JustPaste.it

Między FL a PL (2)

Choinka ubrana, zobacz szybko.

- Choinka ubrana, zobacz szybko.

- Jest pięknie mała! Oskar troszkę sarkastycznie, ale z czułością odpowiedział, bo sztuczna choinka wysokości 30 centymetrów i ozdobiona tyko kokardkami z samego założenia nie może być dziełem sztuki.

Zosia spojrzała ze skrzywioną minką i od razu Oskar przytulił ją, namiętnie całując, wciąż nie mogąc uwierzyć, że jest tuż obok niego. Pomyślał, że te cztery tygodnie miną jak z bicza strzelił i już zaraz będzie musiał odwozić Zosię na lotnisko. To trochę odbierało mu radość świąt, ale postanowił o tym na razie nie myśleć. - Znajomy z pracy zaprosił nas na Wigilię, myślę, że powinniśmy iść. - Dobrze, tu i tak nawet nie mamy stołu, nie wspomnę o całej reszcie... Ale dziś pojedziemy zobaczyć ten domek, o którym wszyscy mówią? Może uda nam się zrobić kilka zdjęć? Zosia podsłuchała rozmowę kolegów Oskara, którzy rokrocznie jeżdżą oglądać dekoracje świąteczne.

Bajka, po prostu cudo. Każdy dom przystrojony tysiącem lampek. Renifery, mikołaje i liczne spadające z nieba gwiazdki, światełka na palmach...

Dom ubrany przez miasto nie był ani duży, ani mały, niemniej miał najzieleńszy ogród na świecie. Lampkami udekorowane było dosłownie wszystko, od dachu po schody. Przed wejściem stała stajenka. Zosia zajrzała do żłóbka i zamarła.

- Czarne dzieciątko Jezus? Niesamowite!

Cała klisza poszła na szopkę, w której znajdowali się Trzej Królowie, lecz także myszka Mickey.

Ciężko wyglądać elegancko w krótkim rękawie. Zosia na pasterce rozglądała się dookoła ze złością. Wszystko ją denerwowało. Znajomi męża to Czesi, więc niewierzący i na wigilijnym stole stała tłusta szynka. Pasterka o 22:00, a nie 24:00 i ten cholerny upał. Kościół mały, ale bardzo przytulny. Uwagę przyciągali jednak ludzie w średnim wieku i kilkoro dzieci za szybą. Dopiero sama mając potomstwo doceniła ten przedsionek dla rodziców, gdzie maluchy miały swoje krzesełka, kredki i siedziały na tyle cicho, aby dorośli mogli pogrążyć się w modlitwie. Panie wszystkie w kapeluszach, a panowie w garniturach. Jak oni się nie pocą? - pomyślała.

Pierwsze cztery tygodnie spędzone na FL minęły bardzo szybko. Zosia była bardzo podekscytowana, ale i zdenerwowana. Przez cały ten czas nie zdradziła się słowem. Teraz jadąc na lotnisko patrzyła przez szybę i starała się wyobrazić siebie w tych tropikach.

- Trochę dorobię i latem wrócę, pół roku szybko minie, a ty przylecisz po mnie. Zrobisz sobie raz jeszcze wakacje. Oskar starał się przywołać uśmiech na twarzy Zosi.

- Zadzwoń jak dolecisz i nie zapomnij pozdrowić wszystkich. Zapakowałaś prezenty?

Znaleźli parking, wyjęli walizki i ruszyli oboje z posępnymi minami. Zosi coraz bardziej uginały się nogi. Raz gorąco, a raz zimno uderzało jej do głowy. Zrobiło jej się słabo, aż w końcu się popłakała.

- Ja zrezygnowałam z pracy. Złożyłam wypowiedzenie już w listopadzie. Ja chcę być z tobą, dopiero co wzięliśmy ślub, a ty wyjechałeś. Nie chcę być sama w Poznaniu. Zostaję i razem za pół roku wrócimy do Polski, może będę w ciąży?

- Co ty opowiadasz. Daj bilet, idziemy.

- Nie rozumiesz? Nie mam.

-Zośka, zaczynasz mnie denerwować. Nie czas na histerie. Oskar przytulił ją. Raptem dotarło do niego, że ona zrezygnowała ze swojego życia w Poznaniu. Że nie żartuje... Ale czy on zasługiwał? Pomyśli o tym kiedy indziej, bo teraz musi uspokoić żonę i powiedzieć jej jaki jest szczęśliwy. W najśmielszych marzeniach nie widział Zosi na emigracji, a teraz ona sama, z własnej woli przyleciała i zostaje! Bóg nade mną czuwa - pomyślał.

Julka wyrwała Zośkę z zadumy. - O czym ty kobieto tak rozmyślasz? Pytałam, jak mój chrześniak będzie ubrany? Czy coś wyprasować? Daleko mamy do kościoła? Trzeba wziąć parasol, bo pada! Co za złośliwość, akurat dzisiaj!

Komunia to jeden wielki stres. Zosia z jednej strony cieszyła się, że jej syn jest otoczony rodziną, z drugiej wciąż myślała o Florydzie. Dziś również tam dzieci przystępują do sakramentu.

Powrót do Polski miał jej zapewnić komfort psychiczny, że jej dzieci będą wychowane w poczuciu wielkiej miłości do kraju, gdzie Bóg, honor i ojczyzna nadal mają wielkie znaczenie. Problem w tym, że ona sama przestała w to wierzyć. Po wieloletnim pobycie w USA wracała jak większość osób w wielką radością. Przecież tu jest jej jedyny i wymarzony dom. Był... Aby to zrozumieć, musiała wrócić. Poznań to specyficzne miasto. Ludzie są w mim nad wyraz zdystansowani i nie widać na ulicach patriotyzmu. Generalnie to nie ma go gdzie szukać. Teraz rodzą się mali Europejczycy i wszystko jest wywrócone do góry nogami.

- Julia, wszystko jest gotowe. Powoli musimy iść. Dzieciaki! Ubierać się! - krzyknęła Zosia, kończąc kawę.

Uroczystość piękna. Trzymając Oskara za rękę Zosia była dumna i wzruszona. Mati wyglądał jak aniołek. W pewnym momencie musiała wybiec ze mszy. Łzy napłynęły jej do oczu i wielką rzeką spływały po policzkach. Nie chciała, aby syn zauważył, że ona płacze. W tym wieku dzieci wstydzą się rozklejonych rodziców. Zresztą Mati jest jeszcze za mały, by zrozumieć jak wielce ona go kocha. Wychodząc oślepiło ją słońce i w tych promieniach znów się zatraciła. Gdyby nie gwar miasta, miałaby wrażenie, iż znów stoi przed kościółkiem w Pompano Beach.

- Dlaczego płaczesz? - spytała Julka, pojawiając się znikąd jak duch.

- Tak jakoś, Mati już taki duży, a ja nie wiem, kiedy to zleciało.

- Dopiero co raczkował... A pamiętasz jak wciąż uciekał nam z kortów, kiedy grałyśmy w tenisa?

- Haha, tak. Pamiętam też jak obserwowałaś okno Santiago, czy już wrócił z pracy. CDN.