JustPaste.it

Racjonalne złudzenia...

Zastanawialiście się kiedyś, jak można być tak głupim, żeby wyznawać poglądy przeciwne do Waszych? Chyba każdy tak miał. Trudno nam zrozumieć, dlaczego inni ludzie rozumują kompletnie odmiennie od nas. Dzieje się tak nie dlatego, że to my zawsze myślimy mądrze. Po prostu ludzkie, pozornie racjonalne poglądy często zbudowane są na nieświadomych… emocjach.

korwin-zoom-300x232_small.jpg

To przewrotne stwierdzenie, ale bardzo wiele naszych przekonań jest pokłosiem  nieuświadomionych procesów, choć zwykle nie mamy przed sobą odwagi tego przyznać. Jeśli ktoś twierdzi, że „w życiu piękne są tylko chwile” lub „życie to gówno” (life`s a bitch), znaczy to tylko tyle, że takie doświadczenie go spotkały i ukształtowały. Możemy zejść także na bardziej abstrakcyjny poziom i pokazać, że nawet poglądy polityczne są tylko nieświadomym następstwem bardzo odległych doświadczeń.

To, w jaki sposób dany człowiek odnosi się do autorytetów, jest pokłosiem jego osobistych kontaktów z pierwotnymi opiekunami. W typowej rodzinie, w której role matki i ojca odgrywane są w sposób typowy, nastawienie do ojca staje się matrycą wszystkiego, co człowiek czuje względem autorytetów i przymusów. Przenosi się to potem na inne, pozornie racjonalne aspekty życia, czyli stosunek do państwa, policji, Kościoła i innych reprezentacji władzy. Jeśli ojciec był postacią surową, twardą i apodyktyczną, w młodym człowieku rozwija się aspekt autorytarny. Tu jednak sprawy się komplikują, bo ten wymiar może przyjąć biegun dodatni albo ujemny, a nawet dwa na raz. Przy takim twardym ojcu w człowieku wykształca się postawa autorytarna lub antyautorytarna – w zależności od tego, czy tata ostatecznie był osobą bardziej negatywną czy pozytywną. W tym drugim przypadku miłość do rodzica finalnie przeważa nad zepchniętą do nieświadomości złością na stosowany przez niego przymus. Trzeba bowiem wiedzieć, że każdy człowiek ma w sobie tendencję do wolności i swobodnej auto ekspresji, którą widać nawet u niemowlęcia. Te dążenia można z czasem zdusić odwołując się do kar fizycznych lub psychicznych, takich jak zawstydzanie czy wzbudzanie poczucia winy.  Tym niemniej konsekwencją powyższych działań zawsze będzie gniew na rodzica, który zostanie wyparty, a potem przeniesiony na inny obiekt. Złość ta jest nieuświadomiona i zagrażająca – zdanie sobie sprawy, że nienawidzimy własnego ojca byłaby destrukcyjna dla psychiki. Dlatego musimy przelewać ją na jakiś inny obiekt – w psychoanalizie mówi się o mechanizmach przeniesienia i projekcji. Ludzie o poglądach konserwatywnych przenoszą swoją pierwotną złość na ojca na „obcych” i „wrogów”. W tej roli występują zwykle tzw. lewacy, geje, Żydzi, Niemcy czy inni obcokrajowcy.

Dla odmiany człowiek otwarcie buntujący się na despotycznego ojca będzie miał tendencję do kwestionowania policji i całego państwowego aparatu przymusu, z obowiązkiem podatkowym na czele. Trudno byłoby znaleźć anarchistę, który ma dobrą relację z ojcem (chyba, że ten pozytywny tata także byłby anarchistą). I odwrotnie – osoby, które bezdyskusyjnie poddają się obowiązkom społecznym, zwykle miały surowego ojca, którego jednak w świadomie w pełni akceptują.

Podsumowując – nasze poglądy względem potrzeby podporządkowania się państwu (nastawienie wobec policji, wojska, państwa, patriotyzmu, podatków) są powieleniem naszego przeszłego podporządkowania się wobec ojca. Jest to szczególnie widoczne wtedy, kiedy ojciec był surowy, ale jednak stanowił dla nas postać pozytywną. To z takich środowisk wywodzą się konserwatyści – zwykle prawicowi, którzy pielęgnują tradycję, mówią o patriotyzmie, potrzebie szanowania państwa i jego organów. Szanują zasady, cenią silną władzę i odgórnie narzucany porządek. Ludzie ci w swoich politycznych wyborach de facto głosują na psychiczną reprezentacją swojego ojca – popierają polityków silnych i autorytarnych. W tym samym czasie wypartą złość wobec tego samego ojca przelewają na np. „lewaków”, homoseksualistów czy innych zdrajców narodu. To model człowieka głosującego zwykle na partie pokroju PiS, choć w pewnym stopniu może pokrywać się z osobowością „kibola”, którą opisywałem tutaj.

Jeśli jednak ojciec był tyranem o wydźwięku jednoznacznie negatywnym, młody człowiek przyjmuje poglądy skrajnie lewicowe, libertyńskie lub wręcz anarchistyczne. W efekcie całą swoją złość na tatę przekieruje na policję, urzędników czy Unię Europejską. Ponieważ nienawidzi być do czegoś zmuszanym – co wielokrotnie miało miejsce w jego dzieciństwie – będzie walczył z każdym przymusem pochodzącym „z zewnątrz”. Może być przy tym osobą bardzo wrażliwą i czując się pokrzywdzonym w tej pierwotnej relacji będzie bardzo empatyzował z innymi – swoim zdaniem – pokrzywdzonymi przez system. Tak prawdopodobnie narodził się znany nam Piotr Ikonowicz.

Najciekawszym przykładem jest jednak osobowość mieszana, która łączy w sobie tendencje autorytarne i antyautorytarne. To ktoś, kto jednocześnie poddaje się wewnętrznej tyranii i uparcie ją zwalcza. Modelowym przykładem jest Janusz Korwin-Mikke. Gdyby spojrzeć na jego poglądy z dystansu, okazałoby się, że jest to jedna wielka emocjonalna sprzeczność. Człowiek ten walczy pozornie z każdym przymusem, jednocześnie żądając wprowadzenia totalitaryzmu (publiczne biczowanie, segregacja płciowa, egzekucje). To wyjątkowo ciekawy przypadek, ponieważ mówi szczerze i wszystkie jego problemy osobowościowe widać jak na dłoni, podczas gdy wielu innych – równie mocno zaburzonych – kryje swoje prawdziwe poglądy z obawy przed odrzuceniem ze strony potencjalnych wyborców.

Skoro już o Korwinie-Mikkem mowa, to trzeba uczciwie przyznać, że jest to jedna z najbarwniejszych postaci polskiej polityki. Wieczny buntownik, który przez całe życie walczy ze swoim wewnętrznym ojcem i wygrać nie może, ale nie potrafi też mu się poddać. Obserwując mowy tego pana, trudno nie zauważyć, jak wielkie emocje nim targają. On nie argumentuje, on walczy. To wyparta, zaprzeczona złość, którą dość łatwo zauważyć zarówno w sposobie wypowiadania się – jąkanie, o którym tu pisałem – jak i w ubiorze. Charakterystyczna muszka to element cechujący mężczyzn wypierających się swojej agresji i chęci dominacji. Zwykle noszą ją osoby, na których wymusza to ich funkcja, o czym pisałem w tekście Wielkość ma znaczenie. Ciekawie jednak jest obserwować faceta agresywnego w formie wypowiedzi, który blokuje swoje przepełnione złością słowa jąkaniem się, a jednocześnie neguje rywalizacyjną postawę ubiorem. I choć nigdy tego przed sobą nie przyzna, to nie socjalizm jest jego prawdziwym wrogiem – jest nim zapewne własna przeszłość i surowa, częściowo odrzucona postać ojca.

Autorytaryzm w połączeniu z anty autorytaryzmem to mieszanka wybuchowa, która wymaga regularnego rozładowania przez pomniejsze wybuchy… złości. Przyjrzyjcie się sposobowi wypowiadania się JKM, nawet na piśmie. To jedna wielka buchająca złość, ubrana w pozornie elegancką muszkę i dobry garnitur. Ktoś taki z jednej strony otwarcie neguje swojego wewnętrznego surowego ojca – to znaczy walczy z przymusami jako takimi – a z drugiej nieświadomie podporządkowuje się mu i wchodzi w jego buty – także jest autorytarny i próbuje agresywnie narzucać swoje poglądy innym.

Podobne cechy, choć zwykle mniej nasilone, można zaobserwować u zdeklarowanych zwolenników Korwina-Mikkego. Z jednej strony autorytarni, z drugiej antyautorytarni. I negują swojego ojca, nienawidząc przymusów oraz podatków nakładanych przez rządzących, i wchodzą jednocześnie w jego skórę, chcąc przymuszać innych do swoich radykalnych poglądów. Nie dla nich dyskusje o subtelnościach polityki społecznej ani o skomplikowaniu przepływów budżetowych – emocje każą im domagać się bezwzględnej wolności, której nie doświadczyli w dzieciństwie.

Paradoksem jest też, że młodzi entuzjaści Nowej Prawicy najgłośniej krzyczą o podatkach, choć z racji wieku najmniej ich płacili. Swoją drogą nie przypadkiem zwolennikami tej partii są głównie ludzie w okresie buntu. Z czasem, jak wyrastają z tego trudnego wieku, porzucają oni radykalne poglądy i ewoluują w stronę czystych konserwatystów. To także proces psychologiczny, zakorzeniony w pierwotnych doświadczeniach. W okresie buntu wzmożony jest konflikt z ojcem, a tym samym z jego nieświadomym, wewnętrznym obrazem, który jest zapisany w naszej psychice. Negując surowego ojca, negujemy przymusy i niejako samoczynnie zgadzamy się z antyautorytarnymi poglądami Korwina-Mikkego. Jednocześnie dajemy sobie margines na akceptację tegoż ojca, bo poglądy przywódcy Nowej Prawicy są jednocześnie bardzo autorytarne. W ten sposób rodzą się radykalnie liberalne postawy mające u swych podstaw negację autorytetu państwa, władzy i wszelkich jego organów, które jednocześnie akcentują potrzebę wprowadzanie własnego przymusu. Jednak wraz z naturalnym przechodzeniem tego okresu bunt wygasa i osoba coraz mniej krytycznie podchodzi do swojego ojca, a obraz taty z czasem coraz bardziej zlewa się z własnym ego. W efekcie JKM może liczyć głównie na głosy osób w okresie dojrzewania, czyli bardzo młodego wyborcę, który zwykle z czasem odchodzi na konserwatywne skrzydło. Gdyby gimnazjaliści mogli głosować, głównymi partiami w Sejmie nie byłyby PO i PiS, a partia Janusza Korwina-Mikkego i Twój Ruch Janusza Palikota – ugrupowania skrajne w swym buncie i kwestionowaniu tzw. „normalności”. I paradoksalnie stosunkowo mało dzieli tych gimnazjalistów, bo o tym, czy w danej osobie wygra tendencja autorytarna czy antyautorytarna decydują detale. Detale, które dzięki teorii chaosu spychają podobnych ludzi na dwie przeciwne strony barykady.

Pośrodku tego wszystkiego mamy osoby w miarę wyważone, które raczej nie miały jakichś wielce negatywnych doświadczeń z autorytarnymi ojcami i dokonują wyborów w oparciu bardziej o rozum niż o emocje. Nie dla nich wielkie protesty społeczne, bójki na podłożu ideologicznym ani darcie szat w obronie rzekomo zagrożonej polskości. To grupa osób głosujących raczej na mniejsze zło niż na jakąś porywającą ideę – czy to narodową, wolnościową czy religijną. I to paradoksalnie efekt najzdrowszych relacji z autorytetem.

Równie ważna jest też oczywiście pierwotna relacja z matką. Ma ona największe przełożenie na nasze związki, a na poglądy polityczne wpływa w mniejszym stopniu, jednak jej znaczenie jest też niebagatelne. Od głębokości i jakości naszej emocjonalnej zażyłości z matką zależy to, jak bardzo jesteśmy empatyczni i wrażliwi w stosunku do społeczeństwa. Psychoanalitycy mówią, że matka to symbolizuje grupę, tzn. jakość naszych relacji z mamą jest podobna do jakości naszych relacji z różnymi zbiorowościami. W tym konkretnym przypadku chodzi mi akurat o społeczeństwo, bo to jedyna grupa, do której należymy wszyscy bez wyjątku.

Tak więc trudno być narodowym socjalistą, kiedy miało się dobrą i czułą matkę. Taka matka jest buforem i tonuje destrukcyjny wpływ nawet bardzo surowego i agresywnego ojca. Rozwija za to wrażliwość na krzywdę innych. Osoby o poglądach lewicowych – o ile nie są one spowodowane oportunizmem ani tęsknotą za dawnymi czasami  – zwykle miały bardzo bliskie i dobre relacji z matkami, które zbudowany w nich pewną pobłażliwość, łagodność i wyrozumiałość względem świata. Oczywiście mam tu na myśli poglądy umiarkowanie lewicowe, a nie antyautorytarne. Ciężko też wyobrazić sobie gorącego zwolennika Nowej Prawicy, który miałby naprawdę bliską i pełną ciepła relację z mamą. Trudno byłoby mu wtedy wykształcić w sobie poglądy zbliżone do skrajnego darwinizmu i z pogardą odnosić się do przegranych w ewolucyjnym wyścigu. Mam tu na myśli m.in. obraźliwe słowa lidera tej partii względem osób niepełnosprawnych, chorych i pokrzywdzonych przez los. Sam JKM musiał mieć fatalne relacje rodzinne, skoro jego obraz kobiet jest tak przesiąknięty pogardą. Ta pogarda ma źródło zapewne w obrazie własnej matki.

Kobiety nie mogą być zbyt inteligentne – dba o to mechanizm Ewolucji Naturalnej. Inteligentna istota nie wytrzymałaby przebywania przez dłużej niż godzinę dziennie z paplającym dzieckiem! Dlatego właśnie (i nie tylko dlatego) mężczyźni nie lubią wiązać się z kobietami inteligentnymi: instynktownie chcą, by ich dzieci miały dobrą opiekę.

(blog, 19 sierpnia 2009)

Widzimy tu nic innego jak przeniesienie (z własnej matki na inne kobiety) oraz straszną generalizację. Jest też oczywiście miejsce na racjonalizację. Korwin-Mikke nadaje pozornie racjonalne ramy swojej wewnętrznej agresji poprzez – nietrafne – powołanie się na mechanizm doboru ewolucyjnego oraz bezpodstawne wywody o tym, czego to jego zdaniem kobiety chcą „instynktownie”. Jest tutaj też spora dawka projekcji – JKM głosi przekonanie, że wszyscy mężczyźni nie chcą wiązać się z kobietami inteligentnymi. To on się takich kobiet boi, ja na przykład nie, co samo przez się podważa albo jego pogląd. Albo moją męskość ;)

Swoją drogą nie wiem, skąd wziął się mit jakiejś nadnaturalnej inteligencji Korwina-Mikkego. Logiczny składnik inteligencji u JKM jest zredukowany i podporządkowany celom emocjonalnym. Rzućmy okiem na poniższy fragment:

Kobieta przesiąka poglądami człowieka, z którym sypia. Ostatecznie (Natura czy Bóg – nie będziemy się spierać) nie po to tak skonstruował mężczyzn, by setki tysięcy plemników się marnowały; wnikają one w ciało kobiety i przerabiają ją na obraz i podobieństwo mężczyzny, do którego ona należy.

No cóż, takie poglądy w świetle nauki są odzwierciedleniem przekonania, że Ziemia jest płaska. Przez tę wypowiedź przebija jedynie chęć zdominowania kobiet, czyli… tak, tak – własnej matki. Dołóżmy jeszcze poniższy cytat:

Stare powiedzenie brzmi: „Co cię nie zabije – to cię wzmocni”. (…) Natomiast socjalizm chroni nas przed wszystkim, co mogłoby nas zabić – (pasy w samochodach, przymusowe szczepienia i miliony podobnych niańczynych działań) a więc NIE POZWALA NAM SIĘ WZMOCNIĆ. Jesteśmy coraz słabsi i coraz głupsi. DLATEGO NIENAWIDZĘ SOCJALIZMU.

Wskazówka pierwsza – wielka emocja, czyli „NIENAWIDZĘ”. Wskazówka druga – „NIE POZWALA”. Obie sentencje pisane wielkimi literami, z krzykiem. Wskazówka trzecia – bardzo  widoczna odraza względem „niańczenia” i odgórnego dbania o swoje zdrowie i życie (jakże to typowe dla wczesnego okresu buntu!).

Wyłania się z tego wszystkiego obraz człowieka, który nie tylko walczy z wewnętrznym obrazem dominującego, despotycznego ojca, ale też neguje rolę nadopiekuńczej matki, zapewne w jego pierwotnej rodzinie bezwzględnie podległej mężowi. Czy takie są źródła pozornie racjonalnych poglądów Janusza Korwina-Mikkego? Można tak domniemywać na podstawie jego wypowiedzi. Do źródeł opisujących relacje wewnątrz rodziny tego kontrowersyjnego polityka nie udało mi się dotrzeć – jeśli ktoś dysponuje takowymi, z chęcią się z nimi zapoznam. (Adnotacja – ktoś przytoczył mi, że matka JKM zginęła w powstaniu. Rozumiem, tym niemniej “matka” oznacza tu nie tyle biologicznego rodzica, co kobietę, która danego człowieka wychowała i która w roli tej matki naprawdę występowała. Ciotka też się liczy.)

Ludzie są istotami dużo bardziej emocjonalnymi, niż się nam się zwykle wydaje. Kłócimy się i argumentujemy odwołując się do zasad logiki, choć źródła naszych poglądów są w dużej mierze nieświadome. Ale kompletnie nie przeszkadza nam to być wewnętrznie przekonanymi, że nasze poglądy są czysto racjonalne. Dowiodły tego choćby eksperymenty z hipnozą, podczas której dawano badanym sugestię wykonania pewnej czynności. Po wybudzeniu faktycznie postępowali oni zgodnie z nieświadomą instrukcją, jednak zapytani, dlaczego tak robią, zawsze wymyślali jakiś pozornie racjonalny powód. I faktycznie w to fałszywe wytłumaczenie wierzyli i byli gotowi bronić go w dyskusji!

Bardzo podobnie jest z poglądami politycznymi. One także mają podłoże emocjonalne i to w takim pierwotnym, często nawet wczesnodziecięcym znaczeniu. Im mocniej jesteśmy zakotwiczeni w tym okresie, tym mniej obiektywne są nasze poglądy. Możemy kłócić się na tematy polityczne, ale warto pamiętać, że nikt nikogo nie ma szans przekonać. W istocie boksujemy się bowiem nie z czyimś sposobem myślenia, ale z jego… osobowością i wczesnodziecięcymi doświadczeniami. To walka z wiatrakami. Dlatego warto mieć świadomość, że dwoje równie inteligentnych i logicznie myślących ludzi może mieć totalnie przeciwne poglądy tylko z powodu nieco odmiennych doświadczeń życiowych. Nawet nazistę od komunisty dzieli tylko cienka granica nieco innych przeżyć. Oba światopoglądy to w istocie dwie strony tej samej monety. Monety z gruntu bezwartościowej, bo nie mającej pokrycia w rzeczywistości, a jedynie w indywidualnych mechanizmach obronnych.

PS. Mechanizmów intra-psychicznych warunkujących nasze pozornie racjonalne poglądy jest oczywiście o wiele więcej – kolejne opiszę innym razem. Trzeba też pamiętać, że relacje z pierwotnymi obiektami to tylko bazowe matryce, na które nakładają się inne motywatory, choćby takie jak wpływ poglądów naszych grup odniesienia czy poczucie osobistego zagrożenia (kryzysem, ubożeniem, widmem bezrobocia). Morał jednak pozostaje bez zmian – nasze poglądy nie są tak bardzo zakotwiczone w racjonalnej analizie faktów, jak zwykło to nam się wydawać.

Aha – i będzie mi bardzo miło, jeśli pod tym wpisem znajdzie się mnóstwo obraźliwych i radykalnych komentarzy odnośnie mojej „domorosłej psychologii”, potrzeby powrotu do szkoły itp. Szczególnie będę sobie cenił opinie czytelników anonimowych i nie mających żadnej wiedzy psychologicznej. Będzie to znaczyło, że wpis ten budzi emocje u właściwych osób :)

 

Źródło: Adam Gabryelów