JustPaste.it
Poniższy okolicznościowy artykuł dedykuję Michaiłowi Gorbaczowowi i... polskim satyrykom z czasów PRL-u.

Poniższy okolicznościowy artykuł dedykuję Michaiłowi Gorbaczowowi i... polskim satyrykom z czasów PRL-u.

 

                                                                              Nie mamy wiary, lecz złudy,
                                                                              Za dzieje nasze - zbiór klechd

                                                                              Dlatego trwać będą trudy
                                                                              Nasz własny płacz i z nas śmiech.

                                                                              Jacek Kaczmarski

 

***

 

 

Drodzy Młodzi Polacy poczęci (metodą tradycyjną) w latach 80-ych i później, zanim wyrazicie dozgonną wdzięczność swoim Dziadkom, Tatusiom, a zwłaszcza mitycznym już postaciom: Wojtyłom, Kozakiewiczom i innym Wałęsom za wywalczenie dla Was wolności może najpierw podziękujcie pewnemu naiwnemu, zagubionemu i w Polsce (ale nie w Niemczech!) już prawie całkowicie zapomnianemu komuniście-idealiście Michaiłowi Gorbaczowowi i jego - zmarłemu na skutek zaawansowanej choroby alkoholowej - następcy Borysowi Jelcynowi... Jeszcze w 1987 roku, w więc na długo przed tzw. Okrągłym Stołem"  Gorbaczow wysłał ówczesnego szefa KGB Władymira Kriuczkowa do "bratnich" stolic z misją poinformowania lokalnych kacyków, że kuratela Kremla sie kończy... i aby zaczęli sobie "radzić sami"... Najszybciej na "zielone swiatło" z Moskwy odreagowano nie ... nie .. w Warszawie ale w Budapeczcie, gdzie już w 1988 roku, tuz po odejściu I sekretarza KPW Josefa Kadara - najwcześniej w Bloku Wschodnim - rozpoczęto budowanie podwalin wielopartyjnego systemu władzy.

Tymczasem dowiaduję się, że wg autorów, patronów (Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego) i sponsorów (PZU) “Objazdowego muzeum historii Polski” robotnicy w 1970 i 1980 wyszli na ulice nie po aby żądać podwyżki płac, poprawy zaopatrzenia sklepów w podstawowe artykuły spożywcze, obniżki cen, lepszych warunków pracy i bytu a walczyli o obalenie sowieckiego imperializmu i hegemonizmu, o prawa człowieka, o wartości europejskich a nawet stanęli w obronie gejów i innych mniejszości seksualnych... zapewne łącznie z transwestytami...

 A ja do dziś naiwnie myślałem, że chodziło o tańszą kiełbasę? Skoro już o kiełbasie mowa... czekam kiedy Panowie Wałęsa, Krzaklewski i P.Duda na obchody następnej hucznej rocznicy Solidarności - zamiast Chrisa De Burgh'a - kolektywnie zaproszą Conchite Wurst... a nad historyczną bramą Gdańskiej stoczni im. Lenina zainstalują symboliczną tęczę...

 Szkoda, ze nikt Wam w ramach historycznych rekolekcji nie przypomniał/uzmysłowił, że bez "wiatru od Wschodu" - w przerwach między strajkami i stanami wojennymi - nadal stalibyśmy w kolejkach po papier toaletowy i kiełbasę zwyczajną... na oczach zagranicznych fotoreporterów... 
A dyplomaci reprezentujący tzw. Demokracje Zachodnie - po wygłoszeniu kilku symbolicznych protestów (vide współczesna Ukraina) - nadal wznosiliby toasty za rozbrojenie, odprężenie, światowy pokój i współpracę kieliszkami wypełnionymi "Jasiem Wędrowniczkiem" czy "Stoliczną" z radzieckimi kolegami po fachu w imię post-jałtańskiej "realpolitik"... zreszta dokładnie tak samo jak to robili po (bardziej krwawych od naszych zrywów) Węgierskim powstaniu w 1956 czy Praskiej Wiośnie 1968 roku. 
Słuchając autotyrad Pana Wałęsy (i innych samozwańczych i z upływem lat mnożących się w postępie geometrycznym bohaterów walki z sowiecką tyranią) można odnieść wrażenie, że to właśnie on - grożąc palcem - osobiście wydał Gorbaczowowi rozkaz zburzenia Berlińskiego muru. 
W żaden sposób nie dopuszczają oni do siebie myśli, że gdyby Sowieci się uparli albo w przypadku zwycięstwa konserwatywnej frakcji Janajewa Pan Wałęsa zapewne nadal siedziałby okrakiem na stoczniowym płocie w oparach gazu łzawiącego i tytoniowego dymu z papierosów na kartki "czekając na Godota", modląc się przy tym do "Najświętszej Panienki" o zbawienie nas od złych duchów Jałty i Poczdamu, o poprawę warunków pracy, lepsze zaopatrzenie sklepów, o obniżkę cen na podstawowe artykuły spożywcze i - ma się rozumieć - o szczęśliwe wyniki w "totolotku sportowym". 

 

Jeżeli Wam a zwłaszcza Waszym Tatusiom zabrakło wyobraźni politycznej to spróbujcie sie obiektywnie zastanowić nad tym, gdzie byłaby dziś Polska i Polacy (i cała Europa Wschodnia) gdyby po odejściu “pampersokratyczno-geriatrokratycznej trójcy” Breżniew/Andropow/Czernienko do władzy na Wschodzie dorwał się taki Pan Putin... albo ktoś Putinopodobny... 

 

No właśnie, skoro jesteśmy przy temacie... Jak to było naprawdę z tą okupacją sowiecką?
Wyśmiewanie PRL-owskiego cyrku "w okupowanym przez Rosjan" kraju (nawet na ekranach oficjalnej tv) było tak powszechne, ze nawet ówczesne władze machnęły na nie ręką. Stosunkowo dużej jak na tamte czasy swobody słowa i bogactwa życia kulturalnego mogły nam pozazdrościć nie tylko pozostałe "baraki" obozu socjalistycznego ale rownież wiele krajów zachodnich. Walka PRL-owskiej cenzury z tzw. literaturą drugiego obiegu przypominała walkę z wiatrakami. Większość parlamentarzystów dzisiejszej RP posiada dyplomy i tytuły naukowe zdobyte na "komunistycznych" uczelniach, na które dostała sie na fali tzw. "awansu społecznego" z pomocą "punktów za robotniczo-chłopskie pochodzenie" do czego jednak żaden z nich już się nie przyzna. 
Wielu z tzw. "represjonowanych" robiło w PRL-u karierę naukową (ze wspomne tu sp. Prezydenta Kaczynskiego). Tworzenie mitów i przeginanie historii to w jedną to w drugą stronę na zamówienie kolejnych elit politycznych oportunistycznie wPiSujących się do zmieniających się kontekstów geoPOlitycznych stało się w III RP akceptowaną i powszechnie stosowaną praktyką. Nawet - z założenia niezawisła - instytucja jak IPN ulegała naciskom politycznym. Nasze młodsze pokolenie jest gotowe uwierzyć, że przed 1989 roku czekaliśmy na zagładę w gettach albo obozach koncentracyjnych, w atmosferze masowych ulicznych łapanek-zdejmując czapki przed patrolami żołdaków sowieckich. Nie zdziwię się gdy za kilkadziesiąt lat podręczniki opiszą braci Kaczyńskich jako członków walczącego podziemia, którzy rzucali butelki z mieszanką zapalającą na tanki z czerwoną gwiazdą.

 

Nie chcę umniejszać naszych cierpień i upokorzeń w PRL-u: słuchanie tej głupawej PZPR-owskiej nowomowy, karmienie nas przyprawiającą o mdłości propagandą z jednoczesnym zagłuszaniem Radia Wolna Europa i Głosu Ameryki, nieustanne kolejki, strajki o zniesienie podwyżek cen, smród gazu łzawiącego. Nie sposób zapomnieć o tych okrutnych, ciągnących się bez końca nocach godziny milicyjnej, które mniej więcej od sierpnia 1982 roku zaowocowały niespotykanym w historii Narodu Polskiego przyrostem naturalnym...  ku wielkiej uciesze Kościoła. 
Te 45 lat okupacji radzieckiej przetrwaliśmy kosztem wielu wyrzeczeń: brakowało kiełbasy zwyczajnej, papierosów, papieru toaletowego...  ale w tym PRL-owskim aborcyjnym raju jakoś nigdy (to do Pana, Panie Terlikowski) nie brakowało dzieci. 
Czy kogokolwiek w ówczesnej Polsce martwiła niedostępność na półkach księgarskich np. "Folwarku zwierzęcego" czy "1984" Orwella? Podejrzewam, że żaden z - wyprostowanych na baczność przed flagami EU, USA i...Watykanu - polskich prezydentów nigdy nie trzymał tych książek w ręku.

 

Zapytajcie Ojców i Dziadków co podczas słynnych, również zmitologizowanych Grudniów i Sierpniów było sprawą bardziej aktualną i ważniejszą: wolność słowa czy tańsza kiełbasa? Zróbcie to, prosze, zanim świadectwo pokolenia "50-latkow +"  na wieki wieków zostanie wymazane z naszej naszprycowanej do granic absurdu heroiczno-martyrologicznym testesteronem Narodowej pamięci... albo jeszcze gorzej ...  będzie karane sądownie jako propaganda podważająca rację stanu III/IV RP.

 

Życzę Wszystkim Rodakom Młodym i tym Starszym mniej lub bardziej przyjemnych refleksji.

 

*

Bardzo osobiste Post Scriptum od autora

 

Moim skromnym  zdaniem  -  jeżeli nie do demontażu to przynajmniej - do kompletnego moralnego bankructwa niskojakościowego, “importowanego” socjalizmu w PRL w poważnym stopniu przyczynili się nie tylko - wspominiany wielokrotnie na Eiobie przez Pana Jana Stasicę - Jacek Kaczmarski ale również elitarna i inteligentnie zmagająca się z cenzura "Piwnica pod baranami', Stanisław Bareja, Panowie Zenon Laskowik i Bohdan Smoleń czy autorzy kultowego i słuchanego przez miliony programu radiowego "60 minut na godzinę". Sadzę, że rola ówczesnej satyry w walce z komunistyczną utopią i nonsensem nigdy nie została właściwie doceniona.

249df44c9716415d7fe7c26778c0811f.jpg                                                                                                                                    fot. google images

 
Z perspektywy tych 25 lat wolności ośmielę się wysunąć tezę, że satyrycy zrobili dla nas więcej niż wszyscy opozycyjni zżerani megalomanią herosi razem wzięci - dziś ze sobą skłóceni, walczący o synekurki i licytujący się swoimi niepodległościowymi zasługami, kościelnymi/watykańskimi referencjami oraz... męczeństwem. 

 

Tragikomiczny wymiar polskiej sceny... a raczej estrady politycznej stał się dla mnie już bardzo oczywistym gdy w ostatniej turze, pierwszych wolnych wyborów przyszło Polakom wybierać między autorem “minusów dodatnich i ujemnych" a Stanem Tymińskim. Większość z nas - po obejrzeniu "debat" telewizyjnych - zaczęła sobie powoli uzmysławiać, a nawet rozumieć śmieszność sytuacji, albowiem mieliśmy do czynienia z dwoma politycznymi Nikodemami Dyzmami. Cóż mogliśmy zrobić?... Było już za późno... Musieliśmy dokonać emocjonalnego wyboru. Fakt, że kandydaci o takim a nie innym potencjale intelektualnym stanęli do ostatecznego pojedynku i to, że Tymiński o mały włos tych pamiętnych i jakże ważnych, symbolicznych wyborów nie wygrał (i to z całą plejadą utytułowanych opozycyjnych męczenników) jest tragikomicznym odzwierciedleniem naszej postokrągłostołowej mentalności i niskiej kultury politycznej ale rownież kabaretowego pojmowania demokracji. Zresztą "syndrom Wałęsy" jest obecny w naszej "kulturze politycznej" po dzień dzisiejszy.

 

Potwierdzeniem "kabaretowych korzeni naszego życia politycznego"  były rownież następne wybory, podczas których były komunistyczny aparatczyk, lepiej "ociosany" i otoczony dobrymi specjalistami od "imydżu" Kwaśniewski bez większych problemów pokonał legendę Solidarności. Zresztą dzisiaj prawie każde publiczne wystąpienie tego dziś już raczej dość karykaturalnego solidarnościowego emeryta z bardzo wybiórczą pamięcią to niepotrzebujący poprawek i przeróbek, doskonały materiał satyryczny… 

 

ae81ed1190cfdb05200ecd2a538ea12f.jpg

              fot. Gazeta Wyborcza

 

Trzej Muszkieterowie III RP - żywe legendy postokrągłostołowej demokracji w swoich fatalnie uszytych/niedop(r)asowanych garniturach w Watykańskich Ogrodach na uroczystościach hurtowej deifikacji dwóch papieży.