JustPaste.it

O Radiestezji inaczej, część 2

Artykuł jest kontynuacja pierwszego artykułu o tej samej nazwie.

Artykuł jest kontynuacja pierwszego artykułu o tej samej nazwie.

 

O Radiestezji inaczej, część 2
W pierwszej części opisałem kontrowersję na temat, czy „promieniowanie radiestezyjne”
rzeczywiście istnieje. Jak widać na ten temat można znaleźć zarówno zwolenników, jak też
zajadłych przeciwników. Tak jest dlatego, że Radiestezja nie jest dziedziną ścisłą i opiera się
głownie na wrażeniach odbieranych przez radiestetów. Tak więc to co radiesteci określają
słowem „badania” nie ma nic wspólnego z badaniami typu naukowego, a jest jedynie
rejestracją indywidualnych, subiektywnych wrażeń przez nich odczuwanych.
Dlatego też dziedzina Radiestezji zawiera różne dogmaty, którymi się posługuje. Takimi
dogmatami są właśnie „promieniowanie radiestezyjne” oraz „żyły wodne”. Na temat tzw.
„żył wodnych” też mamy szereg kontrowersji. Radiesteci uważają, że „żyły wodne” istnieją,
a geolodzy i studniarze uważają, że żadnych „żył wodnych” po prostu nie ma i być nie może.
Komu więc wierzyć, czy radiestetom, czy geologom, którzy są przecież też fachowcami,
dysponują nowoczesnymi metodami i fizycznymi instrumentami identyfikacyjnymi, tego co
jest pod powierzchnią gruntu. Instrumenty te działają z wykorzystanie wyników badań
naukowych, Wśród badań geologicznych wyróżniamy metody: elektrooporową,
georadarową, magnetometryczną, elektromagnetyczną. W pomoc rozwiązanie dylematu
o istnieniu „żył wodnych” mogą przyjść nieliczne teorie innych, niepopularnych radiestetów,
takich jak wspomniany prof. Yves Rocard, który uważał również, że żadnych „żył wodnych”
nie ma, zaś odbiór sygnału różdżkarskiego spowodowany jest anomaliami geologicznymi,
a woda po prostu może towarzyszyć temu sygnałowi. Takie teorie jednak nie pasują do
zadawnionych dogmatów. Gdyby jednak radiesteci mogli zrezygnować ze swoich dogmatów
i zechcieli szukać rzeczywistego wyjaśnienia zjawiska nazywanego przez nich „żyłami
wodnymi”, to Radiestezja tylko by na tym zyskała. Można zaryzykować twierdzenie, że
zjawisko nazywane tradycyjnie „żyłami wodnymi” istnieje obiektywnie, jednak jego natura
może być zupełnie inna niż wyobrażają sobie to radiesteci. Dlatego bezpieczniej byłoby
zamiast pojęcia „żyły wodne” używać innego pojęcia, jak np. pasma zadrażnień.
Innym zagadnieniem jest to, że można wyróżnić dwa rodzaje Radiestezji: fizyczną i mentalną.
Radiestezja fizyczna polega na tym, że staramy się określić rodzaj specyficznego
oddziaływania otoczenia na organizm człowieka, za pomocą interpretacji ruchów wahadła.
Metoda ta nadaje się szczególnie do wyszukiwania wspomnianych oddziaływań, takich jak
zjawisko nazywane „żyłami wodnymi” oraz innych miejsc niekorzystnie wpływających na
organizm człowieka. Uznajemy zatem, że istnieją specyficzne rodzaje oddziaływań otoczenia
na organizm człowieka, które identyfikujemy w wyniku powstania ruchów różdżki i wahadła.
Radiestezja mentalna ma zupełnie odmienne założenia metodyczne. Uważa się, że
identyfikacja „żył wodnych” może zaistnieć tylko na podstawie zadawania pytań przez
radiestetę do własnej podświadomości, ta z kolei analizuje zadane pytanie i odbierane
bodźce i odpowiada radiestecie na zadane pytanie w postaci ruchów wahadła.
Przedtem należy jednak ustalić swoisty kod porozumienia z podświadomością w postaci
rodzajów ruchów wahadła, np. ruchy oscylacyjne oraz obrotowe w prawo lub w lewo.
Ja osobiście uprawiam radiestezję fizyczną i niestety podzielam szereg obaw wyrażanych
przez sceptyków. Po pierwsze, słowo „podświadomość” jest w radiestezji i innych
dziedzinach psychotroniki słowem „workiem”, a więc takim, w które można wrzucić wszystko
co tylko chcemy. Jeśli nie umiemy czegoś wyjaśnić lub rozwiązać to wygodnie jest to
wszystko zwalić na podświadomość, ta wszystko może i wszystko za nas zrobi. Nie trudno
wyobrazić sobie, że każdy sceptyczny człowiek musi uśmiechnąć się pod nosem, kiedy widzi
radiestetę, który sam sobie zadaje pytania, po czym macha wahadełkiem i sam sobie
odpowiada. Proszę o wyrozumiałość zwolenników radiestezji na taki sarkastyczny opis
metody mentalnej. Ostatecznie sam się uważam za różdżkarza i wahadlarza, ale może już nie
za radiestetę. Moje wyznanie wiary w różdżkarstwo i wahadlarstwo i negację pojęcia
Radiestezja, opisałem dokładnie w moich publikacjach na podanej stronie internetowej.
Innym zagadnieniem jest stosowanie przeróżnych skali mentalnych, wyrażanych przeważnie
w postaci biometrów. Na ten temat można znaleźć rozbieżne metody „badań” za pomocą
np. skali 5-cio punktowej, 10-cio punktowej lub skali SRW, w porównaniu z zupełnie inna
metodą i skalą Bovisa lub BSM. Z tym zagadnieniem związane są też nieporozumienia
w interpretacji wielkości uzyskiwanych jednostek pomiarowych. Długo można by o tym pisać.
O wszystkim tym wspominam dlatego, aby rozwiać mit niektórych teoretyków, że
Radiestezja jest spójna metodą naukową. Nic w Radiestezji nie ma z nauki, ani nie jest
spójne, oprócz dawnej definicji francuskich różdżkarzy, o istnieniu „promieniowania
radiestezyjnego” i jego odbiorze przez organizm człowieka. Reszta w ciągu około 90 lat
istnienia tej dziedziny uległa znacznym rozbieżnościom, spowodowanym ciągłym
przybywaniem nowych teorii na temat tej dziedziny, często zupełnie różnym
i wykluczającym się nawzajem.
Oczywiście wspomnę o tym jeszcze raz, że powyższa krytyka na temat pojęcia Radiestezji nie
podważa i nie zaprzecza istnienia fenomenu zjawiska różdżkarstwa i wahadlarstwa.
Tomasz Sitkowski, styczeń 2015.