Ponownie zrobiło się o nich głośno. Zbyt głośno. Powoli zbierają kolejne żniwo, prawdopodobnie śmiertelne.
Początków bezowocnej jak dotąd walki z dopalaczami doszukiwać się już w 2010 roku, podczas rządów,
którym przewodniczył jeszcze Donald Tusk. To premier ówczesnego rządu zapowiedział walkę z tymi
groźnymi środkami, typu rozpałka do grilla lub zabarwiacz piasku. Producenci psychoaktywnych substancji
prześcigają się w tym, by na rynku pojawiały się substancje jeszcze niezbadane. Takie jeszcze nikomu
nieznaną. Dla niepoznaki często nazywane są „produktami kolekcjonerskimi”.
Nadal najpopularniejsze są wśród młodych ludzi, nie mających żadnych zajęć, rozrywek i perspektyw.
Łatwy dostęp do tych toksyn sprawia, że zabawa w życie trwa na nowo. Jeszcze 5 lat temu, dowolny
dopalacz był szeroko dostępny a dodatkowo legalny. Głośna akcja z zamykaniem realnych sklepów nieco
zgasiła pożar z dopalaczami, ale handel w internecie ma się świetnie.
"Nie zażywajcie tego" to za mało, by teraz kogokolwiek ustrzec przed Mocarzem lub innym podobnym
świństwem, znów tak łatwo dostępnym. Nikt nie przypuszczał, że popyt na te substancje będzie taki duży,
a i spożycie ogromne i tak tragiczne w skutkach. Wywołują nieodwracalne spustoszenie w mózgu.
Zawierają silne związki halucynogenne, podobne do tych zawartych w muchomorach sromotnikowych.
Najnowsze, telewizyjne doniesienia pokazują, jak bardzo groźne są niedozwolone, wielce toksyczne
substancje niewiadomego pochodzenia oraz składu. Tylko przez kilka ostatnich dni do szpitali trafiło
przeszło 250 osób po zażyciu niezidentyfikowanego produktu pod nazwą Mocarz, w tym odnotowano jak
dotąd jedną ofiarę śmiertelną. Nikt mocarnym się nie stał, wręcz przeciwnie w przypadku bezpośredniego
użytku traci się panowanie nad sobą oraz logiczny kontakt z rzeczywistością. Staje się też niewyobrażalnie
agresywny, takiemu człowiekowi puszczają wszystkie hamulce, rośnie ciśnienie, a skołatane serce ledwo
wytrzymuje takie przeskoki napięcia.