JustPaste.it

Niesłusznie oskarżony o morderstwo, Lublin. Kolejna ofiara wym. sprawiedliwości

Paweł Mróz (l. 40) prowadził normalne życie na jednym z lubelskich osiedli:  pracował, wychowywał dzieci (ma ich pięcioro, a zatem zajęć nigdy nie było mało), miał wielu dobrych znajomych, pracę, po prostu – żył zwyczajnie, uczciwie i nie wchodząc z nikim w konflikt…Wszystko jednak zmieniło  się w ciągu jednej kwietniowej nocy, pięć lat temu,  kiedy Paweł Mróz (mając wówczas 35 lat) praktycznie z miejsca, w totalnym zaskoczeniu, został zatrzymany przez Policję  pod zarzutami dopuszczenia się czynu, którego nigdy nie popełnił – dowiedział się wtedy tylko tyle, aby lepiej odmówić składania wyjaśnień, że Policja sama ustali najlepiej co się stało, oraz o tym, że sprawcy czynu grozi dożywocie …

Wtedy Paweł w żadnej mierze,  choćby przez moment, nie przypuszczał, iż za sprawcę zostać może uznany właśnie on: przecież to niemożliwe, to byłby absurd, nic nie zrobił… Tymczasem jednak mija już pięć lat i okazuje się,  że wymiar sprawiedliwości dla Pawła okazał się być sprawiedliwy tylko z nazwy…

Dziś zaś, z perspektywy tych pięciu lat, P. Mróz i jego rodzina zastanawia się jak mogło dojść do tego, ażeby bez żadnych dowodów posądzić niewinnego człowieka i  odciąć go od życica, od świata, od rodziny,  wyrokiem kilkunastu lat więzienia. A jednak stało się –  bohater historii dziś ma 40 lat, jego dzieci które gdy go zatrzymywano były tak małe – najmłodsze miały wtedy 10 i 11 lat, a kolejne były w wieku 14, 15 i 16 lat, to już  dzisiaj (jak nagle się okazuje) zdążyły nie wiadomo kiedy niemal zupełnie dorosnąć, że najpiękniejszy czas ich wchodzenia w dojrzałe życie, kończenia szkół, dorastania przebiegł bez ojca; dziś większość z dzieci jest już pełnoletnia,   najstarsze mają już ponad 20 lat, choć i teraz,  najmłodsze z dzieci P. Mroza mają nadal zaledwie 15 i 16 lat….

Jak do tego doszło? Jak mogło stać się tak, że niewinny człowiek odbył już 5 lat niesłusznego wyroku? Przecież nic nie wróżyło nic złego dla P. Mroza  – sprawa rysowała się jako typowy, nieszczęśliwy wypadek… Mianowicie:  w jednym z mieszkań przy ul Kresowej, podczas zakrapianej alkoholem imprezy,  doszło do szarpaniny między Cezarym  Szczęsnym (l. 42, kolegą Pawła) a poszkodowanym Czesławem Sidorem. Typowa sprawa, poszło najprawdopodobniej o dziewczynę, co istotne – z konfliktem tym nie miał nic wspólnego Paweł Mróz, a był on tylko na chwile w mieszkaniu, bo nieopodal mieszka jego ojciec Stanisław Mróz i dobra znajoma … Paweł zresztą nie lubił tego mieszkania, nie było tam światła (już dawno odcięto prąd), a mieszkające tam osoby nadużywały alkoholu i nie bawiono się tam do końca kulturalnie…  Coś jednak skusiło P. Mroza, by odwiedzić  tam m.in. swojego kolegę –  w.w. Cezarego Szczęsnego…  Wszystko to działo się ok. godziny 20, dn. 6 kwietnia 2010 r.

Kiedy w pewnym momencie Cezary Szczęsny poszarpał się z Czesławem Sidorem, nic nie wróżyło dramatu… Ot – dwóch mężczyzn  po krótkiej pyskówce od słów przeszło do czynów, Czesław Szczęsny był mocno pijany, osunął się, nic nie wskazywało na to,  że stało się mu coś złego… Po tym zdarzeniu, ok 20.30,  Paweł Mróz wyszedł z feralnego mieszkania przy ul. Kresowej, a kiedy wrócił tam ok. północy i zastał wszystkich pijanych, jego uwagę zwróciło to, iż Czesław Sidor leży bez ruchu: natychmiast podszedł do niego i bez zastanowienia się wezwał pogotowie… W żadnym razie Paweł Mróz nie szukał winnych tego zdarzenia – pozostali uczestnicy imprezy byli ledwie przytomni od upojenia alkoholem, przyjechała karetka, Policja – Paweł czekał na wszystkich pod blokiem… Paweł będąc zabieranym na Komendę Miejską Policji przy ul Północnej w Lublinie myślał, iż jedyne co go czeka, to przesłuchanie w charakterze świadka – w żadnym razie nie spodziewał się jakichkolwiek  zarzutów  – a już na pewno nie zarzutu zabójstwa. A jednak – granice nieprzewidywalności zostały przekroczone…

Zarzucane Pawłowi Mrozowi  przestępstwo miało polegać na tym, jakoby wspólnie ze swym kolego kolegą – Cezarym Szczęsnym – miał bez żadnego powodu pozbawić życia Czesława Sidora – zarówno Paweł Mróz  jak i jego obrońcy byli spokojni o przyszłość procesu:  P. Mróz wiedział, że był niewinny, nie miałby zresztą żadnego powodu ażeby komukolwiek robić krzywdę, absolutnie żadne dowody go nie obciążały , ba – to przecież  on zadzwonił na nr 112, nie było go w mieszkaniu w momencie, gdy Czesław Sidor stracił przytomność, nie uciekał z miejsca zdarzenia, nie udawał pokrzywdzonego…

Skąd zatem pomysł, ażeby posądzić o cokolwiek Pawła Mroza? Otóż nie wiadomo dlaczego, ale jedna z upojonych alkoholem krytycznej nocy osób –  Elżbieta Kanclerz  (l. 40, mieszkanka feralnego mieszkania przy ul. Kresowej) rzekomo na Policji  zeznała, jakoby to P. Mróz miał zrobić krzywdę Czesławowi Sidorowi wraz z Cezarym Szczęsnym. Pomimo tego, że zeznania te pochodziły od osoby zupełnie pijanej (dzień po zdarzeniu – w dn. 7 kwietnia – Elżbieta Kanclerz , mająca wówczas 35 lat, miała  jeszcze 3 promile alkoholu) i nie korespondowały z żadnym konkretem, a dodatkowo jasnym było, że Elżbieta Kanclerz będzie się bronić kłamstwem  (obawiała się by jej nie posądzono o to, że mogła przyczynić się do zgonu Czesława Sidora, choćby poprzez nieudzielenie mu pomocy), to mimo wszystko  zeznania jej potraktowano poważnie. Co więcej –  mimo braku  jakiegokolwiek potwierdzenia w innych dowodach, to na tych właśnie  zeznaniach oparto wyrok skazujący Pawła Mroza, i to pomimo tego, iż Elżbieta Kanclerz jeszcze przed rozprawą odwołała w całości swoje zeznania, które miała złożyć gdy była zupełnie pijana na Policji na Komendzie Miejskiej przy u Północnej w Lublinie. Powiedziała wprost, że tamte zeznania złożyła będąc zupełnie pijaną, nie wiedząc co robi, ale i  – będąc zmuszoną do tego przez Policjantów – nie mała pojęcia co podpisuje. Elżbieta Kanclerz wyjaśniła, że nawet gdyby była trzeźwa, to nie mogłaby  widzieć zdarzenia, bo w feralnym mieszkaniu nie było nawet światła, co więcej, rzekome duszenie Cz. Sidora nie mogło mieć miejsca tak jak rzekomo opisała to po pijanemu E. Kanclerz, albowiem w tejże szamotaninie nie było miejsca dla drugiego współsprawcy – jedynym bowiem  szarpiącym się z Cz. Sidorem był C. Szczęsny – który zresztą przyznał się do tego, iż szarpał się z poszkodowanym Cz. Sidorem. Wreszcie w spawie nie przeprowadzono żadnych   dowodów, które by potwierdzały wersje E. Kanclerz: i tak, lekarz przybyły na miejsce zdarzenia, ok. godziny 2 nad ranem wskazał, że do zgonu doszło ok. 6 godzin wcześniej, a zatem  ok. godz. 21 –  czyli gdy Pawła Mroza nie było już na miejscu, a było ok. 5 innych osób. Co więcej, nie przeprowadzono badania śladów biologicznych odkrytych na miejscu zdarzenia, ba! – nie przeprowadzono nawet dowodu z odcisków palców Pawła jako rzekomego sprawcy, tudzież śladów np.  spod jego paznokci, z jego odzieży, itp. W końcu nie potwierdziła sprawstwa Pawła Mroza wykonana  sekcja zwłok Cz. Sidora, w wyniku której stwardzono, iż denat posiada obrażenia na plecach, co wskazywałoby, iż był zaatakowany od tyłu przez jednego (potwierdzającego to) sprawcę. Co najbardziej zadziwiające jednak to to, że nie poddano logicznej analizie zeznań pijanego świadka E. Kanclerz, w których to – co zrozumiałe – aż roi się od sprzeczności.  No bo przecież nie mogą polegać na prawdzie zeznania osoby, która z jednej strony oświadcza, iż widziała akt duszenia przez Pawła Mroza obiema rękami  od przodu (przy przytrzymywaniu ofiary przez C. Szczęsnego, który miałby twarzą być zwrócony do poszkodowanego),   a jednocześnie świadek ta rzekomo miała wskazać, iżby Paweł uderzył ją w określony sposób zamachnąwszy się ręką a tyle mocno, iż tej od uderzenia rozcięta została skóra głowy.  Takie spostrzeżenia są porostu wewnętrznie sprzeczne, bowiem niemożliwym jest, że dwóch oprawców jest skierowanych twarzą do ofiary (jednocześnie żaden z nich nie siedzi na niej „okrakiem”), jeden z nich (ten bliższy ofierze) jednocześnie uderza będącą za nim Elżbietę Kanclerz.   Już na pierwszy rzut oka Policja na prędce uwiła jakąś fabułę zdarzenia, by pomóc statystykom. Co istotne, sędzia Sądu Okręgowego w Lublinie – Anna Folwarczna  (przewodnicząca składowi sądzącemu  w sprawie) bez powodu pozwoliła sobie przy orzekaniu pominąć fakt silnego upojenia alkoholowego E. Kanclerz. oraz fakt totalnych niezgodności  pomiędzy jej zeznaniami E. Kanclerz, a opinią z sekcji zwłok (która jedynie  koresponduje z wyjaśnieniami oskarżonych P. Mroza   i C. Szczęsnego  – wszakże wynika z niej iż ofiara ma ślady obrażeń na plecach, oraz obrażenia odpowiadające przytrzymaniu ofiary od tyłu za szyję łokciem przez  napastnika, oraz schwyceniu pod pachą; przy czym tenże napastnik – C. Szczęsny  – do takiego właśnie zachowania przyznał się).  Rzecz w tym, że w.w. sędzia  – Anna Folwarczna, okazała się osobą, która nawet gdy dopuści się oczywistego błędu, nie chce już przyznać się do pomyłki – i to za wszelką cenę, nawet za cenę wymierzenia niesprawiedliwej kary: ważniejszy jest bowiem dla tej sędzi przymiot nieomylności, niż przymiot sędziego sprawiedliwego – wszystko, aby tylko uzyskać awans zawodowy; jednocześnie  nie jest tajemnicą, że wówczas sędzia  Anna Folwarczna starała się o awans do Sądu Apelacyjnego i chciała „wykazać się”  szybkim i konkretnym wyrokowaniem uwiarygadniającym pracę lubelskiej policji,  rzecz tylko w tym, iż u podstaw sprawy legły fałszywe zeznania oraz zmuszanie policjantów, a zatem to „szybkie i konkretne wyrokowanie” nijak miało się do rzeczywistości i sprawiedliwości –  największy jednak problem tkwi w tym, że sędzia  – Anna Folwarczna nie chciała wówczas za wszelką cenę chciał pokazać się jako  sędzia od początku nieomylny (zaś przy pierwszym już etapie procesu – oparłszy się na zeznaniach pijanej E. Kanclerz – przesądziła o winie Pawła Mroza). W ten oto sposób – na kanwie nierzetelnych dowodów, a przede wszystkim – na kanwie pychy sędzi Anny Folwarcznej –  zapadł wyrok skazujący Pawła za zabójstwo. 

Jak mogło się to stać? Przecież wydawało by się iż tak wyrok zostanie zmieniony przez Sąd Odwoławczy... Ale nie – nic bardziej mylnego: wyrok sędzi A. Folwarcznej  zapadł po prostu w oparciu o zeznania jednej pijanej osoby, która jak tylko wytrzeźwiała, to  zrobiła wszystko by naprawić to, jednocześnie policja wykorzystała jej stan do podpisania dowolnych zeznań, które niewątpliwie sprzyjały „wyrobieniu” statystyki… – w takim stanie rzeczy zmiana wyroku przez sędziów sądu odwoławczego skompromitowała by ich zawodową koleżankę, a przecież jasnym jest, iż sędziowie sądów funkcjonują w totalnej solidarności…

Pomimo że P. Mróz przecierał oczy ze zdumienia, jak łatwo można kogoś bez dowodów posądzić w procesie który dotykał granic absurdu, to jednak nie tracił nadziei – przestał słuchać wskazówek, ażeby lepiej milczeć, zaczął zwracać uwagę sądu na absurd oskarżenia, w obronie P. Mroza stanęła rzesza świadków, w tym ci, którzy potwierdzili, że nie było go w momencie zgonu Cz. Sidora na miejscu zbrodni. Na nic jednak zdały się przekonywania – dla sądu ważniejsza była obrona organów przed posądzeniem o oparcie i ukierunkowanie śledztwa zaledwie na zeznaniach pijanego świadka, który nie mógł wiedzieć co podpisuje.

 

Niestety – w co Paweł Mróz  nie może uwierzyć do dziś – sędzi Anny Folwarczna skazała go na piętnaście lat pozbawienia wolności, a sądy odwoławczy nie chcąc pogrążyć zawodowej koleżanki utrzymał wyrok w mocy uznając apelacje za rzekomo „oczywiście bezzasadną” . Paweł Mróz był w szoku…. Wreszcie  postanowił zawiadomić organy ścigania o tym, że zeznania złożone przez Elżbietę Kanclerz feralnej nocy były nieprawdziwe, abstrahując już od tego, że była ona zupełnie pijana. Szeroko uargumentował swoje zarzuty co do prawdziwości zeznań złożonych przez E. Kanclerz zaraz po krytycznej nocy z 6 na 7 kwietnia 2010 r.  –  na skutek tego zawiadomienia przybyła do Zakładu Karnego śledcza (asp. Sylwia Pyszko z Komisariatu II Policji), która  z uwagą (jak się wówczas zdawało)  wysłuchała Pawła, który tym razem był zawiadamiającym o przestępstwie.

 

Mimo tego,  iż śledcza S. Pyszko przyznała, iż rzeczywiście zarzuty P. Mroza mają dla niej sens, to jednak nadrzędny prokurator (prok. Ewa Ognik z Prokuratury Rejonowej Lublin–Północ) nie wszczął   postępowania, wskazując, iż E. Kanclerz zeznając zaraz po feralnym zdarzeniu – zeznała szczerą prawdę Postanowienie o odmowie wydano zaledwie po 30 minutach od przesłuchania Pawła. Oczywiście P. Mróz zaskarżył odmowę wszczęcia postepowania przed Sąd w Lublinie.  I tu Pawłowi  – zanim odbyła się rozprawa w przedmiocie zażalenia   – przyszedł z pomocą  przedziwny, szczęśliwy zbieg okoliczności. Oto okazało się, że Prokuratura Rejonowa w Lublinie z własnej inicjatywy w międzyczasie wszczęła dochodzenie w przedmiocie tego, czy Elżbieta Kanclerz  zeznając na rozprawach sądowych jako świadek w procesie P. Mroza zeznawała    fałszywie – i oto okazuję się, iż to wszczęte przez prokuraturę postepowanie zakończyło się konkluzją, iż E. Kanclerz zeznawała prawdę będąc przesłuchiwaną przez Sąd w Lublinie na rozprawie; co istotne: na rozprawie Kanclerz zawsze mówiła, iż Paweł jest niewinny, i że jej zeznania złożone wcześniej wobec policji polegają na nieprawdzie. Cóż za ratunek Opatrzności – pomyślał wówczas P. Mróz: mam prawomocne ostanowienie, że Kanclerz mówiła prawdę w Sądzie, a nie na Komendzie Policji. Z takim podbudowaniem Paweł został doprowadzony na rozprawę rozstrzygającą jego zażalenie, na odmowę wszczęcia postepowania w przedmiocie nieprawdziwości zeznań  Elżbiety złożonych na komendzie. Na rozprawie szeroko wyjaśniono, że skoro prokurator badając czy Kanclerz na rozprawie mówiła prawdę stwierdził, iż rzeczywiście wówczas mówiła szczerze – to znaczy to, iż diametralnie odmienne od tychże zeznań, oświadczenia pijanej Elżbiety Kanclerz złożone na Policji nie mogły być prawdziwe.  

I tutaj wymiar sprawiedliwości okazał się być znowuż zaskakująco oderwany od orzekania w prawidłach logiki – pomimo tego, że Paweł miał w ręku postanowienie wprost mówiące iż Elżbieta Kanclerz mówiła prawdę, wtedy, kiedy zaprzeczała swym zeznaniom na Policji (gdy to po pijanemu obciążyła Pawła – to i tak Sąd ten nie uwzględnił zażalenia Pawła.  Przecież wydawało się, że sprawa jest dla Pawła wygrana  – znowuż jednak Sąd totalnie zaskoczył wszystkich. W żaden sposób nie ustosunkował się do przedkładanego postanowienia i bez najmniejszej logicznej przyczyn odmówił racji Pawłowi.

Cóż teraz pozostaje Pawłowi?   Minęło właśnie 5 lat odkąd Paweł Mróz niesłusznie odbywa karę. Postało jeszcze 10 długich lat. Jeżeli Pawłowi nie uda się wyjść wcześniej, jego dzieci będą w momencie opuszczania przezeń Zakładu Karnego w takim wieku, w jakim o był gdy bez przyczyn trafił do więzienia.

 

Dziś Paweł  ma 40 lat. Jeżeli wymiar sprawiedliwości nadal będzie głuchy na zasady słuszności, wyjdzie  z ZK  być może gdy będzie mieć już wnuki, oraz prawie 60 lat życia za sobą..

 

Istnieje kilka rozwiązań prawnych, z których skorzystać mógłby Paweł – co z tego jednak, jeżeli sądy i tak w zupełności lekceważą takie osoby jak on? Przecież jak widać nawet najlepsze dowody są jakby bez znaczenia dla sądu. Nawet najbardziej logiczna argumentacja jest dla sądu mniej warta niż zupełnie bezsensowne materiały dowodowe sparwy sprzed pięciu lat.

 

Czy naprawdę Pawłowi nie zostało już nic innego jak tylko czekanie, aż kolejne 2/3 z wymiernej mu niesłusznie kary upinał, w imię nieprawdy? w imię niesprawiedliwości?

 

Paweł mimo wszystko cały czas ma nadzieję. Wierzy że wygra prawda, która już niemal raz przedarła się do wyroku, prawda, która zawsze jest pierwszą rzeczą na którą winien zwrócić uwagę sąd, nim wymierzy sprawiedliwość.

 

 

Licencja: Creative Commons