JustPaste.it

Rozpoczął się sezon letni na wodnych zjeżdżalniach

Rozpoczął się sezon letni, więc i pływacki, w tym basenowy. Latem zeszłego roku wydarzył się wypadek w sopockim Aquaparku - dziewczyna zjechała do pustego basenu, łamiąc nogę.

Rozpoczął się sezon letni, więc i pływacki, w tym basenowy. Latem zeszłego roku wydarzył się wypadek w sopockim Aquaparku - dziewczyna zjechała do pustego basenu, łamiąc nogę.

 

Do zdarzenia doszło rano, tuż po otwarciu obiektu. Jeden z basenów właśnie napełniano wodą. Niektórzy twierdzą, że prowadząca do niego zjeżdżalnia była zamknięta, ale zamknięcie było umowne, bowiem fizycznie nie była zamknięta - świeciło się przy niej rzekomo czerwone światło, „rzekomo”, bowiem (zdaniem innych) paliło się jednak zielone.

Czy atrakcyjne zjeżdżalnie są w tym roku staranniej zabezpieczone przed podobnymi wypadkami? Czy wyciągnięto wnioski z tego wypadku?

Przedstawiciele sopockiej firmy apelują o czytanie regulaminów, choć każdy z nas ma raczej awersję do zapoznawania się z nimi w sytuacji, kiedy z biletem wpadamy do instytucji mającej nam zapewnić bezpieczną i natychmiastową zabawę. Zwykle teksty są długie a dla wielu cudzoziemców i tak niezrozumiałe. Pisane są pod kątem potencjalnej obrony w sądzie przed odpowiedzialnością, nie zaś w autentycznej trosce o obywatela. Coś na wzór umów bankowych, których większość z nas jednak nie czyta, a o fatalnych skutkach owego nieczytania dowiadujemy się w najmniej oczekiwanych momentach, co wprawdzie nie grozi złamaniem kończyny, ale może złamać niejednemu... życiorys.

Tego samego roku, w maju, w tej samej instytucji straciła życie 8-letnia dziewczynka. Jeśli miarą cywilizacji są nie tylko budowle stawiane dla miłego spędzania czasu, ale także wysoki poziom bezpieczeństwa tamże oraz wysokie odszkodowania za błędy popełnione przez osoby odpowiedzialne, to Polska oczywiście nie spełnia takich cywilizacyjnych wymogów - znacznie lepiej wolny czas spędzać na zachód od Odry, bo jeśli już dojdzie do wypadku, co jest mniej prawdopodobne, to jednak przyjaźniej są tam traktowane ofiary lub ich rodziny.

Jeśli nawet było czerwone światło, to zwykły użytkownik zjeżdżalni wie, że nie powinien spływać, bo komuś może wjechać na plecy, natomiast jeśli woda leci w rurze, a od dłuższego czasu nikt nie zjechał, to w końcu ktoś się może zniecierpliwić i czerwień tłumaczyć awarią, zwłaszcza jeśli kupił nietani bilet sprzedany na pełen zakres ofert w porządnej - jak mniema - firmie.

Jeśli woda płynie w rurze, to wygląda to zachęcająco i zaprasza niejako do zjechania. Gdyby woda nie płynęła, to nie dałoby się jechać z oczywistych powodów.

W Polsce to chyba już norma - opłaty za bilety na basen i na autostradę są pobierane, choć nie są w pełni dostępne reklamowane tamże usługi. I tu, i tam, dochodzi do wypadków zarówno z powodu nieostrożności użytkowników, ale także z powodu błędnych oznakowań, przy czym życiem i zdrowiem ryzykują wyłącznie ci pierwsi, zaś drudzy dowodzą, że są niewinni, że teoria Darwina, że wszystko było OK (a przecież nie było), że odszkodowanie się nie należy itp. I nic się nie dzieje, nie wyciągane są twórcze wnioski, a po pewnym czasie dochodzi do kolejnej tragedii.

I na tej zasadzie ludziska giną wchodząc do szybu windy (a tej akurat nie ma za drzwiami), przechodząc zaniedbanym pomostem nad torami (i ktoś wpada przez dziurę na trakcję elektryczną), stając na deklu leżącym na studzienkach (pokrywa jest zbyt małej średnicy).

W takich sytuacjach należy postawić szlaban (i to fizycznie!) przed wejściem do basenowej rury. Po to ludziska odpowiedzialne za bezpieczeństwo obywateli studiują latami zachowanie się tłumu i jednostek w rozmaitych sytuacjach, aby procedury uwzględniały najbardziej niezrozumiałe zachowania użytkowników. To samo na stadionach - drogi ewakuacji w razie pożaru lub zamieszek powinny być starannie dopracowane i wszechstronnie przeanalizowane.

Znane są tzw .polskie żarty (Polish jokes). Jeden z nich to filiżanka do kawy z uchem od wewnątrz. Teraz mamy przypadek lania wody do rury przy jednoczesnym mało wyrazistym zamknięciu ruchu w tejże rurze. Jak można otworzyć basen bez wody i wpuścić tam ludzi?

Inny przypadek - doszło do pogryzienia małego pieska przez dużego. Czytamy, że „Kundelek Nero został zaatakowany przez Rocky’ego, gwiazdę serialu ‘Komisarz Alex’. Wilczur rzucił się na niego i rozszarpał mu brzuch”. Okazało się, że niedosłyszący opiekun pieska wyszedł z nim na spacer - „Dostrzegłem kamery i tłum ludzi, domyśliłem się, że kręcą film. Nagle zobaczyłem, że w naszym kierunku biegnie wilczur. Psisko przebiegło przez jezdnię i rzuciło się na mojego Nero, który był na smyczy. Rocky docisnął go do ziemi i wgryzł się w jego brzuch. Bałem się cokolwiek zrobić, żeby nie zaatakował też mnie. Po chwili z bramy wybiegło trzech mężczyzn, którzy odciągnęli wilczura. Bałem się o Nero. Tak strasznie wył. Wszędzie było pełno krwi, a z brzucha wisiały mu strzępy skóry”. Dlaczego doszło do wypadku, do którego przecież nie musiało dojść? Otóż „Właściciel i jego pies znaleźli się w obrębie planu zdjęciowego i pan pieska był ostrzegany, ale nie wiedzieliśmy, że jest osobą niedosłyszącą, więc było to niefortunne zdarzenie”. Dobrze, że choć filmowcy pokryli koszty leczenia psiaka i tenże przeżył. Ten przykład także dowodzi, że pozornie doskonałe procedury zapewnienia bezpieczeństwa mogą zawieść w niecodziennej sytuacji, a przecież takie wypadki powinny powodować zmiany w procedurach (na lepsze).

Jeśli poważna firma wydaje bilety, to odpowiednio wcześniej powinna zadbać o wlanie do basenu właściwej ilości wody, dzięki czemu uniknięto by irytacji i niezadowolenia oraz - jak tutaj - wypadku i to w parę tygodni po tragicznym utonięciu dziecka, co już budzi podejrzenia, że firma nie wyciągnęła świeżych wniosków. Jeśli nawet było wówczas czerwone światło, a jednak woda się rurą lała, to można było uznać, że jest awaria świateł i że można zjechać, wszak nikt fizycznie nie zagrodził drogi. Jeśli na ulicy czerwone światło formalnie zagradza nam drogę, nic się nie dzieje przez kwadrans, to jedziemy, sądząc, że jest awaria, a tu zonk - wpadamy do wykopanego rowu; wykonawca wykopu dowodzi w sądzie, że przecież było włączone czerwone światło...

Polska to kraj, w którym statystycznie codziennie ginie paru rodaków na przydrożnych drzewach (głównie na zewnętrznych zakrętach), bo ważniejsze są te pożyteczne rośliny, niż mniej - jak można się domyślać - cenieni i pożyteczni ludzie. Można by zastosować „miękkie” krzewy lub siatki amortyzujące, ale cyniczne internetowe uwagi dotyczące darwinizmu mają się u nas dobrze i godzimy się na to, aby kilku z nas codziennie ginęło na drzewach, bo przecież mamy przepisy, regulaminy, konstytucję i mamy je uwzględniać. Nic to, że wielu ginie nie ze swojej winy, ponieważ z przeciwka jedzie mózgowo ułomny albo pijanica lub coś śliskiego wylało się na jezdnię albo zwierzę wybiegło z lasu. I takie typowo polskie rozumowanie mamy też po (w sumie szczęśliwie zakończonym) wypadku na tym basenie.