JustPaste.it

Zwariowane absurdy dawnego lata

Przede wszystkim chodzi o absurdy rozlicznej maści. Wydaje się, że końca ich nie widać.

Przede wszystkim chodzi o absurdy rozlicznej maści. Wydaje się, że końca ich nie widać.

 

Lubię obserwować niecodzienne sytuacje. Obecnie można wyczaić jakąś niewybredną atrakcje w czasie
letnich wypraw. Poziom oksytocyny sięga wtedy granic swych szczytowych możliwości. Kilka z nich opiszę
właśnie teraz.


Swego czasu na ulicach nadmorskich bulwarów ze stoliczkiem rozkłada się tajemniczy jegomość i
zaczyna czarować. Albo kartami, albo kubkami. Zabawa polega na tym, by odnaleźć kulkę w kubku lub
czerwoną kartę. Mało kto się orientował gdzie, co było. Niektórzy tracili przy tym spore sumy. Kłótni,
wrzasków i tłumu gawiedzi nie było końca.


Dyndanie na zawołanie
Podczas jednej z nich spotkała mnie zadziwiająca sytuacja. Sopot należy do najbardziej malowniczych
nadmorskich zakątków. Na deptaku Monte Casino zainstalował się chłopak z przedziwną konstrukcją,
podobną do podwórkowego trzepaka, który często służył za drążek do podciągania się. Zapytacie i co z
tego? Jeśli jesteś śmiałkiem, który chce sprawdzić swoja tężyznę fizyczną zapłać 15 zł i wytrzymaj 120
sekund na drążku, a otrzymasz 100 zł.


Wodne kule
Wchodzisz do takowej i się zaczyna prawdziwa zabawa. Przy pomocy przyrządu przypominającego
odkurzacz pompuje się ten obszar, w którym śmiałek będzie zamknięty. I pływa tak przez dłuższą chwilę
bez dopływu świeżego powietrza. Ten zabawowy przywilej, niestety!, należy już tylko do tych
najmłodszych. Bo tylko oni mieszczą się w tej konstrukcji i wypada im tam tak szaleć. Wiem, że
prostackie, lecz w każdej prostocie jest jakaś metoda na oddziaływanie, dające zanikającą
spontaniczność.


Fontanny, kurtyny wodne
Kolejny letni eksperyment świetnie sprawdzający się podczas miejskiego skwaru, tak dobrze jak
koksowniki zimą. Tu wyrabia się przedziwne rzeczy na pograniczu gimnastyki artystycznej. Tylko
wyobraźnia staje się jedynym ograniczeniem do wykorzystania miejskiego natrysku. Są niebywałą
atrakcją upalnych dni, które generują wokół siebie tłumy ludzi.


Ptaki letnich treli, czyli rozćwierkany tramwaj
Gorącego lata powiew mrozi chłód klimatyzowanych na ful pojazdów szynowych. Dla umilenia żmudnych
podróży gdańska komunikacja miejska wprowadza nietypowe rozwiązanie rozrywkowe. Na całej letniej
trasie tramwajowej 6 kursującej na plaże w Jelitkowie zamiast zwykłej zapowiedzi kolejnych przystanków
rozbrzmiewa radosny śpiew przeróżnych gatunków. I to w okresie godowym.


Według wyników ankiety przeprowadzonej wśród mieszkańców i użytkowników tramwajów i autobusów
wynika, że to ptasie odgłosy są najprzyjemniejsze dla ucha. A że nadal funkcjonuje slogan "klient, nasz
pan" ZTM wychodzi naprzeciw "ciekawym" inicjatywom i wypuszcza w eter coś na kształt ptasiego radia.
Odgłosy ptaków będą towarzyszyć pasażerem do końca wakacji. ZTM wyjaśnia, że to letnia atrakcja nie
kosztowała ich wielkiego nakładu. I tym się coraz bardziej szczycą. Ptasi repertuar melodii - skowronek,
słowik, drozd śpiewak, makolągwa, kląskawka, trzciniak, świergotek łąkowy i czajka.


Wielkie koło widokowe
To na pewno jest bezprecedensowy hit hitów - 350 tonowy kolos z czterdziestoma dwoma ośmioosobowymi zamykanymi i klimatyzowanymi kabinami, stanie na nowo rewitalizowanej Wyspie Spichrzów nad gdańską Motławą. Na samej górze
można podziwiać widok z wysokości 55 metrów. Jedna z nich posiada miano VIP, dla czterech osób, oraz
wśród skórzanych siedzeń i telewizorem. Takie konstrukcyjne cudeńko znajduje się m.in. w Singapurze,
Londynie, czy Paryżu.


Herb Gdańska
Kwiecie zwiędnięte i wielkie, morskie potwory. Taki oto obraz wyłania się podczas oglądania tych stelaży.
Stoją one w samym sercu miasta. Bardziej straszą, niż cieszą. Z budżetu miasta ubyło "jedynie" 25 tys. zł.,
które można byłoby spożytkować w zdecydowanie lepszy sposób. Charakterystyczna instalacja, która
swoim nietypowym wyglądem miała przypominać dumny herb Grodu nad Motławą. Wystawia go na
niewybredne pośmiewisko społeczne. Tak samo, jak nie potrafimy pielęgnować swojej polskości, tak
mieszkańcy Gdańska nie czerpią niewymuszonej radości z własnych symboli regionalnych.


Leżing na Węglowym
Ów Targ oraz ul. Piwna w Gdańsku przeobraziły się w miejski deptak. Najnowsza instalacja miasta miała
fascynować i przyciągać milionowe tłumy turystów. O tym miejscu głośno stało za sprawą trójmiejskiej
artystki plastyk, Anny Marii Czarzastej, która w odważnym liście otwartym wyraża swoje głębokie
zażenowanie wynikające z niefortunnie zagospodarowania przestrzennego. Argumentuje to przede
wszystkim zakłóceniem specyficznego klimatu infrastruktury przedsionka Starówki. Stanowczo nie zgadza
się na takie infantylne rozwiązanie, nawet w okresie letnim.


Swego stanowiska usilnie broni dyrektor Instytutu Kultury Miejskiej, Aleksandra Szymańska, uważa, że to
co zasugerował projekt zasługuje na uznanie tłumu. W komentarzu do jej listu, zaprasza krnąbrną artystkę
do dalszej dyskusji, jednak teraz na otwartym forum publicznym. Lekkość zamontowanych drewnianych,
imitujących zielone trawniki, konstrukcje i plażowe leżaki, rodem z pewnej popularnej sieciówki
aranżacyjnej. Mają one na celu podkreślenie wakacyjnego charakteru tego tymczasowego deptaka.
Delektować się nim można aż do 15 września. Po tym czasie najprawdopodobniej na Targ Węglowy wróci
nieco skostniały, ale zawsze miejski parking. Na pytanie, co bardziej szpeci, niech już odpowie sam
gdański magistrat.


Potańcówka na Węglowym
Raz nawet było można sobie bezkarnie potańczyć. Wachlarz zaplanowanych tańców szeroko rozpięty - od klasyki po współczesność. Wszystko za sprawą IV Zjazdu Gdańszczan, mający znamiona zlotu międzynarodowego.


Woda sodowa
Długoletni wehikuł czasu w postaci saturatora zatrzymał się nieopodal Dworca Głównego w Gdańsku.
Woda, w którą wtłacza się charakterystyczny bąbelkowy gaz pochodzi z stojącego kilka metrów dalej
hydrantu. Turyści i miejscowi mogą skosztować chłodnej wody z sokiem. Na lato w sam raz. W tym
miejscu należy przypomnieć, że Gdańsk ma najlepszą wodę, którą można spożywać wprost z kranu, bez
ówczesnego jej przegotowania. Ta atrakcja jest według mnie najmniej absurdalna i postoi aż do końca
sierpnia.


Dziwnym trafem naocznej obserwacji łatwo można wywnioskować, że ludzie są raczej smutni i dość
rzadko reagują na życzliwość uśmiechu drugiej osoby. Wyraźnie zaciera się wspólne oddziaływanie.