JustPaste.it

Mała nuklearna zima w latach 1815-1816.

Mała nuklearna zima w latach 1815-1816

01-mnzKontynuujemy odkrywanie tajemnicy naszej niedawnej przeszłości, strasznej i tragicznej. Nieprawdopodobne na pierwszy rzut oka przypuszczenia znajdują potwierdzenie w wielkiej ilości faktów. Oszacujemy skalę wydarzeń, rozmach fałszowania i ukrywania dowodów.

Zobacz też:
Wybuchy jądrowe w niedawnej przeszłości

Miałem sen … Nie wszystko w nim było snem

Ciemność (fragmenty)

Miałem sen … Nie wszystko w nim było snem.
Zgasło jasne słońce, i gwiazdy
Błądziły bez celu, bez promieni
W obszarze wiecznym; oblodzona ziemia
Pędziła na ślepo w bezksiężycowym powietrzu.
Nastawał i przechodził poranek,
Ale dnia nie przywodził ze sobą…

Przed ogniami żył naród; tronów,
Pałace koronowanych królów, szałasy,
Domy wszystkich, którzy mieli domy –
W pożary rozbłysły… płonące miasta…

… szczęśliwi byli mieszkańcy tych krajów,
Gdzie pochodnie wulkanów płonęły …
Cały świat jedną nadzieją kruchą żył…
Zapalą lasy; ale z każdą godziną gasła
I padł spalony las; drzewa
Nagle z groźnym trzaskiem rozpadł się…

Znów wybuchła wojna,
Ugaszona na chwilę…
… Straszny głód
Dręczył ludzi…
I szybko ginęli ludzie…

I świat był pusty;
Ten zaludniony świat, wielki świat
Był martwą masą, bez trawy, drzew
Bez życia, czasu, ludzi, ruchu…
To był chaos śmierci.

George Gordon Noel Byron, 1816
Tłumaczenie – Iwan Turgieniew

Mówią, że te obrazy lord Byron umieścić na papierze latem 1816 roku w willi angielskiej pisarki Mary Shelley w Szwajcarii nad Jeziorem Genewskim. Razem z nimi byli ich przyjaciele. Ze względu na bardzo złą pogodę, często nie można było wychodzić z domu. Postanowili więc, że każdy napisze straszną historię, którą później przeczyta wszystkim. Mary Shelley napisał swoją słynną historię „Frankenstein czyli współczesny Prometeusz”, lekarz Lorda Byrona, John Polidori napisał powieść „Wampir” – pierwszą historię o wampirach, na długo przed pojawieniem się powieści Brama Stokera „Dracula”.

To jest ogólnie przyjęta dobrze ubrana wersja. Opisując wydarzenia w Europie Zachodniej zawsze przy sposobności polewają nam mózgi karmelkami i posypują lukrem. Pisarze odpoczywali latem nad jeziorem. Było zwyczajnie i nudno, deszcz nie pozwalał grać w badmintona a oni opowiadali sobie bajdy z grobowca. Wszystko – temat zamknięty.

Ale temat nie jest zamknięty! Byron nie miał problemów ze wzrokiem i powinien widzieć, co działo się w 1816 roku. A działo się właśnie to o czym on pisał, z poprawką na poetycką wyobraźnię. Mary Shelley z przyjaciółmi w swoim podmiejskim domu mogli o tej porze tylko ukrywać się przed katastrofą, która spotkała Europę, zabierając ze sobą trochę więcej zapasów soli, zapałek i nafty.

1816 rok zwano „Rokiem bez lata”. W USA nazwano go „Eighteen hundred and frozen to death”, co tłumaczy się jako „tysiąc osiemset zamarzniętych na śmierć”. Jest to okres, który uczeni nazywają „małą epoką lodowcową”.

Od wiosny 1816 roku na całym świecie, szczególnie na półkuli północnej, gdzie była skupiona w zasadzie cała cywilizacją, działy się niewytłumaczalne zjawiska. Wydawało się, że na głowy ludzi spadły znane z Biblii „plagi egipskie”. W marcu 1816 roku temperatura nadal była zimowa. W kwietniu i maju było nienaturalnie dużo deszczu i gradu, nagły mróz zniszczył większość upraw w Stanach Zjednoczonych, w czerwcu dwie ogromne burze śnieżne doprowadziły do śmierci ludzi, w lipcu i sierpniu zamarzły rzeki w Pensylwanii (na południe od szerokości Soczi). W czerwcu i lipcu w Ameryce każdej nocy był mróz. W Nowym Yorku i na północnym wschodzie USA padał do metra śnieg. W środku lata temperatura w ciągu dnia skakała od 35 stopniowego upału do prawie zera.

Niemcy były wielokrotnie nękane gwałtownymi burzami, wiele rzek (w tym Ren) występowało z brzegów. W głodującej Szwajcarii każdego miesiąca padał śnieg (ku uciesze naszych „wczasowiczów” pisarzy), ogłoszono tam nawet stan wyjątkowy. W Europie przeszły bunty głodowe, głodujący tłum rozbił magazyny zbożowe. Niezwykłe zimno spowodowało katastrofalny nieurodzaj. W wyniku czego wiosną 1817 dziesięciokrotnie wzrosły ceny ziarna, a wśród ludności zapanował głód. Dziesiątki tysięcy Europejczyków, dodatkowo cierpiących z powodu zniszczeń wojen Napoleońskich wyemigrowało do Ameryki. Ale nawet tam sytuacja nie była lepsza. Nikt nie był w stanie tego zrozumieć i wytłumaczyć. W całym cywilizowanym „świecie” panował głód, zimno, panika i przygnębienie. Jednym słowem – „Ciemności”.

Okazuje się, że Byron miał bogaty praktyczny materiał do jego wierszy.

Może ktoś pomyśli, że poeta zbytnio przesadził. Ale to tylko wtedy kiedy człowiek jest nieobeznany z sytuacją kiedy człowiek zaczyna odczuwać prawdziwy zwierzęcy głód, wtedy kiedy człowiek czuje, że życie powoli opuszcza jego ciało. Ale bardzo pragnie żyć, i wtedy zaczyna oceniać każdy napotkany przedmiot pod kątem jego zjedzenia. Kiedy zaczyna czuć każdą kość w swoim szkielecie, i dziwi się jakie ono jest lekkie i cienkie. Ale to wszystko już po nieskończonych silnych bólach głowy i bólu w każdym stawie. Najczęściej w takich sytuacjach wysokie, moralne człowieczeństwo zasypia a budzi się zwierzę. Ludzie, w oczach których nie ma światła rozumu, nienaturalnie przemieszczają się po ciemnych brudnych ulicach. Każdy jest myśliwym lub ofiarą. Świat wokół zaczyna blaknąć i staje się szary. Zresztą, poczytajcie Byrona.

Tak, w Europie był głód. To znaczy nie jakieś tam niedożywienie lecz prawdziwy GŁÓD. Był również chłód, który można pokonać jedynie jedzeniem i ogniem, ogniem i jedzeniem. Dodajmy do tego brud, choroby i rozwarstwienie społeczne. Większość biednych-ograbionych praktycznie nie jadła, a i bogaci próbowali utrzymać się jak najdłużej przy swoich zapasach (na przykład uciekając do domów na wsi). Tak więc, według znanych faktów w Europie Zachodniej 1816 roku, wyłania się bardzo ponury obraz.

Powstaje pytanie: co się właściwie stało? Pierwsza prawdopodobna naukowa hipoteza tego co się stało pojawiła się dopiero po 100 latach. Amerykański badacz klimatu William Humphreys znalazł wyjaśnienie „roku bez lata”. Powiązał on zmianę klimatu z wybuchem wulkanu Tambora na indonezyjskiej wyspie Sumbawa. Hipoteza ta jest ogólnie przyjęta w świecie naukowym. Wszystko proste. Eksploduje wulkan, wyrzuca do stratosfery 150 kilometrów sześciennych ziemi, i jakoby uzyskujemy niezbędne zjawiska atmosferyczne. Przez takie zapylenie nie przenika słońce itd. Tylko, że mamy tu ciekawą tabelę:

Tabela I. Porównanie poszczególnych wybuchów wulkanów
Wybuchy
Kraj
Położenie
Rok
Wysokość
kolumny (km)
 Skala
erupcji
wulkanicz-
nych
Średnie
obniżenie temperatury
C)
Liczba
ofiar
Huaynaputina
Peru
Pacyficzny
pierścień ognia
1600
46
6
−0,8
≈1.400
Tambora
Indonezja
Pacyficzny
pierścień ognia
1815
43
7
−0,5
>71.000
Krakatau
Indonezja
Pacyficzny
pierścień ognia
1883
36
6
−0,3
36.600
Santa Maria
Gwatemala
Pacyficzny
pierścień ognia
1902
34
6
nie zauważono zmian
7.000-
13.000
Katmai
USA,
Alaska
Pacyficzny
pierścień ognia
1912
32
6
−0,4
2
St Helens
USA,
Waszyngton
Pacyficzny
pierścień ognia
1980
19
5
nie zauważono zmian
57
El Chichón
Meksyk
Pacyficzny
pierścień ognia
1982
32
4-5
 ?
>2.000
Nevado del Ruiz
Kolumbia
Pacyficzny
pierścień ognia
1985
27
3
nie zauważono zmian
23.000
Pinatubo
Filipiny
Pacyficzny
pierścień ognia
1991
34
6
−0,5
1.202

Według tej tabeli, po erupcji Pinatubo w 1991 roku, temperatura spadła do 0,5 stopnia, tyle co po wybuchu Tambory w 1815. Powinniśmy w 1992 roku na całej półkuli północnej oglądać te same zjawiska, co opisane w „roku bez lata”. Ale nic takiego nie było. Jednakże jeżeli porównamy z innymi wybuchami, to zauważymy, że nie zawsze zgadzają się one z anomaliami klimatycznymi. Hipoteza ta pęka w szwach. Pękają „białe nitki”, z których jest ona uszyta.

A oto kolejna osobliwość. W 1816 roku, problemy z klimatem miała „cała półkula północna.” Ale Tambora jest na półkuli południowej 1000 km od równika. Problem w tym, że w atmosferze Ziemi na wysokości powyżej 20 km (w stratosferze) istnieją stałe powietrzne prądy wzdłuż równoleżników. Pył wyrzucony w stratosferę na wysokość 43 km powinien rozmieścić się wzdłuż równika przesuwając zakurzony pas na półkulę południową. A gdzie leży USA i Europa?

Powinny zamarznąć Egipt, Centralna Afryka, Ameryka Środkowa, Brazylia i wreszcie sama Indonezja. Ale z klimatem tam było całkiem nie najgorzej. Co ciekawe, to właśnie w tym czasie w roku 1816 w Kostaryce, która znajduje się około 1000 km na północ od równika zaczęto hodować kawę. Przyczyną tego było: ” … doskonała przemienność pór suchych i deszczowych, oraz stała temperatura w ciągu całego roku, co sprzyjało rozwojowi krzaków kawowych …

Biznes im świetnie szedł. Oznacza to, że na północ kilka tysięcy kilometrów od równika był dobrobyt. Idźmy dalej – pełna „rura”. Jak to dobrze wiedzieć, że 150 kilometrów sześciennych pyłu przeskoczyło nagle 5-8 tysięcy kilometrów z półkuli południowej na północną i na wysokości 43 kilometrów, na przekór wszystkim podłużnym stratosferycznym prądom ani trochę nie zepsuło pogody mieszkańcom Ameryki Środkowej. Za to z całą swoją straszną nieprzepuszczalnością pył ten okrył Europę i Amerykę Północną.

William Humphreys twórca tej pseudonaukowej kaczki z pewnością już nam nie odpowie, ale współcześni klimatolodzy zobowiązani są choćby do wymamrotania czegoś na ten temat. Do tej pory żaden z nich otwarcie nie zaprzeczył temu naukowemu błędowi, znaczy, że się zgadzają. Tym bardziej, że są oni doskonale zorientowani w prądach stratosferycznych, a nawet budują całkiem znośne modele rozwoju takich sytuacji. Na przykład istnieją prognozy dla zimy jądrowej, na których wyraźnie widać kierunek rozszerzania strumienia w stratosferze. Jednak z jakiegoś powodu mówi się o dymie wyrzuconym do stratosfery, co jest błędem. Przy wybuchu jądrowym zostaje wyrzucony pył (tak jak przez wulkan).

Ale najdziwniejsza w tym światowym naciąganiu jest rola Rosji. Chociaż pół życia przeżyjecie w archiwach i bibliotekach, to ani słowa nie znajdziecie o złej pogodzie w imperium rosyjskim w 1816 roku. U nas były normalne zbiory, świeciło słońce i zieleniała trawka. My, zapewne nie żyliśmy na półkuli południowej i nie na północnej, a na jakiejś trzeciej.

Sprawdźmy siebie na trzeźwość umysłu. Najwyższy czas, gdyż stoimy przed ogromnym optycznym złudzeniem. Tak więc, głód i zimno w Europie w latach 1816-1819 były! To fakt, potwierdzony przez mnóstwo źródeł pisanych. Czy mogło to mieć miejsce w Rosji? Mogło jeżeli sprawa dotyczyła tylko zachodnich regionów Europy. W takim razie powinniśmy zapomnieć o hipotezie wulkanicznej. Przecież pył w stratosferze rozciąga się wzdłuż linii równoległych wokół całej planety.

Co więcej, nie mniej tragiczne wydarzenia niż w Europie miały miejsce w Ameryce Północnej. Ale wszystko to dzieli Ocean Atlantycki. O jakiej lokalności można tu mówić? Wydarzenie jednoznacznie odnosi się do całej półkuli północnej, w tym Rosji. Wariant, kiedy Ameryka Północna i Europa zamarzły i głodowały przez 3 lata, to w Rosji nawet nie zauważono różnicy, jedynie może tylko przez N.Lewaszowa (zob. artykuł „Poskromienie krnąbrnych”), co, powinniśmy prędko przeczytać. Ale w tym momencie Lewaszow nie jest potrzebny.

Tak więc od roku 1816 do 1819 zimno panowało na całej półkuli północnej, włączając w to Rosję. Uczeni to potwierdzają i nazywają pierwszą połowę 19 wieku „małą epoką lodowcową”. I teraz ważne pytanie: kto najwięcej ucierpiał wskutek 3-letniego zimna, Europa czy Rosja? Głośniej będzie płakać oczywiście Europa, a ucierpiała bardziej Rosja. A oto dlaczego. W Europie (Niemcy, Szwajcaria) w czasie letnim wzrost roślin dochodzi do 9 miesięcy, a w Rosji – koło 4-rech. To znaczy, że mieliśmy nie tylko 2 razy mniejsze szanse wyhodowania wystarczających zapasów na zimę, ale również 2,5 raza większe szanse na śmierć z głodu w ciągu długiej zimy. Jeżeli w Europie ludność cierpiała, to w Rosji sytuacja była 4 razy gorsza, włączając w to śmiertelność. I to jeśli nie brać pod uwagę żadnych czarów. A co, jeśli? …

Zaproponuję czytelnikom magiczny scenariusz. Załóżmy istnienie maga, który zakręcił swoją różdżką i zmienił ruch wiatrów na dużych wysokościach, żeby słoneczko nam nie przeszkadzało. Mnie ta opcja nie przekonuje. W dobrych czarowników wierzę, ale w cudzoziemców, którzy dziesiątkami tysięcy uciekają za ocean, zamiast spokojnie przyjechać i pomieszkać w Rosji, gdzie jest tak dobrze, gdzie są zawsze mile widziani, nie wierzę.

Najwidoczniej w Rosji było o wiele gorzej niż w Europie. Więcej, właśnie nasze terytorium prawdopodobnie było źródłem klimatycznych przykrości na całej półkuli. I żeby coś takiego ukryć (komuś to było potrzebne), wszystkie wzmianki o tym wymazano lub zmieniono.

Ale pomyślmy sensownie jak to mogło być? Cała półkula północna cierpi z powodu anomalii klimatycznych i nie wie w czym problem. Pierwsza wersja naukowa pojawia się dopiero po 100 latach, i brak krytyki w stosunku do niej. Przyczyna wydarzeń powinna być właśnie na naszych szerokościach.  Skoro w Ameryce i Europie takiej przyczyny nie zauważono, to gdzie ma być jak nie w Rosji? Nigdzie więcej. A tu akurat Imperium Rosyjskie udaje, że w ogóle nie wie o co chodzi. Nie widzieliśmy i nie słyszeliśmy, i w ogóle u nas wszystko w porządku. Znajome zachowanie, i bardzo podejrzane.

Należy jednak wziąć pod uwagę populację Rosji z 19 wieku, liczoną na dziesiątkach, a może i setkach milionów. Mogli oni zginąć z powodu zmiany klimatu, z głodu, zimna i chorób. A także nie zapominając o wszechobecnych śladach wielkich pożarów, które zniszczyły nasze lasy w tym czasie (patrz. art „Rozumiem twój wiekowy smutek”).

W wyniku czego wyrażenie „wiekowy świerk” (stuletni) niesie ślady małej długowieczności, chociaż normalny okres życia tego drzewa wynosi 400-600 lat. A liczne leje wyglądają identycznie jak ślady po wybuchu broni jądrowej, można na razie tego nie brać pod uwagę, o ile się nie da dokładnie ustalić ich wieku (patrz. artykuł „Atak jądrowy na nas już miał miejsce”).

Nie ma wątpliwości, że w Rosji w 1815-1816 roku miały miejsce wydarzenia, które pogrążyły w ciemności cały „cywilizowany świat”. Ale co to mogło być? Społeczność naukowa niepotrzebnie skłania się do wersji z wulkanem. Przecież wiele zjawisk atmosferycznych towarzyszących „małej epoce lodowcowej”, mówi o zanieczyszczeniu stratosfery dużą ilością pyłu. Wyrzucić kilka kilometrów sześciennych pyłu na wysokość ponad 20 kilometrów mogą tylko wulkan lub potężny wybuch jądrowy (seria wybuchów). Stosowanie broni jądrowej do roku 1945 jest tabu. Dlatego uczonym pozostał tylko wulkan. Z braku bardziej odpowiedniego miejsca dla wulkanu, wyznaczono indonezyjski Tambora.

Ale naukowcy wiedzą, że procesy towarzyszące uwalnianiu ziemi w czasie eksplozji jądrowej są zbliżone do wybuchu wulkanu, i nie krępowali się obliczyć, że wybuch Tambora odpowiadał mocy wybuchu 800-megatonowego ładunku jądrowego.

Dziś mamy wszelkie podstawy aby pisać, że terytorium Rosji w latach 1815-1816 stało się poligonem wielkich wydarzeń, którym towarzyszył wyrzut dużej ilości pyłu do stratosfery pogrążając w mroku i chłodzie całą półkulę północną na 3 lata. Uczeni nazywają ten okres  „małą epoką lodowcową”, ale można go również nazwać inaczej – „małą jądrową zimą”. Doprowadziło to do wielu ofiar wśród naszej ludności i prawdopodobnie mocno osłabiło gospodarkę. Ważna jest również wiedza, że ktoś naprawdę chce to ukryć …

Aleksiej Artiemew, Iżewsk

 

Autor: Aleksiej Artiemew, Iżewsk