JustPaste.it

Celtik - Legia, Lech - Stjarnan. Z perspektywy telekibica o piłkarskim świecie

Klasyfikacja: kibice i telekibice, kibice: na zabój, z wyboru, okolicznościowi, przelotni; pseudokibice: fizyczni i w białych rękawiczkach; przepis na piękną katastrofę

Klasyfikacja: kibice i telekibice, kibice: na zabój, z wyboru, okolicznościowi, przelotni; pseudokibice: fizyczni i w białych rękawiczkach; przepis na piękną katastrofę

 

Zamiast wstępu

Komendant Główny Policji Marek Działoszyński zwrócił się w listopadzie 2013 r. z propozycją m.in. do prezesa PZPN Zbigniewa Bońka, by wszystkie mecze ekstraklasy do końca tego roku rozgrywane były bez kibiców gości na stadionach. Bo utrzymanie na nich porządku oraz podczas przejazdów kibiców pociągami zbyt wiele kosztuje , a „należy się zastanowić, czy faktycznym powodem wyjazdów kibiców na mecze jest wyłącznie chęć wzięcia udziału w widowisku sportowym i dopingowanie własnej drużyny, czy też chęć tylko i wyłącznie dokonania zadymy”.
[http://sport.interia.pl/pilka-nozna/ekstraklasa/news-policja-chce-by-mecze-ekstraklasy-odbywaly-sie-bez-kibicow-g/podglad-wydruku,nId,1064912

Po co więc budujemy stadiony? Czy spokojny przejazd pociągiem to zbyt wysokie oczekiwania wobec części naszych obywateli? Do podobnej inicjatywy ze strony policji doszło też we Francji. A więc problem może być daleko szerszy i nie musi być wyrazem polskiej zaściankowości.

Mecze bez kibiców gości na stadionach powoli i tak stają się standardem. Mecze w ogóle bez kibiców też już przestają dziwić. To może jeszcze mecze bez zawodników na boiskach?

Czy to nie absurdalny pomysł? Oby takim pozostał!

Kibicowanie to zwykle maleńka cząstka w aktywności życiowej piłkarskich sympatyków, ale z tych maleńkich cząstek zrodziły się ogromne stadiony, ogromne interesy, ogromne problemy. Już nie dziesiątki, setki tysięcy, nawet nie miliony a miliardy ludzi ogląda mundialowe mecze otwarcia. To już cały ogromny świat.

Bez czołgów i armat potężnieje i rośnie. Do zdobycia została tylko Antarktyda.

Myślenie i pisanie o myśleniu w tym świecie do zadań łatwych i wdzięcznych nie należy.

Zrozumieć boiskowe reguły gry w piłkę nożną, a rozumieć cały ten piłkarski świat to zupełnie różne sprawy. Co to drugie mogłoby w ogóle oznaczać? To niezwykle intrygujące pytanie. Nie ma chyba nikogo, kto mógłby tu być w pełni kompetentny, więc nawet próby zakresie niewielkich przyczynków mogą być bardzo atrakcyjnym wyzwaniem intelektualnym.

Uwaga dotycząca autopoprawki!

Przepraszam pierwszych Czytelników za zamianę słowa ‘kibole` w pierwotnej wersji na słowo ‘pseudokibice` w wersji obecnej. W Wielkopolsce termin ‘kibole` jest już bardzo zakorzeniony i nie wywołuje żadnych pejoratywnych skojarzeń. Słowo ‘kibole` użyte jest już w pozytywnym znaczeniu. Trochę szerzej o tym w dodanym do artykułu przypisie.

Uwaga dotycząca czytania!

[Zapoznanie się najpierw z tekstami w tak wyeksponowanych nawiasach oraz śródtytułami pozwoli na szybkie wstępne zorientowanie się w treści tego dość długiego artykułu.

Jednych Czytelników może to zachęcić do uważniejszego przeczytania całości, innym może pomóc zaoszczędzić nieco czasu.]●

Część I
Wokół inspiracji

Zajęcie się określonym tematem czy problemem jest zwykle podyktowane jakimiś sytuacyjnymi okolicznościami. W tym przypadku rzecz jest dość klarowna. Troszkę szerzej warto o tym wspomnieć, ponieważ będzie to miało spore znaczenie dla całego toku rozważań.

●[O klęsce Lecha trochę dygresyjnie, o Legii - tylko sygnalnie, ale dalej będzie o niej bardzo obszernie.

Problem punktu obserwacyjnego ma w refleksji nad zjawiskami społecznymi bardzo duże znaczenie, stąd zwrócenie nań szczególnej uwagi.]●

Dwie klęski

7 sierpnia 2014. Gra Kolejorzy ze Stjarnanem przeszła wszelkie najczarniejsze przewidywania ich sympatyków. Na własnym boisku nie wygrali po uprzedniej przegranej z klubem z miasteczka liczącego niecałe 12 tyś. mieszkańców. Lokalne trzęsienie ziemi z epicentrum w Poznaniu, o sile nie mieszczącej się w skali Richtera, zarejestrowano chyba w całej piłkarskiej Europie.

Sympatia do anonimowych dla mnie kibiców z malutkiej miejscowości Gardabaer jest odwrotnie proporcjonalna do rozmiarów lechowej klęski. Owacje na stojąco, jaką kibice Lecha zgotowali gościom, dotarły chyba do wszystkich islandzkich kibiców, nawet jeśli nie było ich w Poznaniu. Były gestem dezaprobaty dla swojej drużyny, ale zawierały chyba spory pierwiastek autentycznego podziwu dla dotąd dość egzotycznych wyspiarzy.

Gdyby ode mnie zależało, to zaprosiłbym ich młodzieżową drużynę do Wielkopolski, by sobie pograła na boiskach trawiastych pod gołym niebem w zamian za pobyt naszej młodzieży u nich. Bo może to islandzkie gejzery czy wulkany wydzielają jakieś fluidy, które zmieszane z powietrzem przesyconym morską wodą wspomagają nie tylko waleczność, ale i jakieś przebłyski czy iskrzenia piłkarskiego refleksu? Czy to bowiem normalne, aby się przez trzy godziny dwumeczu skutecznie bronić i na dodatek strzelić bramkę?

Nasi biegacze wyjeżdżają do Afryki, by tam trenować. W islandzkie elfy czy trolle nie wierzę, a jakieś prawo do dociekań mam. Przegrana może wzbudzać dość nieoczekiwane zainteresowania i rozmowa z kibicami zwycięzców mogłaby być dla mnie ciekawa. Wprawdzie nie kibice wygrali dwumecz, ale ich drużyna, trudno jednak o motywacje podnoszenia poziomu gry zawodników bez wytrwałych kibiców.

14 sierpnia 2014 – następne trzęsienie ziemi. Okazało się, że stołeczna Legia w dwumeczu z Celtikiem przegrała mimo, że tydzień wcześniej na stadionie w Glasgow przekonująco wygrała. Ta katastrofa odezwała się echem nawet za Atlantykiem.

Stała się ona dla mnie jeszcze bardziej zagadkowa. Podobnie jak poprzednia rozbudziła ogromną ciekawość, choć już w zupełnie innym kierunku. Stała się decydującym impulsem sięgnięcia po przysłowiowe pióro.

Lokalizacja punktu obserwacyjnego

Jak wydobyć się z ograniczeń poznawczych komuś, kto poczuł się poruszony jedną katastrofą po drugiej? To problem, jak spojrzeć na siebie z boku, by nie popaść w irracjonalny subiektywizm. Stąd trochę dziwny zabieg w klasyfikacji kibiców i kiboli nawiązujący do praktyk zoologów, aby jakoś zlokalizować i określić swoje miejsce, swój punkt obserwacyjny w ogromnym tłumie zainteresowanych.

Może taki zabieg wydawać się trochę nieelegancki, ale na inny pomysł nie wpadłem, a wyjść z siebie, tak po prostu, nie potrafię. Wątpię, aby dla kogokolwiek było to możliwe.

Pojęcie punktu obserwacyjnego jest dość wieloznaczne więc najpierw o czysto technicznym podziale kibiców.

●[Proponowana w tej partii artykułu systematyka odbiorców (i uczestników) meczowych imprez słabo koresponduje z propozycjami dostępnymi w literaturze przedmiotu dostępnej w Internecie.

Podziały na kibiców i telekibiców oraz kibiców i pseudokibiców należą tu do podstawowych, pod którymi mogą się kryć bardziej szczegółowe. Wymienianie wszystkich w jednym szeregu nie ułatwia publicznego dyskursu.

Odwołanie sie do terytorializmu kibiców jest tu zabiegiem heurystycznym i nie musi oznaczać ich ścisłego związku z terytorium, jak to ma miejsce w przypadku zwierząt.(Choć pewien związek nie musi być wykluczony).

Wśród kibiców wyróżnieni zostali kibice od zawsze, kibice z wyboru, kibice okolicznościowi oraz kibice przelotni.

Wśród pseudokibiców  wyróżnieni zostali pseudokibice fizyczni oraz pseudokibice w białych rękawiczkach.]●

Kibice stadionowi i telekibice

Jest to podział narzucający się niejako na pierwszy rzut oka i zrozumiały już z samych nazw. Potrzebny jest jednak choć krótki komentarz objaśniający.

Kibice stadionowi to tacy, którzy zbiorowo i bezpośrednio, na własne oczy obserwują boisko i to, co się na nim dzieje.

A co to jest stadion? Czy kilkumetrowy pas ziemi wokół wiejskiego boiska, bez żadnych trybun, ani nawet prowizorycznego nasypu ułatwiającego obserwację to też stadion? Umówmy się, że to też stadion. Dzieciaki obserwujący grę swoich kolegów na podwórku czy skwerku to też stadion i widownia. Ten aspekt problemu nie będzie miał dalej jakiegoś specjalnego znaczenia.

Telekibice to, jak nazwa sugeruje, widzowie oglądający mecz w telewizorze albo na telebimie. Różnica w korzystaniu z tych urządzeń może być dość znacząca nie tylko w wyniku różnic jakości czy wielkości obrazu. Telewizor służy (jednak nie zawsze) odbiorowi prywatnemu, natomiast oglądanie na telebimie jest zwykle oglądaniem w miejscu publicznym. Ta różnica może być dla wielu telekibiców ważna.

O amatorstwie i języku

Kibic kibicowi nierówny, różnie można ich klasyfikować. Nawiązywanie do propozycji socjologów czy innych badaczy byłoby tu trochę przyciężkie i niekoniecznie wygodne. Ograniczę się zatem tylko do wyróżnienia kilku ich rodzajów czy gatunków.
Ponieważ jest to klasyfikacja amatorska, to i takie będą poszczególne określenia. Amatorska, bo z pozycji kibica, a nie ma kibiców zawodowych. W sensie ekonomicznym bowiem na kibicowaniu się nie zarabia, a tylko traci, choćby czas. Zarabiają zaś aktorzy piłkarskich widowisk oraz ich organizatorzy i różnego rodzaju pomocnicy.

Język jakim mówię o swoich pobratymcach jest może trochę zaskakujący, ale dla mnie wygodny. Dla samych kibiców ceniących własne zdanie jest to przywilej zrozumiały, a dla Czytelników, którzy kibicami nie są , jest to chyba obojętne.

Terytorializm to termin używany przez zoologów w odniesieniu do różnych gatunków zwierząt na oznaczenie ich instynktownych zachowań polegających na obronie obszaru uznanych za własny, co objawia się wzmożoną agresją wobec przedstawicieli własnego lub innych gatunków.

W przypadku ludzi zapewne bardziej stosowne byłoby mówienie o patriotyzmie lokalnym czy regionalnym, ale tu pojawia się widmo długich precyzacji pojęciowych i terminologicznych związanych z powszechnością ich używania i wieloznacznością rozumienia.

Wielkopolanin może być kibicem Lecha, ale jednocześnie kibicem Barcelony. O jakiego rodzaju patriotyzmie może być tu mowa? Kibicowski terytorializm jest pojęciem pustym, można go więc tak natreścić, by obejmował i takie sytuacje.

Prowizorycznie niech wystarczy mi odwołanie się do intuicji Czytelników, by nadali temu terminowi odpowiadający kontekstowi sens.Nie gwarantuje to większej jednoznaczności, co może być odrębnym zagadnieniem, ale przynajmniej pozwala na łatwiejsze oderwanie się od schematów myślowych, na pewne odświeżenie myślenia.

Kibice

Na pierwszym miejscu wypadałoby wymienić kibiców od zawsze, od pierwszych podwórkowych doświadczeń. to inaczej kibice  na zabój, a więc związani ze swoją drużyną bardzo mocno, bez pamięci, do szaleństwa - używając słownikowych określeń.Kibicem się jest na całe życie – to chyba ich podstawowa dewiza życiowa. Ich terytorializm jest zwykle silnie związany z miejscem bytowania a przynależność do tego gatunku bywa nawet dziedziczna. Ci kibice stanowią podstawowy trzon kibiców stadionowych.

O sobie, jako kibicu Lecha, powiedziałbym, że jestem kibicem z wyboru lub inaczej – kibicem z dystansu . Nie dlatego, że nawet wyjazdy do Poznania byłyby dla mnie zbyt kłopotliwe (jestem telekibicem), ale dlatego, że dość powściągliwie wyrażam swoje emocje i niejako z natury przejawiam pewien teoretyczny dystans nie tylko do piłkarskich spraw. Terytorializm takich kibiców acz ważny, nie jest już chyba tak silny jak w poprzednim przypadku. Bardzo różne życiowe drogi mogą prowadzić do ich kręgu. Dla takich kibiców piłka nożna niekoniecznie musiała być w dzieciństwie czy nawet w młodości najważniejszym czy ważnym sportem. Mogła się takim stać w późniejszym wieku.

W odniesieniu do Legii jestem kibicem okolicznościowym. Jeśli któraś z polskich drużyn, występuje na arenie międzynarodowej, to niezależnie od tego, czy chodzi o Śląsk, Ruch czy Wisłę, zawieszam na kołku wszystkie wewnątrz krajowe upodobania terytorialne i kibicuję tej drużynie podobnie jak reprezentacji narodowej. Myślę, że podobnych kibiców w Polsce, w Europie i na całym świecie jest bardzo wielu. Raczej trudno tu mówić o terytorializmie regionalnym, a bardziej o krajowym.

Ostatnim moim odkryciem są kibice przelotni, których zauważyłem podczas ostatniego mundialu. To przede wszystkim tytułowi telekibice, dzieci epoki rozwiniętych mediów elektronicznych w globalnej wiosce. Przez innych obserwatorów zauważeni już byli dość dawno, ale może nie tak wyraziście nazwani.

W telewizji w mundialowym okresie niemal wszyscy w niej występujący na pytanie o to, której drużynie kibicują odpowiadali w sposób zdradzający orientację w postępie rozgrywek, choć trudno ich było podejrzewać o znajomość arkanów piłkarskiej gry. Liczba możliwych odpowiedzi sukcesywnie się zmniejszała w skutek odpadania kolejnych drużyn, stąd mój wniosek, że dotychczas osoby te musiały swoimi sympatiami przelatywać z kraju do kraju, bo przecież nie wypada nie być kibicem do końca mundialu. Terytorializm takich kibiców jest dość przypadkowy, zdawkowy.

Dbałość o czystość gatunkową stylu nie jest chyba największym problemem kibiców podobnie jak problem, dlaczego w ogóle są kibicami; po prostu są, jacy są. Dzisiejsza zaś wielobarwność znamion na ich upierzeniu, ich gestykulacyjna ekspresja, emocjonalna temperatura wypowiedzi są już stałym składnikiem czy oprawą medialnych relacji z meczowych widowisk.

Poziom kompetencji kibiców

Kibice, dotyczy to wszystkich z wymienionych gatunków, charakteryzować się mogą bardzo zróżnicowanym poziomem kompetencji. To trochę tak, jak z kompetencją czytelniczą. Bardzo różne mogą być poziomy rozumienia czytanych tekstów i smakowania uroków poezji.

Zdolność delektowania się różnymi niuansami piłkarskiej sztuki w odbiorze meczowego widowiska jest przywilejem bardziej wytrawnych kibiców. W osiągnięciu takiego poziomu ważniejsze są zwykle osobiste doświadczenia z dzieciństwa lub późniejsze oraz stadionowy staż niż jakaś wiedza książkowa.

Stopień zaangażowania

Innym parametrem określającym kibiców może być też stopień ich zaangażowania w oddawaniu się swym zainteresowaniom między meczami. Dziewczyna czasami tylko z uprzejmości towarzysząca na stadionie swemu chłopakowi jest też kibicem, choć – można powiedzieć - sporadycznym i niekompetentnym. Jej partner zaś może systematycznie sporo czasu, pieniędzy, energii czy nawet pomysłowości angażować w kibicowskie pasje.

Poziom kompetencji i stopień zaangażowania mogą być w pewien sposób mierzalne, stąd można mówić o parametrach kibiców. Charakterystyka kibiców poprzez parametry w potocznym odbiorze może  wydawać się trochę nienaturalna. Nie muszę się przy takim terminie  upierać.

Pseudokibice

Tę samą niszę w tkance kulturalnej społeczeństwa usiłują zasiedlać pseudokibice. Tym różnią się od kibiców, że emocje sportowe nie są jedynymi w ich ekspresji oraz dość im obce bywają jakieś ogólniejsze społeczne zasady i zasady savoir-vivreu. Mniejsze mam tu rozeznanie i przemyślenia, ale wyróżniłbym przynajmniej dwa gatunki.

Pierwszy to pseudokibic fizyczny, którego wyróżnikiem jest używanie siły skierowanej na otoczenie zewnętrzne w ekspresji swoich emocji. Posługuje się w dyskusji rękami, często uzbrojonymi w narzędzia tępe lub - w drastycznych przypadkach - w narzędzia ostre; jeśli już używa słów to raczej mało wykwintnych. Nie stroni od różnych niebezpiecznych pirotechnicznych czy innych gadżetów. Bardzo hałaśliwy i widoczny.

Jakby jego przeciwieństwem jest kibol w białych rękawiczkach. To arcymistrz mimikry, bardzo łatwo upodobniający się do kibiców i przez to praktycznie niezauważalny. Kibicowskie emocje i sentymenty nie są mu wprawdzie obce, ale to nie one są głównymi pobudkami jego poczynań, nie one podpowiadają mu priorytety wyborów zachowań czy działań w piłkarskiej materii.

Które z zachowań są jeszcze kibicowskie, a które już  pseudokibicowskie? Inne zdanie mogą tu mieć będący koneserami kibice, a inne np. policja. To problem podobny temu, od utraty ilu włosów z głowy ktoś jest już łysiejący czy łysy. Nie zamierzam zajmować się tą kwestią. Niech wystarczy konstatacje, że istnieją ewidentnie łysi i ewidentnie nie łysi.

●[Przyjąć werdykt do wiadomości a zrozumieć go, to różne sprawy. Zaakceptować - to jeszcze inna.

Aby coś zrozumieć, trzeba zdobyć o tym przynajmniej elementarną wiedzę. Skąd? W przypadku zjawisk społecznych to ogromny problem, ale trzeba jakoś sobie z nim radzić. Trzeba odwoływać się do wypowiedzi innych ludzi.
Na początku najważniejsze jest ustalenie faktów.]●

Jeszcze o zainteresowaniu tematem przegranych meczów

Ogólny powód już zasygnalizowałem. A bliżej? Jestem głęboko zdegustowany przypadkiem Legii, która dwumecz z Celtikiem w ramach rozgrywek Ligi Mistrzów efektownie wygrała, ale wskutek poza meczowych zabiegów różnych osób okazało się, że przegrała mocą decyzji Komisji Dyscyplinarnej UEFA.

Różne dyskwalifikacje to w sporcie żaden ewenement. Kibice Legii mogą być oburzeni i to zrozumiałe, ale skąd moje zaniepokojenie i zarazem zniesmaczenie aż takie, że zasiadłem do komputera? Bo to zniesmaczenie nie chce minąć mimo, że tylko okazjonalnie stałem się kibicem Legii.

Nie wystarcza mi bowiem oficjalne wskazanie powodu dyskwalifikacji. Wolałbym lepiej, precyzyjniej zrozumieć jej przyczyny. Czy była ona tylko incydentalnym wydarzeniem, czy może przejawem działanie głębszych mechanizmów lub procesów?

Pierwsze obserwacje i ustalenia

Skazany w nich byłem, jak każdy telekibic, na doniesienia medialne, pełne emocji, w których fakty mieszane były z komentarzami i ocenami, chaotyczne, cząstkowe – słowem na wrzawę medialną. Ale właściwie nie mogło być inaczej. Nie było chyba nikogo, kto byłby uczestnikiem i świadkiem we wszystkich miejscach wydarzeń, które złożyły się na wyeliminowanie Legii z dalszych rozgrywek.

Powoli jednak dało się co nieco uporządkować.

Uczestnicy wydarzeń i ich finał

Międzynarodowy mecz na stadionie to zwykle wydarzenie o niemałej skali czy zasięgu społecznym. Nie inaczej było w przypadku tu omawianym. Kto w nim uczestniczył? Dziesiątki tysięcy kibiców podążały na stadion, przybyły rywalizujące zespoły ze swymi operacyjnymi sztabami, przybył asygnowany zespół sędziowski, przybyli najróżniejsi przedstawiciele władz rywalizujących klubów, przedstawiciele UEFA, dziennikarze i ekipy sprawozdawcze różnych mediów.

W trwające całymi tygodniami organizację tego wydarzenia wciągniętych zostało, choć w różny sposób i z różnymi zadaniami, setki i tysiące ludzi, z dziesiątków organizacji i instytucji (zakwaterowanie, dojazdy, sprawy porządku i bezpieczeństwa, przygotowania drużyn, itd.)

To wszystko trzeba pomnożyć razy dwa, bowiem chodzi tu o dwa mecze: w Warszawie i Glasgow.

Dwumecz się odbył, ale niezupełnie się skończył. Meczowe wydarzenia przeniosły się bowiem z hałaśliwych stadionów w zacisze różnych gabinetów, a w tym do Szwajcarii, gdzie swą siedzibę ma UEFA. Już po rewanżowym i ponownie wygranym meczu gruchnęła stamtąd hiobowa wieść, że drugi wynik meczu został unieważniony, bo Legia została ukarana walkowerem.

W taki sposób swe czynne uczestnictwo w meczowe wydarzenia zasygnalizowała światu Komisja Dyscyplinarna UEFA.

Papierkowy powód

Błyskawicznie po drugim meczu Komisja Dyscyplinarna spojrzała swym sokolim okiem i zauważyła, że jeden z zawodników Legii wszedł nieprzepisowo na kilka końcowych minut. Wynik meczu był już ustalony i niecałe 4 minuty tej nieprzepisowej obecności niczego nie zmieniły, ale niedopełnione zostały pewne formalności ze strony Legii.

Okazało się, że zawodnik został ukarany kilka meczów wstecz czerwoną kartką i tym samym karą zakazu obecności na trzech dalszych meczach. Fizycznie na trzech dalszych meczach był nieobecny, ale to nie wystarczy. Bo nieobecność też musi być przepisowa. A ponieważ był nieobecny nieprzepisowo, więc ta kara nieobecności przesuwała mu się na kolejne mecze.

Tak oto brak jakiegoś dokumentu spowodował, że Legia musiała zostać ukarana. Jak? Upomnieniem, finansowo? Nie, od razu szafot. Wyeliminowaniem z dalszych rozgrywek.

Zamiast 6:1 z dwumeczu pojawił się w mediach wynik 4:4 i zgodnie z przepisami rozgrywek ustalonymi przez UEFA awansował dalej Celtik.

UEFA poprzez Komisję Dyscyplinarną popisała się błyskawicznym refleksem i wirtuozerią interpretacyjną regulaminów obowiązujących cały piłkarski świat.

Tyle mniej więcej udało mi się ustalić i uporządkować z faktów. Rzecz jasna, że pojawiły się pytania i wątpliwości.

●[Reakcja na te same fakty może być różna. Można nad nimi przejść do porządku dziennego i dłużej się nad nimi nie zastanawiać.

Jako swego rodzaju reportażyście śledczemu wypada mi jednak zrelacjonować jakoś własne wątpliwości i nasuwające się pytania, gdyż one będą kierowały tokiem dalszej narracji.]●

Regulaminowe niespodzianki

Ponoć regulamin UEFA liczy ok. 90 stron. Razem z załącznikami wprawdzie, ale chyba je też trzeba czytać, bo zapewne dla dekoracji nie zostały dodane, a diabeł zwykle śpi w szczegółach. Dla porównania - polska konstytucja mieści się na 52-óch standardowych stronach PDF. A ile wokół niej jest interpretacyjnych sporów?

Co ja sobie jako kibic mogę myśleć? Im więcej drobiazgowych uregulowań, tym łatwiej o nieporozumienia, błędy, niedopatrzenia ze strony klubowych (i nie tylko) organizatorów meczu. Nie ma cudów, tam gdzie ludzie coś robią, tam wcześniej czy później muszą się jakieś potknięcia pojawić. A jeśli już do jakiegoś uchybienia dojdzie? Nieważne wtedy, jak grali zawodnicy, nieważne co oglądali kibice, bo – jak się okazuje - Komisja Dyscyplinarna może wynik meczu unieważnić uderzając automatycznie i od razu jak… cepem.

Z dużym zdziwieniem odebrałem medialną wiadomość, że na swoje posiedzenie Komisja Dyscyplinarna nie dopuściła klubowego prezesa Legii i że obradowała w jednoosobowym składzie. Komisja nie dopuściła, bo nie chciała? A co miała do ukrycia? A może chciała, ale nie mogła?

Kto wykrył papierkowe niedopatrzenie Legii? Wypatrzył je biegły w przepisach szwajcarski delegat UEFA. Szybkie doniesienie i wyrok bez możliwości jakichkolwiek wyjaśnień. Czy taki tryb Działania Komisji Dyscyplinarnej jest zgodny z cywilizowanymi normami?

A może przedstawiciel Legii miałby coś na obronę czy usprawiedliwienie swego klubu? Komisja Dyscyplinarna nie „debatowała jednoosobowo” nad udzieleniem mandatu, „debatowała” nad wyrokiem śmierci dla klubu jako uczestnika dalszych rozgrywek.

Kto na tym wyroku skorzystał? Klub Celtik.

Wszyscy zaangażowani w niekorzystny dla Legii obrót sprawy mogą być czyści jak łza, ale i tak wyrok Komisji Dyscyplinarnej pachnie mi sądem kapturowym. I nic na to nie poradzę. Bo sam mechanizm rozwiązywania problemu jest jakby trochę „szemrany”, przynajmniej dla mnie.

Komisja powinna obradować w trzyosobowym składzie, a nie jednoosobowo. Czy nie jest to papierkowe niedopatrzenie ze strony Komisji? Jeśli tak, to dlaczego nikt nie uderzy w nią odpowiednim narzędziem i automatycznie nie wyeliminuje z dalszej gry? Zapewne regulamin takiego przewinienia nie przewiduje, więc sprawa jest prosta, bo jej nie ma. Nie ma jej na papierkach.

Znaj proporcję, mocium panie!

Odmieniane na różne sposoby wyrażenie Fredry i tutaj okazuje się przydatne.

Jak to się mogło stać, że w ogromnym meczowym przedsięwzięciu angażującym w sumie dziesiątki, jeśli nie setki, tysięcy ludzi jakieś peryferyjne, administracyjne niedopatrzenie mogło skutkować tak znaczącymi konsekwencjami?

Gdzie tu są jakieś proporcje między przewinieniami a karami?

Władze Legii przyznały się do niedopatrzenia z ich strony. Zgoda, ale gdyby - umownie mówiąc – listonosz gdzieś zgubił jakiś dokument, to co? Podobna katastrofa? To nie ma już jakichś mechanizmów kontrolnych, jakiegoś monitoringu wyłapującego różne możliwe administracyjne zakłócenia, jakieś niedrożności w przepływie dokumentów i informacji?

Jak funkcjonują mechanizmy rozwiązywania takich czy podobnych problemów w piłkarskim świecie?

●[Wątpliwości, oceny i pytania, które uznajemy za własne, niekoniecznie muszą być tak zupełnie własne. Może nam się tylko tak wydawać.

Nawet największym indywidualistom na stadionie łatwo udzielają się zbiorowe emocje, więc może i równie łatwo poddajemy się zborowym sugestiom poza nim?

To problem myślowej suwerenności. Trudno tu o jakąkolwiek pewność sądu, choć wypada ten problem zasygnalizować.]●

Emocje i sugestie

Jako kibic z wyboru mogę się czuć czeladnikiem w gronie lokalnych kibiców Lecha, którzy wynajmują autobus by pojechać na jego mecz. Na ich kibicowskich kompetencjach sporo skorzystałem, jakby niepostrzeżenie podnosząc własne dzięki nawet drobnym uwagom rzucanym w trakcie grupowego oglądania meczów. W feralnym przypadku Legii te kompetencje czy własne niewiele pomogły, gdyż rozgrywka przeniosła się poza stadiony, w rozległą sferę około meczowych problemów.

Zrozumiałe jest zatem, że korzystałem z wypowiedzi osób będących bliżej wydarzeń, mających łatwiejszy niż kibice i telekibice dostęp do różnych informacji a nawet usiłujących wpływać na przebieg poza meczowych rozgrywek. Wypada przywołać kilka z takich wypowiedzi choćby dla rutynowego wykazania, że różne sygnalizowane wątpliwości i wynikające z nich pytania nie są wyłącznie produktem subiektywnej nadwrażliwości czy skłonności do przysłowiowego szukania dziury w całym.

Dla Czytelników sugestia, by zechcieli odczytać te wypowiedzi dwojako. Z jednej strony jako wyrywkowe nacechowane emocjami świadectwa z wydarzeń. To chyba będzie zrozumiałe. A z drugiej?

Z drugiej strony, by zechcieli odczytać te wypowiedzi jako swoisty zbiór fiszek do katalogu problemów jakie pojawić się mogą w opisie piłkarskiego świata. Nie jest ważne czy z jakąś wypowiedzią lub jej fragmentem zgadzamy się czy nie. Ważne jest to, że każde zdanie, a nawet poszczególne w nim sformułowanie, dotyka jakichś problemów.
Przy takim odczytywaniu łatwiej będzie o uzmysłowienie sobie wielości, różnorodności i różnorakości problemów pojawiających się w piłkarskim (a tym samym także społecznym) świecie.

●[Wypowiedzi różnych osób mogą mieć dla odbiorców różną wagę. To zwykle kwestia bardzo subiektywnych odczuć. Zamieszczony zbiorek wypowiedzi jest bardzo subiektywnym wyborem, nawet dość przypadkowym.

Bo co w takim przypadku miałaby oznaczać jakaś metodyczność?]●

Głosy z dżungli problemów

Przytoczone niżej wypowiedzi poczynione zostały w kontekście spraw będących w toku, ale tutaj nie ma już potrzeby ich chronologicznej rekonstrukcji. Przytaczam je z Internetu w swych publikacyjnych formach:

Jan Tomaszewski, były bramkarz, obecnie poseł i publicysta:

- Wszelkie poszlaki przemawiają na korzyść Legii. To była ewidentna ustawka Celtiku z UEFA, decyzja została podjęta błyskawicznie i przez zaledwie jedną osobę, a uchybień zostało popełnionych mnóstwo. Dlatego jestem spokojny, bo tę sprawę wygrałby aplikant prawa - powiedział Tomaszewski.

[http://gwizdek24.se.pl/pilka-nozna/liga-mistrzow/jan-tomaszewski-sprawe-legii-warszawa-wygralby-aplikant-wideo_417138.html]

Były reprezentant Polski nie ukrywa, że mistrzowie Polski powinni zostać ukarani. - To, że Legia powinna otrzymać karę - zgadza się, ale powinna to być kara pieniężna. Wykluczenie z Ligi Mistrzów jest dla mnie decyzją z oczywistym podtekstem. Podkreślam - wydaje mi się, że powinien zadziałać PZPN i wysłać protest. Jeśli to nie pomoże, to Legia powinna zwrócić się do Lozanny o ogromne odszkodowanie związane z tą decyzją.

[http://eurosport.onet.pl/pilka-nozna/liga-mistrzow/jan-tomaszewski-legia-dostala-obuchem-w-leb/p4ssn]

Zbigniew Boniek, były napastnik, obecnie prezes PZPN:

- O sprawie dowiedziałem się w czwartek, około godziny 16. Od tamtej pory byłem w stałym kontakcie z panem Leśnodorskim, rozmawiałem też z panem Wandzlem z Ekstraklasy SA. I od tamtego momentu do 1 w nocy wydzwoniłem wszystkich najważniejszych ludzi w UEFA. Wszyscy wnikliwie przyglądali się tej sprawie, ale i Michel Platini, i Giorgio Marchetti mówili jedno: – Zibi, tam nie ma żadnej furtki. Nic. Regulamin nie przewiduje żadnej innej kary niż walkower. Jest nam bardzo przykro… Ponadto pamiętajmy, że to nie jest tak, że orzeka UEFA i że Platini może tym ręcznie sterować. Orzeka niezależna Komisja Dyscyplinarna - opowiada Boniek.

Nieżyciowe prawo, o którym mowa to artykuł 21, podpunkt 2 "Regulacji Dyscyplinarnych UEFA". Stanowi ono tak: "Mecz zostaje zweryfikowany jako walkower, jeśli zawodnik zawieszony na podstawie Regulaminu Dyscyplinarnego bierze udział w meczu".

Oczywiście, przepis jest bardzo nie fair, w ogóle nie z duchem sportu, ale skoro jest, to trzeba się do niego stosować. I UEFA stała się jego zakładnikiem, bo przecież nie mogła postępować wbrew własnym regulacjom.

- To nie jest tak, że UEFA koniecznie chciała wyrzucić Legię, a pociągnąć bogatszy Celtic. Bzdura. Po prostu mimo najszczerszych chęci, wcześniej napisane prawo nie pozwalało na żadną swobodę (...) Była wielka wola w UEFA, by Legia grała dalej. Ale wola to jedno, a przepisy drugie. Zresztą, dopiero co UEFA ukarała też odsunięciem od Superpucharu Europy Xabiego Alonso, który finał LM oglądał w garniturze, no i po jednym z goli wbiegł na murawę. Teraz z tego powodu nie wystąpi z Sevillą. To pokazuje, że nie ma równych i równiejszych i że gdy przepisy mają uderzyć w piłkarza Realu Madryt, to uderzają. Nie szukajmy wszędzie spisków - kontynuuje.
[http://sport.wp.pl/kat,1752,title,Boniek-walczyl-o-Legie-w- UEFA,wid,16807724,wiadomosc.html?ticaid=1134ee]

Z pewnością uzasadnione też będzie w tym miejscu przytoczenie fragmentów z oficjalnych oświadczeń Legii:

Legia Warszawa informuje, że dzisiaj zostało złożone do Trybunału Arbitrażowego do spraw Sportu w Lozannie (CAS) odwołanie od decyzji Komisji Odwoławczej UEFA z 13 sierpnia 2014 r. wraz z wnioskiem o zastosowanie środka zabezpieczającego w postaci tymczasowego dopuszczenia Legii do IV rundy eliminacji Ligi Mistrzów.
- Naszym celem nie była i nie jest walka z UEFA, tylko z przepisami, których zastosowanie stoi w rażącej sprzeczności z zasadami fair play i duchem futbolu - stwierdza Dariusz Mioduski, współwłaściciel Legii Warszawa - Tym bardziej jesteśmy zdziwieni i rozczarowani postawą europejskiej federacji, która wbrew wcześniejszym obietnicom odmówiła wsparcia naszego wniosku o zastosowanie przed CAS szybkiej ścieżki postępowania. [http://legia.com/news,43083-komunikat_legii_o_odwolaniu_do_cas.html]

Żal wobec władz Celticu wyraził również drugi ze współwłaścicieli Legii, a zarazem jej prezes, Bogusław Leśnodorski. - Jak zachowalibyśmy się na miejscu Celticu? Wydaje nam się, że większość społeczności Legii nie przyjęłaby takiego rozwiązania. Choć oczywiście łatwo jest to powiedzieć teraz - stwierdził Leśnodorski na konferencji.
[http://sport.wp.pl/kat,1715,title,Wlasciciele-Legii-skrytykowali-zachowanie-celticu,wid,16808412,wiadomosc.html?ticaid=113ced]

Zgadzam się, że jakieś podejrzenia pod adresem UEFA mogą być przedwczesne, że winne są przepisy regulaminu UEFA, że ich zastosowanie nie jest zgodne z zasadami fair-play i z duchem futbolu, że UEFA jest zakładnikiem przepisów własnego regulaminu itd.

●[Co dalej? No właśnie. ]●

O daremności żalów nad rozlanym mlekiem

Moja zgoda niczego jednak do przedstawianych problemów nie wnosi. Przyłączanie się zaś do chóru daremnych żalów jest doprawdy mało satysfakcjonujące, a w wymiarze osobistym wcale nie usuwa ogromnego marginesu najróżniejszych wątpliwości.

Co było już się nie odstanie i czy warto rozpamiętywać porażki? Nie warto. Dla samego rozpamiętywania nie warto. To tak, jakby przedłużać żałobną traumę. Życie przecież toczy się dalej.

O nauce z przemyślenia wypadków

Ale jest i inna strona medalu. Porażki mogą być doskonałą okazją do nauki, do wyostrzonego spojrzenia na problemy, które wcześniej mogły być postrzegane zbyt powierzchownie czy nazbyt bagatelizowane, a może nawet w ogóle nie dostrzegane. A to już może posłużyć do jakichś wniosków na przyszłość.

Zapoznawanie się z różnymi medialnymi wypowiedziami, mimo braku w tym systematyczności, nie było tak zupełnie bezproduktywne. Pozwoliło mi bowiem na przekonanie, że podejrzenia Jana Tomaszewskiego o „ustawkę”, które próbuje tonować Zbigniew Boniek, mogą być zasadne i zasadne może być dzielenie się nimi publicznie mimo, że mogą być niesłuszne. Nie wzięły się one przecież z powietrza.

Ale to nie wszystko. Pozwoliło mi też na sformułowanie tezy, że same realnie funkcjonujące mechanizmy rozwiązywania takich czy podobnych problemów mogą być mechanizmami patogennymi. A wtedy kwestie czyjejś odpowiedzialności stają się dość problematyczne.

Odczucia, że coś w tych mechanizmach jest nie w porządku, przebijają w przytoczonych wypowiedziach na różny sposób. Jednak same sugestie tego lub ad hoc formułowane diagnozy czy sposoby naprawy to może być trochę mało.

●[Każda teoria dotycząca jakichś zdarzeń jest nie tylko zbiorem relacji z określonych obserwacji, ale także ich interpretacją. Dotyczy to również teorii spiskowych.

Ich źródłem są jakieś wydarzenia lub procesy odczuwane jako niekorzystne.

Przepis na piękną katastrofę może służyć zasygnalizowaniu pewnych zagrożeń, zagrożeń nie tylko w Polsce. Może też służyć ułatwianiu stawiania dalszych pytań.]●

Część II
W stronę interpretacji

Dotychczasowe refleksje (poza partiami związanymi z klasyfikacją meczowej widowni) obracały się głównie wokół wątpliwości i pytań związanych z wiadomością o spektakularnej porażce Legii oraz trudnościach związanych z odbiorem chaosu medialnych informacji.

Z samego ich gromadzenia czy porządkowanie niewiele wynika dla prób odpowiedzi na pytanie, o obraz mechanizmu czy mechanizmów, które pozwoliły na taką katastrofę. Jeśli odpowiedź, że złamane zostały jakieś przepisy uznaje się za niewystarczającą, to wypada odwołać się do jakiejś szerszej podstawy dającej możliwości uzasadnienia takiego stanowiska.

Niewystarczającą ze względu na co? To problem na sążniste opracowanie. W takich wypadkach zawsze zasadne jest odwołanie się do aspiracji poznawczych. Z ciekawości czegoś nie potrzeba się tłumaczyć.

U źródeł spiskowych teorii

Niezrozumiałość różnych wydarzeń, zjawisk czy procesów w świecie społecznym to naturalne źródło różnorakich teorii spiskowych. Dotyczyć to również może wielkiego świata piłki nożnej. Stąd i poniższy, może trochę anegdotyczny przyczynek do takich teorii.

Szefie, widziałeś kiedyś taką piękną katastrofę?! – zachwycał się tytułowy bohater filmu Grek Zorba patrząc, jak budowane z dużym trudem i nakładem sił własne przedsięwzięcie w kilka minut wali się w gruzy. Przykładem amatora podobnych przeżyć może być wiejski piroman lubiący, gdy coś się dzieje, przyjeżdża straż ogniowa i ludzie odrywają się od nudnych dla piromana zajęć.

Chęć doświadczenia podobnych wrażeń nie musi być obca różnym pseudokibicom, także pseudokibicom w białych rękawiczkach.

Rozumiem postawę władz Legii, że nie walczą z UEFA, ale z przepisami, którymi się kieruje i sposobem ich stosowania oraz pewną powściągliwość ich wypowiedzi. Nie czuję się do niej zobligowany i mogę powiedzieć dużo dobitniej: regulamin jakim kieruje się UEFA jest jakby zaproszeniem do snucia mało budujących domysłów, czy podejrzeń, od których blisko do teorii spiskowych.

Trudno to wprost udowodnić, ale można to łatwo pokazać poprzez podanie schematycznego przepisu na uruchomienie mechanizmu działającego niemal samoczynnie. Podane niżej składniki tego mechanizmu odzwierciedlają jednocześnie etapy jego działania.

Przepis na piękną katastrofę z pomocą papierka

Przedtem jednak istotna uwaga. Przepis na cokolwiek nie jest opisem tego, co już jest czy było, ale jest opisem tego, co dopiero można zrobić. Pokazanie możliwości zrobienia czy urządzenia czegoś nie jest jednak ani posądzeniem kogoś, ani namową do czegoś. Może być po prostu opisem zagrożeń.

Oto schemat:

●● papierkowy błąd klubowych organizatorów –>● niewspółmierna z nim automatycznie nałożona kara na klub (czyli jego władze, zawodników) –>● skandal nieuchronnie nagłaśniany przez media -- >● władze klubu wylatują w powietrze!!!

Prosty, efektywny i efektowny mechanizm! Aż się prosi, by z niego skorzystać. Kto może taki mechanizm uruchomić?

Nawet fryzjer. Nie mam nic przeciwko fryzjerom. Wręcz przeciwnie! Cieszę się, że ciągle jeszcze muszę korzystać z usług przedstawicieli tego zacnego fachu. Nawiązuję zaś do czasów, gdy okazało się, że osoba tej profesji jest bardzo ważną figurą w świecie skorumpowanej polskiej piłki. Tłumaczę się też tym samym, skąd określenie pseudokibic w białych rękawiczkach. Jakoś tego fryzjera nie wyobrażam sobie biegającego po ulicy z kijem bejsbolowym, a jest on dla mnie pseudokibicem, gdyż wydatnie przyczyniał się do obniżania jakości piłkarskich spotkań.

Wystarczy zatem – wracając do tematu - że taka osoba ma dobrego znajomego wśród pracowników klubu, a papierkowy błąd można łatwo sprokurować. A jeszcze lepiej taki błąd wypatrzyć, bo tam gdzie są ludzie wcześniej czy później jakiś musi się pojawić. Z doniesieniem o nim do odpowiedniej komisji dyscyplinarnej nie ma już kłopotu. Jak nie szwajcarski łącznik to jakiś inny zawsze się znajdzie

Komisja dyscyplinarna może się składać z najuczciwszych ludzi na świecie. Wystarczy tylko, żeby zadziałała automatycznie: szybko, mocno i na ślepo. Nikt z komisji może nałożenia surowej kary nie chcieć, ale po prostu musi. Automatyzm, bezwzględność a przez to i łatwa przewidywalność jest stabilnym podwoziem całego mechanizmu w niniejszym przepisie. Co się dzieje dalej?

Klub został ciężko uderzony, więc wybucha skandal. Kto winien? Rozpoczyna się publiczny harmider nieuchronnie wzmacniany przez media. Znajomy fryzjera wcale nie musi być tumanem i w przeciwieństwie do swego najbliższego otoczenia może być na zaistniały zamęt przygotowany. Kto zostaje uznany za winnego? Ten, kto formalnie był za określone niedopatrzenie odpowiedzialny. Ale czy to wystarczy?

A kto jest odpowiedzialny za zatrudnienie nieodpowiedzialnej osoby, która nie dopilnowała odpowiedniego przepływu jakiegoś papierka? A czy tylko jeden papierek jest ważny? Zamętu nie ma końca.

Władze klubu mogą przetrzymać całe to wydarzenie , ale tak wcale być nie musi. Wiele tu może zależeć od mimowolnego czy umyślnego prowokatora, od natężenie różnych konfliktowych napięć, od determinacji bliższych lub dalszych uczestników wydarzenia.

Wyżej naszkicowany mechanizm może zadziałać samoczynnie wskutek zupełnie przypadkowego czyjegoś błędu czy nawet dla nikogo nieprzewidywalnego zbiegu prozaicznych okoliczności. Ale może być też przez kogoś świadomie uruchomiony.

O zagrożeniu w systemie

Starałem się pokazać, że niektóre przepisy regulaminu UEFA mogą być podstawą mechanizmu patogennych zjawisk. To nie oznacza, że przyłączam się, w przypadku Legii, do opinii posądzających kogoś o jakieś niecne działania. Nie twierdzę, że takowe miały miejsce, ale też nie twierdzę, że nie można ich wykluczyć.

Byłbym niesamowitym zarozumialcem sądząc, że tylko ja potrafiłem na koncept takiego mechanizmu wpaść. Samo życie go podsunęło. Jego teoretyczne przesłanki znalazłem w komentarzach rożnych osób do zdarzeń, jakie miały miejsce. Wystarczyło te przesłanki odpowiednio poskładać.

Niezależnie od tego, czy naszkicowany mechanizm może zadziałać samoczynnie czy wskutek czyjejś przemyślności to przecież jako pewna ewentualność stanowi realne zagrożenie lokalną awarią w ogromnie geograficznie rozległym systemie piłkarskich rozgrywek.

Ile jest klubów piłkarskich w Polsce? To, co dzisiaj spotkało Legię, jutro może spotkać Lecha, pojutrze Wisłę Kraków. Naszkicowany mechanizm jest zagrożeniem dla wszystkich klubów w Europie, a może i na świecie.

Dalsze pytania i wątpliwości

Tam, gdzie wielka piłka, tam wielkie pieniądze, tym silniejsze pokusy. Im znaczniejszy klub, tym więksi przeciwnicy, tym bardziej przemyślne działania, tym słabsza pozycja mniejszych. Demiurg ekonomiczny jest bezwzględny. Stąd nietrudno się zgodzić z opiniami, że casus Legii to przykład zabijania fair-play w różnych międzyklubowych rozgrywkach, że stała się ona ofiarą regulaminowej ślepoty.

A tą regulaminową ślepotą dotknięty jest globalny piłkarski świat.

Czy można się spodziewać, że oto FIFA i UEFA łatwo dokonają jakiejś autokorekty w swej konstytucji będącej podstawowym regulatorem ich funkcjonowania, bo pojawiły się jakieś sygnały niezadowolenia z jednego z krajów nad którym rozciągnęły swoje wpływy? To bardzo wątpliwe skoro ta regulaminowa ślepota dotychczas nie została usunięta.

A może wielu zainteresowanym tak już jest po prostu wygodnie? Dlaczego takie podejrzenie musi być nieusprawiedliwione? A nasuwają się jeszcze inne wątpliwości może trochę mniejszego kalibru.

Czy przeświadczenie Jana Tomaszewskiego, że w dochodzeniu przez Legię swoich racji drogą prawnych sporów wystarczyłyby kompetencje aplikanta prawa nie jest nazbyt optymistyczne? A może takie kompetencje wcale by nie wystarczyły?

Czy nieżyciowe prawo, o którym mówi Zbigniew Boniek sprowadza się tylko do wskazanego przezeń podpunktu w jednym z artykułów Regulacji dyscyplinarnych UEFA ("Mecz zostaje zweryfikowany jako walkower, jeśli zawodnik zawieszony na podstawie Regulaminu Dyscyplinarnego bierze udział w meczu.") A może problem jest daleko szerszy?

Część III
Zamiast zakończenia

Legia, w sposób trudno akceptowalny dla jej kibiców, klubowych władz i szerszej opinii publicznej w naszym kraju, przegrała, a świat piłki nożnej żyje swoim rytmem. Nic się nie zmieniło mimo, że potrzeba  zmian wydaje się dość powszechnie oczywista. Czy tylko w Polsce? To byłoby złudzeniem.

Dlaczego więc odpowiednich zmian nie ma, a nawet trudno o rokowania, by nastąpiły w jakimś przewidywalnym terminie? Odpowiedzi pełniejszych należałoby zapewne poszukiwać w penetracji wokół ekonomicznych fundamentów piłkarskiego świata. Ale dla kogo owe ekonomiczne fundamenty są poznawczo dostępne? Czy są one dostępne kibicom, dla których najważniejsze są mecze? Czy są one dostępne dla kogokolwiek w Polsce?

Niniejsze rozważania czynione są z pozycji kibica, a nie działacza gospodarczego. Nie musi to jednak oznaczać kresu możliwości rozpoznawania świata piłki nożnej nawet z takiej perspektywy poznawczej.

Patrząc na globus trudno na nim znaleźć jakiś dogodny czy choćby dogodniejszy punkt obserwacyjny niż ten, jaki zajmuję, czyli małomiasteczkowego kibica w Polsce. Na kuli nie ma wyróżnionych punktów. Wszędzie jest podobnie a świat piłki nożnej jest światem globalnym.

Czy warto dalej penetrować ten świat poprzez dalsze zbieranie wypowiedzi czy opinii o nim? Pomijając już praktyczne ograniczenia, dość mało sensowne byłoby takie postępowanie. Zwłaszcza dla badawczego amatora.

O wiele lepiej rokujące byłoby znalezienie jakiegoś tropu wiodącego do ukrytych czy niewidzialnych dla kibiców i szerszej opinii społecznej mechanizmów funkcjonujących w piłkarskim świecie. Ścieżki pozwalającej na jego dodatkowy ogląd bez peregrynacji po całym globie i bez konieczności polegania wyłącznie na wypowiedziach w taki czy inny sposób zainteresowanych osób.

Ale to już temat na inne opowiadanie.

                                                                                                                                                                                Edward M. Szymański

Przypis 1

W pierwszej wersji klasyfikacji uczestników meczowych imprez kibole byli przeciwstawieni kibicom. Już po publikacji zorientowałem się, że znane mi od dawna słowo wcale nie straciło w Wielkopolsce swego pierwotnie neutralnego znaczenia, a przez pewną swojskość obecnie nabrało nawet lekko pozytywnego zabarwienia. Jako telekibic uległem tutaj medialnym sugestiom.

Bardzo pomocny okazał się w tej kwestii artykuł Agnieszki Czosnek W Poznaniu wszyscy jesteśmy kibolami i jesteśmy z tego dumni. Nie tylko w Poznaniu mogę dodać. Wystarczyło kilka rozmówek w lokalnym środowisku dojeżdżających kibiców Lecha, by się w tym upewnić.

Kibole, jak zostali przedstawieni w powyższym artykule, dość dokładnie odpowiadają „kibicom od zawsze” czy „kibicom na zabój” w mojej propozycji klasyfikacji kibiców. [2015-01-22]