JustPaste.it

4 Pory Roku

Opisy przyrody poszczególnych pór roku wzorowane na opisach Jiddu Krishnamurtiego.

Opisy przyrody poszczególnych pór roku wzorowane na opisach Jiddu Krishnamurtiego.

 

PRZEDWIOŚNIE

Jest koniec marca, choć ciepło dziś jak w lecie , wiosny jakoś jeszcze prawie wogóle nie widać. Zielona jedynie jest trawa w miejscach podmokłych. W całej dolinie na łąkach wokół strumyka widać suche badyle traw z zeszłego lata. Pusto jeszcze , ale ptaki już śpiewają jednak tak jakoś markotnie , od niechcenia, jakby odpoczywały poobiednią porą. W całej przyrodzie czuć dziwny spokój - jakby cisza przed startem w pędzie życia ku słońcu, dojrzewaniu i spełnieniu. W tej pustce pojawił się motyl : cytrynek. Lata tak szybko jakby chciał poznać jak najwięcej świata w swoim życiu. Okrążył już drzewa i krzewy wokół potoku, zatoczył koło i znów przeleciał nie wiadomo zaczym gnając. W zachłanności na świat poleciał też do góry i dalej na pola, ale szybko wrócił, widać mokradła bardziej go interesują. W końcu pojawił się też 2-gi cytrynek, ale i nim też się specjalnie długo nie zainteresował i poleciał znów kołem wokół drzew. W końcu schował się za drzewami i chwilę go niebyło , ale wrócił i znów lata jak najęty. Po jakimś czasie zawitał na polane inny motyl : rusałek admirał. Po nim od razu widać, że opanował znacznie lepiej sztukę latania : zna lot ślizgowy , w jego ruchach widać celowość , sens i oszczędność. Gdzieś przysiadł na chwilę , by po jakimś czasie polecieć dalej, w sobie tylko znanym kierunku. A tymczasem cytrynek lata sobie dalej jak latał : zachłannie i zdaje się bezcelowo. Słońce przyświeca już całkiem ostro , co kontrastuje z zupełnym brakiem zieleni na drzewach i na łąkach oraz ze śpiewem ptaków i pogodną aurą. Spokój ten ma jednak specyficzny nastrój sjesty, poobiedniej drzemki, jakby przyroda spała jeszcze smacznie . Na niektórych drzewach są już bazie. Są to jakieś młode drzewa o grubych konarach , ustawionych pod skosem do góry , z wyglądu przypominają choinki : i z kształtu i wyglądu gdyż bazie są duże gęsto ułożone i kwitnące żółto z południowej strony. Wokół kwiatów kręcą się już całkiem żwawo pszczoły, brzęcząc sobie swoje melodie. Na pobliskim drzewku pojawił się inny gość : niewielki ptaszek łudząco podobny do kolibra swoją smukłością i zwinnością , jak też kolorami upierzenia płynnie przechodzącymi od żółci do szarości. Przyleciał i zaraz jął wizytować wszystkie gałęzie od dołu, szybko na każdej sprawdzając coś , tak do samej góry drzewa , po czym odleciał dalej.  

WIOSNA

W wiosenne przedpołudnie dolina tętni życiem. Jest pogodnie , ciepło i słonecznie choć trochę parno po niedawnym deszczu. Ptaki wyśpiewują radośnie swe najnowsze przeboje , na wysokich olchach kłócą się sójki , pewnie o lepsze miejsca na drzewach. Cała dolina jest już porośnięta wysokimi, bujnymi , dzikimi trawami , drzewa pokryte są świeżą zielenią . Poprzez środek doliny ciągną się miejsca podmokłe z wypływających żródełek i tam też z porannym spokojem zajmuje się swoimi sprawami para bocianów. Nie tyle szukają pożywienia , bo tym zajmują się zwykle w pojedynke, co raczej zajęte są sobą nawzajem , spacerują blisko siebie , trudno powiedzieć co robią , są dość zmieszane i zawstydzone. Jako , że nie lubią świadków po niedługim czasie wzbijają się w powietrze by zatoczyć wpierw małe kółko , a następnie coraz wyżej większe okręgi. Przelatując wokół cypla na wzgórzu nadal się wzbijając koliście w górę zamaszyście i miarowo machające ogromnymi skrzydłami niczym potężne statki powietrzne przeleciały tuż nad zaroślami. Przez chwilę słychać jeszcze było jak nienaturalnie głośno pracują lotki z powietrzem przy uderzeniach skrzydeł ptaków. Zataczając kręgi stopniowo wzniosły się na taką wysokość , że ledwie było widać ich sylwetki cienkich tułowi i nieproporcjonalnie szerokich skrzydeł . Bociany dość długo krążyły jeszcze na prądach wznoszących by w końcu nieco się oddalić. Tymczasem do doliny przybywają inni tutejsi bywalcy : wpierw grupka zajęcy , niemrawo skubiąc trawy i rozglądając się na wszystkie strony, ale tak całkiem spokojnie , jedynie dla kontroli otoczenia. Po niedługim czasie zawitał tu też lis , przybywając na południowe łowy wylegujących się w słońcu jaszczurek . Lis , zawodowy łowca , mistrzowsko dopracowanymi ruchami to się skrada , to atakuję z wyskoku , by czasem przełknąć mizerną przekąskę. W kierunku zajęcy nawet nie spojrzy , dobrze wiedząc , że nie ma najmniejszych szans ich dogonić , a i one nic sobie nie robią z całkiem bliskiej obecności drapieżnika. Lis tymczasem ma albo owocne łowy albo sporo zachodu rzadko zakończone kęskiem lada jakim, w każdym razie pracowicie spędza czas nie patrząc w stronę zajęcy pewnie by nie drażnić prawie pustego żołądka . Od strony pól zawitały też do doliny sarny , małe stadko trzymające się razem wyżej u wypływu źródełka obserwuje sąsiadów z zaciekawieniem, ale też bez lęku w sumie nie wiadomo czego tu szukające , chyba odpoczynku. Lis tymczasem spenetrował cały południowy stok i wybrał się na obchód pól , pewnie szukając gryzoni. A sarny i zające we własnych grupkach , niemrawo się pożywiając , zrelaksowane miło spędzają czas.

LATO

Od samego świtu nad leśnym strumykiem tętni już życie przy swoistym akompaniamencie koncertu ptasich trelów . Wczesnym rankiem ptasi śpiewacy są już bardzo ożywieni i pełni energii , prześcigują się w rywalizacji w swoistym koncercie naprzemiennych śpiewów . Koncert ten jest niezwykle zgrany , jest prawdziwą zespołową celebracją życia. Nad samą wodą wydaje się , że jeszcze nic się nie dzieje , że strumyk śpi sobie spokojnie , jednak niespodziewanie z wody , wysoko w góre wyskakuje mały pstrąg , chyba dla samej tylko zabawy i z nadmiaru energii , bo żerując poluje tylko na powierzchni. Leśny strumyk nadal cicho i monotonnie sobie szemrze , będąc skąpany w porannym ukośnym słońcu . Pomimo wczesnej pory jest już całkiem ciepło , ale póki utrzymuje się rosa jest to czas poranka , czas w którym strumyk i wszystko wokół tętni własnym zamkniętym , wewnętrznym życiem chroniony azylem poranka od zgiełku i gorąca upalnego dnia. W pełnym słońcu żerują już w potoku pstrągi czając się pod korzeniami i za wodospadami gotowe błyskawicznie niczym torpedy zaatakować każdą żywą zdobycz. Przed godziną 9-tą cichną ptaki , znika rosa i wraz z nastaniem gorącego dnia , życie w azylu wokół potoku powoli się uspokaja i zamiera na cały dzień aby ożyć ponownie pod wieczór wraz z nastaniem chłodu i wieczornej rosy. Wokół zarośli otaczających strumyk lato tętni pełnią życia , bujną zielenią falującymi łanami zbóż i kwitnących łąk. Powoli zbliża się czas powtórnych sianokosów , dojrzewają też powoli zboża. Lato kończy się okresem uspokojenia i spełnienia , jest to czas kiedy pęd przyrody nagle się zatrzymuje i choć zieleń jest jeszcze bujna i dojrzała , niby się nadal rozwija to jednak już bez wcześniejszego rozpędu , powoli czas się zatrzymuje i wszystko ustaje trwając w bezruchu.

JESIEŃ

Jesień najpiękniejsza jest w lesie , najlepiej w lesie liściastym mieszanym gdzie magiczny czas jesieni najpełniej i bogato się manifestuje i najlepiej jest go obserwować i doświadczać. Las zwłaszcza las dębowy z dębami klonowymi jest wtedy prawdziwie bajkowym teatrem , cudem , grą kolorów światła i cieni wśród wszędobylskich kolorowych liści . Przy lekkich podmuchach wiatru z wysokich dębów i buków , w ciszy i spokoju , powoli opadają kolorowe , złociste liście na tle lazurowego nieba i wydaje się jakby spadały deszczem wprost z nieba. Jesienią czas się już właściwie zatrzymał dla natury , jest to czas medytacji przed zimowym snem , już się wtedy nic nie dzieje bo roślinność zakończyła cykl wegetacji i pozostało jedynie odświętne , spokojne trwanie w atmosferze skupienia , refleksji , żywej ciszy i kontemplacji. Jesień to czas zbierania plonów z całego roku oraz snucia planów na przyszłość , na następny rok. Czas kiedy odchodzi to co stare aby nowe mogło sie przygotować się do zapuszczenia korzeni po zimowym odpoczynku. Jesienny czas mija , odchodzi powoli i samoistnie wraz z nadciągającym chłodem , jednak dopóki są jeszcze liście na drzewach i krzewach jesień nie przestaje świętować , medytować , kontemplować samej siebie. Jesień ma swój jedyny i niepowtarzalny dzień , jest to dzień jesieni . Dzień , w którym ostre jesienne słońce nadaje liściom największą pełnie niepowtarzalnych kolorów złota i czerwieni. Czerwień liści pomieszana ze złotem podświetlonych silnym , ostrym , ale niskim światłem słońca dają w połączeniu z powstałymi cieniami i smugami słońca przepiękną , żywą złoto-pomarańczową grę światła , prawdziwie świetlistą aurę spokoju i radości , aurę trwania w czymś tajemniczym , żywym i wiecznym pełnym blasku i mocy. W bajce tej główną rolę gra oczywiście słońce dając atmosferę pełni życia i świętości w niby wycofanym już z życia liściastym gaju. Ech ... zasnąć by tak gdzieś w samo południe w słonecznym blasku. Słońce już niskie , ale jeszcze przygrzewa i jakoś tak cicho się zrobiło i zegarek tyka ... cyka , tyka czy cyka ? To jest elektroniczniak - nie cyka ... A gra świateł toczy się dalej .

ZIMA

Poranek jest bardzo mroźny , na wszystkim jest gruby biały szron , trzeszczy mróz. W niedzielne przedpołudnie świat śpi jeszcze spokojnie. Niebo jest lekko zachmurzone tak jakby padał lub miał padać śnieg. Wszystko wokół przykryte jest świeżą warstwą śniegu , musiało więc padać w nocy . Znikły wszystkie drogi , ścieżki i ślady. Cały świat wygląda jak nowy. Nad rzeką za miastem wszystko zdaje się żyć odwiecznym własnym rytmem niezważającym na nic. Czas jeśli się nie zatrzymuje to bardzo wolno tutaj płynie. Mróz trzyma już cały tydzień i rzeka dawno zamarzła, więc całkiem przysypana jest śniegiem. Z bieli wyłaniają się jedynie konary sosen na przeciwnym brzegu podtrzymujące ogromne śnieżne czapy. Całe wodne ptactwo przeniosło się w górę rzeki i zgromadziło wokół wodospadu. Tutaj wszystko jest opuszczone jakby zamarło, nie widać żadnego życia, jedynie cisza, biel i uśpienie. Mróz, biel i cisza wibrują w powietrzu . Nikt ani nic tej ciszy nie zakłóca, nikt jej nie tworzy , zwyczajnie poprostu tak jest sama z siebie. Ale jednak mimo tej pustki wyczuwa się jakąś prawdziwie odświętną , podniosłą i uroczystą atmosferę . Czuje się jakiś ogrom za tym stojący, jakąś potęgę życia , która o nic nie zabiega , niczego nie chce, niczego nie pokazuje, na nic niezważa . To wszystko zdaje się świętować samo siebie, swoje istnienie, bez widzów , bez celu nie bojąc się niczego. Nagle w tej ciszy niezbyt wysoko nad samą rzeką szybko i sprawnie, z wdziękiem przeleciał biały łabędź jakby gdzieś śpiesząc się . Ogromny i majestatyczny ptak z wyciągniętą do przodu szyją z zapałem machający skrzydłami, w pełni zjednoczony z tą ciszą jakby z pokorą wobec wszystkiego, jednak całkiem zajęty swoimi sprawami pośpieszył w górę rzeki bez jednego odgłosu, przez nikogo też niezauważony. A cisza pozostała taka jaka była : nieporuszona, a jednak żywa , tajemnicza , dzika i nieznana . Przez dłuższy czas nic się nie działo , w końcu wysoko na niebie pojawił się żuraw , lecz odrazu zawrócił i szybko odleciał. I cisza nadal pozostała taka jaka była .