JustPaste.it

Wielki, muzyczny szlam

Taka łyżka prawdziwego dziegciu w beczce przesłodzonego miodu. A to widziane oczami mało zainteresowanego obserwatora.

Taka łyżka prawdziwego dziegciu w beczce przesłodzonego miodu. A to widziane oczami mało zainteresowanego obserwatora.

 

Każdego roku w maju mamy okazję śledzić światowe występy muzyczne. Eurowizja, bo o niej mowa, to konkurs piosenki organizowany od 1965 roku.

W całej ponad półwiecznej tradycji konkursu Eurowizji pierwsze miejsce udało się zdobyć 33 razy piosenkarkom, 6 razy wokalistom oraz 16 razy zespołom muzycznym. Najwidoczniej nie tylko w Polsce panom jest znacznie trudniej zaistnieć na muzycznej scenie. Panie mają łatwiej ze względu na cały oręż stylizacji. Suknie, stroje, fryzury, makijaże bądź co bądź szybciej oczarują całe audytorium.  

Niezależnie od wyniku w konkursie zawsze występuje wielka czwórka – Hiszpania, Niemcy, Francja, Wielka Brytania, oraz laureat z poprzedniego roku. Wszystko, co ma w sobie magiczny przedrostek Euro chyba nieszczególnie dobrze działa na wyobraźnię. Eurowizja to jeden z niewielu już przeglądów, w którym walory wokalne czy sama piosenka schodzą na zupełnie daleki plan. Ostatnimi czasy po prostu liczy się "dobre" show, często mało wartościowe. Jednym z ważniejszych elementów jest osłuchanie, czego nie można osiągnąć podczas jednego tylko występu. Melodia musi szybko wpaść w ucho odbiorcy, bo inaczej przepadnie. Przesłaniem tego typu performensu miało być zdanie, że muzyka potrafi jednoczyć wszystkie kraje.

Krajowe Eurowizje zawsze przynosiły różnorakie piosenki, różne rozstrzygnięcia. Przez te wszystkie lata Polska radziła sobie poniżej przyzwoitego poziomu, zajmując najczęściej miejsca ostatniej dziesiątki. Obecnie nikomu nie chce się promować eurowizyjny polski repertuar poza granicami swojego kraju.

Wyjątkiem i niepokonana dotąd perełką był występ młodziutkiej wówczas i skromnie ubranej samej Edyty Górniak. Jej jako jedynej udało się wywalczyć wysokie II miejsce. Jeszcze nigdy w historii polska piosenka nie osiągnęła tak wysokiego pułapu.

W roku 2004 zespół Ich Troje z „nieśmiertelnym” kawałkiem „Żadnych granic” zajął VII miejsce. Od konkursu w Belgradzie w 2007 roku Eurowizja podzielona jest na dwa półfinały i jeden główny finał. W tym roku można było głosować od samego początku, a nie tylko 15 minut po jego zakończeniu. To nowość.

Mówiło się o tym głośnio, że tegoroczna polska propozycja jest bardzo zbliżona do zeszłorocznego laureat z Norwegii. Ale gusta ekspertów i zupełnych laików są zupełnie inne. Według wyspecjalizowanych znawców polska "Legenda" miała spore szanse na dostanie się do ścisłego finału i zajęcie miejsca co najmniej w pierwszej dziesiątce. Niestety już po raz kolejny z rzędu się nie udało. To nie pierwszy raz bez akcentu polskiego. Ostatnim razem też było bez nas.

Polska chyba próbowała już wszystkich możliwych kombinacji na eurowizyjny konkurs. Wysyłano już znanych, jak i mniej znanych artystów. Jednak z roku na rok wachlarz możliwych wyborów staje się coraz węższy. Niedługo będzie tak, że nikt nie zechce reprezentować biało-czerwonych barw.

Było skromnie, było z rozmachem i z przytupem i też nic. Nawet Polacy już nie chcą wspomagać swoich. Jedyne punkty od Irlandii czy Wielkiej Brytanii to norma, ale nie tyle kompromitująca, co żenująca. Może wygramy wtedy jak nasz Pudzianek przebrany za baletnicę odśpiewa swój popisowy numer i na końcu zakręci piruecik z Grocholą. Dopiero byłby to show, bo tylko widać, że taki show daje się najlepiej sprzedawać. Czemu nigdy nie wysyłali nadwornej showmanki i gwiazdy? Czyżby bała się, że nie pokona swej największej rywalki?

U siebie przecież też mamy różne festiwale i to na całkiem wysokim poziomie. Czy jest coś pozytywnego w performensie? Da się zauważyć pewną ewolucję. Są piosenki dobre, kabaretowe, prześmiewcze. Są państwa, które od lat zachowują solidarność między swoimi najbliższymi sojusznikami i zawsze będzie zachodzić zjawisko wzajemnej adoracji.

Dla mnie Eurowizja już zawsze kojarzyć się będzie z głosem Artura Orzecha. Może recepta na sukces jest inna. Niczym się nie przejmować i na eurowizję wysłać jakieś lekko podrasowane disco polo? Może wtedy się uda. Jeśli komuś to odpowiada i ma z tego radochę niech ogląda. Musimy teraz jedynie zmienić taktykę. Nie opłaca się wysyłać naszych najlepszych ludzi. Nawet Natasza Urbańska niewiele na tym gruncie by zdziałała. Widać, że pomstuje reguła, że nie zawsze co podoba się na naszym gruncie, równie dobrze przyjmie się na światowym. A może powinniśmy sami zrezygnować z uczestnictwa w tym muzycznym młynku?