JustPaste.it

Jarmarkowe rewolucje

Ta tradycja trwa tak długo, że łatwo można pogubić się w rachubie. Formalnie to długoletnie przedsięwzięcie ma na celu wypromować Gdańsk w świecie i Europie.

Ta tradycja trwa tak długo, że łatwo można pogubić się w rachubie. Formalnie to długoletnie przedsięwzięcie ma na celu wypromować Gdańsk w świecie i Europie.

 

Miastem będą rządzić kupcy. Centralne ulice Gdańska zamienili się w
rwące stragany i stoiska wypełnione kolorowymi różnościami. Tegoroczna jubileuszowa edycja jeszcze
bardziej niż zwykle ma być wypełniona wyrobami rękodzielnictwa. Organizatorzy doszli wreszcie do
wniosku, że kramy z ciuchami są już passe. To XXI wiek, gdzie czasy pustych półek sklepowych miły wraz
z zakończeniem komunizmu. Obecnie to pieniądze są towarem deficytowym.


Niewątpliwym hitem tego sezonu na ulicy Długiej jest niewielki straganik wypełniony po brzegi magicznymi
spinkami. Co w nich takiego magicznego nie mam bladego pojęcia. Może cena, której oczywiście nie
znam. Nie jest mi również dane śledzenie Jarmarku rokrocznie, ale z tego co mi pokątnie wiadomo z
każdym rokiem jest coraz gorzej. Przykładem na to może być fakt, że Międzynarodowe Targi Gdańskie
jako główny organizator zrezygnowali ze sceny ustawionej dotychczas na Targu Węglowym, która nosiła
wdzięczną nazwę Muzycznej Gospody.


Po za wszelaką konkurencja są nadmuchiwane, pływające po wodzie kule, do których wchodzi chętny
jegomość i się tapla w wodzie przebywając we wnętrzu kuli. Trwa ta krotko, bo raptem 5 minut, tylko na
tyle wystarczy powietrza, które i taj jest nadmuchiwane przy pomocy powiedzmy „odkurzacza”. Głupie?
Być może, ale ile frajdy i nawet dla pozostałych gapiów.

Czyżby poczciwy i ponad tysiącletni Gdańsk przestał być już zieloną wyspą spokoju, stabilizacji na
wzburzonym, czerwonym oceanie kryzysu deficytowego?