JustPaste.it

Blindfolded - rozdział 1

http://www.eioba.pl/a/4k68/blindfolded-prolog , pierwszy rozdział, kontynuacja opowiadania.

http://www.eioba.pl/a/4k68/blindfolded-prolog , pierwszy rozdział, kontynuacja opowiadania.

 

     Minęło wiele godzin od czasu, gdy rudowłosa dziewczyna zaczęła wydrapywać coś na drzwiach. Ani razu nie odezwała się do Lyrii, była zajęta tym co robiła. Blondynka przez cały czas ją obserwowała, próbując zrozumieć o co jej chodzi.
  Mimo ciszy i poprzednio odczuwanej samotności, teraz Lyra tego nie czuła. Miała wrażenie, ze w końcu nie jest sama, że teraz ciepło, które otacza ciało rudowłosej wpływa też na nią. Mimo że jej nie dotyka, mimo że nie jest blisko niej – to i tak czuła, że nie została opuszczona.
  Dojechali na miejsce, a tuż przed tym, Ruda skończyła drapać. Prawdopodobnie zajęła znakami całą powierzchnię drewnianych drzwi.
  Usiadła przed nimi i złączyła dłonie. Opuściła głowę, po czym zaczęła cicho mruczeć. Słowa, które były ledwo słyszalne, nie dochodziły do uszu Lyrii. Nie była wstanie zrozumieć co mówi więźniarka. Nie wiedziała też czy mówi to w innym języku czy takim, który ona rozumie.
  Zamek w drzwiach złowrogo zajęczał, gdy strażnicy zaczęli go otwierać. Byli na miejscu. Blisko miejsca, gdzie handlowano ludźmi. Najniebezpieczniejsze miejsce dla zwykłych przechodniów, dla niewolników.
  Nim dziewczyny zdążyły zobaczyć z bliska twarze strażników, leżeli oni na ziemi. Otworzyli drzwi i upadli na piach, nie wydając żadnych odgłosów.
 - Co ty... - Szepnęła Lyra podchodząc powoli do wyjścia. Jej nogi drżały. Zbyt długo siedziała, była osłabiona.
 Potężni mężczyźni padli jak muchy, choć żadna z nich nic nie zrobiła. Ich bronie wbite były w piach. Przed otworzeniem wozu przygotowali się do przechwycenia dziewczyn.
Ruda nie wydawała się zdziwiona tym, że strażnicy leżeli na piachu. Wręcz przeciwnie. Wydawała się niesamowicie zadowolona z siebie. Poklepała Lyrę po ramieniu i wyskoczyła na zewnątrz rozglądając się.
- Umiesz się tym posługiwać? - Zapytała, podając jej miecz.
- Nie sądzę... - Odpowiedziała blondynka, chwytając za rękojeść i przyglądając się powierzchni ostrza.
- No to się nauczysz. - Dostała krótką odpowiedź.
 Podpierając się na mieczu, Lyra wyszła z wozu i stanęła na piachu. Od nagłego przypływu świeżego powietrza zakręciło się jej w głowie. Poczuła się niedobrze.
 Ruda chwyciła Lyrę za ramię i pociągnęła za sobą na przód wozu, spoglądając niepewnie na konie. Póki co nie widziały żadnych mężczyzn, jednak wyczuwały ich obecność. Byli niedaleko. Ich głośny śmiech można było słyszeć wszędzie.
 Długie palce zielonookiej dziewczyny wysunęły się przed nią, gdy chwyciła za wór leżący na miejscu woźnicy. Wyciągnęła z niego miecz i przewiązała go sobie w pasie. Zaraz po tym, chwyciła inne rzeczy.
 Blondynka patrzyła zaciekawiona na nią, gdy wsuwała na swoje nadgarstki ochraniacze. Wyglądały na cenne i przydatne znaleziska.
- Idioci... - Warknęła rudowłosa, przesuwając nowy pas przy swoich spodniach.
 Lyra nie miała nawet zamiaru jej słuchać. Odwróciła wzrok i spojrzała na ciągnącą się przed nimi pustynię. Nocny obraz, z niebem pełnym gwiazd. Tak cichy, tak niebezpieczny.
 Wiedziała, że jeśli tu zostanie, zginie. Nie ufała nowym ludziom. Była pewna, że jedna osoba nie ma przeciw nim szans. Powinny uciec. Razem? Powinna być sama. Wrócić do domu. Do swojego miasta. Tylko gdzie ono było?
- Nawet o tym nie myśl. - Syknęła Ruda, łapiąc Lyrę za bark. Zacisnęła paznokcie na jej skórze.
- Ała... Zostaw mnie! - Odszczekała blondynka, wyrywając się. Wciąż była osłabiona. Upadła na piach.
- Nie masz szans przeżyć sama na pustyni. Noc wydaje się przyjemna, ale nie tylko tobie. - Powiedziała cicho zielonooka dziewczyna, wystawiając do Lyrii rękę, by pomóc jej wstać.
- A tu jest szansa, żeby przeżyć!? Zabiją nas nim przejdziemy obok! - Warknęła blondynka. - Sama potrafię wsta...
- CICHO! - Szepnęła Ruda, przykładając palec do warg. Ktoś się zbliżał.
- Teraz mam być cicho!? TERAZ? - Prychnęła Lyra, wstając.
 Za późno. Światła pochodni były teraz wyraźniejsze niż przedtem. Byli blisko. Blisko ich odkrycia. Miecz w dłoniach rudowłosej dziewczyny zabłyszczał niebezpiecznie nim schowała go do pochwy.
- Ktoś tam jest! - Słuchać było męskie okrzyki.
- UCIEKINIERKI! - Wrzask, który usłyszeli wszyscy w pobliżu.
- Cholera... - Syknęła rudowłosa. Spojrzała zdenerwowana na Lyrę i chwyciła miecz, który ta miała w dłoni. Pędziło w ich stronę wielu mężczyzn.
 Zdziwiona blondynka nie miała szans zareagować. Ruda po prostu wyciągnęła go i wsunęła w pas. Zaraz po tym pchnęła ją na piach i uciekła.
 Zostawiła ją.
 W panice Lyra zaczęła się rzucać i próbowała podnieść, chciała uciec. Było za późno. Zdążyła się wyprostować, zrobić parę kroków. Znowu wylądowała na piachu. Wbita w podłoże przez któregoś z handlarzy.
 Łzy stanęły w jej oczach, gdy ruszała całym ciałem, nie mogąc się uwolnić. Krzyczała. Darła się ile mogła. Zatkano jej usta. Związano dłonie. Znowu zakuto. Po raz kolejny straciła wolność.
 Nie miała pojęcia po co rudowłosa dała jej wcześniej miecz, skoro go odebrała. Stchórzyła i zniknęła ze wszystkim co było potrzebne do obrony swojego życia.

     Została wepchnięta do celi. Strażnicy skuli jej dłonie i nogi. Każdy ruch został ograniczony. Ledwo stawiała krok, a ciężki łańcuch ciągnął jej drugą nogę. Nie mogła uciec.
  Wokół niej było pełno ludzi. Przyszłych niewolników. Patrzyli na nią ze strachem w oczach, jednak nikt nie chciał się nawet odezwać. Otoczona przez nieznajomych, którzy ze łzami w oczach nie próbowali się uwolnić. Z godziny na godzinę coraz bardziej akceptowali swój los.
  Usiadła pod ścianą, opierając się o nią plecami. Pochodnia powieszona za drzwiami prawie nie oświetlała pomieszczenia, jednak dla Lyrii to było wystarczające. Przyzwyczaiła się do ciemności, teraz to małe źródło światła raziło jej oczy.
  Spojrzała na swoje ręce. Oglądała kajdany, próbując wymyślić sposób w jaki rudowłosa uwolniła swoje dłonie. Jednak żaden pomysł nie przychodził jej do głowy.
  Minęło parę godzin. Wiedziała, że wschodzące słońce będzie sygnałem dla ostatecznej utraty wolności. Wznowią się targi, wyprowadzą niewolników. Sprzedadzą ludzi. Ona również zostanie czyjąś zabawką.
  Kiedy ostatnio coś jadła? Była głodna. Spragniona. Wyczerpana. Gdyby ją teraz wyprowadzono, upadłaby. Słyszała jak jej brzuch cicho jęczy domagając się pożywienia. Byłaby zawstydzona tym faktem, gdyby nie to, że był zagłuszany. Dziesiątki ludzi zamkniętych w celi, którzy płakali. Byli bezradni. Nie mogli nic zrobić.
  A ona... Nie mogła znieść tego widoku.
  Osunęła się na podłoże. Nie mogła nawet ułożyć dłoni pod głową, metal na jej nadgarstkach był mniej wygodny od gruntu. Zwinęła się w kulkę. Było coraz zimniej.
  Nie była pewna czy zemdlała, prawdopodobnie po prostu zasnęła ze zmęczenia. Obudzona krzykiem mężczyzny zerwała się na równe nogi, a świat zawirował jej przed oczyma.
  Oparła się o ścianę, by nie upaść. Musiała chwilę poczekać, by obraz się ustabilizował. I wtedy uświadomiła sobie co się wokół niej działo.
  Czarny rynek został na nowo otwarty, a wraz z nim ruszyła licytacja niewolników. Sprzedaż wszystkich ludzi zgromadzonych w tym pomieszczeniu. Wszystkich, także jej.
  Strażnicy podchodzili do drzwi, zabierając kolejną osobę i prowadząc ją do kolejki. Najpierw wychodziły dzieci, wyrywali je zapłakanym kobietom. Później nadchodziła ich pora, najprawdopodobniej na samym końcu mężczyzn i starców.
  Blondynka obserwowała przerażona jak kolejne osoby są wyciągane z celi. Powoli i ostrożnie cofała się na sam tył pomieszczenia. Usiadła pod najdalszą ścianą, przegryzając wargę. Bała się, że będzie kolejna. Że trafi w czyjeś obrzydliwe ręce i zostanie niewolnikiem.
 - Nie martw się... - Usłyszała obok siebie łamiący się głos. Szybko zwróciła wzrok ku osobie, która do niej mówiła.
  Stary mężczyzna o długiej, siwej brodzie i niewinnym spojrzeniu siedział tuż obok niej. Łzy spływały po jego policzkach, jednak kąciki jego ust były uniesione ku górze. Nie wyglądał jakby się smucił. Nie wyglądał też na takiego, który się cieszy.
 - Na każdego przychodzi ten czas, gdy zostaje uwięziony. Jakikolwiek sposób by to nie był. Masz szczęście. - Oznajmił, wycierając łzy. - A wiesz dlaczego?
  Lyra patrzyła na niego zdziwiona. Był to jedyny więzień, który się do niej odezwał, najprawdopodobniej najstarszy ze wszystkich zgromadzonych tu ludzi.
  Pokręciła głową, patrząc na jego wargi, jakby próbując wyczytać z ich ruchu jakiekolwiek słowa, których nie wypowiedział na głos.
 - Młodzi ludzie są kupowani, bardzo chętnie przyjęci jako służba lub ochroniarze. My starcy mamy gorzej. - Mężczyzna zakaszlał i znów przesunął dłońmi po twarzy, ścierając z niej łzy. - Jeśli nikt nas nie chce, używają na nas swych broni.
  Dziewczyna zacisnęła zęby na dolnej wardze, patrząc przerażona na staruszka. Poczuła jak robi jej się smutno. Nienawidziła krzywdy dziejącej się ludziom starym. Zawsze chciała chronić tych niewinnych osobników, którzy potrzebują pomocy, ponieważ sami już nie mogą o siebie zadbać.
  Teraz nie mogła nic zrobić i to ją przerażało. Nigdy wcześniej nie czuła tylu negatywnych emocji naraz. Czuła strach, smutek, żal, rozpacz, samotność. A w tym wszystkim była tak zagubiona, że nie wiedziała co ze sobą zrobić.
 - Dlatego nie bój się. - Kontynuował starzec. - Ty przeżyjesz i będziesz dostawać jedzenie. Nie masz się czego obawiać.
  Jego słaby uśmiech dodał nieco otuchy blondynce, jednak wciąż czuła jak łamie jej się serce. Gdyby tylko nie zagadał do niej, nie miałaby wrażenia, że zaraz się popłacze. Z drugiej strony czuła ulgę, jego słowa były jej potrzebne, by ruszyć z miejsca.
 - Dziękuję... - Powiedziała cicho, wstając i odwzajemniając jego uśmiech. - Mam nadzieję, że przeżyję.
  Mężczyzna kiwnął głową, pokazując jej, by ruszała w kierunku wyjścia. Ona widząc jego gest zaczęła iść. Czuła jak trzęsą jej się nogi. Jak mocniej bije serce. Była świadoma tego jak bardzo się boi.
  Stanęła koło wyjścia i została chwycona za ramię. Spojrzała przed siebie. Zobaczyła ogromne skupisko uzbrojonych ludzi. Donośny głos osoby prezentującej niewolnika i jęki niewinnych ludzi, którzy byli sprzedawani. Po raz kolejny przegryzła wargę i miała nadzieję, że to się szybko skończy.
  Ku swojemu zdziwieniu, była prowadzona gdzie indziej. Nie widziała twarzy strażnika, który ją prowadzi, jednak czuła jak trzyma ostrze przy jej karku i cicho warczy pod nosem. Trzymał ją przed sobą, jedynie przykładając jej ostrze do prawej lub lewej strony szyi, zależnie w którą stronę miała skręcić.
  Bała się odezwać, przed nią malowała się pustynia. Za nią słychać było odgłosy dochodzące z czarnego rynku. Co się działo? Gdzie była? Przewidywała najgorszy scenariusz.
 - Błagam... Nie zgwałć mnie... Proszę... - Jęknęła cicho, wciąż przerażona.
  Usłyszała za swoimi plecami śmiech i zacisnęła powieki. Strażnik pchnął ją na mury i przysunął twarz do jej szyi. Czuła jego oddech. Miała ochotę płakać, krzyczeć. Jednak brakowało jej odwagi.
  Łzy stanęły w jej oczach. Nagle zauważyła coś dziwnego. Gdy twarz napastnika była blisko jej karku, a ciepły język przesunął się po jej skórze... Lyra zauważyła rude kosmyki, które zdecydowanie były podobne do tych, które już wcześniej widziała.
  Zamarła. Przestała się ruszać, przestała chcieć krzyczeć. Łzy, spłynęły jej po policzkach i już nie pojawiły się nowe. Poczuła się oszukana. Miała wrażenie, że jest zwykłą zabawką.
 - Możesz już przestać. - Wysyczała poddenerwowana.
 - Oj, Lyra... Powinnaś cieszyć się chwilą, a nie być taka zła... - Zaśmiała się rudowłosa dziewczyna, łapiąc blondynkę za kajdanki i powoli ściągając je z jej rąk.
 - Odpuść sobie... - Mruknęła Lyra, przesuwając dłonią po nadgarstku. Rudowłosa słysząc jej słowa wzruszyła ramionami i zsunęła z głowy kaptur.
  Poprawiając swój strój, zielonooka dziewczyna, wysunęła zza pasa miecz i przesunęła palcami po nim.
 - Nie jest zbyt dobry, ale idealny dla ciebie. - Oznajmiła łapiąc za ostrze i podając je dziewczynie.
Lyra odsunęła się i pokręciła głową.
 - Wybacz, nie ufam... - Zaczęła blondynka.
 - Mi? - Zachichotała ruda.
 - Nie. Broni. Nie chcę używać miecza. - Spotkała się z odpowiedzią. Zielonooka uniosła brwi i z powrotem chwyciła miecz za rękojeść.
 - Nie będę cię ratować po raz kolejny. - Warknęła nieco poirytowana. Po czym wskazała blondynce, by ruszyła za nią.
 - W takim razie dlaczego teraz mi pomagasz? - Zapytała Lyra, idąc obok dziewczyny.
  Ciche westchnięcie wyrwało się z ust rudowłosej, która spuściła głowę i zaczęła grzebać w upiętej przy pasie sakwie.
 - W domu nie nauczyli ciebie, byś nie zadawała niewygodnych pytań? - Mruknęła, wyciągając buteleczkę. Podniosła ją do ust i upiła łyk wody. - Zadawaj inne. Chcesz pić?
  Bez odpowiedzi Lyra chwyciła za pojemnik. Uważnie patrzyła na swoją wybawczynię, mając wrażenie, że jej pierwszy łyk miał oznaczać brak trucizny w butelce. Z drugiej strony dziewczyna nie miała po co jej ratować.
 - Słyszałaś kiedyś historię o Księżycowym Smoku? - Spytała Ruda, wrzucając z powrotem buteleczkę do sakwy.
 - Nie, dlaczego pytasz? - Odparła Lyra marszcząc brwi.
 - Po prostu czeka nas długa droga...
  Blondynka spojrzała przed siebie. Nie było wokół nich żadnych żywych stworzeń, jedynie kryjówka czarnego rynku huczała. Ludzie, którzy tam przybyli musieli przejechać kawał drogi. Tak jak ona.
  Zastanawiała się z jak długo zajmie im dotarcie do miejsca, w którym mogłyby się schronić. Wiedziała, że za kilka godzin słońce będzie na tyle wysoko, że zacznie im doskwierać. Chciała znaleźć się w domu, z daleka od tej nieprzyjemnej okolicy. Nie miała jednak pojęcia, kiedy tam wróci.