JustPaste.it

Niedzielny felieton - 10 maja 2015

Znalezione obrazy dla zapytania dziennikarz

Jest cisza wyborcza (kolejny absurd w dobie Internetu), w związku z tym o kandydatach ani słowa. Mogę natomiast (chyba?) pisać o manipulacjach, które zawsze mają miejsce przy jakichkolwiek wyborach. I wcale nie mam na myśli kombinacji w lokalach wyborczych, cudownych rozmnożeń kart itp. Manipulacyjne gry toczą się w trójkącie politycy - dziennikarze - sondażownie.

Jeżeli polityk X ma zostać prezydentem, ewentualnie pozostać w pałacu na drugą kadencję, i sondaże dają mu 35%, to śmiało można zakładać, że prawdziwe poparcie oscyluje wokół 25%. Odwrotnie, jeśli kandydat Y głosi poglądy antysystemowe, które biją nie tylko w establishmentowych polityków, ale też w systemowych dziennikarzy, będzie zawsze sekowany przez media głównego nurtu. Jeśli więc jego prawdziwe poparcie to 30%, to sondażownie wskażą 15.

Pamiętam rozmowę, którą prowadziła Monika Olejnik (antywzór obiektywnego dziennikarstwa) z niejakim Olszewskim z PO i jednym z obecnych kandydatów na prezydenta. Był to pokaz pogardy do człowieka, manifestacja szyderstwa i zwykłego chamstwa. Trzeba było widzieć z jakim wyrazem twarzy "dziennikarka" zwracała się do kandydata per "panie radny". Z jaką ogromną radością oboje kpili z przyszłego kandydata, suflując mu, żeby wystartował w wyborach, wygrał i zaczął wdrażać swoje koncepcje. Pycha została ukarana: dzisiaj pewnie polityk i "dziennikarka" plują sobie w twarz, a ja odczuwam satysfakcję, bo rzeczywistość ma swoje przewrotne prawa.

Wzorem "obiektywnego dziennikarstwa" jest także (a może przede wszystkim, bo przerósł już swoją mistrzynię) niejaki Piotr Kraśko z tzw. telewizji publicznej. Ja rozumiem, że dziennikarz może kogoś nie lubić, mieć inne poglądy, mnie jednak uczono, że prawdziwy dziennikarz pyta i słucha, a nie narzuca słuchaczom bądź widzom własnej osoby. Ja uczyłem się zupełnie innego dziennikarstwa, ale to było już dawno. Inne były standardy. Jak to wygląda dziś? Brak obiektywizmu, gwiazdorstwo (niejaki Kraśko aż zachłystuje się z podziwu nad własną elokwencją), brak kultury osobistej (co w tym zawodzie jest szczególnie widoczne), brak wiedzy, pogoń za sensacją (a nieraz jej kreowanie), posługiwanie się w rozmowach z gośćmi wytartymi kliszami, które niczego nie wnoszą w warstwie merytorycznej, pełnią natomiast funkcję zapychaczy. Jeśli dodamy do tego jeszcze niedostatki w posługiwaniu się poprawną polszczyzną, akcentowanie na pierwszą sylabę, nadużywanie żargonu dziennikarskiego, błędy składniowe i frazeologiczne, to będziemy mieli dość ponury obraz polskich pracowników mediów

Paradoksem jest fakt, iż politycy, którzy jeszcze do niedawna wyznaczali te brukowe standardy, dzięki dziennikarzom właśnie, dbają dziś o wizerunek, biegają na kursy mowy ciała, pobierają lekcje u znanych profesorów polonistyki. Wiedzą doskonale, że każda wpadka zostanie przez brać dziennikarską wyszydzona i upowszechniona. Każda taka wpadka to jakże pożądany kawałek padliny dla dziennikarskich hien. Nie przejdzie już "łączenie się w bulu i nadzieji". No tak, ale obecnie najniższe standardy funkcjonują w mediach elektronicznych. I teraz to dziennikarze winni uczyć się od polityków. Można sobie wyobrazić większy absurd?

Pół biedy, kiedy gwiazdy mediów rozmawiają z politykami - nie ma problemu, bo to mniej więcej ten sam format i poziom intelektualny. Tuzy naszych mediów elektronicznych czują się w takim towarzystwie dobrze i bezpiecznie. Jednak czasem trzeba do studia zaprosić jakiegoś profesora lub innego eksperta i zaczyna się problem. Jak sobie radzą wówczas nasze dzielne tuzy? Ano w bardzo prosty sposób: chamstwem i bezczelnością dodają sobie pewności siebie. Młody dziennikarz "pub tv" zadaje znanemu profesorowi pytanie - "co pan na ten temat sądzi, bo według mnie...."Nieznośna maniera polegająca na tym, żeby udowodnić widzom, iż ja też wiem. Pewnie jest to albo wynik kompleksów, albo próba dorównania mistrzyni Olejnik. Podobną manierę zaobserwować można u niejakiego Kraśki, któremu się wydaje, że posiadł wiedzę na każdy możliwy temat i żaden ekspert ani profesor uniwersytetu nie będzie mu wmawiał innych od jego własnych poglądów.

Niezbyt radosne refleksje jak na felieton niedzielny, ale za dwa tygodnie będzie można pisać już o polityce i politykach z imienia i nazwiska. A może napiszę o fenomenie teatru absurdu? Wiem, że można mi zarzucić kalanie własnego gniazda. Jednak o obecnej chwili nie da się już utożsamić dziennikarstwa głównego nurtu, zwłaszcza elektronicznego, z dziennikarstwem społecznym.

PS. Wzorem rzetelnego dziennikarstwa był dla mnie Krzysztof Skowroński. Gdzie on teraz jest? Został po prostu wypluty przez media, bo nie na takie dziennikarstwo i nie na takich dziennikarzy jest zapotrzebowanie.