JustPaste.it

Andrzej Koraszewski:Polska w chórze łajdaków.

Andrzej Koraszewski to były dziennikarz BBC (także wiceszef polskiej sekcji) i współpracownik paryskiej “Kultury”.

Andrzej Koraszewski to były dziennikarz BBC (także wiceszef polskiej sekcji) i współpracownik paryskiej “Kultury”.

 

 

9e698c96369d0b5a42933b5f3aa6e35a.jpg

W czasach Erazma listy zazwyczaj wysyłano przez zaufanych znajomych. Efekt był zabawny, bo ciekawy list czasami szybciej trafiał do drukarza niż do adresata. Wysiłek i wydłużony czas przekazywania informacji zmuszał do obszernego przedstawienia sprawy, korespondencyjna rozmowa była autentyczną rozmową. Dziś szybkość elektronicznego przekazu zmienił list w telegram. List dociera z Dobrzynia do Indii, Sydney czy Chicago w ułamek sekundy. W ciągu pięciu minut mogę wymienić kilka listów z człowiekiem mieszkającym na drugim końcu świata. Czujemy się zupełnie dobrze z ograniczoną ilością znaków.

Kazimierz Brandys opatrzył swoje „Listy do Pani Z.” podtytułem „Wspomnienia z teraźniejszości”. Piszemy dla innych. „Przygody – pisze Brandys – zdarzają się tylko w teraźniejszości, ich cechą musi być ryzyko. Nie ma ryzyka wspomnień.” O jakim ryzyku mowa? Kiedy zwracamy się do drugiego, konkretnego człowieka ryzykujemy, że nasz przekaz nie będzie zrozumiały. Bierzemy poprawkę na zainteresowania, wiedzę, osobowość.

Czy zauważyła Pani, że to samo zdarzenie relacjonujemy inaczej w zależności od naszego rozmówcy? To oczywiste. W komunikacji niebywałą rolę odgrywają skróty myślowe. Wiemy komu i czego nie musimy mówić. Czasem te założenia, że nasz rozmówca wie i rozumie, okazują się fałszywe. Jednak bez skrótów myślowych życie byłoby nie do zniesienia. Opowiadalibyśmy wszystkim wszystko od Adama i Ewy. Kiedy słucham dyskusji dwóch fizyków atomowych, siedzę jak na tureckim kazaniu, ale po latach śledzenia tureckiej prasy, słuchając tureckiego kazania jestem w stanie powiązać je z polityką partii prezydenta Erdogana.

Konwencja listu odpowiada mi bardziej niż konwencja przemówienia o stanie państwa. Może dlatego, że lubię ludzi, a może również dlatego, że widzę śmieszność samozwańczych doradców księcia. W listach jest jakieś ludzkie ciepło. Piszemy, bo ten drugi człowiek nas obchodzi, chcemy się z nim podzielić naszymi myślami.

Czy pamięta Pani mój list, w którym pytałem, czy lubi Pani Kanadę? Opisywałem w nim mój list otwarty do naszego Ministra Spraw Zagranicznych. Interesująca sprawa potępienia Izraela za niedostateczną troskę o zdrowie ludności arabskiej. Jak pisałem, chciałem się dowiedzieć od mojego Ministra Spraw Zagranicznych, dlaczego mój kraj uczestniczy w tej szopce i dlaczego w moim imieniu podejmuje się rezolucje proponowane przez kraje systematycznie popełniające zbrodnie ludobójstwa. Kanada nie chciała w tej szopce uczestniczyć. Po tym liście wielu czytelników zapewniało mnie, że nigdy nie dostanę odpowiedzi. Miałem inne zdanie. Prawo administracyjne zobowiązuje urzędy do odpowiadania na listy obywateli. Nie zdziwiłem się, kiedy po upływie miesiąca pani listonosz wręczyła mi list z Ministerstwa. W imieniu Ministra odpowiadał pan Dariusz Mańczyk z Departamentu Narodów Zjednoczonych i Praw Człowieka. List obszerny na całą stronę maszynopisu z załącznikiem.

Pan Mańczyk pisze w pierwszym akapicie, że odpowiada na mój list dotyczący „głosowania na forum Zgromadzenia Światowej Organizacji Zdrowia dotyczącego łamania przez Izrael prawa do opieki zdrowotnej…” Zastanowiłem się, czy przedstawiciel mojego kraju samodzielnie sprawdzał, czy Izrael coś na tym polu łamie, czy też raczej dokonuje cudów, żeby dostarczyć najlepszej możliwej opieki medycznej wszystkim swoim mieszkańcom bez względu na pochodzenie etniczne, wyznanie, obywatelstwo? Autor listu wyjaśnia, że „stanowisko Polski zostało uzgodnione w gronie państw unijnych”, czyli głosowaliśmy kupą, nie próbując się zastanawiać, czy warto mieć własne zdanie w tej kwestii. Zapewnia mnie pan Mańczyk, że to wspólne stanowisko oparte zostało na przesłankach merytorycznych, nie zaś politycznych i że ocena dostępu do opieki zdrowotnej w Izraelu została sformułowana nie na podstawie prezentacji strony palestyńskiej czy syryjskiej, ale w oparciu o raporty Światowej Organizacji Zdrowia i niezależnej misji obserwacyjnej oraz agencji Narodów Zjednoczonych ds. Pomocy Uchodźcom Palestyńskim na Bliskim Wschodzie (UNRWA).

 

Czy sądzi Pani, że mieszkańcy okupowanego Golanu mają gorszy dostęp do opieki zdrowotnej niż mieszkańcy Białegostoku? Mamy w Polsce kilka problemów z tym dostępem. Ciekawe jest to przeniesienie skarg syryjskich i palestyńskich na dochodzenie „niezależnych” organów. Musi pracownik Departamentu Narodów Zjednoczonych i Praw Człowieka zdawać sobie sprawę, że coś tu śmierdzi. Ciekawe czy zna mechanizm tego przeniesienia? Czy zna historię UNRWA i rozmiary jej wkładu pracy w kształcenie terrorystów? (Chyba zna, bo zapewnia mnie w swoim liście, że „Polska i pozostałe kraje UE wyraziły zadowolenie z odpolitycznienia tej kwestii”.) Zadowolenie, że teraz jest to kwestia, która nie ma stygmatyzować, że to tylko taka sobie kwestia o charakterze proceduralnym, która daje mandat do dalszego badania.

Mam wrażenie, że najciekawszy jest ostatni akapit listu pracownika Departamentu Narodów Zjednoczonych i Praw Człowieka naszego MSZ:

„…w latach ubiegłych, gdy pod głosowanie poddawany był projekt rezolucji wyraźnie nieprzychylny Izraelowi i w dużym stopniu upolityczniony, Polska, podobnie jak inne kraje Unii Europejskiej, wstrzymywała się od głosu”.

Tak się zastanawiam nad niewinnością Dariusza Mańczyka, który zapewne zaprotestuje, że nie dość obiektywnie odczytuję jego słowa. A odczytuję je jako zapewnienie, że kiedy nawet Francuzi i Anglicy wychodzili, żeby milczeć w obliczu łajdactwa, nam również wypadało udawać, że go nie widzimy i wychodziliśmy razem z nimi.

Pracownik naszej służby dyplomatycznej okrężną drogą przyznaje, że żaden protest z polskiej strony nawet nie wchodzi w rachubę, jako szczyt odwagi i najbardziej moralnego zachowania, do jakiego polska dyplomacja jest zdolna, jest wyjście i milczenie.

Prawdę mówiąc wolałbym, żeby polska dyplomacja miała jakiś kręgosłup moralny. Jesteśmy jednak tylko statystami i śpiewamy w chórze. Dlatego w ramach wyjaśnienia do listu dołączone jest wspólne stanowisko UE pod pięknym tytułem Explanation of Vote.

Jak Pani sądzi, czy często nasi unijni dyplomaci tłumaczą się, dlaczego uznali za słuszne głosowanie tak, a nie inaczej, nie w formie debaty przed głosowaniem, ale w formie zapewnienia, że to nie aż takie łajdactwo, jakby się komuś mogło wydawać?

To wyjaśnienie, skierowane do Przewodniczącego Światowej Organizacji Zdrowia, stwierdza, że jej decyzja ma być „tak techniczna jak to możliwe”. Unia informuje pana Przewodniczącego, że poparła tę decyzję, wyrażając swoje uznanie dla wysiłku, aby decyzja wyglądała na tak techniczną, jak to możliwe, i głosowała „tak”.

Mamy tu do czynienia z pewnym skrótem myślowym. W czasach komunistycznych ten typ skrótów myślowych nazywaliśmy hasłowo: „wicie, rozumicie”.

Wie Pani, ja lubię Kanadę właśnie za to, że odmawia głosowania wspólnie z Syrią, Kubą, Wenezuelą, Rosją i innymi tylko pod warunkiem, że sprawa będzie przedstawiona jako wyłącznie techniczna. Chciałbym, żeby mój kraj miał kręgosłup. Nie ma. Wygląda na to, że świat zachodni nie ma moralnego kręgosłupa, ale ja mam pretensje do mojego przedstawiciela, które zgłaszam do stosownego urzędu w moim kraju. Żyjemy w demokracji biurokratycznej. Cieszy mnie, że moi czytelnicy nie mieli racji, że dostałem odpowiedź, która tak pięknie wyjaśnia, dlaczego głosowaliśmy razem z innymi nałogowymi obrońcami praw człowieka.

Nie wiem, czy Pani pamięta, to było w listopadzie 2013 roku, ONZ na jednej z konferencji dotyczących praw człowieka w Nowym Jorku podjęła hurtowo dziesięć decyzji, z których dziewięć dotyczyło Izraela. Tłumaczka przekonana, że ma wyłączony mikrofon, zapytała kolegów dyplomatów, czy nie sądzą, że to troszkę za dużo, „jeśli weźmie się pod uwagę całe gówno, które dzieje się w innych miejscach na świecie”. Oglądając nagranie z tego incydentu warto zwrócić uwagę na dobiegający z sali chichot. Myśli Pani, że w Departamencie Narodów Zjednoczonych i Praw Człowieka naszego MSZ też się śmiano? Nie wątpię, że gdzie jak gdzie, ale tam zauważono tę sprawę.

Mamy niebawem przyjąć imigrantów. To złożona sprawa, delikatna, wymagająca przygotowania, klarownej strategii, ilu przyjąć, kogo przyjąć, jak przyjąć, jak przygotować personel do tej trudnej operacji, jak zapewnić maksymalnie sprawną integrację tych imigrantów z polskim społeczeństwem, jakie postawić wymagania i w jakich sytuacjach wydalać do kraju pochodzenia. Tu raczej nie wystarczą pobożne życzenia. Będzie to kosztować, a pomocy prawdopodobnie nie dostaniemy. Pan Dariusz Mańczyk nie wspomina, że wymieniana przez niego z respektem UNRWA, ma wielokrotnie więcej personelu niż organ zajmujący się wszystkimi innymi uchodźcami na świecie, ma również wielokrotnie większy budżet. Nie wspomina, że szkoły UNRWA służyły w Gazie jako magazyny broni, a nauczyciele są nierzadko aktywnymi członkami organizacji terrorystycznych, nie pisze również, ile płacimy na tę agencję ONZ. Czy nie sądzi Pani, że teraz, kiedy mamy przyjąć dużą grupę uchodźców, powinniśmy się zastanowić, czy chcemy dalej płacić na UNRWA? Może powinniśmy się skupić na ludziach, którym rzeczywiście będziemy pomagać?

Lubi Pani poezję Słonimskiego? Mało kto dziś pamięta o Słonimskim dyplomacie. Szczególnie lubię jedną jego opowieść:

„Na pierwszej konferencji Komisji Praw Człowieka w Narodach Zjednoczonych byłem polskim delegatem na skutek moich koneksji z Wellsem – mówił. – Przemawiałem tego samego dnia, co pani Eleonora Roosevelt. I muszę powiedzieć, że dziennikarze byli bardziej ciekawi nie tego, co powie żona prezydenta, ale tego, co powiem ja – reprezentant tej strasznej, czerwonej Warszawy na temat praw człowieka”.

Dziś też przedstawiciele tyranii są bardziej interesujący niż demokraci, mają jakiś szczególny urok. (Czasem podwójny, bywają naprawdę interesującymi ludźmi.) Nie ma już Komisji Praw Człowieka ONZ, przetrwała do 2006 roku, kiedy nawet Pierwszy Sekretarz ONZ musiał przyznać, że fetor jest zbyt silny i podjęto decyzję nie tyle polityczną co techniczną, zmieniając nazwę tego organu z Komisji na Radę.

Wie Pani, kiedy polski dyplomata, Remigiusz Henczel stanął w 2013 roku na czele tej rady, to ja się nawet ucieszyłem. Miałem nadzieję, że nasz rodak podejmie wysiłek, żeby rada nie była tak podobna do komisji. Mam wrażenie, że nie próbował, chociaż z Dobrzynia nie wszystko widać, mogłem czegoś nie zauważyć.

Ten fetor związany był z faktem, że Komisja Praw Człowieka ONZ zajmowała się niemal wyłącznie Izraelem. Nawet gdyby zajmowała się uczciwie, mielibyśmy tu pewien kłopot z proporcjonalnością. Pani stali czytelnicy lubią narzekać na proporcjonalność, uważają, że przy tak heroicznym wysiłku ich palestyńskich przyjaciół ginie stanowczo za mało Żydów. Ja piszę tu o innej proporcjonalności. Istniejąca od 2006 roku Rada Praw Człowieka ONZ podjęła 61 rezolucji potępiających Izrael i 55 rezolucji potępiających wszystkie inne kraje. Oczywiście nigdy nie potępiła Rosji, bo niby za co, ani Arabii Saudyjskiej, która konkuruje z ISIS pod względem liczby ściętych głów, ani Egiptu, w którym działy się w tym czasie dantejskie sceny, ani Afganistanu, ani Pakistanu, ani Turcji, ani Chin. Iran potępiono skromnymi 5 rezolucjami, Północną Koreę ośmioma, Białoruś czterema, a Sudan i Libię zaszczycono uwagą dwa razy. Jak się okazuje Izrael nie ma sobie równych w naruszaniu praw człowieka. Uchwalono nie tylko 61 rezolucji, ale wysyłano specjalnie misje, wydano wiele raportów, spośród których dwa otrzymały status nadzwyczajny – Raport Goldstone’a, a teraz kolejny raport, który niby przyznaje, że Hamas popełnia jakieś zbrodnie tak wobec mieszkańców Izraela, jak wobec własnej ludności, ale raport przede wszystkim oskarża Izrael o to, że bezprawnie używa siły w obronie życia swoich obywateli.

Pamięta Pani historię powstania „Pochwały głupoty”? Erazm wybierał się do Anglii, gdzie miał spotkać tak bardzo szanowanego przez niego Thomasa Morusa. Jadąc konno uświadomił sobie, że moros, to po grecku głupota. Jadąc rozważał o świecie pełnym zła, pychy, ambicji i zaślepienia. Morus był inny, to nazwisko do niego nie pasowało. Tak powstało w jego umyśle arcydzieło. Układając w myślach „Pochwałę głupoty” Erazm musiał się świetnie bawić, uznając, że nic nam innego nie zostało.

P.S. Kiedy pisałem ten list Rada Praw Człowieka ONZ podjęła 62 rezolucję potępiającą Izrael. Projekt rezolucji zgłosiła „Palestyna”. Cztery kraje europejskie poprosiły o jej złagodzenie, grożąc że inaczej będą zmuszone do wyjścia podczas głosowania. Przeciwko głosował tylko przedstawiciel USA, Keith Harper, który wyraził niezadowolenie, że Rada potępiła wyłącznie Izrael i nie odnotowała ataków zbrojnych palestyńskich grup na ten kraj. Francja, Niemcy, Irlandia, Łotwa i Holandia raz jeszcze wzięły udział w tym haniebnym cyrku popierając minimalnie złagodzoną rezolucję.
Od głosu wstrzymała się Etiopia, Indie, Paragwaj, Macedonia i Kenia. Polska w chwili obecnej nie jest reprezentowana w tej Radzie Bezprawia.


Andrzej Koraszewski to były dziennikarz BBC (także wiceszef polskiej sekcji) i współpracownik paryskiej “Kultury”.

Z “Racjonalistą” w charakterze zastępcy redaktora naczelnego współpracował od września 2004 r. do grudnia 2013 r.

Tekst ukazał się po raz pierwszy na portalu Andrzeja i Małgorzaty Koraszewskich LISTY Z NASZEGO SADU (listyznaszegosadu.pl).

 

Za: izrael.org.il

 

Autor: Andrzej Koraszewski

Licencja: Domena publiczna