JustPaste.it

Religia w świeckiej szkole – chłosta dla wspólności i autonomii

„Etyka w szkole, a nauka religii w salach przykościelnych.
Wszelkie odstępstwa od tej zasady prowadza do eskalacji i w konsekwencji do rozruchów religijnych nawet na ulicach. Wyraźnie widać to obecnie na przykładzie krajów arabskich.” (~ojciec i maz~)

Nie rozumiem – serio - jak zdrowo myślący dorosły rodzic, posyła dziecko na lekcje religii w szkole, bez namysłu, bez refleksji.  Bez świadomości konsekwencji. Wszak hipokryzja jest wstrętna i szkodliwa, dla jednostki i ogółu.
Nie mówię tu o tym małym procencie rodziców-prawdziwie gorliwych katolików, którzy modlą się przed snem i do kolacji, chodzą z dziećmi do kościoła, tłumaczą sakramenty i przestrzegają przykazań. Mówię o tych, którzy obchodzą święta bo tak trzeba, biorą ślub kościelny bo ładnie wygląda, chrzczą bo inni tak robią i chcą chować dzieci w duchu religijnym, choć sami nie mają pojęcia co to znaczy. Do tego twierdzą, że wierzą, ale nic za tym nie idzie. No i zapisują te dzieci na religię z tych samych powodów: bo tak trzeba, bo inni, bo to religia nasza polska. A może jeszcze po to, żeby dzieci zdobyły jakąś wiedzę o religii katolickiej, bo oni sami jej nie mają i dzieciom przekazać nie mogą. Niech to za nich zrobi katecheta.
Tyle, że – uwaga – te dzieci kiedyś dorosną i zapytają swoich rodziców PO CO?
Więc PO CO zajmować dzieciom w szkole czas i głowy „przedmiotem”, który jest sprzeczny z nauką programową, który wpaja gotowe poglądy i nie uczy samodzielnego myślenia, który nie uczy żadnej prawdy, stygmatyzuje kobiety i nie potrafi mówić o ciele jak o czymś naturalnym tylko wszędzie widzi ten brudny, uprawiany dla grzesznej przyjemności seks?

Nie będę się rozwodzić na temat finansowania z budżetu państwa tych idiotycznych zajęć, chodzi o treść katechezy.
Mianowicie katecheza to w skrócie nauka modlenia się, z której wystawia się oceny. Nie uczy refleksji ani krytycznego myślenia, wręcz odwrotnie. A, co najważniejsze, jest przecież obszarem duchowości, osobistym i subtelnym, a robi się z niej publiczny cyrk, bo jak inaczej to całe zamieszanie nazwać?

W świeckiej szkole podstawowej w Polsce w planie zajęć religia jest nawet 2 x w tygodniu. Na religii dzieci dostają szereg gotowych poglądów i absolutnej prawdy o powstaniu świata z kręgu kreacjonistycznego. Nie uczą się o miłości bliźniego, tolerancji, współczuciu i mądrej dobroci (którą nie jest służba czy heroizm). Słuchają o tym jak to, między innymi, Bóg stworzył cały wielki świat w 6 dni, Jezus zmartwychwstał z grobu a Maryja jako dziewica urodziła dziecko. Uczą się, jak zakochać się w Jezusku, jak być szlachetnym przez cierpienie i że inni (niewierzący, wyznawcy innych wiar) będą smażyć się w piekle bo popełniają straszny grzech.
Jak to się ma do nauki na lekcji historii czy biologii, z której to później będą zdawać egzaminy? Jak to się ma do życia w różnorodnym społeczeństwie? Ma się tak, że stoi w sprzeczności.

Religia w szkole stygmatyzuje. Stygmatyzuje dzieci, które na nią nie uczęszczają. W większych ośrodkach nie jest to zwykle wielkim problemem, jednak już w miasteczkach i wsiach jest inaczej, takie dziecko jest naznaczone. Jest wrogiem naszej świętej, polskiej religii! Bo wszak Polak to katolik, więc jeśli nie jest katolikiem i na religię nie chodzi, jest obcy – a tych u nas się nie lubi (wystarczy zobaczyć co dzieje się w Polsce w zw. z syryjskimi uchodźcami). W małej dziurze, gdzie wszyscy chodzą do kościoła, a dzieci na lekcje religii, bycie obok jest trudne. I mniej chodzi o to, jak czuje się ten dzieciak i jaką postawę mają jego rodzice, ale o to, jak reagują katolicy i ich dzieci, biorąc pod uwagę katolicką miłość do bliźniego i miłosierdzie – obłuda do bólu.
A przykład idzie z góry, drodzy rodzice.

 

A poniżej kilka faktów liźniętych z Konstytucji, ustawy zasadniczej, mającej najwyższą moc prawną w PL:

Religia w szkole jest sprzeczna z polską konstytucją. Zgodnie z art. 25 ust. 2 konstytucji władze państwowe zachowują bezstronność w sprawach religijnych(…). Umieszczenie lekcji religii w programie nauczania szkoły publicznej jest ewidentnym naruszeniem tej zasady. Stanowi naruszenie tej bezstronności. Dalej zgodnie z art. 47 każdy ma prawo do ochrony prawnej życia prywatnego (…). Religia jaką wyznajemy niewątpliwe zalicza się do sfery życia prywatnego. Co oznacza, że zmuszanie obywatela do tego, by decydował w szkole publicznej o tym, czy na lekcje religii będzie, bądź nie będzie uczęszczał, jest ewidentnym naruszeniem wyrażonej w konstytucji zasady ochrony życia prywatnego.

I kolejne, w myśl art. 51 - nikt nie może być obowiązany inaczej niż na podstawie ustawy do ujawniania informacji dotyczących jego osoby. I tak ewidentnym jest, że religia jaką wyznajemy albo nie wyznajemy jest informacją o nas. W przypadku lekcji religii jesteśmy zmuszani do ujawniania informacji o sobie i to bez ustawowej podstawy. Należy tu przypomnieć wszystkim, że lekcje religii do szkół zostały wprowadzone bez ustawowej podstawy w drodze rozporządzenia.

I wreszcie zgodnie z art. 53 ust. 6 i 7 nikt nie może być zmuszany do uczestniczenia ani do nieuczestniczenia w praktykach religijnych. Nikt nie może być obowiązany przez organy władzy publicznej do ujawnienia swojego światopoglądu, przekonań religijnych lub wyznania. Czym innym jak nie właśnie takim zakazanym zmuszaniem jest konieczność oświadczenia czy dziecko będzie uczęszczać na lekcje religii jak nie naruszeniem art. 53 ust. 6 i 7??

Co prawda jest jeszcze art. 53 ust. 4, który stanowi, że religie kościoła lub innego związku wyznaniowego o uregulowanej sytuacji prawnej mogą być przedmiotem nauczania w szkole. Jednakże w myśl tego samego przepisu nie można naruszać wolności sumienia i religii innych osób. To już samo w sobie wyklucza możliwość nauczania religii w szkole publicznej. Ale nawet, gdyby to zdanie pominąć, to pozostają wcześniej cytowane przepisy konstytucji. One wykluczają możliwość nauczania religii w szkole i powodują, że art. 53 ust. 4 jest sprzeczny z nimi.
Konstytucja jest sprzeczna wewnętrznie? Nie! Jest przecież art. 25 ust. 2 i 3 konstytucji. On tę pozorną sprzeczność likwiduje. Zgodnie z nim władze publiczne RP zachowują bezstronność w sprawach przekonań religijnych (…), a stosunki między państwem a kościołem i innymi związkami wyznaniowymi są kształtowane na zasadach poszanowania ich autonomii oraz wzajemnej niezależności (…). To zaś ewidentnie oznacza, ze religia nie może być nauczana w szkole publicznej, bo narusza zasadę autonomii i wzajemnej niezależności. Może być zaś nauczana w szkołach prywatnych tworzonych przez kościoły i związki wyznaniowe godnie z art. 53 ust. 4 konstytucji i właśnie takich szkół ten przepis dotyczy.

 

angel-902755_640-300x199_small.jpg