JustPaste.it

Ale ten czas leci!

Szkoła. Kiedy to było? No właśnie - pomimo, że baaaardzo dawno temu, pamiętam ten dzień jakby to było wczoraj.

Szkoła. Kiedy to było? No właśnie - pomimo, że baaaardzo dawno temu, pamiętam ten dzień jakby to było wczoraj.

 

Szłam na rozpoczęcie trzęsąc się ze stresu, mama ściskała mnie za rękę i wszystko było takie dziwne i nowe... A potem to już z górki. Liceum, studia, praktyki, staże i oto jestem - mamą ściskającą ręce dzieci idących pierwszy raz do szkoły. Mamą, która była chyba bardziej zestresowana niż one same.

Rozpoczęcie edukacji jest dla wszystkich członków rodziny niezwykle ekscytujące, dlatego też postanowiliśmy z mężem zafundować dziewczynkom mały, weekendowy wyjazd w celu uczczenia tego jakże ważnego wydarzenia w ich życiu. Wiadomo, w pierwszym tygodniu szkoły można sobie pozwolić jeszcze na trochę luzu. ;) W zasadzie nie planowaliśmy wyjazdu odpowiednio wcześnie (tak, jak zazwyczaj to robimy), ale nadarzyła się okazja - mąż jechał w delegację, więc pomyśleliśmy, że to świetna możliwość, żebyśmy wyskoczyli gdzieś całą rodziną. Tym bardziej, że dziewczynki jeszcze nigdy nie były w Warszawie. 

a75cec1ccc1fd3da77d0d92888410285.jpg

 

Źródło: wikipedia.org

 

 

Ku przygodzie!

Tak więc w piątek po szkole zapakowaliśmy rozgadane dzieciaki do samochodu i pojechaliśmy się nieco rozerwać. Zatrzymaliśmy się w Ibisie przy Starówce głównie ze względu na pracę męża, ale i dlatego, że to niezły punkt jeśli ma się w planach zwiedzanie. Już od wejścia doznaliśmy szoku, bo w hotelowym lobby stało... łóżko. Dziewczynki, niewiele myśląc wskoczyły na nie i zaczęły swoje standardowe szaleństwa. Wystraszyliśmy się trochę, że już od samego wejścia będą przez to kłopoty, ale nie. Okazało się, że to łóżko stoi tam właśnie po to, ażeby móc je testować i dowiedzieć się dzięki temu na czym będzie się spało. Mój mąż od razu zażartował jak to ma w zwyczaju: "Warszawa...", ale zaraz przyznał, że to faktycznie fajny pomysł i zmusił mnie, żebym i ja je wypróbowała - wygodne, nie powiem...:P Na szczęście spotkania miał umówione dopiero na sobotę, więc po odciągnięciu dzieci od łóżka w lobby i rozpakowaniu walizek mógł spędzić z nami piątkowe popołudnie. Wybraliśmy się na obiad do restauracji Przy Zamku, a potem wiadomo - spacer Starówką, lody, ciastka, baloniki i milion zdjęć, żeby koniecznie pochwalić się przed nowymi koleżankami w klasie.  Całą sobotę spędziłyśmy z kolei w babskim gronie: na zakupach i w zoo - było naprawdę bardzo miło. Dziewczyny zapychały się watą cukrową (raz na jakiś czas można :) i kupowały drobne pamiątki, śmiały się, biegały, robiły zdjęcia, a wieczorem dały nam trochę spokoju, bo padły spać od tego nadmiaru wrażeń. Niedziela minęła nam jak zwykle, czyli za szybko: wylegiwaliśmy się w łóżkach, potem rodzinny obiad w Aioli - pyszna pizza i deser, spacer, i z powrotem do Krakowa. No bo rano do szkoły! :)

Małe dzieci - mały kłopot. Duże dzieci - ...?

Wróciliśmy wypoczęci i szczęśliwi. Dziewczynki oczywiście całą drogę mówiły na przemian o Warszawie (obie zgodnie stwierdziły, że wybierają się tam na studia...) i szkole mimo, że mieliśmy nadzieję, że usną i przez chwilę będzie cisza. :D Postanowiliśmy z mężem, że takie weekendowe wyjazdy na stałe wpiszą się w nasz rodzinny terminarz. Warto spędzać wspólnie czas tak często, jak to tylko możliwe, bo przecież (za) szybko mija. Lada moment, będziemy je odwiedzać na studiach w Warszawie i to na pewno nie tak często, jak byśmy sobie tego życzyli. :P Następny przystanek: Wrocław!