JustPaste.it

Scena muzyczna, czy arena polityczna?

W nocy z 14/15 maja zapadł werdykt Eurowizji. To już 61 edycja konkursu. Wygrała reprezentantka Ukrainy, ale jej utwór wywołał sporo kontrowersji, co jest domeną całego konkursu.

W nocy z 14/15 maja zapadł werdykt Eurowizji. To już 61 edycja konkursu. Wygrała reprezentantka Ukrainy, ale jej utwór wywołał sporo kontrowersji, co jest domeną całego konkursu.

 

Zwycięski utwór nosi tytuł „1944” i opowiada o stalinowskiej deportacji tatarów krymskich. Nie jest zaskoczeniem, że dyskwalifikacji go domagała się Rosja, argumentując to wydźwiękiem politycznym. Piosenka Jamali została jednak dopuszczona do konkursu i niespodziewanie wygrała, bowiem wszystkie zakłady bukmacherskie stawiały na reprezentanta Rosji, który zrobił wizualnie spore show. Wygrała Ukraina z emocjonalną, wzruszającą piosenką o historii, która stawia Rosję w niezbyt przyjemnym świetle. A nieco wcześniej Ukraina odgrażała się, że jeśli Rosja wygra konkurs oni się z niego wycofają. Koniec końców te dwa państwa rywalizowały ze sobą do ostatniego momentu, a skojarzenia były zdecydowanie polityczne.

Politycznej gry doszukują się też widzowie z Polski, którzy sądzą, że jury Eurowizji niesprawiedliwie oceniło występ Michała Szpaka. Dostał zaledwie 7 punktów, co stawiało go na przedostatniej pozycji w tabeli, z kolei widzowie uplasowali go na trzecim miejscu, na podium.

Polska miała problemy z dyskwalifikacją ze względu na napiętą sytuację w mediach. Europejska Unia Nadawców groziła, że jeśli któryś ze statutów Unii zostanie złamany, wtedy reprezentant Polski zostanie zdyskwalifikowany. Mimo, że obecnym władzom kompletnie by to nie przeszkadzało, konkurs odbył się z naszym udziałem.

Głosy pod mikroskopem

Nie ulega jednak wątpliwościom, że Eurowizja jest nieco upolityczniona. Brytyjski genetyk i wirusolog, Derek Gatherer używając  statystyki przebadał głosowania od 1975 do 2002r. i stwierdza, że nie trudno jest odgadnąć, na które państwo zagłosują inni[1]. Wszystko to jest zależne od takich czynników jak położenie geograficzne albo wspólna kultura.  Podzielił nawet państwa „wzajemnie się wspierające” na kilka grup.

41ca521bd3bf8b55bb9241697980fdf1.jpg

„The Viking empire”, czyli „Imperium wikingów” to Łotwa, która tworzy eurowizyjny związek z Estonią, która z kolei wspiera głosami  jeszcze Irlandię. Do tej grupy należy również Szwecja z Islandią i Dania, która najczęściej tym państwom oddaje swoje głosy.

„The Axis of Britain” to „Oś brytyjska”, w której skład wchodzą trzy państwa. Jest to najsilniej wspierana Wielka Brytania oraz Szwajcaria z Monako.

Nieco bardziej skomplikowany związek to „The Maltese Cross”- „Krzyż maltański”, który gromadzi ze sobą Słowację, Maltę i Luksemburg. Jest to wyjątek spośród innych przykładów „eurowizyjnych sojuszy” bowiem zależność między głosami a historią jest najsłabiej widoczna.

Luksemburg śle punkty na Chorwację, która wymienia się głosami ze Słowenią i Macedonią. To ostatnie państwo należy również do „Warsaw Pact”, w którego skład wchodzi Rosja i Rumunia.

Zaznaczone na żółto elementy to interakcje w „Cyprus Triad” czyli w „Triu cypryjskim”, które- warto zaznaczyć- zmieniło się w duet. Jest to Grecja i Cypr, których liczba głosów na siebie nawzajem przez ostatnie lata wynosi średnio 10-12.

Jak widać Polska nie znalazła się w podziale Dereka Gatherera, ale każdy, kto choć kilka razy widział Eurowizję wie, że państwami, które na nas głosują są nasi sąsiedzi Ukraina, Litwa, czy Niemcy.

Można by to nazwać zasadą „Sąsiad sąsiadowi”, bo tak najczęściej układają się głosy na Eurowizji.

W poszukiwaniu muzyki

Muzyka na całkiem dobrym poziomie wygrała na przykład dwa lata temu. Gdyby zwracać uwagę jedynie na głos wydaje mi się, że większość słuchaczy byłaby zgodna co do talentu Conchity Wurst. Problem zaczął się, gdy spojrzało się na wykonawcę, zdecydowanie wzbudzającego  skrajne emocje. Nie można zbagatelizować wizualnej strony Eurowizji, bo to punkt oceniany według regulaminu. Niewątpliwie uwaga nie została odciągnięta od kobiety z brodą.

Z korzyści wizualnych skorzystali również Polacy, którzy podczas występu do piosenki „My Słowianie” użyli wdzięków Słowianek w dwuznaczny sposób ubijających masło. I oto nastąpił kolejny podział bardziej albo mniej polityczny- „prawdziwe kobiety” przegrały z „kobietą z brodą”. Oburzenie wśród polskich widzów nie miało końca, podobnie jak komentarze na temat genderowej Europy. Występ Polski był punktowany niżej i wielokrotnie oceniany jak wulgarny pseudo-erotyzm, uwłaczający kobietom. Zarzucono nam traktowanie przedmiotowe i określono to jako prawicowy zaścianek.  Z kolei Conchita została nazwana lewicowym wytworem Zachodu.

Państwa Eurowizji zostały podzielone na obóz prawicowy i lewicowy, podczas, gdy każdy z zaprezentowanych wizerunków był na potrzeby sceniczne, zresztą wcześniej wielokrotnie wykorzystywany.

Po co nam Eurowizja?

Zdaje się, że świat zaczyna mieć problem ze zrozumieniem idei konkursu. Z założenia miał on służyć rozrywce i być może służy, ale po części. Eurowizja zaczęła być upolityczniana, szukamy złej metafory w muzyce. Doszukujemy się między wierszami jakiegoś nawiązania, porównujemy scenę z artystami do areny politycznych gladiatorów. „Rosja prowadzi- Putin zapłacił”, „Ukraina wygrała- z litości po 2014r.”- brzmią komentarze internautów. A być może Rosja zdobyła ogrom punktów za niesamowite efekty świetlne, które maskowały mniej atrakcyjną część muzyczną? Z kolei głos i emocje Jamali mógł zauroczyć widzów bez względu na tekst utworu, który przecież nie przez wszystkich mógł być rozumiany.  Albo doceniono jej niezbyt dziwny ubiór, co w przypadku kobiet na Eurowizji jest ewenementem?

Zadanie sobie tych pytań jest znacznie trudniejsze zwłaszcza, gdy poczujemy smak rywalizacji. Ona doprowadza do chwilowej sławy i prawa do organizacji Eurowizji przez państwo, które wygrało. Garstka artystów jest rozpoznawalna po konkursie, przykładem może być fenomenalny Alexander Rybak, który przypomniał o sobie w tegorocznym konkursie, niekonwencjonalne Lordi, czy wyróżniająca się Conchita. Reszta piosenkarzy wydaje się rozmywać we mgle cichnących komentarzy na ich temat, a rozpoczynających się gdybań politycznych.

 

[1] http://jom-emit.cfpm.org/2004/vol8/gatherer_d_letter.html