Na straży dni bezimiennych
stoi nadzieja.
Jedyny godny przeciwnik
nieudolnych oszustów i technokratów
nobilitowanych przez system zawłaszczeń.
Siostra przyrodnia przyczyny i skutku,
waruje przy interesach
oprawców i kanciarzy o szlachetnych obliczach,
którzy z głębokim przekonaniem
polecają jej skuteczność,
subtelność diagnozy i zapewnienia.
Nadzieja – do perfekcji dopieszczana
apologią kłamstwa.
(a jednak rządy uwikłane w swoje bezprawie
boją się nadziei).
Jest nieprzewidywalna,
nie da się jej tak naprawdę kupić
a sprzedana wskazuje sprawcę,
wzbudzając strach i wściekłość.
Kiedy staje się religią tłumu
jest groźna jak salwa. Ale w rękach matek
łagodnieje,
zamieniając się w uśmiech i bicie serca,
w oczach dziecka w kolorową zabawkę,
w myślach zakochanych w pocałunek i przysięgę,
w rękach żołnierzy w karabin,
w oczach umierających w… ciszę.
Stwarza azyl głupcom i mędrcom,
słabym i chorym,
wizjonerom i oszołomom.
W bełkocie błaznów w togach zamienia się w wyrok,
stoi na krawędzi wiary i rozpaczy,
ostrzega zimnymi pomnikami.
Ma oczy Sfinksa i bełkoczącego półgłówka.
Daje fałszywe gwarancje.
Głoszona przez nowych apostołów porządku
zamienia się w banał.
Tylko, że bez niej ból byłby nie do zniesienia,
miłość nie do przetrwania,
los nie do poprawy.
Jedyna, która jeśli kłamie - nie popełnia grzechu…
Obrazki z zasobów netu
@Janusz D.