Ponieważ temat sam wrócił, przypominam swój wiersz tym, którzy myślą o tym, jak można strzelać do innych.
ON
Wiedziałem
wysypią się na horyzont
jak taśma z nabojami
Nadal nie byli ludźmi
tylko
kreskami biegnących sekund
w linii mojego oddechu
W nerwowym oku celownika
gęstnieli szybko
potężnieli
nabrzmiewając ołowianym kurzem
dudnili w skronie
Te – raz - już – do - syć!
ryknąłem przed siebie
na przestrzał
Jak uparte gałęzie
łamałem ich po kolei
A on jeden
narastał
nie odbity
konwulsją metalu
zbliżał się
tętnił spotkaniem
Padnij człowieku!
krzyczałem
zalewając go płomieniem
Wtedy on
rozpostarł ręce
jak na przywitanie i
nim ciałem przygniótł mi sny
wyszarpnął z krtani
Twoje imię
Matko