JustPaste.it

Do wszystkich tych, którym matki rujnują życie i nie wiedzą co z tym zrobić

„Węzeł gordyjski” to trudny i skomplikowany problem, wymagający radykalnych posunięć.Jeśli nie możesz czegoś rozsupłać, po prostu to przetnij.*

„Węzeł gordyjski” to trudny i skomplikowany problem, wymagający radykalnych posunięć.Jeśli nie możesz czegoś rozsupłać, po prostu to przetnij.*

 

Wpisy z kategorii mentalnych powinny mieć punkt wyjścia w doświadczeniu, w życiu autora, a nie w teorii (dla sensu spójności, niezwykle ważnego elementu życia), dlatego ten też będzie.

Spoglądam na całokształt z dystansu, może trochę z humorem? Bo jak inaczej traktować rozgrzeszanie rodzica, kiedy samemu się jest rodzicem? Bycie matką jest szalenie trudne. Niesie za sobą ogrom odpowiedzialności, od poczęcia począwszy. Dla jasności – nie jest tak, że matka jako rodzic ma gorzej niż ojciec. Tylko, że ten tekst nie jest o ojcu. Jest o matce.

Postać matki wywiera kolosalny wpływ na dziecko. Może być pierwowzorem, tchnieniem, inspiracją. Albo koszmarem, destrukcją. Choć destrukcja też może być inspiracją. Do zmian na lepsze oczywiście. U mnie była.
Znacie te zachowania które powodują eskalację konfliktu? Eskalację narzekań, negacji, druzgoczących komentarzy, które niczego nie wnoszą?

Matka może być kajdanami, cierniem, sędzią, strażnikiem. Mieć wpływ na nasze odczuwanie, postrzeganie, wybory i decyzje. Manipulować naszą autonomią używając mechanizmów agresywnej nadopiekuńczości. W ogromnych wyrzutach, że nie sprawdziła się jako matka, w poczuciu nieodwracalnych błędów, przerzuca całą winę na dzieci, męża i cały, podły świat.
Nie będąc autonomicznym, nie mając takiego prawa. Będąc pod kloszem, ale takim który nie chroni ale zagłusza. W akcie buntu i wściekłości działa się na oślep, na przekór.

Są matki, które cierpią na fałszywą świadomość. Zrozumienie tego pozwala zrozumieć pewne zachowania, taka reakcja zwrotna, zobaczyć w innym świetle przede wszystkim siebie, odnaleźć w sobie współczucie dla drugiej osoby.
Po pojęciu i przyjęciu do siebie tezy o byciu matki w szponach fałszywej świadomości i agresji, niejako można poczuć ulgę. Po zerwaniu kontaktów poczuć wolność.

Fałszywa świadomość to nieodpowiednie interpretowanie swoich emocji, nieprawdziwy wgląd w siebie. To nieumiejętność słuchania. To nieustanne zrzucanie winy z siebie na innych. Potężny ŻAL. To gadanie bez przerwy, byle zagadać własne myśli i za wszelką cenę zbudować sobie jakiś określony wizerunek. To prowadzenie gier, przy każdej okazji, z każdym – mówienie w twarz co innego, aby potem mówić coś zupełnie odmiennego. Skrajność emocji, zmieniających się w sekundę. Rozchwianie, nerwica, neuroza… a w tym wszystkim MY - dzieci.

Klucz w tym, żeby nie brać odpowiedzialności na siebie, nie czuć się winnym za relację z własną matką. Relację, która wypala.
„Matka jest jedna, matki się nie wybiera, jestem jaka jestem!” to taki tekst sztandarowy, wyświechtany i niesprawiedliwy. Oczekiwać od siebie muszą dwie strony. Ale dawać też!
Bycie „przy rodzicu” z poczucia winy to uwiązanie za szyję do rodzica na amen. Można tak wisieć przez lata, nienawidzić, znosić. I marnieć.
Znasz taki scenariusz – wiesz, co ci dolega, co i dlaczego cię trapi, nawet wiesz, jak to okiełznać i jak sobie z tym poradzić, ale nadal nic się nie zmienia, tkwisz w martwym punkcie?
Niezmordowany inkwizytor w głowie. Bohater. Perfekcjonista. Niedowiarek. Krytyk. Walczący całą dobę, sędzia i kat.
Dlaczego nas trzyma to poczucie, że wciąż jesteśmy ofiarą, choć już wiemy, że jesteśmy? Bo walczymy ze sobą. Zajadle i do pierwszej krwi. Jest to silniejsze od wyuczonej wiedzy, od świadomości. Jest to na tak głębokim poziomie, że nie umiemy nad tym zapanować. Pozaświadome nawyki zachowania wywołane przez pokrętne myśli i wdrukowane przekazy.

Kiedy już znajdziemy w sobie TEN problem, doszperamy się jakiegoś obszaru, który zawadza, są co najmniej dwie możliwości działania. Oczywiście, przyjmując, że mamy świadomość mechanizmów, które nas dotąd wiązały, robiąc z nas pasywną ofiarę.
Pierwsza w sumie nie jest działaniem, bo jest biernością. Ale wiąże się z pogodzeniem się, z pewną akceptacją tego stanu. Czyli przyjmujemy to, jak jest. I idziemy dalej. Bez walki ale tez bez poczucia porażki. Bo walką ze sobą niesie same straty. I zawsze przegrywamy.
Druga opcja to zmiana. Czyli podejmujemy działania, żeby zmienić stan rzeczy. W głowie już się zadziało, teraz serce, zachowania, otoczenie.
W obu przypadkach świadomość mechanizmów może okazać się niewystarczająca, żeby wykonać jakikolwiek ruch, pójść którąś z założonych dróg. Mówiąc prościej, wiemy co i dlaczego nie działa i dalej tkwimy w martwym punkcie. Walka trwa.

W dzieciach z zaburzonym poczuciem wartości, nie dotykanych, nie przytulanych, nie słuchanych i nie rozumianych, traktowanych z nadkontrolą myśli i zachowań, nadopiekuńczo czyli agresywnie, przez lata rozwija się zaniżone prawo do życia. Takie dziecko wchodzi w dorosłość z lękiem, pochyloną głową, poczuciem niezasługiwania na cokolwiek. Prawdopodobnie zawsze będzie czuło się „tym drugim”, czyli gorszym, niezależnie od rzeczywistości. To znaczy, że kiedy spotka je sukces, nawet najmniejszy, kiedy poczuje akceptację i głaski, wejdzie w stan mega satysfakcji, euforii, przesadnego szczęścia. W stan neurotyczny. Ale wystarczy mały pstryk, coś przykrego i rozsypuje się jego całe poczucie wartości! Euforia przechodzi w sekundę w stan przygnębienia.

Ataki agresji ze strony rodzica, przejawiającej się obwinianiem i krytyką, wybuchające bez powodu lub z powodu fałszywej interpretacji, są wryte w psychikę dziecka tak mocno, że bierze je za swoje. I kiedy powinno się cieszyć, pstryczek w głowie włącza skrajność, bo tyko skrajność zna.
Nie łatwo pozbyć się tych wyuczonych zachowań, tych bezwarunkowych odruchów.

Jeśli dziecku z matką przez wiele lat brak porozumienia, trzeba porzucić tę wojnę, porzucić obwinianie i podjąć decyzję o rezygnacji z prób uzyskania pokoju. To początek procesu rozstania emocjonalnego. Który nie oznacza zaprzestania kochania. Ten rodzic tak został kiedyś zaprogramowany, że przeszedł swój ból, że nadal cierpi i nigdy nie próbował nic z tym zrobić. Jest ciągle bezradny, nawet jeśli jest to wyuczone na pamięć.

Ale może nadejdzie taki moment kiedy powiemy dosyć walce, złapiemy inkwizytora za mordę i wywalimy z głowy. To będzie czas na pożegnanie bohatera inkwizytora. Zamienimy go na zgodę i dobrą pogodę. Na bierny pokój ale akceptujący. Zniknie żal i obwinianie starego już rodzica, który kochał jak potrafił i starał się jak umiał.

Dlaczego tak trudno przychodzi nam zrozumieć własnych rodziców? Dlaczego życie w zgodzie ze sobą wydaje się niemożliwe? Dlaczego nie możemy dać spokoju walce, gdy już wiemy że nic dobrego nie wnosi?
Może dlatego, że wciąż skupiamy się by być w zgodzie z innymi, z pracą, z aspiracjami, w wartościami, z całym światem, ale o NAS samych zapominamy?
Nasze Matki. Obwiniane często przez dorosłe dzieci za ich własne nieudolne życia. Te dorosłe dzieci walczą z nadmiarem żalu. I ze sobą, do utraty tchu. Nie musi tak być!

 

 

 

*O „węźle gordyjskim”, którego rozciął mieczem podczas podboju w 333r. p.n.e. Frygi Aleksander Wielki (bo nikt nie potrafił go rozsupłać), mówi się w znaczeniu bardzo symbolicznym.  

0a9884de1c1ec7948e62443461d4779a.jpg