...nigdy się nawet nie zaczyna!
Światowe Dni Młodzieży połączone z wizytą papieża Franciszka w Polsce właśnie dobiegły końca. Papież był po raz pierwszy w naszym kraju i usilnie próbował zwrócił uwagę na najważniejsze kwestie miłości i Miłosierdzia Bożego.
Nie każdemu to się może podobać. Dlatego najważniejsi hierarchowie mogą powoli odetchnąć z wielką ulgą. Mogą wrócić do swoich codziennych celebryckich zajęć i obowiązków.
Skąd taki we mnie pesymizm?! Nie umiemy cieszyć się z najmniejszych szczęść i radości. Wyjątkowo szybko powróci żmudna codzienność powszechności. Wrócą kłótnie i sfary w każdym wymiarze. Wróci niesamowita umiejętność utopienia drugiego w łyżce wody. Brak szacunku przy zauważalnych różnicach to monumentalny mankament większego tłumu. To również będzie mocniej zauważalne.
Na te kilka zbyt krótkich dni radość w zawrotnej wielości przyćmiła wszystko wokół. Nie to jednak jest najważniejsze.Ważna jest obecność drugiego człowieka w doli i niedoli. Człowiek nie zasługuję na moralne cięgi od drugiego człowieka praktycznie za nic.
W moim przeświadczeniu jest tak, że skoro większość tak wielbi tego ojca świętego, nic nie zmieni się. Zostaną tylko słowa, o których i tak każdy z nas zapomni.
Życie zrobi się znów beznadziejnie konstrukcyjne i bez większego sensu. Czyli będzie jak zwykle.
hakuna matata!