JustPaste.it

(Przymusowe) wakacje last minute

Zastanawialiście się kiedyś jak często przeciętny Polak - w porównaniu do mieszkańców innych krajów Europy - wyjeżdża na wakacje? Raz, dwa, cztery razy do roku? Wcale?

Zastanawialiście się kiedyś jak często przeciętny Polak - w porównaniu do mieszkańców innych krajów Europy - wyjeżdża na wakacje? Raz, dwa, cztery razy do roku? Wcale?

 

Ja o tym nie myślę. Nie mam na to czasu.

 

Na pewno każdy z Was, a na pewno choć mała część, wie o czym mówię. Brak czasu na myślenie o pierdołach, jaką chcąc nie chcąc jest dla mnie urlop i odpoczynek jest wręcz absurdalny, jeśli chwilę się nad tym zastanowić. Ja na to jednak też nie mam czasu. Tak się mówi, ale praca, dom, obowiązki, ratowanie świata w weekendy... niby nic, a jakimś cudem pięć lat zleciało jak z bicza strzelił! Jak? Kiedy? Nie mam pojęcia. Po tych właśnie pięciu latach budzisz się z letargu i widzisz, że mąż powoli zaczyna być współlokatorem, którego widujesz jedynie wieczorami znad dokumentów, komputera lub upierdliwym kompanem, który przełącza kanały w telewizorze, podczas gdy Ty masz ochotę wywalić go po prostu przez okno, łaknąc choć odrobiny świętego spokoju. Aż pewnego dnia dowiadujesz się jednak, że MUSISZ w końcu wziąć choć parę dni wolnego, bo zaczynasz przesadzać - bierzesz urlop i koniec no.

 

Jakto, cosiestanęło, coteraz? Ale że urlop? Okej, słyszałam, że ludzie go biorą i wyjeżdżają gdzieś, ale ja? Czym wypełnię pustkę związaną z brakiem pracy? Może to brzmieć śmiesznie, zdaję sobie sprawę, ale naprawdę przeżyłam niemały szok. Na szczęście owy upierdliwy współlokator wziął sprawy w swoje ręce i stwierdził, że naprawdę przyda nam się mała odskocznia od codzienności. Również wziął w pracy kilka dni urlopu i urządził mi wyjazd - niespodziankę. Tutaj znowu nie obyło się bez komplikacji, ponieważ ja wręcz nie znoszę niespodzianek, ale już sam fakt, że jadę na wakacje wprawił mnie w takie osłupienie, że nie miałam sił protestować tak, jak zwykle bym to robiła. 

Jak się w końcu okazało, trafiliśmy do Białej Podlaskiej. Tak, tak, wiem - nie było lepszych miejsc, he he he? Ano były, na pewno były, ale mój mąż, w odróżnieniu do mnie, zachował na szczęście szczątki romantycznej duszy i zabrał mnie do miejsca, w którym się kiedyś poznaliśmy. Super, co nie? 

I tak właśnie było.

c6499e9c97ec82f9171743d68aa199af.jpg

Fot. wikipedia.org

 

Przyjechaliśmy do Orbisu jakoś po południu, nie spieszyliśmy się na drodze - w końcu mamy urlop. Hotel był bardzo przytulny, ale to chyba domena sieci Accor. Tomek zarezerwował dla nas przytulny apartament z minibarkiem, telewizorem i oczywiście Internetem, ale od samego początku obiecaliśmy sobie, że korzystamy jedynie z pierwszego udogodnienia - reszta nie istnieje. Jak powiedzieliśmy tak zrobiliśmy i przez kilka wspaniałych dni po prostu byliśmy. Telefony wyłączone i schowane w szufladzie, a my wysypialiśmy się w wygodnym łóżku, jedliśmy przepyszne rzeczy w hotelowej restauracji - zdrowe i ciepłe, na spokojnie, nie w "locie", czytaliśmy książki, jeździliśmy na nartach i przede wszystkim dużo rozmawialiśmy. Było naprawdę w s p a n i a l e. Niby pięć dni, ale wystarczyło w zupełności, żeby naładować baterie i zrozumieć co naprawdę jest ważne. 

 

Teraz planujemy wyjeżdżać częściej, przystopować trochę z pracą i hamować, kiedy zauważymy, że znowu przeginamy. Niby Bielsko Biała, niby mogliśmy wyjechać gdzieś za granicę, skoro urlop do tej pory zdarzał nam się bardzo rzadko, ale szczerze mówiąc nie zamieniłabym tego Bielska na nic innego - nawet na Aspen (a zawsze bardzo, ale to bardzo chciałam pojechać do Aspen...).