JustPaste.it

Pamiętniki z Hajfy 41

Kolejna część zapisków Dany Keren w języku polskim , bez korrektury, bez lektoratu i bez poprawek.Pani Dany pochodzi z Polski.

Kolejna część zapisków Dany Keren w języku polskim , bez korrektury, bez lektoratu i bez poprawek.Pani Dany pochodzi z Polski.

 

41ab797045572f487322c71612e06d4c.jpg

Kolejna część zapisków Dany Keren, która mieszkała w Izraelu w latach sześćdziesiątych, potem wyjechała do Kanady i kilka lat temu zrobiła ponownie aliję do Izraela.

W tę ortografię trzeba się wczuć..


Rewolucje takie i owakie, no i owakie sprawy

Owaka sprawa to byla tamta sprawa. Zaczela sie 5 lat temu (I am not kidding you). Przyjechalam wtedy na stale do Izraela i wynajelam mieszkanie. Nie chcialam kupowac zadnych mebli, bo wiedzialam, ze predzej czy pozniej kupie wlasna chatke. Od kolezanki kupilam lozko, ktore udawalo kanape. No, ale trzeba ja bylo jakos doprawic, zeby mozna na niej bylo siedziec a nie lezec. Ja sobie zamowilam walek z gabki w Ussufija. Sami mi go zrobil i przywiozl do samego mieszkania. Niestety wciaz jeszcze sie lezalo, zamiast siedziec na tym lozku, ktore udawalo kanape. Pewna Pani (PP) zaofiarowala mi jeszcze jeden walek, ktory musialam zszyc i obszyc innym, wciaz jeeszcze ohydnym materialem, ktory chociazby byl w mojej teczy kolorow. Z calym ustrojstwem przeprowadzilam sie do mojej wlasnej chatki, i te walki, doprawione jeszcze poduszkami – dzialaly jakos, mniej lub wiecej. No, ale juz ostatni w moim zyciu remont sie skonczyl, Muhammad i jego ekipa odeszli. Potem wrocili, zeby zrobic poprawki, a teraz ja poprawiam te poprawki. Teraz nadszedl czas kupic nowa kanape, ktora niczego nie udaje, tylko jest uczciwa kanapa. Jestem dziewczynka z dobrego domu, wiec jestem uprzejma i nie zapominam obietnic. Zadzwonilam do kolezanki od lozka – ona go nie chciala spowrotem. Oddalam mlodej parze rosyjskich olim, ktorzy dopiero co zwolnili sie z wojska. Zadzwonilam do Pewnej Pani (PP)i od walka – OJOJOJOJ!!! – najpierw ona go nie potrzebuje, po krotkich wahaniach jednak chce spowrotem. Ale z odebraniem/dostawa juz sie robi plonter i problem i tamta sprawa. Pewna Pani (PP) dostaje wscieklizny, i zaczyna na mnie wrzeszczec i rzucac obelgami. Ja mam takie dziwne uszy, ze jak ktos wrzeszczy to ja nic nie slysze. Wiec odlozylam sluchawke, a walek poszedl do innej potrzebujacej osoby. Dzisiaj czesc druga i ostatnia tamtej sprawy. Pewna Pani (PP) dzwoni poraz drugi i zlowieszczym tonem stwierdza: mam nadzieje, ze nie wyrzucilas walka! Ja: nie, nie wyrzucilam, oddalam. Ona: podniesionym tonem: komu oddalas? Ja: potrzebujacej osobie, ona: (ton sie podnosi o jeszcze jeden stopien) jezely ty mi nie oddasz walka, to ja ci nie bede zazdroscic! Ja: o? Ona: wszystkim opowiem co zrobilas, nawet do Plotkies podam – z kazdym slowem ton sie podnosi i akurat przy slowie “Plotkies”, jak juz dotarl do wrzasku – kliknelam na czerwony guziczek w ajajajfonie i zablokowalam numer Pewnej Pani (PP). Jezeli ktos z Was zaglada czasami do Plotkies, to blagam, wyslijcie mi wiadomosc o kryminalnej sprawie starego, uzywanego walka, ktory juz w moim posiadaniu byl przez 5 lat. Niech i ja sie usmieje :)

 

Yom ha-Shoa to nastepna tamta sprawa. Byl ciezkim dniem, szczegolnie psychicznie. Po rozstaniu sie z moja ocalona przyjaciolka poszlam na Merkaz Carmel zeby kupic cosniecos. Juz bylam zbyt zmeczona, zeby jechac autobusem, wiec wsiadlam do taksowki. Taksowkarz byl ponury. Westchnelam i powiedzialam: ciezki dzien. Bardzo ciezki, odpowiada taksowkarz. Moj ojciec ocalal ale cala jego rodzina zostala zamordowana, wywieziona do Auschwitz. Taksowkarz ani nie wygladal na aszkenaza ani nie brzmial jak aszkenazi. Wywiezli ich z Saloniki, mowi taksowkarz. Zeton, ze tak powiem, dotarl do celu. Powiedzialam mu, ze Petach Tikvie jest centrum kultury Zydow z Saloniki i opowiedzialam mu co tam jest. On byl bardzo impresniety. I mowi mi, ze on zna Grekow, ktorzy sie pobrali z Polaniyot. Pewnie, mowie mu, przeciez po wojnie, w czasie wojny domowej w Grecji, setki greckich dziecki bylo wyslanych do Polski. Ale taksowkarz mowil o dzisiejszych czasach i pewnie sie domyslil, ze ja jestem Polanija, wiec mi opowiedzial ten wielki sekret greckiej gminy: slub z Polanija.

 

Jak juz dotarlam do mieszkania to zrobilam sobie kubek zielonej herbaty z cytryna, usiadlam sobie w fotelu i wylalam cala herbate na podloge i kartony pelne zapakowanych ksiazek.

 

Na drugi dzien byl piatek, wiec musialam jechac znowu na sama Gore Karmel kupic gazete i pare rzeczy. Gazeta zawierala (jak co roku) flage Izraela, zebym miala co wywiesic w Dzien Niepodleglosci. To jest b. madra gazeta. Weszlam potem do Supermarketu, zakupilam pare rzeczy i ide dalej ogladac co daja. Rzeznik opowiada kazdemu, ktory chce sluchac, ze trzeba rano albo wieczorem albo i rano i wieczorem, wypic nastepujacy koktail: troche cytryny, troche pomaranczy, jagody czarne, jagody czerwone, wszystko do miksera i wypic. A potem to czlowiek jest zdrowy, oj jaki zdrowy! I jako rzeznik on mi mowi, ze powinnam jesc krowie mieso, bo jest mniej tluste niz kura. To dobrze, ze juz wiem. Ide do kasy (bez skladnikow na zdrowotny koktail). Moja kasjerka zaczyna mi sie zwierzac. Ona ma dosyc gotowania, codziennie gotowac?! Ona juz nie chce. Zrobila jedzenie dla jednego dziecka, rowniez dla drugiego dziecka i powiedziala mezowi, ze ugotowala tylko dla dzieci, a on niech sobie sam poradzi. Tak jest!!!! Strajk gotowania. Ja tez to kiedys zrobilam, i to mi bardzo dobrze na dusze podzialalo. Czas potelepac sie do domu. W Haifie jest jakas rewolucja w autobusach i stacjach autobusowych. To jest zlowroga akcja przeciwko krotkim ludziom. Nowe autobusy maja same przeszkody. Trzeba sie wspinac na krzeslo i to bez trzymania sie czegokolwiek. I to po tym jak zburzono nam wszystkie wygodne stacje autobusowe i zamieniono na przepiekne stacje, gdzie jest waziutka metalowa laweczka, na ktorej sie miesci dokladnie 2.5 czlowieka ale tylko jedna polowa tylka. No wiec, wysiedzialam swoje na tej waziutkiej metalowej laweczce (ktos mi dal usiasc, jako, ze juz nie mamy 5 wygodnych krzeselek). Potem sie wdrapalam na to krzeslo w autobusie, ktore udaje gore i padlam na czlowieka jak autobus ruszyl zanim ja skonczylam sie wspinac. Mlody czlowiek sie cieszy, ze ja bede sluchac tego, co on ma do powiedzenia. On ma syna, ktory w ciagu najblizszego tygodnia musi zdecydowac, czy przyjmie oferte wojska. Juz jest po egzaminach. Ktos wiedzial, ze do wojska trzeba zdawac egzamin??!! W kazdym razie moj autobusowy sasiad stwierdzil bardzo stanowczo, ze jezeli syn zechce pojsc do jednostki bojowej, to on mu nie podpisze pozwolenia – bo to jest jego jedyne dziecko. A jaka jest oferta wojska, ja sie pytam? Logistyka. No, wiec to jest przeciez ok, to nie jest praca w jednostce bojowej, choc b. wazna praca? Zgodzil sie laskawie. Pokazuje mi na reku bransoletke szpitalna – widzisz? Stale ja nosze, to mi daje rozne przywileje. Dostalem ja od szpitala Rotschild – bylem tam dwa tygodnie, na oddziale neurologicznym. Aha, teraz juz rozumiem dlaczego on ma tamto gadane. Okazuje sie, ze on jest w mojej Kasie Chorych i Nieszczesliwych i mowie mu, ze ja ide do mojej kasy na piechote, a wracam autobusem. Co? – chcesz oszczedzic 3.5 szakali? Odpowiadam mu, ze chodzic to zdrowie. Zlapal moja reka i ja pocalowal (ze niby uslyszal sama madrosc zyciowa). Pytam sie go, czy on jest Polani, bo raczke caluje. On odpowiada: Der szwarcer red yidish (czyli: Czarnuch mowi po zydowsku) No to sie usmialam. Potem juz musialam wysiasc, na co on zaczal glosno protestowac: myslalem, ze jedziesz az do Kasy Chorych i NIeszczesliwych! – niestety, dzisiaj tylko do domu.

Wsiadam do autobusu na nastepna autobusowa przygode a tu nagle widze, ze kierownik cos nie tak. Dokad chcesz jechac, pytam sie kierownika. On jest nowy, nie jest pewien swojej trasy, czy ja mu moge pomoc. No, zeby mnie tak Bozia chochla od zupy trzasnela. Ja zaczelam mu tlumaczyc jak dojechac do Putina. A jakze inaczej, ja kieruje kierowca. Ja, Kwantum Oryentatsye meivin. Jakos jednak dojechalismy. Widocznie chochla od zupy pomogla.

 

Poszlam na poczte, zeby odebrac Pokoj Hitlera, ktory mi przyslala siostrzyczka. Podchodzi jakis facet, a pracownik poczty mowi do mnie z okienka: to jest byly pomocnik burmistrza w biurze merostwa. O, tak?!?!?!?! No, to ja mam pretensje i wymagania! Ja chce, nowa ulice i nowy chodnik. Co to za zwyczaje, zeby starych staruszkow i jeszcze starszych starych staruszkow meczyc? Nie mozna chodzic na chodniku, bo samochody sobie bezczelnie parkuja na chodniku. Prosze mi tu natychmiast naprawic moja ulice! Byly pomocnik burmistrza twierdzi, ze nasza ulica juz jest w planie, na rok 2016. Narazie zbudowalismy stadion Sami Ofer. Czy ja potrzebuje stadion Sami Ofer?! Co mnie obchodza sporty?! Z jakiegos, blizej mi nieznanego powodu, i pracownik pocztowy i byly pomocnik burmistrza, smieja sie przez caly czas tej waznej rozmowy. A przeciez ja mowie!!!!! Czy mam Ci zaplacic lapowke? Nie wolno. Ale lapowke od Sami Ofer wzieliscie, eh? To nie lapowka, on zaplacil za stadion. Ja chce ulice! Nie jakis tam kretynski stadion. Pracownik poczty mowi mi, ze byly pomocnik burmistrza lubi rozmawiac z mlodymi paniami. A ja co, posiekany pasztet? Ja mam 26 lat. Czlowiek ma zdumienie w oczach. Wiec dodaje: + 50 lat doswiadczenia. Ooooooh, to naprawde jestes w dostojnym wieku. Zebym ja sie kiedys nauczyla liczyc, to bym wiedziala ile lat doswiadczenia dodac.

Ide na przystanek z Hitlerem bezpiecznie w torbie. Plecy mnie bolaly, wiec zaproponowalam dwom paniom, zeby sie troche scisnely, to wszystkie trzy bedziemy mialy miejsce. Ostatnia na laweczce pani wstaje i mowi: ja jestem lekka, moge postac. Nie taka lekka jak Wy, ale lekka, szczegolnie na duszy. Pani ma troche rozwiany wlos, krotkie rekawy ale zaczyna nam opowiadac o modlitwach, ktore Bog nakazuje: Shacharit, poranna modlitwa jest zmawiana jak slonce ledwo zaczelo wschodzic, jest rosa w powietrzu i swiat wyglada bardzo delikatnie.Potem mincha – nie zmawia sie jej w poludnie. Trzeba przyjsc z pracy do domu, pocalowac zone i dopiero wtedy sie zmawia mincha. A trzecia modlitwe, maariv, zmawia sie jak slonce zaczyna zachodzic, i niebo wyglada bardzo dostojnie, pelne kolorow i bogactwa narodu. A ja sie zastanawiam, gdzie jeszcze na swiecie mozna dostac lekcje religii na przystanku autobusowym? Ja sie tylko pytam. Przyjechal moj autobus, podziekowalam pani z calego serca i zniklam. Ale lekcji nie zapomnialam.

Czlowiek na przystanku na Samej Gorze Karmel pracuje w Zoo z autystycznymi dziecmi. – i opowiada mi o swoim zyciu. On mieszka w Krayot (to takie przedmiescia Haify, ktora udaje metropolie ale jest peryferia). W kazdym razie juz odszedl na emeryture ale bardzo chcial dalej pracowac. Chcial koniecznie pracowac na zewnatrz, na swiezutkim haifskim powietrzu. No i, za pomoca protekcji (ma sie rozumiec), dostal najlepsza prace na swiecie. Pracuje w ogrodzie zoologicznym na Samej Gorze Karmel. Tam jest taki kacik, zarezerwowany dla terapii poprzez glaskanie zwierzat (petting zoo). I tam wlasnie on robi terapie autystycznym dzieciom. Czlowiek i tak sie usmiechal, ale przy wzmiance dzieci wprost rozpromienil sie. Jego wnuki, ktore on uwielbia, bardzo lubia przychodzic do jego pracy w zoo i on to tez bardzo lubi. On kocha swoich synow i synowe, on kocha swoja zone, on po prostu kocha.

Wizyta u dr. M. Dr. M, to nie to samo co Dr. Who, tylko prawdziwy doktorek. Tego dnia zaplanowalam sobie pojsc do banku, nie moja filia, ale ten sam bank – w poblizu doktora. Bank przyjmuje do 13:30 a doktor przyjmuje od 16:00. Wchodze do banku, troche czekam, podchodze do okienka i przedstawiam moja sprawe. Urzedniczka wszystko sprawdza, po czym mi mowi, ze ona niczego nie moze zalatwic, bo to nie moja filia. Teraz mam troche czasu. Ide zjesc lunch. To nie zajelo tak duzo czasu. Wiec poszlam ogladac wygodne buty i kupilam jedna pare. Chyba wroce do nich i kupie jeszcze jedna pare, bo sa naprawde wygodne. No i wciaz jeszcze mam duzo czasu, Ide do supermarkietu i kupuje kilka rzeczy, nie ciezkich. Potem juz nie mam co robic, wiec ide do doktora. Jak juz prawie doszlam nagle mialam olsniewajaca mysl, ze tak naprawde, to moglam ta sprawe z doktorem zalatwic przez komputer. No coz, za pozno, to se ne wrati. Mam ksiazke, wiec zaczelam czytac, i zasnelam w fotelu. Przyszedl doktor, obudzil mnie i mowi, wejdz zanim przyjdzie pierwsza osoba to zalatwimy sprawe. Jak sie czujesz? Fspaniale, odpowiadam. Po co przyszlas? Dr. W poprosil o badania po pol roku. Po to nie musialas przyjsc – wiem, wiem, ale sie zorientowalam za pozno. On mi drukuje skerowanie na badania. Potem on sie znowu pyta: jak sie czujesz? – oprocz jednego palca u dloni to nic mnie nie boli. Aha, odpowiada Dr. M. Pokaz ten palec. Ja mu podaje moj szanowny paluszek. To jest wirusowa kurzajka. Juz mialas kiedys, a wirusy wracaja. Ale Ty to wiedzialas, sprawdzasz mnie? Zdales egzamin, ja mu mowie. Wyslalam Ci wszystkich moich przyjaciol, opowiadam mu. ????, no, wyslalam Ci A., H, i S. Hmmm, masz dobrych przyjaciol. Tak, ja znaju.

Mialam remont, taki ostatni w zyciu. Jedna czesc remontu byla na zewnatrz, w zwiazku z czym mial przyjechac dzwig. Jako, ze tutaj samochody stoja sobie gdzie chca a nikt ich nie sprawdza ani nie wygania – o malo co byl problem. Musialam zadzwonic na policje, podac im numery samochodow, ktore mialy sie ulotnic a oni mieli znalezc wlascicieli i kazac im sie ulotnic. Ale najpierw przyjechal policjant sprawdzic o czym wogole mowa. Dzwoni moj telefon, mowi policja, szoter Azulai – tak mniej wiecej. Nie potrafia znalezc numeru ul. 13. Mam zejsc na dol. Zeszlam, oni stoja o dwa domy dalej bo nie potrafia liczyc. Pomachalam im rekoma i dojechali do mnie. Wychodzi policjant, ma chyba 100 lat, i mowi soczystym aszkenazyjskim akcentem. Przy okazji spodobalam mu sie. Najpierw obmowilismy sprawe, i on zadzwonil gdzies tam i podali mu adresy i numery telefonow wlascicieli-zbrodniarzy ulicznych. Potem on, wymachujac przy tym stale rekoma, mowi jaka to ja fajna i podchodzi mnie po przyjacielsku objac. Ale poprzedza to zdaniem: “zeby tylko nie powiedzieli, ze ja molestuje”! No to sie usmiechnelam, pozwolilam sie objac, i mu odpowiedzialam: zeby nie powiedzieli! No, jak tak, to poprosil o pozwolenie ucalowania mnie w policzek. Co sie usmialam, to moje. On prosi o pozwolenie, wiec to nie jest, ma sie rozumiec, molestowanie. Ale serio, czyli zartobliwie – to wszystko sie odbylo w tzw. “zyczliwym duchu”. Po czym samochod policyjny odjechal, wlasciciele samochodow sie zjawili, nie rozumieli o co chodzi?!?!?!?!? – jak to policja do nich dzwoni i kaze im sie zmywac?!?!?!?! Oni sa w szoku. Ja mowie: ma przyjechac “manof”. Manof?, czto eto manof???? – okazuje sie, ze to…..kran. Niech bedzie, niech juz tylko odjada. Ile wrzaskow przy tym bylo, o jejku, jejku. W koncu zrobili miejsce dla mojego kranu i wszystko sie zakonczylo prelestno.

Mialam znowu jeden z tamtych dni. Zaczelam od sklepu, w ktorym sie oprawia obrazy. Przynioslam zdjecie morza i postanowilismy razem co za ramka itd. Nastepny cel, apteka Kasy Chorych i Nieszczesliwych. Podaje recepte i dostaje rachunek, zdebialam. Po 4-ech odmowach w koncu dostalam znizke. Uau, nie ma to jak list od lekarza. Poczta to moj drugi dom, wiec juz poszlam tam tez. Szczegolnie, ze mialam cos wyslac do szanownego synka. Normalnie to ja tam chodze aby odebrac paczki. Niestety moja paczka do nadania byla za mala, zeby ja wyslac z okienka, gdzie odbieram paczki. Musialam wziac numerek do zwyklego okienka. Okienek jest pelno, ale tylko dwa dzialaja. Reszta pracownikow pocztowych organizuje sobie rozmowy, kawusie, ciasteczka, i cholera wie co jeszcze. Poczta jest przepelniona. Pani, ktora siedziala kolo mnie, mowi: rok temu bylo o wiele lepiej, rok temu tak nie bylo. To mnie natychmiast zdopingowalo do akcji. Zaczelam sie domagac, glosno i stanowczo, zeby pracownicy pocztowi pracowali dla klientow. Jak nie bylo reakcji, postanowilam zrobic rewolucje. I zaczelam glosno i stanowczo deklarowac, ze urzadzam strajk klientow, ktorzy nie chca tyle czekac. Moja rewolucja podzialala, i natychmiast otworzyly sie jeszcze 4 okienka do przyjmowania zywych denatow. Nadeszla moja kolejka, urzedniczka zbesztala mnie, ze posylam w uzywanym opakowaniu, ze to do mnie wroci, bla, bla, bla. Powiedzialam jej, przyklej naklejke. OK. Potem sie okazalo (co bylo dla mnie z gory jasne), ze moja paczka bedzie wsadzona do koperty, wiec to cale besztanie bylo stam, czyli nadaremne. Zaplacilam jakas fortune, i paczka juz dotarla do poczty w Kanadzie. Jeszcze dwa dni, i nawet synek dostanie obiecanki cacanki.

Dzis przypomnieli nam, ze wojna jest za rogiem, syreny wyly, dzieci biegly do schronow. Wczoraj samoloty wariowaly nad moim domem. Dzis opowiedzieli, ze ktos zbombardowal cos na granicy syryjsko-libanskiej. Nikt sie nie przyznaje, a Hizballah myli sie w zeznaniach. Nie szkodzi. My wiemy, my tez wiemy czego sie doczekamy. Izraelczycy (ci dorosli) nie zwracaja uwagi na zadne syreny. Sa tacy, ktorzy w ogole nie sluchaja zadnych wiadomosci, bo po co. Life is good. Life is beautiful.

 

Danka

 

Autor: Dany Keren

Licencja: Domena publiczna