, należy jak najszybciej schronić się w miejscu osłoniętym od wiatru, zmienić ubranie, jeżeli jest mokre, ale unikać gwałtownego rozgrzewania. Ciepłe – nie gorące – napoje jak najbardziej wskazane, natomiast nawet najmniejsza ilość alkoholu jest wtedy zabójcza. Powrót do normalnej temperatury może, w zależności od stopnia wychłodzenia, trwać nawet do kilku godzin. W przypadku głębokiej hipotermii, kiedy temperatura ciała spadnie poniżej 30º, występują zaburzenia świadomości i senność, w tym stanie przestaje się odczuwać zimno. W żadnym wypadku nie wolno wtedy pozwolić sobie na zaśnięcie!!! – gdyż wówczas już się nie obudzisz. Spadek temperatury ciała poniżej 27º  zwykle prowadzi do zatrzymania krążenia.
      Optymistycznym akcentem jest fakt, że hipotermia spowalnia metabolizm, a więc i zapotrzebowanie na tlen, dlatego osoba odratowana z tego stanu ma szanse uniknąć uszkodzeń mózgu spowodowanych niedotlenieniem.

      Nie każdy jest tak samo wrażliwy na wychłodzenie. Paradoksalnie, w lepszej sytuacji są wówczas osoby otyłe, i to z dwóch powodów: po pierwsze, tłuszcz jest doskonałym izolatorem ciepła, a poza tym stanowi zapasowy substrat energetyczny. Nieprzypadkowo wiele zwierząt przed zimą gromadzi zapasy tłuszczu... Niestety, w cywilizowanym świecie, gdzie wysokoenergetyczne pożywienie jest dostępne bez ograniczeń przez cały rok, ten naturalny mechanizm, który ewoluował w zupełnie innych warunkach, obraca się na naszą niekorzyść, prowadząc do permanentnej otyłości. Dlatego nie namawiam nikogo do gromadzenia zapasów tłuszczu! Wrażliwsze będą osoby drobne, o smukłej budowie ciała i oczywiście małe dzieci – ze względu na niekorzystny stosunek objętości do powierzchni. Kobiety mają lepszą izolację cieplną, dzięki fizjologicznie grubszej warstwie podskórnej tkanki tłuszczowej, mężczyźni jednak rekompensują to zwykle większą masą mięśniową. Dlatego też  w bezruchu na mrozie mężczyzna zazwyczaj zmarznie szybciej niż kobieta, ale też szybciej rozgrzeje się przy wysiłku. Wychłodzenie będzie szczególnie niebezpieczne dla osób niedożywionych, chorych i w podeszłym wieku - chociaż często starszy człowiek, zahartowany przez warunki życia okazuje się odporniejszy niż młody, który całe życie spędza w ogrzewnych pomieszczeniach...

       Decydujący wpływ ma to, co nazywamy ogólnie zahartowaniem! Mieszkańcy zimniejszych rejonów naszej planety z konieczności hartują się od urodzenia, ale i my, cywilizowane zmarzlaki, możemy do pewnego stopnia odwrócić to, co zrobiło z nami życie w cieplarnianych warunkach... Do czego zdolne są nasze organizmy,  możemy zobaczyć patrząc na uczestników wypraw polarnych czy wysokogórskich. A to, że nie każdy może być himalaistą albo polarnikiem, nie znaczy, że całą zimę musimy przesiedzieć przy piecu!



Fot. własne 

Licencja: Creative Commons - na tych samych warunkach