JustPaste.it

Nawijanie makaronu na uszy

Czy sądowy nakaz ponownego rozpatrzenia wniosku o rejestrację Kościoła Latającego Potwora Spaghetti to zwycięstwo prawa, czy jego psucie?

Czy sądowy nakaz ponownego rozpatrzenia wniosku o rejestrację Kościoła Latającego Potwora Spaghetti to zwycięstwo prawa, czy jego psucie?

 

W kwietniu Wojewódzki Sąd Administracyjny w Warszawie nakazał Ministrowi Administracji i Cyfryzacji ponowne rozpatrzenie wniosku o rejestrację Kościoła Latającego Potwora Spaghetti. Czy to zwycięstwo prawa, czy jego psucie? Gdzie leży granica robienia sobie żartów z cudzych wierzeń?

 

Kościół Latającego Potwora Spaghetti (KLPS) powstał w Stanach Zjednoczonych w 2005 roku w związku z planami wprowadzenia do programu nauczania w niektórych amerykańskich szkołach kreacjonistycznej teorii Inteligentnego Projektu i nauczania jej na równi z teorią ewolucji. Jego założyciel Bobby Henderson zaczął głosić, że wszechświat został stworzony przez Latającego Potwora Spaghetti, nazywanego „Jego Makaronowatością”.

„Makaroniarze” uważają się za prawdziwą religię — pastafarianizm — tyle że bez nakazów i zakazów, rytuałów, modłów czy „innych tego typu głupot” — jak piszą na swojej stronie internetowej. Twierdzą, że szerzą tolerancję i zdrowy rozsądek, ale jednocześnie lubią piwo, święcą piątek, nie traktują się zbyt poważnie i uwielbiają sprzeczności.

Zamiast dziesięciu przykazań mają osiem, ale nie przykazań — bo tych nie mają z definicji — ale czegoś w rodzaju sugestii zaczynających się od słów: „Naprawdę wolałbym, żebyś nie...”. Skracając, „Jego Makaronowatej Dobroci” nie podoba się: świętoszkowatość, agresja, bycie niemiłym dla innych, ocenianie ludzi po wyglądzie, fanatyzm, wydawanie pieniędzy na kościoły, meczety, kapliczki. Ci, którzy to robią, to „dupki” i „gnojki”. Za to Potworowi podoba się swoboda seksualna („czystość jest ważna w przypadku wody pitnej, a nie ludzi”; niemoralnymi stosunkami są tylko te, które partnerzy za takie uważają) i nierozpowiadanie o nim (zapewne, żeby ludzi nie męczyć religią).

W niebie pastafarian mają być piwne wulkany i fabryka striptizerek damskich i męskich, rzeki alkoholu i... darmowy internet.

Mają swoje „święte” dwie księgi — Luźny Kanon (Stary i Nowy Pastament) i Ewangelię Kościoła LPS Bobby’ego Hendersona. W Luźnym Kanonie można się m.in. natknąć na: „Klątwę Łysego Karzełka”, „Wielkie wyjście Knypków”, „Księgę Penelopy”, „Czystkę Darwina”, „Wyznaczniki etyczne dla piratów”, „Objawienia cioteczki Di Di”. Wchodzenie w szczegóły można sobie darować, bo może się okazać, że papier jednak nie wszystko jest w stanie znieść.

 

Odmowa rejestracji

I ten właśnie „Kościół” — istniejący w Polsce od ponad dwóch lat — w 2012 roku postanowił się zarejestrować, korzystając z możliwości, jaką stwarza ustawa o gwarancjach wolności sumienia i wyznania. Ostatecznie w marcu 2013 roku minister Michał Boni odmówił „makaroniarzom” wpisu do Rejestru kościołów i innych związków wyznaniowych. Uznał, że do Rejestru wpisana może zostać wyłącznie wspólnota religijna, która zgodnie ustawą „jest tworzona w celu wyznawania i szerzenia wiary religijnej”. Po czym zapytał biegłych religioznawców z Uniwersytetu Jagiellońskiego, czy KLPS w ogóle można uznać za wspólnotę religijną. Biegli stwierdzili m.in., że KLPS, mimo iż występują w nim wszystkie zewnętrzne elementy religii (doktryna, kult, organizacja), jest parodią doktryn religijnych już istniejących, a zwłaszcza chrześcijaństwa. W ośmiu „Naprawdę wolałbym, żebyś nie...” dostrzegli parodię dekalogu, w sakramentalnym spoczywaniu makaronu — parodię obrzędu komunii chrześcijańskiej, a w „świętych księgach” — parodię Biblii. Biegli uznali ośmieszanie innych religii za główny cel istnienia KLPS, a sam KLPS za rodzaj antyreligii — co samo w sobie nie jest zabronione, ale nie ma powodu, by takie grupy uznawać za wspólnoty religijne oficjalnie, rejestrując je jako takie. Według biegłych klasyczne religie odpowiadają na fundamentalne pytania natury egzystencjalnej, dają jakąś nadzieję zbawienia, w którą należy uwierzyć. Tymczasem wyznawcy Latającego Potwora Spaghetti to osoby niekryjące się ze swoim ateizmem.

Ostatecznie minister podzielił stanowisko biegłych i odmówił rejestracji. Uznał, że nie wystarczy deklarować religijnego charakteru organizacji — trzeba jeszcze oddawać cześć sacrum, a trudno za to uznać spożywanie makaronu. A żeby być uznanym za wspólnotę religijną, trzeba jeszcze mieć na celu wyznawanie i szerzenie wiary religijnej — co zdaniem ministra tu nie występuje.

 

Rozpatrzyć ponownie

Urażeni „makaroniarze” odwołali się do sądu administracyjnego, domagając się uchylenia decyzji ministerstwa. Sąd ze względów formalnych uchylił decyzję ministra i nakazał mu ponowne rozpatrzenie wniosku KLPS o rejestrację. Sąd dopatrzył się pewnych błędów proceduralnych po stronie ministerstwa, a ponadto wyraził wątpliwość co do dowodu z opinii biegłych.

Smakosze makaronu ogłosili zwycięstwo. Racja była po naszej stronie! — krzyczeli w mediach. „To prawdziwy triumf praworządności — mówił w Radiu TokFM Andrzej Kuliński, rzecznik KLPS.

Rzecznik argumentował dalej, że decyzja ministra była pomyłką prawną. Spełniliśmy wszystkie wymagania formalne do rejestracji — mówił. Nie można mierzyć zawartości wiary w człowieku — twierdził. Powoływał się na gwarancje wolności sumienia i wyznania. Niezalegalizowanie KLPS stawia nas — jego zdaniem — w tym samym rzędzie państw co Rosja. Odrzucił zarzuty o parodiowanie i obrażanie chrześcijaństwa. A przy tym z pełną powagą mówił o dotyku macką „Jego Makaronowatości”, co sprawiło, że przestał być ateistą i teraz wierzy w Latającego Potwora Spaghetti.

„Na miejscu wnioskodawców jeszcze nie otwierałbym szampana — stwierdził podczas tej samej audycji dr Paweł Borecki, specjalista od prawa wyznaniowego z Uniwersytetu Warszawskiego. — Sądzę, że minister podtrzyma stanowisko negatywne”.

Doktor Borecki krytycznie odniósł się do KLPS. To podszywanie się środowisk ateistycznych pod atrybuty tradycyjnej religijności i tradycyjnych wierzeń w celu ich kompromitacji, wykazania ich niedorzeczności — mówił. Polska ma w naszym regionie jedne z najbardziej liberalnych zasad legalizowania związków wyznaniowych, co nie znaczy, że administracja wyznaniowa nie ma prawa badać złożonych wniosków. Porównywanie nas do Rosji jest obrazą dla państwa polskiego — oponował. Pacjenci szpitali psychiatrycznych też wierzą w różne wizje, ale to nie wystarczy, by je uznawać. Rzeczywistość trzeba oceniać w miarę obiektywnie. Zdaniem dr. Boreckiego, gdyby ostatecznie doszło jednak do rejestracji KLPS, to czas będzie najlepszym weryfikatorem autentyczności tego ruchu, gdyż znaczna część już zarejestrowanych związków wyznaniowych nie przejawia po rejestracji oznak aktywności. Po ewentualnym zarejestrowaniu KLPS zyska prawo do wystąpienia do rządu o zawarcie z nim stosownej umowy, na podstawie której Sejm mógłby uchwalić ustawę o stosunku państwa do tego związku wyznaniowego — z wyraźnym przekąsem komentował dr Borecki. Byłaby to, jak należy rozumieć tę wypowiedź, Ustawa o stosunku Państwa do Kościoła Latającego Potwora Spaghetti. Doktor zwrócił też uwagę na możliwość instrumentalnego wykorzystywania rejestracji do czerpania korzyści z przyznanych zarejestrowanym związkom wyznaniowym przywilejów, np. celnych czy podatkowych.

Na ten ostatni aspekt sprawy zwrócił także uwagę ks. prof. Andrzej Zwoliński. W wypowiedzi dla KAI stwierdził, że ewentualna rejestracja KLPS doprowadzi do zaistnienia precedensu, po którym zaczną się zgłaszać kolejne prześmiewcze wspólnoty, domagając się rejestracji i korzystania z wszelkich wynikających z tego udogodnień, np. korzystania w przyszłości z 0,5-procentowego odpisu podatku na Kościoły i związki wyznaniowe.

Do orzeczenia sądu odniósł się również nowy minister administracji i cyfryzacji Rafał Trzaskowski. „Sytuacja nie jest jednoznaczna — powiedział w wywiadzie dla TokFM. — Jeżeli będziemy to tak samo traktować, jeśli chodzi o wsparcie państwa, czy nauczanie religii, to jest to ślepy zaułek”.

Poproszony jeszcze o telefoniczny komentarz do tej sprawy wspomniany już dr Borecki stwierdził, że przypomina mu to znane polskie powiedzenie, że oto diabeł ubrał się w ornat i ogonem na mszę dzwoni. Zapowiedział również, że jeśli będzie kolejny raz indagowany o swój stosunek do tej grupy, zapyta publicznie, czy jej członkowie mieliby odwagę pójść ze swym przesłaniem religijnym na oddział onkologiczny, by nieść chorym nadzieję — bo chrześcijanie tę odwagę mają.

Trudno się z tymi krytycznymi wypowiedziami nie zgodzić. Wyjaśnienia wymaga również zarzut rzecznika KLPS, że brak rejestracji godzi w wolność sumienia i wyznania. Otóż nie godzi. Byłoby tak, gdyby odmowa miała charakter arbitralny, w pełni uznaniowy. Ale tak nie było — minister oparł się na opiniach biegłych naukowców, poddając wniosek zobiektywizowanej ocenie. Wolność sumienia i religii gwarantuje w Polsce art. 53 Konstytucji RP. Każdy ma prawo wierzyć, w co chce, i tworzyć wspólnoty podobnie wierzących. Jest to absolutnie legalne, nawet jeśli taka wspólnota nie jest zarejestrowana. Innymi słowy, wspólnoty religijne niezarejestrowane nie są nielegalne, mają prawo istnieć i działać. Brak rejestracji nie odebrał tego prawa KLPS. Ale też nie każda wspólnota powinna być rejestrowana, bo dojdzie do patologii i nadużycia prawa — jak w latach 90., gdy grupa przestępców założyła fikcyjny „Kościół”, doprowadziła do jego rejestracji, po czym, korzystając z ówczesnych możliwości, zaczęła masowo sprowadzać z zagranicy bez cła samochody osobowe na handel.

 

* * *

Skoro wyznawcy Latającego Potwora Spaghetti chcą być oficjalnie uważani za Kościół, to — jak już było powiedziane — powinno im zależeć na szerzeniu swojej „wiary”. W chrześcijaństwie nazywa się to ewangelizacją, głoszeniem ewangelii, Dobrej Nowiny. KLPS też musi mieć swoją ewangelizację. Gdyby wyznawcy „Jego Makaronowatości” poszukiwali jakiegoś stosownego parodystycznego określenia ewangelizacji na swój własny użytek, to mam propozycję — niech ją nazwą „nawijaniem makaronu na uszy”. Moim zdaniem określenie to nadaje się idealnie. Zawiera w sobie samą kwintesencję tego ruchu — makaron i parodię, a jednocześnie oddaje jego istotę, czyli... zwodzenie i oszukiwanie.

Olgierd Danielewicz

 

„Wiedzcie przede wszystkim to, że w dniach ostatecznych przyjdą szydercy z drwinami,
którzy będą postępować według swych własnych pożądliwości i mówić:
Gdzież jest przyobiecane przyjście jego?”

2 List Piotra 3,3

 

[Artykuł został opublikowany w miesięczniku „Znaki Czasu” 5/2014].

 

 

Autor: Olgierd Danielewicz