JustPaste.it

Niebocentryzm

Wewnętrzny kosmosOd dziecka obserwowałem świat, naturę, zwierzęta, gwiazdy i często nasuwały mi się pytania:

Wewnętrzny kosmosOd dziecka obserwowałem świat, naturę, zwierzęta, gwiazdy i często nasuwały mi się pytania:

 

 Jest nasz świat rzeczywiście tak zbudowany jak nam to nauka przekazuje, jesteśmy absolutnie
sami w tym olbrzymim uniwersum, a jeżeli tak, to dlaczego i za co nas taka kara spotkała? 

dca89e32ee4009374010ee8c1a9c62a5.jpg

 

Te pytania często zganiały mi sen z powiek, a najbardziej dobijał mnie fakt, iż nikt nie potrafił mi
na nie sensownie odpowiedzieć. Udałem się więc w drogę, w drogę do źródeł prawdy.
Przeczytałem wiele książek i prac naukowych, które podejmowały odważną próbę
wytłumaczenia fenomenu naszego istnienia, powstania, oraz budowę wszechświata. Niestety,
po przeczytaniu wielu z nich dochodziłem do wniosku, iż wszystkie one prowadzą w ślepą
uliczkę, z której trzeba jak najszybciej zawrócić i zacząć poszukiwania na nowo. I tak upłynęło
mi na tym wiele lat, aż do momentu, gdy pewnego dnia natrafiłem na pewną teorię, teorię która
dała mi w końcu odpowiedź na wiele moich pytań, a jest nią teoria wewnętrznego kosmosu,
lub jak kto woli teoria wewnętrznej galaktyki.
W przeciwieństwie do kopernikowskiego modelu wszechświata istnieje wiele dowodów na to,
że żyjemy wewnątrz ziemskiej galaktyki. Teoria wewnętrznego kosmosu nie istnieje od
niedawna, lecz była powszechnie znana już w starożytnych kulturach i narodach. W
południowej części Mezopotamii i nad Zatoką Perską istniało państwo Sumer. Do dziś nie
wiadomo, kiedy i skąd przybyli jego mieszkańcy – niezwykły, tajemniczy lud dysponujący już
wówczas niesamowitą wiedzą o kosmosie, wyprzedzającą współczesne odkrycia – niestety
przez naukę całe wieki ignorowaną, a wziętej dopiero na serio po wysłaniu sond NASA w
przestrzeń kosmiczną w latach 70tych, które dostarczyły pierwszych zdjęć planet układu
słonecznego w kolorze – potwierdzających w 100% sumerskie przekazy.
Z wielu teorii się wyśmiewano i z tej na pewno też wielu wyśmiewać się będzie. Ale trzeba w
końcu z cała stanowczością powiedzieć, że: paręset lat temu obecny model wszechświata
powstał w głowach astronomów, a bazuje tylko i wyłącznie na obserwacjach z Ziemi oraz
obliczeniach matematycznych, które są tylko modelem matematycznym, czyli są relatywne i
nie muszą wcale pokrywać się z rzeczywistością!. Sam Einstein powiedział kiedyś: Jak długo
rzeczywistość opiera się na matematyce, nie można być pewnym tego, że ona opiera się na
rzeczywistości. Co nie oznacza nic innego, jak tylko to, że natura jest nieprzewidywalna i jak
długo rzeczy będą tłumaczone wzorami matematycznymi, tak długo nie można będzie
pewnych zjawisk jasno zdefiniować. Model matematyczny jest tylko modelem, którego nie
można w żadnym przypadku przyjąć za rzeczywistość! Niestety wielu naukowców podchodzi
do tego zagadnienia bardzo powierzchownie i nieodpowiedzialnie. W badaniach swych
otrzymują pewne wyniki, a niedokładności swych badań często nie potrafią sami wyjaśnić i
aby uwierzytelnić je, wprowadzają tzw. błąd pomiarowy. Moim skromnym zdaniem, to nie
jest żaden błąd pomiarowy, to jest świadome wypaczanie nauki i wprowadzanie ludzi w błąd i
to często na długie, długie lata!
Wewnętrzny model wszechświata jest sam i sam w sobie jedną wielką harmonią wszelkich
procesów występujących w naturze, niepotrzebującym żadnych modeli matematycznych, aby
móc jego budowę i powstanie zrozumieć. Ale najzabawniejszy w tym wszystkim jest fakt, że
świat nasz zbudowany jest tak, że prawa fizyki obowiązują w obydwu przypadkach
jednakowo, co niestety czyni model matematyczny Kopernika za podstawę wszelkich nauk o
budowie wszechświata, gdyż on był pierwszy. Wszystkie niedociągnięcia i niedokładności
modelu heliocentrycznego są sprytnie tuszowane teoriami uzupełniającymi, a resztę się po
prostu przemilcza.
W przypadku wewnętrznego kosmosu odwraca się wszystko i zamyka w kuli, gdzie proporcje
są odpowiednio mniejsze(realne), a w drugim przechodzą do dymensji tak niewyobrażalnych,
że owe mierzone są w miliardach lat świetlnych. Dawno zaobserwowany i potwierdzony przez
naukę fakt, że czym bardziej oddalamy się od Ziemi tym prędkość statków kosmicznych
maleje, nauka ta nie jest w stanie tego fenomenu jasno wyjaśnić. Prędkości światła w kosmosie
do tej pory nikt nie potrafił, lub nie chciał zmierzyć, co wiele rzeczy by w końcu wyjaśniło.
Największym błędem popełnianym przez naukę jest przekonanie, że prędkość fali
elektromagnetycznej w próżni i wynikająca z tego stała fizyczna wynosi c=299792458 m/s.
Zagłębianie się w istotę teorii względności nie rozwiązuje tej kwestii, wprost gmatwa sprawę i
oddala od zasadniczego tematu. By nie być źle zrozumianym dodam, że dzisiejsza nauka nie
odrzuca tej możliwości.
Ewentualna zmienność prędkości światła może mieć niebagatelne znaczenie kosmologiczne,
świadczyć może o takiej lub innej topologii Wszechświata, o takim lub innym kierunku jego
rozwoju. Może mieć tez kluczowe znaczenie filozoficzne.
Pewien rosyjski naukowiec zbadał, iż wiązka lasera skierowana pionowo w niebo traci znacznie
na prędkości, a więc zachowuje się degresywnie. Dlaczego milczy się na ten temat, dlaczego
jest tak ciężko dotrzeć do wyników wielu prac naukowych, które ujawniły by wreszcie tą
straszną pomyłkę astronomów z przez setek lat, który tak naprawdę jest zwykłym modelem
matematycznym, powstałym w omylnych głowach ludzkich, całkowicie mijającym się z
rzeczywistością – a który nigdy i w żaden sposób nie został udowodniony i udowodniony nie
będzie, gdyż udowodnienie jego jest w chwili obecnej niemożliwe.
Dla mnie Wszechświat to jeden wielki organizm, który łączy energia a nie obiekty super
odseparowane od siebie(separacja to główny problem nauki). Teoria względności rzeczywiście
wszystko komplikuje, gdyby założyć, że światło zwalnia ale obserwator tego nie odczuwa nie
było by zabawy z czasem i przestrzenią, a wygięcie czasoprzestrzeni jest ciekawe pod
warunkiem, że znamy się na skomplikowanej matematyce, która też niczego nie tłumaczy.
Wiele osób mówi, że teorie względności można potwierdzić z dużą dokładnością, wszyscy się
z tym zgadzają, poza samym Wszechświatem. No ale przecież na podstawie niezmiennej c
opracowaliśmy tyle „wspaniałych” teorii, jak choćby teoria względności.
Ale ludzka natura jest już taka, że jeżeli człowiek uczęszczał do szkół, zrobił maturę a potem
wyższe studia, to z wygodnictwa i konformizmu nie zastanawia się już więcej nad tym, że
według dzisiejszych praw fizyki, co jest udowodnione, bąk nie mógłby latać, a jakoś lata i to
nie jeden! Wiele urządzeń działa, a według praw fizyki nie powinny działać. Dlatego, że te
urządzenia tworzą ludzie z pasją a nie przez znajomość fizyki lub astronomii i trzymanie się
narzuconych schematów. Np. gdyby Nikola Tesla nie miał tych pasji i posiadał te wszystkie
w/w negatywne cechy ludzkie, prawdopodobnie do dnia dzisiejszego nie znalibyśmy prądu
zmiennego, silników i generatorów na ten prąd, oraz wielu innych genialnych, ponadczasowych
wynalazków.
Za 1000 lat, a może nawet wcześniej, ktoś w końcu udowodni już dawno znana prawdę. Nasi
potomkowie będą na nasza naukę patrzeć z politowaniem, tak jak my to obecnie czynimy z
nauka średniowiecza, a nauka średniowiecza czyniła to z naukami starożytnymi. A może już
wkrótce Amerykanie wylądują w końcu na księżycu i przekonają się, jaki on w rzeczywistości
jest mały, co zresztą wyraźnie widać na zdjęciach satelitarnych, i to że ziemia jest owszem kulą,
ale my jesteśmy w jej środku! Inne planety tez są w środku puste i nie jest wykluczone, że
właśnie w ich środkach istnieje życie, a nawet inne cywilizacje. To by również tłumaczyło fakt,
dlaczego do tej pory nie znaleziono żadnych form życia na innych planetach. Po prostu życia
trzeba szukać w środku planet, a nie na zewnątrz. Jako ciekawostkę podam fakt zbadany przez
NASA, że Księżyc jest w środku pusty jak wydmuszka od jajka. Nie jest wykluczone, że Ziemia
też jest częścią innej galaktyki i krąży sobie w jej środku a zewnętrzna powierzchnia jej jest
jałowa i pokryta olbrzymimi kraterami, tak jak wszystkie inne planety które do tej pory
zbadano. Tak prawdopodobnie jest to wszystko zbudowane: ziemia wraz z jej jądrem krąży w
środku innej planety, ta planeta znowu w środku innej i tak w nieskończoność.
To co odbieramy jako gwiazdy, jest centrum ( jądro galaktyki ) naszego układu ziemskiego,
które bierzemy ( mylnie) za niebo gwiaździste. W sumie widzimy przez jego centrum jakieś
światło, a może nawet tylko światło słoneczne, które się przez nie przebija wzg. odbija.
Takie sławy jak Isaac Newton i Leonhard Euler przez całe swe życie preferowali teorie pustej
ziemi. Pomiary wykonane już ponad 100 lat temu całkowicie potwierdzają tą teorie, lecz nauka
nie przyjmuje tych faktów do wiadomości, a wręcz nie dopuszcza takiej myśli do siebie. A
wystarczyło by zbudować odpowiednio mocny teleskop z filtrami podczerwieni, aby móc
zobaczyć z Polski np. Londyn lub Moskwę, i to stojąc na ziemi, a nie na szczycie najwyższej
wieży lub góry! Ale ten fakt był by z pewnością tylko kolejnym wyzwaniem dla naukowców,
którzy za wszelką cenę starali by się udowodnić, że to jest kolejny fenomen spowodowany
odzwierciedleniem atmosfery, aby bronić swojej religii zwanej nauką i jej przykazań.
No ale jak nauka wytłumaczy np. fenomen z samolotami? Dlaczego gdy one lecą na wysokości
7-u km, z tej wysokości widoczność z samolotu nie powinna przekraczać 296 km, a testy, przy
pomocy kamer na podczerwieni, wykazały, że widoczność wynosi 532,9 km, pomimo, że kąt
widzenia z tej wysokości absolutnie uniemożliwia widzenie tak wielkich połaci lądu! Kąt
widzenia z tej wysokości jest prawie dwukrotnie większy od tej co wykażą nam obliczenia
matematyczne i mówi logika. Chyba nikt nie powie, że podczas pomiarów to właśnie Fata
Morgana odzwierciedla 237 km lądu!? Każdy kto kiedyś bawił się w obliczanie kuli, oraz
zajmował się trochę optyką, potrafi to bez problemu wyliczyć. I ten oto fakt jest jednym z
dowodów na to, ze żyjemy w środku kuli ziemskiej, gdyż taką widoczność ma się z tej
wysokości, ale tylko w środku kuli. Ktoś podpowiadał mi, że w przypadku wewnętrznego
kosmosu i z tej wysokości widoczność powinna być siedmiokrotnie większa, lecz tak nie jest,
gdyż ma to związek z eliptycznym przebiegiem promieni światła.
Już samo tłumaczenie zjawiska Fata-Morgany powinno dać wielu ludziom powód do
zastanowienia się nad jej sensem i logiką. A to niby raz ona pokazuje się do góry nogami, ale
tylko na małych odległościach, a to drugi znowu realnie i to często na długościach do paruset
kilometrów, trwając często paręnaście godzin. Niektóre obserwacje wskazują, iż w Strasburgu
widziano port w Konstantynopolu(Stambule) z tak niesamowitą dokładnością detali, jakby było
to odbiciem lustrzanym domu sąsiada. Jak to może być możliwe, aby z takiej odległości,
wynoszącej do 1.866 km, następował fenomen Fata Morgany, gdzie nauka mówi nam, że jeżeli
światło pada na nieprzezroczystą płaszczyznę to jego część jest pochłaniana. Stosunek
strumienia odbitego do padającego nazywamy współczynnikiem odbicia. Jeżeli jakaś
powierzchnia, na którą pada 100 lm odbija 70 lm to współczynnik odbicia wynosi 0,7 lub
wyrażony w procentach 70 proc. Pozostałe 0,3 lub 30 proc. zostało pochłonięte. Coś tu za dużo
tych fenomenów podważających podstawowe prawa optyki i innych nauk!
Wielu z was z pewnością było już nad morzem, w porcie i obserwowało nadpływające statki.
Bacznym obserwatorom z pewnością nie uszło uwadze, że nadpływające statki widzimy tak,
jakby najpierw kominy ich wynurzały się z głębi, co udowadniało by wypukłość Ziemi i
heliocentryczny model wszechświata. Nic innego jak zwykle złudzenie optyczne,
spowodowane odbiciem i załamaniem eliptycznym światła w kierunku jądra Ziemi.
W 1897 roku w USA profesor Morrow i Dr. Teed zbudowali konstrukcje, która miała na celu
pomiar wklęsłości, wzg. wypukłości oceanu. No jak myślicie, jakie były wyniki pomiarów?
Oto one: Na długości tylko 3,8 km ocean znajdował się 1,22 m powyżej punktu odniesienia! A
więc ocean jest wklęsły jak miska do makówek! Udowodnione jest również to, że światło
załamuje się eliptycznie w górę, co powoduje złudzenie wypukłej ziemi. Gdy odległość do
statku jest odpowiednio duża odnosimy wrażenie, że on wynurza się z morza a nie przypływa
z góry, gdyż przy eliptycznym przebiegu światła widoczność naszego wzroku ogranicza się do
widzenia tylko górnych partii statków, gdzie dolne są poza zasięgiem naszego wzroku. To
zjawisko można obliczyć przy pomocy wzoru na załamanie światła, przy uwzględnieniu
wewnętrznej wklęsłości kuli na danej odległości od punktu odniesienia. Obliczenia i
odpowiednie pomiary udowadniają ten fakt! A czy ktoś z was zastanawiał kiedyś się nad tym,
że gdy stojąc na brzegu morza odnosimy wrażenie tafli morza znajdującej się o wiele, wiele
wyżej od linii brzegowej? Jeżeli nie, to polecam zwrócenie na to szczególnej uwagi – co zresztą
można zaobserwować również na lądzie.
Podaję wzór załamania światła, który pomaga w udowodnieniu tej teorii:
b1=łuk (polowa okręgu)=5000m
b2=okręg=10000m
r=promień kuli ziemskiej= 6371000m
dh=różnica wysokości, którą teodolit(instrument geodezyjny) powinien wskazywać, w
przypadku gdy strumień światła jest (niby) absolutnie prosty.
X1 = (r/cos(b1/r)) – r
X2 = (r/cos(b2/r)) – r
dh=X2-X1
Przykład:
X1=(6371000/cos(5000/6371000)) – 6371000 = 1,962016 m
X2=(6371000/cos(10000/6371000)) – 6371000 = 7,848070 m
dh = 7,848070 - 1,962016
dh = 5,886054 m
Jak widzicie, strumień światła załamuje się eliptycznie w górę! Kto dalej nie wierzy, niech
podstawi większe liczby dla b1 i b2, lub pożyczy od znajomych instrument geodezyjny z
mechaniczną regulacją poziomu(tylko takie się nadają), a przekona się o mojej racji. Pomiary
mogą być przeprowadzone nawet w zamkniętym pomieszczeniu!
Kogo te wszystkie dowody jeszcze nie przekonują, temu polecam wycieczkę nad Jezioro
Bodeńskie i zabranie ze sobą teleobiektywu o ogniskowej minimum 400 mm, oraz wykonaniu
paru zdjęć przeciwnego brzegu, pomiędzy Friedrichshafen a Romanshorn. W tym celu
wskazane jest poziome ustawienie obiektywu i wykonanie paru zdjęć, podczas gdy na środku
jeziora płynie prom. Dla przypomnienia, odległość pomiędzy nimi w prostej linii wynosi około
11 km. Według teorii Kopernikowskiej i prostolinijnym przebiegu promieni światła, zdjęcie tak
wykonane powinno przedstawiać prom na środku jeziora, a na drugim brzegu widzieć
powinniśmy czubki drzew oraz wyższe kondygnacje budynków. Zapewniam was, że tak nie
jest! Zdjęcie tak wykonane będzie zawsze i za każdym razem przedstawiać prom na środku
jeziora, a w połowie promu, powyżej burty, będziemy widzieć drugi brzeg! Odpowiednie
pomiary promu wykazały różnice wysokości do 2,34 m między taflą jeziora a punktem
widzianym na zdjęciach jako brzeg! Dostarczenie takich zdjęć do pewnych instytucji
spowodowało zdumienie naukowców oraz drapanie się owych po głowach, aż do krwi, jak i
wykonanie odpowiednich obliczeń. Oto właśnie one:
Połowa odległości pomiędzy Friedrichshafen a Romanshorn: b = 0,5 * 11 km = 5,5 km.
średni promień Ziemi: r = 6371 km
Szukana wysokość: h
h = (r – (r * cos(b / r))) * 1000
h = (6371 km – (6371 km * cos(5,5 km / 6371 km))) * 1000
h = 2,374 m !!!!
To nie są żadne bajeczki dla niegrzecznych dzieci, to nie jest robienie ludziom wody z mózgu,
lecz najprawdziwsza prawda, gdyż taką właśnie wysokość na łuku i na tej odległości ma nasza
kochana Ziemia. To są niezbite dowody na wklęsłość Ziemi, którą naukowcy ignorują, a ci
przekonani o słuszności jej, trzymają buźki na kłódkę, prawdopodobnie w obawie przed
ośmieszeniem się przed całym gronem naukowym, jak i obawa utraty tak ciężko
wypracowanego autorytetu. Kto stoi za tym wszystkim, kto ma interes w okłamywaniu
ludzkości? Przecież każdy laik mógł by tak proste pomiary i obliczenia wykonać, aby
dowiedzieć się prawdy i otworzyć oczy wszystkim niedowiarkom. Jak długo jeszcze ta farsa
musi trwać i dlaczego?
W roku 1901 w kopalni Tamarackmine dwóch inżynierów wykonało pomiary odległości
pomiędzy szybami kopalnianymi na powierzchni i pod ziemią, na głębokości 1295,4 metrów,
przy pomocy pionów spuszczonych na tą głębokość. Odstęp pomiędzy szybami pod ziemią
wynosił 975,360 m, a na powierzchni 974,964 m. Ze względu, że obaj nie znali teorii
wewnętrznego kosmosu, przekonani o błędności swych pomiarów, powtarzali je wielokrotnie,
ale już pod okiem profesora Mc. Naira, który jako wielki zwolennik teorii Kopernikowskiej
musiał z ciężkim sercem i bezwarunkowo uznać te wyniki za prawdziwe! Podobne pomiary
zostały wykonane również w innych kopalniach, oraz na najwyższych mostach świata. Pomiary
te zostały przeprowadzone już 100 lat temu i są powtarzane do dnia dzisiejszego. Za każdym
razem wynik jest ten sam, Ziemia jest wklęsła a nie wypukła! A co na to nauka? No to już każdy
wie. Pamiętam jeszcze ze szkoły, jak nam wciskano właśnie to, że odległości między szybami
pod ziemią są zawsze mniejsze od tych na powierzchni, gdyż nasza planeta jest kulą a my
żyjemy na jej powierzchni. Pomiary wykazują ale całkiem co innego. Kto więc komu robi wodę
z mózgu i w jakim celu?
Każdy słyszał z pewnością o pomiarach prędkości statków przy pomocy tzw. loga, który
pierwotnie miał postać wyskalowanej linki nawiniętej na kołowrót z drewnianym klockiem
przymocowanym do jej końca. Pomiar dokonywał się poprzez wyrzucenie za rufę lub burtę
klocka i pomiar szybkości, z jaką rozwinęła się linka. Szybkość tradycyjnie mierzona była w
węzłach.
Podobnie można postąpić przy pomiarze prędkości Ziemi, ale nie z przedmiotem wyrzucanym
za burtę, lecz poprzez wyrzucenie światła za nią. Pomyślano, że jeśli Ziemia kręci się wokół
Słońca, to prędkość jej można, przy pomocy specjalnych przyrządów, zmierzyć. W tym celu
noblista profesor Allais wykonał bardzo dokładny optyczny przyrząd pomiarowy, który miał
dokładnie wskazać prędkość kuli ziemskiej względem Słońca. Zmierzona prędkość wynosiła 0
km/h! Podobnie ma się to do obrotu Ziemi wokół własnej osi. Profesor Barnet zbadał, że sztaba
metalowa wprawiona w ruch obrotowy staje się magnetyczna, a więc doszedł do wniosku, że
Ziemia, która naszpikowana jest różnymi cząsteczkami metalu, obracając się wokół własnej
osi z prędkością 1670 km/h, wytworzyła by tak ogromne pole magnetyczne, że po krótkim
czasie powinna się zatrzymać. A jednak tego nie czyni – nie czyni tego, gdyż się wokół własnej
osi nie obraca, jak też nie obraca się wokół Słońca!
Praw grawitacji w matematycznym modelu kopernikowskim też nikt nie potrafi logiczne
wytłumaczyć, tylko snute są jakieś bzdurne przypuszczenia, nie poparte żadnymi sensownymi
faktami naukowymi lub dowodami, gdyż nie da się tego zjawiska według teorii
kopernikowskiej logicznie wytłumaczyć, ale wg. teorii wewnętrznych galaktyk na pewno. Jedni
twierdzą że to Ziemia nas przyciąga, zaś drudzy, że to jakaś nieznana siła z kosmosu dociska
nas do Ziemi. Same przypuszczenia, żadnych dowodów! Wraz ze wzrostem odległości do
Słońca nie maleje siła grawitacji. Zauważcie, że na dalszych orbitach od słońca znajdują się
różnej wielkości planety a Słońce je przy sobie trzyma, i to nie na zasadzie powszechnego
ciążenia, lecz na zasadzie segregacji według potencjału, bo za tymi większymi są podobno
ponownie małe planety.
W układzie wewnętrznej galaktyki głównym źródłem grawitacji jest jej jądro, a nie Słońce.
Centrum galaktyki obraca się wokół własnej osi, jak i Słońce wraz z planetami wokół centrum
galaktyki – między innymi dlatego właśnie mamy dzień i noc. Możliwe jest, że i Ziemia się
wokół własnej osi obraca, lecz z prędkością zbliżoną do jej jądra, ale na pewno nie z tak
zwariowaną prędkością, jaką nam nauka przekazuje. No ale naukowcy muszą przecież w jakiś
sposób wytłumaczyć nam 24-o godzinną dobę, gdyż jak wiemy obwód Ziemi na równiku
wynosi około 40tys km i gdy ją podzielimy przez 24 godziny otrzymamy prędkość około 1667
km/h. Niech mi więc ktoś sensownie wytłumaczy, co w takim przypadku dzieje się z silą
odśrodkową? Znika, nie ma jej po prostu, gdyż fizyka wymyśliła sobie tak, że ona się
równoważy! Jaka siła musiała by przy takiej prędkości przyciągać wzg. dociskać nas do Ziemi,
aby tak ogromne siły zrównoważyły się? O niewyobrażalnych przeciążeniach już nie wspomnę.
Na dzień dzisiejszy istnieją już alternatywne teorie przyciskania przez siły grawitacyjne z
kosmosu, które od tysięcy lat są podstawą teorii wewnętrznej galaktyki, głoszonej np. przez
Sumerów i wiele innych starożytnych cywilizacji. O tym, że starożytne cywilizacje posiadały
niesamowitą wiedzę astronomiczną nie muszę chyba nikomu przypominać i udowadniać.
Według Helmholtza energia wzg. siła nie może być ani wyprodukowana, jak też nie może być
zniszczona. Energię i siłę można tylko przetworzyć z jednej formy na drugą. Tak można np.
energię potencjalną przetworzyć na energię kinetyczną lub cieplną, co jest o wiele bardziej
skomplikowane jak by się wydawało. Mówiąc inaczej, siłę poznajemy po tym, że ciało tej sile
poddane zaczyna zmieniać swoją prędkość (bo przyspieszenie jest miarą zmiany prędkości).
Im większa siła działa, tym szybciej zmienia się prędkość. Np. duża siła w krótkim czasie
rozpędza ciężki obiekt do dużych prędkości. Duża siła może też szybciej zatrzymać wielki
rozpędzony obiekt.
W kopernikowskim modelu wszechświata nasuwa się natychmiast pewna nieścisłość, a jest nią
siła zwana grawitacją. Gdyż jak wiemy, zjawisko grawitacji jest spoiwem Wszechświata – jest
podstawową siłą działającą pomiędzy dużymi ciałami – w szczególności ciałami niebieskimi.
Jest siłą powszechną, obecną w dowolnym zakątku kosmosu. Wartość siły przyciągania
grawitacyjnego działającej między dwoma ciałami jest wprost proporcjonalna do iloczynu mas
oddziałujących ciał i odwrotnie proporcjonalna do kwadratu odległości między ich środkami.
Tylko, że siła ta musi bez przerwy wykonywać jakąś pracę, i to bez jakiegokolwiek wpływu
czynników zewnętrznych, co koliduje w każdym punkcie z regułą Helmholtza. Już Isaac
Newton znał tą niezgodność, której sam nie potrafił wytłumaczyć. Wyraził się w ten sposób, że
to był Oddech Boski, który wprawił wszystkie planety w ruch. W szkołach nie mówi się o tym
jasno, tylko to, że siła ta po prostu jest, jest zawsze stała, nie zmienia się i że nikt nie wie skąd
ona się bierze, o wymyśleniu grawitonów już nie wspomnę – i tu jest właśnie jedna wielka
niezgodność.
Na pewno wielu z was zapyta: No a dlaczego na zdjęciach satelitarnych i ze statków
kosmicznych widać wyraźnie Ziemię jako okrągłą kulę a nie jako wklęsłą skorupę? dobre
pytanie. Otóż, proszę wziąć pod uwagę fakt, że promienie światła załamują się eliptycznie w
górę i biegną w kierunku centrum (jądra Ziemi), gdzie się one skupiają i odwrotnie – czyli,
obraz który widzi obiektyw z góry jest w rzeczywistości pomniejszonym obrazem Ziemi,
spowodowanym skupianiem się promieni światła w eliptycznym ich przebiegu we jej wnętrzu
– co oznaczało by, że czym bardziej się od niej oddalamy, tym mniejszą ją odbieramy, a patrząc
z Ziemi na niebo, jądro Ziemi jako niebo w wielkim powiększeniu. Kto już raz był w
planetarium ten na pewno wie o czym mówię i jak to mniej więcej może funkcjonować.
Sama wiara w to, że cały wszechświat powstał w wyniku Wielkiego Wybuchu, a następnie
życie na naszej planecie w wyniku ewolucji – o tak sobie zrobiło bum i powstało to wszystko
– ale naturalnie tylko na Ziemi i broń Boże nigdzie indziej, jest tak wielką bzdurą, że brak mi
slow na określenie jej ogromu. Na wszystko na co nie mamy wytłumaczenia nauka wymyśli
sobie jakąś bzdurę, poprze ją mądrymi wzorami, nad którymi pracują często latami, a następnie
wpiszą je na stałe do Biblii Naukowej, w celu zdobycia sławy, rozgłosu, o korzyściach
finansowych już nie wspomnę. I to właśnie ci sami ludzie, którzy bez wątpienia posiadają
ogromną wiedzę, posługują się nią tak sprytnie i skutecznie, że byliby w stanie udowodnić
każdemu, wszędzie i zawsze, że trójkąt jest kołem, a kula sześcianem.
Wielu z was pewnie słyszało już o dryfowaniu kontynentów, i o tym, że one do siebie pasują
tak, jakby w przeszłości wszystkie były jednym wielkim lądem, i to ze wszystkich możliwych
stron. Pewien profesor ( niestety nie pamiętam jego nazwiska ) zastanawiał się nad tym faktem
i wpadł na pomysł zrobienia nadmuchiwanego globusa z naklejonymi kontynentami. Efekt
eksperymentu był taki, że gdy znajdowało się w nim odpowiednio mało powietrza, wszystkie
kontynenty, ze wszystkich stron, tworzyły jeden wielki ląd, a po jego nadmuchaniu oddaliły się
one proporcjonalnie na odległości takie, jakie mierzymy obecnie między kontynentami. Czyż
nie tłumaczyło by to faktu, że nasza Ziemia rośnie? Przez wieki nauka nie chciała nawet słyszeć
o tym, a dzisiaj przyjmuje się to coraz odważniej za ogólnie obowiązującą normę.
Faktem jest, że Księżyc oddala się rocznie o około 4 cm od Ziemi. Czy nie przyszło do tej pory
nikomu do głowy, że to właśnie Ziemia rośnie i dlatego Księżyc, będący we wnętrzu Ziemi, się
od jej powierzchni oddala?
Czytałem z wielkim zainteresowaniem wiele wywodów na temat rosnącej Ziemi, gdzie ona
przedstawiona jest jako olbrzymi, żyjący organizm, i to że jest zbudowana podobnie jak każda
żyjąca komórka. To tłumaczyło by jasno i logicznie fakt ciągłego oddalania się kontynentów
od siebie, powstania życia na Ziemi, i to, że żyjemy wewnątrz Ziemi, żyjąc z nią w
SYMBIOZIE. Czyż nie znamy podobnego modelu z tak nielubianego przedmiotu w szkołach,
który zwiemy biologią?
Kwestia rozmiarów kosmosu i odległości międzygalaktycznych liczonych w miliardach lat
świetlnych: Wraz z wysokością (odległością od powierzchni ziemi) maleją odległości i
prawdopodobnie wszystkie wymiary zewnętrzne wszystkich ciał, tak, że zbliżając się do środka
tego naszego „wszechświata” statek kosmiczny, którym polecimy będzie coraz mniejszy i
odległość jaką będzie pokonywać w jednostce czasu lecąc z tą samą prędkością, także.
Przypomina to dość mocno jakąś osobliwą wersję Teorii Względności, gdzie jak wiadomo nie
jest możliwe osiągnięcie prędkości światła, gdyż w miarę zbliżania się do tej prędkości maleją
wszystkie wymiary poruszającego się ciała i jego odległości do innych ciał, tak aby nie było
ono w stanie osiągnąć prędkości światła. Dodatkowo zmianie ulega także upływ czasu dla tego
ciała. Z matematycznego punktu widzenia będzie to pewnie jakiś ciąg zbieżny do granicy (w
szczególności do zera) gdzie jeden metr na powierzchni Ziemi pozostaje jednym metrem,
jednak ten sam rzeczywisty jeden metr w pobliżu środka Ziemi my już możemy obserwować
jako miliard lat świetlnych. Co oznaczało by, że czym bliżej jądra galaktyki prędkość
odpowiednio maleje, a przy samym jądrze równa się zeru – co spowodowane jest ogromnym
odpychaniem grawitacyjnym jądra. Z tego właśnie powodu dotarcie do jądra galaktyki staje się
absolutnie niemożliwe! Natomiast powierzchnia naszej Ziemi jest prawie nieruchoma
względem jądra Ziemi, gdzie skorupa ziemska nie posiada własnej siły grawitacyjnej – ale o
tym później. Cała tajemnica modelu wewnętrznego kosmosu bazuje na pojęciu transformacji
przestrzeni. Wszystkie punkty na zewnątrz Ziemi przenośmy do jej środka, gdzie wszystkie
wielkości odpowiednio maleją, a w samym centrum Ziemi tworzą jej jądro. Na tej samej
zasadzie następuje transformacja wszelkich możliwych praw fizyki do wnętrza galaktyki
Ziemskiej. I tak oto nierealny wszechświat oraz niewyobrażalne odległości i przestrzenie,
stworzone przy pomocy matematyki i astronomii, przekształcają się w realny świat
wewnętrznej galaktyki, tylko poprzez dodanie malutkiego, niewinnego minusika przed
wynikiem działania matematycznego, którego przez nieuwagę lub nieroztropność nie
postawiono paręset lat temu.
Kwestia niemożliwości zobaczenia drugiej strony Ziemi, wklęsłej kulistości Ziemi, zachodów
Słońca, dnia i nocy: Wszystko to tłumaczy w tej teorii postulat o jakimś parabolicznym
zakrzywianiu się światła zawsze w stronę środka Ziemi (do góry). Oznacza to, że Słońce krążąc
w pewnej odległości od powierzchni Ziemi, wokół środka Ziemi, powinno być widoczne
zawsze (choć pod różnym kątem) i nigdy nie powinno być nocy. Tak jednak nie jest, bo
jakkolwiek w południe, gdy jest ono wprost nad naszą głową, wszystko jest normalnie, to już
rano i wieczorem Słońce widać znacznie niżej, niż być powinno, przy ziemi, dlatego, że światło
od niego nie leci do nas w linii prostej, tylko skręca w górę. Oznacza to, że wtedy światło, które
wyszło ze Słońca dokładnie w naszą stronę, nie jest już w stanie do nas dotrzeć, bo skręciło w
kosmos ponad nami. Natomiast to światło, które do nas dociera, wyszło ze Słońca w kierunku
obszaru ziemi dużo dalszego od nas, a bliższego od Słońca, ale skręciło nad ziemią tak, że
dociera do nas poziomo, przez co my właśnie widzimy Słońce przy horyzoncie. To poziome
światło też biegnąc dalej skręca w kosmos i później przestajemy już widzieć Słońce, bo to
światło, które trafiało do nas poziomo było chyba już teraz z przyczyn oczywistych ostatnie,
jakie mogliśmy zobaczyć.
Pory roku powstają, gdyż słońce wraz planetami nie poruszają się po stałej orbicie, lecz po
orbitach spiralnych, w górę i w dól. Możliwe jest również to, że to nie słonce, lecz oś Ziemi
względem jądra galaktyki zmienia swe położenie, ale raczej jest to niemożliwe.
Zanim zaczniecie się z tej teorii wyśmiewać, polecam zrobienie małego eksperymentu z
magnesem stałym i zapalniczką, o którym nauka doskonale wie, ale celowo milczy na ten temat,
aby nie musieć odpowiadać na niewygodne pytania, które mogły by tak harmonicznie
zbudowany matematyczny model kopernikowski powalić w gruzach. Oto on: Wieszamy
magnes na druciku i nagrzewamy go zapalniczką przez parę minut. Jak wiemy z
eksperymentów na lekcjach fizyki, że wskutek temperatury magnes taki po czasie straci
całkowicie swe właściwości magnetyczne. Według badań naukowych, ziemskie pole
magnetyczne występuje naturalnie wokół Ziemi i odpowiada ono w przybliżeniu polu dipola
magnetycznego z jednym biegunem magnetycznym w pobliżu geograficznego bieguna
północnego i z drugim biegunem magnetycznym w pobliżu bieguna południowego. Linia
łącząca bieguny magnetyczne tworzy z osią obrotu Ziemi kąt 11,3 stopni. Pole magnetyczne
rozciąga się na kilkadziesiąt tysięcy kilometrów od Ziemi, a obszar w którym ono występuje
nazywa się ziemską magnetosferą. Geografowie i fizycy nauczają nas, że w jądrze Ziemi
występuje magma, a wydostaje się ona z wulkanów w postaci lawy płynnej. Temperatura lawy
dochodzi do 1350-1400 stopni Celsjusza, a krzepnięcie jej następuje w temperaturach 600-800
stopni Celsjusza. To teraz proszę samemu sobie odpowiedzieć na proste pytanie: Jak to jest, że
w środku ziemi panują tak wysokie temperatury, a Ziemia nie traci swego pola magnetycznego,
pomimo tego, że eksperyment z magnesem i zapalniczką najwyraźniej udowadnia utratę
właściwości magnetycznych pod wpływem ciepła?. Słyszałem już o tym, że nauka zaczyna
zmieniać pojęcie magnetyzmu Ziemi, i głosi, że Ziemia jest jednym wielkim dynamem, który
nieustannie będąc w ruchu obrotowym, gdzie jądro jej obraca się ale w przeciwnym kierunku ,
wytwarza swe pole magnetyczne. Hmmm – jak tak dalej będzie, to w niedługim czasie
dowiemy się, że my ludzie jesteśmy tak naprawdę tylko biorobotami, stworzonymi przez
Ufoludków, a mózgi nasze są supernowoczesnymi 256-bitowymi mikrochipami biologicznymi
z ultraszybką pamięcią o pojemności przekraczającej 5 Yobibyte, co zresztą zdążyłem już
wyczytać z publikacji Science Fiction.
Jak już wielu z was wie, Słońce jest olbrzymią kulą zjonizowanego gazu, a temperatura Słońca
rośnie wraz z głębokością dochodząc w centrum do kilkunastu milionów stopni, w której to
temperaturze mogą zachodzić reakcje syntezy jądrowej, ale niewielu wie o tym, że Słonce
posiada również ogromne pole magnetyczne, którego pod wpływem tak wielkich temperatur
nie traci, a powinno wg powszechnie znanych nam praw fizyki. Czyż aby na pewno Słonce jest
tak zbudowane, jak nam to nauka przekazuje? A może jednak teoria wewnętrznego kosmosu
jest o wiele bardziej wiarygodna niż zakładano?
O wiele bardziej zastanawiający jest fakt tzw. załamywania, odbijania, pochłaniania i
polaryzacji fal radiowych w jonosferze, która jak wiemy, zwykłe fale radiowe dość skutecznie
zatrzymuje. Gdyby jednak taka fala przedostała by się jakimś cudem przez nią, to powinna ona
rozproszyć się gdzieś w przestrzeni kosmicznej, ale tak nie jest! Gdyby jednak już przeszła
jakoś przez jonosferę, odbiła się od czegoś w próżni, to w drodze powrotnej powinna się
ponownie odbić od niej i polecieć z powrotem w kosmos a nie na Ziemie. Fale radiowe
powracają zawsze na Ziemie w przeróżnych odstępach czasowych (średnio 8/10sek) jako tzw.
echa radiowe. Fakt ich istnienia udowadniał wielokrotnie profesor Stoemer już w 1927 roku, o
czym poinformował świat naukowy, który po odpowiednich eksperymentach fakt ten w 100%
potwierdził. Podejrzewano nawet, że w naszym układzie słonecznym już od 12,5tys lat krążą
dwie ogromne sztuczne satelity, które były pozostałością po wymarłych wysoko rozwiniętych
cywilizacjach ziemskich, i to od nich miały się te fale odbijać. Ale nie jest moim celem pisanie
powieści Science Fiction
Parę nieznanych faktów, o których warto wiedzieć:
Kto śledził pilnie wyprawy sond kosmicznych na Marsa, ten z pewnością dobrze pamięta, że
Mars został przez nie wielokrotnie okrążony, ale nie wykonano absolutnie żadnych pomiarów
jego wielkości, co by w końcu wiele nieścisłości mogło wyjaśnić. Dlaczego wydaje się grube
miliardy, ale nikomu nie przyjdzie na myśl wykonania przy okazji dokładnych pomiarów
Marsa? Na odpowiednie zapytania przesłane do NASA, odpowiadano, iż wymiary Marsa są
już powszechnie znane i nie istnieje taka potrzeba. Przecież to jest nieodpowiedzialne i
niewybaczalny błąd!
Zdjęcia Marsa wykonywane przez sondy NASA wykazywały wiele nieścisłości, jeśli chodzi o
proporcje Marsa do Słońca.
Poza tym, badania Księżyca wykazały, że góry na Księżycu, które podobno miały mieć
wysokość do 2000 m, w rzeczywistości są małymi kopami pyłu księżycowego i meteorytów!
Podobnie jest z kraterami na Księżycu, proporcje się absolutnie nie zgadzają – nic a nic!
Dlaczego wiec NASA nie zrobi w końcu dokładnych pomiarów wielkości Księżyca i Marsa?
Z filmu satelitarnego 24 godzinnego wykonanego w latach 60 przez NASA, wynikało, że ruch
planet jak by był odwrotny od tego, który my z Ziemi odbieramy, a Słońce poruszało się po
jakieś dziwnej orbicie. Filmu ten w przyspieszeniu został parę lat temu wyemitowany w
telewizji niemieckiej. Nikt z naukowców nie potrafił jasno wyjaśnić przyczyn tych anomalnych
zjawisk. I jeszcze jedno! Podczas całkowitego zaćmienia Księżyca przez ziemie, satelita NASA
zrobiła ujęcia, na których widoczne było bardzo wyraźnie, że Księżyc jest jasno oświetlony!
Jak to? Przecież Ziemia całkowicie zasłoniła Słonce! Skąd więc to światło, UFO oświetliło
Księżyc?
Zdaję sobie sprawę, że po tym co już powiedziałem i powiem dalej – współcześni luminarze
nauki okrzykną mnie nieukiem, dyletantem a nawet szarlatanem. Ale pomimo tego będę trwał
w swoim przekonaniu opartym na wieloletnich obserwacjach wielkich naukowców, analizie
ich prac i własnej intuicji, i że współczesna nauka świadomie fałszuje rzeczywistość tak
skutecznie, że nawet ja we wszystkie te bzdury przez wiele lat wierzyłem ! Na szczęście istnieje
wystarczająco spora grupa profesorów, astrofizyków i wielu innych wysoko wykształconych i
światłych ludzi, którzy szukają nieustannie prawdy i pewnego dnia ją ujawnią.
Wiem, że zaraz posypią się na mnie gromy z jasnego nieba, dlatego proszę krytykujących /
komentujących o użycie rzeczowych, konstruktywnych argumentów, oraz obiektywne
spojrzenie na tą teorię, a nie bezsensowne obrażanie mnie, tylko dlatego, że głoszę teorię
niezgodną z tą, którą wam nauczyciele w szkołach przekazali. Zajmowanie stanowiska, że to
musi tak być i koniec, gdyż wszyscy tak mówią, a kto inaczej myśli temu w łeb i ogólny śmiech
na sali, jest tylko dowodem konformizmu i niezdolności do samomyślenia. Ja nikogo nie
zmuszam do wierzenia w tą teorię, czego nie można powiedzieć o współczesnej nauce, a próby
przekazania moich doświadczeń innym mają charakter czysto informacyjny. Zaznaczam, że
materiał zebrany przeze mnie i zawarte w nim informacje nie powinny służyć za oficjalną
naukę, oraz za ogólnie przyjęty model wszechświata, lecz dać czytelnikowi możliwość innego
spojrzenia na wpajane nam od dziecka niektóre „prawdy”. Wielu powie: przecież to fantazja.
Na razie pisałem tylko o faktach…fantazji, w obliczu tego co jeszcze odkryjemy, może nam
wszystkim zabraknąć. Aby teorię tą chcieć zrozumieć trzeba odrzucić wiele schematów przez
wieki nam narzucanych. Jest sporo rzeczy niewyjaśnionych, ale nie wolno nam zapomnieć o
tym, że świat popychali do przodu nie ci którzy jechali na schematach, a stawiający bardzo
odważne tezy(Newton, Einstein), którzy za swe bzdury często uważani byli za szarlatanów,
głupców i fantastów.
Na zakończenie chciałbym podziękować za uwagę i oznajmić, że wszystkie znane nam do tej
pory modele Wszechświata mają charakter czasowo bliżej nieokreślony oraz czysto
subiektywny a definicje ich są tak niepewne, jak każda nauka stworzona przez jakże
niedoskonałe umysły ludzkie. Dlatego wszystkie naukowe modele postrzegać należy nie jako
rzeczywistość samą w sobie, lecz jako modele mogące w postrzeganiu jej być pomocne.
Jako ciekawostkę podam, że teorie tą głosi między innymi Niemiec Rolf Keppler, potomek
sławnego Johanesa Keplera, a teoria ma bazuje częściowo na jego pracach, jak też pracach
wielkich autorytetów nauki, oraz na moich własnych doświadczeniach i obserwacjach.
Źródło: http://www.kosmos.pl/aktualnosci/wewnetrzny-kosmos/
2013