JustPaste.it

Sevilla wygrywa Ligę Europy

Przestać wstydzić się może w końcu Śląsk Wrocław, który ze zwycięzcą Ligi Europy przegrał w dwumeczu 1:9. Jak przegrywać to z najlepszymi! Brawo Śląsk!

Przestać wstydzić się może w końcu Śląsk Wrocław, który ze zwycięzcą Ligi Europy przegrał w dwumeczu 1:9. Jak przegrywać to z najlepszymi! Brawo Śląsk!

 

Liga Europy 2013/3014 przeszła do historii. "Małą Ligę Mistrzów" wygrała ekipa Sevilli, w finale pokonując faworyzowaną przeze mnie Benficę Lizbona.
Przestać wstydzić się może w końcu Śląsk Wrocław, który ze zwycięzcą Ligi Europy przegrał w dwumeczu 1:9. Jak przegrywać to z najlepszymi! Brawo Śląsk!

Mecz finałowy był bardzo długi. W sumie trwał 123 minuty. Rzutów karnych nie wliczam.
Przez ponad dwie godziny żadnemu z finalistów nie udało się strzelić gola, choć przyznam, okazje ku temu miała i Benfica i Sevilla. Mecz rozstrzygnął dopiero konkurs rzutów karnych, w których bezkonkurencyjni okazali się piłkarze z Hiszpanii.
Dziś od rana przeanalizowałem kilka artykułów o wczorajszym finale i przyznam szczerze, że nie zgadzam się z opiniami fachowców - dziennikarzy, którzy bohatera karnych upatrują w bramkarzu Sevilli Beto.
Przyznać należy sympatycznemu golkiperowi, że udział przy dwóch nietrafionych jedenastkach miał. Ale jak patrzyłem na strzelców powyższych, to już wiedziałem, że nic z tego nie będzie. Zarówno Cardozo, jak i Rogdrigo, do strzału podchodzili jak pies do jeża. Chcieli chyba zaczarować, oszukać, zmylić Beto. a wyszło to, co wyszło. Widać wyraźną różnicę w strzałach pewnych, na pełnym rozbiegu, a kombinacją piłkarzy Benfici. Okazuje się, że kombinować (nawet przy uderzaniu rzutu karnego) też trzeba umieć.
Tak czy siak tryumf Sevilli stał się faktem.

 

Nie byłbym sobą, gdybym w takich okolicznościach wczorajszego spotkania nie odniósł się do innego meczu finałowego... Chodzi mi o finał Pucharu Polski Zagłębie - Lubin Zawisza Bydgoszcz.
Wiem, wiem rangi obu finałów nie ma co porównywać i nawet tego nie spróbuję zrobić. Przyjrzę się jedynie emocjom, jakie w obu przypadkach towarzyszyły.
Finał PP był nudny. Na boisku nic się nie działo, a piłkarze chcieli jak najszybciej uciekać do szatni. Niestety musieli wytrzymać aż do karnych. Finał odhaczony, PP ma Zawisza. Historia.
Natomiast wczoraj mimo braku goli, na turyńskim boisku działo się przez 120 minut dużo. Walka , zaangażowanie, chęć zwycięstwa - czyli to, co w piłce najważniejsze.
I tu mam takie swoje małe przemyślenia. Finał to finał. Obojętnie czy to Liga Europy, Liga Mistrzów, finał Mistrzostw Świata, czy finał Pucharu Polski w okręgu krośnieńskim... Już sama gra w FINALE powinna dawać piłkarzowi kopa takiego, którego długo po meczu pamiętać powinien. Piłkarz tym meczem powinien żyć jeszcze kilka sezonów. A czy piłkarze finalistów PP żyją jeszcze tym meczem? Śmiem powątpiewać.