JustPaste.it

Coraz fajniejsze kolędy

Kolęda bywa mocno kontrowersyjnym spotkaniem wiernych spokrewnionych ze sobą i kapłana.

Kolęda bywa mocno kontrowersyjnym spotkaniem wiernych spokrewnionych ze sobą i kapłana.

 

Wszystko za sprawą sławetnych ofiar w postaci tajemniczych kopert, ile dać i czy w ogóle dać? Głupio by było,
gdyby trafiło się na jawną listę ofiar, tak jak było w przypadku pewnego księdza, który te tajne datki
opublikował. Bardzo rzadko zdarza się tak, żeby to ksiądz przekazywał jakieś pieniądze właśnie z tych
kopert komuś potrzebującemu.


Właściwa kolęda to moment wspólnej modlitwy, podczas której śpiewa się kolędy i jest świecenie wodą.
Reszta to nadbudowa, czyli rozmowa kapłana zaraz po opuszczeniu mieszkania przez ministrantów.
Rozmowy dotyczą przede wszystkim życia i sytuacji bytowej domowników. Oczywisty jest też wpis do
ewidencji kościelnej. Kto chodzi, kto nie chodzi. A jeśli nie chodzi to dlaczego? Bo bliżej ma inna parafie.
Bo chodzi, ale w innych godzinach. Bo nie lubi się rzucać w oczy.


Nie wszyscy wierni są należycie przygotowani do corocznej wizytacji księdza ze swojej lokalnej parafii. Nie
ma u nich w domu wody święconej, pewnie dlatego każdy Kapłan, w tym proboszcz, ma swoje metaliczne,
nowoczesne kropidełka. Nie takie samo, jakim się święci palmy czy pokarmy z wielkanocnego koszyczka.
Wtedy jest to witkowa szczotka, która po pierwszym zamoczeniu w święconej wodzie mocnym
chluśnięciem święci wszystko od góry do dołu. Brak święconej wody w domu można uzupełnić idąc do
kościoła i ze specjalnego baniaczka sobie jej nabrać. Gdy w domu znajdują się jeszcze dzieci w wieku
szkolnym, co gorliwszy ksiądz przepyta je z pacierza albo przejrzy zeszyt do religii. Na tym kończy się całe
to mistyczne przedsięwzięcie. Wszystko powoli wraca do zwykłej codziennej normy. Takiej typowo
świeckiej. Zapomina się o wcześniejszych zapowiedziach częstszego uczestnictwa w nabożeństwach. O
uregulowaniu formalnym własnego związku.


Przy tej nadążającej się właśnie okazji nie sposób nie wspomnieć o nowym zjawisku społecznym o
anglojęzycznej nazwie churching. Duchownym i księżom kompletnie się to nie podoba, ponieważ to może
znacząco obniżyć już i tak wątły autorytet ogółu. Churching to możliwość swobodnego wyboru dowolnej
parafii, niekoniecznie tej rodzimej. Ma to przyczynić się do większego uczestnictwa we mszach świętych.
Liczy się to, że w ogóle ludzie biorą czynny udział w nabożeństwach. Ostatni spis wiernych, odbywający
się w niedziele 19 października, nie przyniósł spodziewanych rezultatów.


Mimo tego nadal zdarzają się domy i sytuacje, w których ludzie gubią się i nie umieją przygotować się do
tradycyjnej kolędy. Często bywa tak, ze w tle podczas uroczystej wizyty księdza leci ważny mecz w
telewizji. Myślę sobie, ze pewnie skoro ksiądz to tez mężczyzna to na pewno lubi piłkę nożną. Brak krzyża
na stole nie da się niczym zastąpić albo jakoś wytłumaczyć. Kąśliwe zaczepki księdza bywają odbierane
jako złośliwą aluzję do tego, że np. para żyje sobie bez ślubu. Niektórych to peszy, krępuje i zawstydza.
Inni nic sobie z tego nie robią. Idą wciąż wyznaczoną przez siebie drogą.


U mnie na kolędzie mógłby pojawić się ks. Stryczek, w charakterystycznej kurtce, ojciec Paweł Gużyński,
znany ze swego ciętego języka względem wszelkich duchowych kontrowersjach czy ks. Wojciech
Lemański.