JustPaste.it

O ideale uniwersytetu

O IDEALE UNIWERSYTETU (W PORÓWNANIU Z DZISIEJSZYMI TZW. SZKOŁAMI WYŻSZYMI)

     Dzisiejsze szkolnictwo wyższe na tak zwanych prywatnych uczelniach uważam za - w większości - wielce szkodliwe dla kształcenia elit intelektualnych kraju, czemu (tj. kształceniu elit) ze swej natury ma służyć szkoła wyższa, a zwłaszcza uniwersytet. Dziś, masowo tworzone jako niemalże przedsiębiorstwa, szkółki wyższe są niczym innym niż wylęgarnią intelektualnego matolstwa, zaś dla zakładających je często sposobem na niezły biznes. Aby zdobyć dyplom trzeba płacić czesne (nieraz wprost kolosalne) i w miarę dobrze układać swe stosunki z profesorami. To wystarczy zasadniczo do ukończenia takiej uczelni.         Ogromnym błędem jest rezygnacja ze wstępnych egzaminów na studia wyższe. Nie ma dziś możliwości precyzyjnego zweryfikowania czy ktoś po prostu do studiowania się nadaje, czy umysł jego, intelekt, jest ku temu predysponowany. I często zdarza się tak, że ten, który byłby świetnym drwalem czy spawaczem - jest miernym prawnikiem czy inżynierem.
     Szkolnictwo wyższe stało się masowe, a nie jak dawniej elitarne - co było słuszne. Mnożą się coraz to nowe, niepotrzebne w praktyce, kierunki, po ukończeniu których nikt pracy nie znajdzie. W ten sposób wiele szkół wyższych niepublicznych staje się wyższymi zawodówkami. Jak mi się wydaje różnicę między wyższą szkołą zawodową a uniwersytetem należy powiązać z różnicą celów kształcenia: wyższa szkoła zawodowa jest nastawiona na masową "produkcję" pseudofachowców z dyplomami, uniwersytet zaś stawia na kształcenie indywidualności twórczych. Ideałem uniwersytetu winna być przede wszystkim pewna rozmaitość metod i swoboda naukowa. Nie widzę sensu w obciążaniu studentów tak zwanymi przedmiotami pomocniczymi, gdzie wiedzę naukową podaje się podręcznikowo, z łatwo dostępnych książek. Niech student sam sięgnie do podręcznika i treść jego opanuje własną pracą. Tak samo zbędny jest nadmiar ćwiczeń łączonych z wykładami jako repetitoria, gdzie student jest jakby prowadzony za rękę; zabierają mu one czas, który oszczędniej i korzystniej mógłby być wypełniony własną, samodzielną pracą.
     Warto wspomnieć o tak zwanych twórczych osobowościach. Ludzie różnią się między sobą temperamentem i zdolnościami, które od najmłodszych lat powodują różnicę skłonności i zamiłowań. Chętnie bowiem wykonujemy to, co idzie nam składnie, płynnie, skutecznie; uchylamy się zaś od czynności, które nam wychodzą niesprawnie, z trudem i wielkim wysiłkiem. Do uniwersytetu napływa młodzież, która ukończyła szkołę średnią, jest już więc w pewnym stopniu ukształcona i wyselekcjonowana; uniwersytet kształci ją dalej przede wszystkim - ale nie tylko - intelektualnie. Kształcenie indywidualności jest wszechstronnym rozwijaniem jej możliwości, twórczość osiąga się kształcąc samodzielność myślenia: nie będzie bowiem nigdy twórczy ten, kto jedynie przyjmuje utarte, powtarzane przez profesorów, schematy myślenia. Przeciwnie, własne należycie uzasadnione zdanie jest przejawem twórczego umysłu. Aby zaś taką samodzielność myślenia uzyskać potrzeba - wg mnie - trzech rzeczy: kultury intelektualnej, kultury moralnej i kultury estetycznej.
     Kultura intelektualna. Daje ją uniwersytet w wybranym kierunku studiów nie tylko w postaci wiedzy przedmiotowej, lecz przede wszystkim przez wdrażanie metody badania naukowego, wymagające precyzji w formułowaniu i uzasadnianiu twierdzeń naukowych - precyzji będącej istotnym składnikiem tej kultury. Wykształcenie uniwersyteckie powinno zarazem dać wgląd w ogólną teorię nauki przez studium nauk filozoficznych, a zwłaszcza logiki. Uzyskana dzięki takiemu kształceniu kultura intelektualna czyni tego, kto ja nabył, wrażliwym na prawdę i fałsz, na poprawność myślenia i błędy logiczne, budzi - można by powiedzieć - sumienie logiczne, które jest podstawą krytycyzmu wobec siebie, tak jak wobec innych osób. Ten krytycyzm zaś jest tarczą przeciw zniekształcającemu tak często logiczny tok myśli wpływowi uczuć i wywoływanych przez nie dążeń, uprzedzeń i przesądów. Broni przeciw pokusie posługiwania się nieuczciwymi chwytami polemicznymi, sofizmatami, insynuacją, szczepi więc rzetelność i prawość w myśleniu. Pozwala wznieść się ponad to, co zamąca stronniczymi momentami rzeczowość stanowiska i przezwyciężyć dogmatyczne zacietrzewienie. Daje możność zrozumienia przeciwnych stanowisk, otwiera drogę rozumnej tolerancji, która nie zmierza do zniszczenia przeciwnika, lecz stara się go pozyskać. Ta zaprawa naukowa, ugruntowana przez kulturę intelektualną, wyrabia zarazem inne jeszcze cnoty społeczne i przymioty natury moralnej. Są to zwłaszcza:
a/. wytrwałość w pokonywaniu przeciwności, przełamująca zniechęcenie i zobojętnienie;
b/. systematyczność w pracy, przeciwieństwo dorywczości, polegająca na tym, że pracę prowadzi się konsekwentnie według starannie przemyślanej dyspozycji;
c/. dokładność - przeciwieństwo powierzchowności - czyli wykończenie szczegółów bez pozostawiania luk i zaniedbań;
d/. sumienność - przeciwieństwo lekkomyślności, a więc wzięcie odpowiedzialności za spełnienie zadań, które są do wykonania;
e/. rzetelność - przeciwieństwo obłudy - czyli wystrzeganie się podawania pozorów, frazesów, za rzeczy wartościowe;
f/. skromność, hamulec dla próżności i chęci tanich sukcesów;
g/. odwaga przekonań, nie ulegająca wszelkim autorytetom, lecz dążąca do prawdy, choćby to wymagało przezwyciężenia gnuśności, wygodnictwa, było połączone z wysiłkiem ponoszenia ofiar, utratą korzyści, narażeniem się na prześladowania i straty.
     Chciałbym zwrócić jeszcze uwagę na kwestię jakości prac dyplomowych czy doktorskich w dzisiejszych tzw. uczelniach wyższych. Są one często na poziomie średnio napisanej matury. Niektórzy być może upatrują ten stan w tym, że promotor pracy zbyt mało czasu poświęca na jej korektę, uwagi itd. Ja zaś sądzę przeciwnie. Marność tych prac wiąże się z tym, że studentowi nie pozostawia się prawie wcale swobody w twórczym działaniu i samodzielnym myśleniu. Praca ma być stworzona według zamysłu promotora, który powinien tu tymczasem pełnić rolę wyłącznie pomocniczą. Pamiętam z moich studiów prawniczych w UJ w Krakowie, gdy jeden z profesorów był kategorycznie przeciwny zagadnieniu podjętemu przez magistranta, że nie da ono rezultatu, a magistrant uparł się przy swoim, z czego wyszła najpiękniejsza rozprawa na jednym z roczników. Uważam za całkowicie niewłaściwe postępowanie, w którym profesor zakazuje magistrantowi czy doktorantowi zajęcia się pewnym przedmiotem badania, gdyż sam zamierza się nim zająć. Przedmioty badania są wolne, nie są niczyją własnością autorską. A już zupełnie nieodpowiedzialne jest narzucanie kandydatowi przedmiotu i zagadnienia, jak to się nagminnie dzieje. Uważam takie zachowanie za krępowanie należnej studentowi swobody, trudno też w takich przypadkach stwierdzić na ile jest on samodzielny. W żadnym wypadku profesor nie powinien narzucać własnych koncepcji (najwyżej doradzać, podpowiadać). Wymaganie poprawek i przeróbek ma także swoje granice, których przekroczenie może sprawić, że praca zamiast być dziełem indywidualnym, staje się dziełem wspólnym autora i jego profesora. Gorzej jeszcze, gdy takie wymagania unicestwiają wykończenie pracy, czego także istnieją smutne przykłady. Jeżeli rozprawa jako dysertacja doktorska czy magisterium ma być świadectwem możliwości i osiągnięć doktoranta lub studenta, to spełnia to zadanie wraz ze swymi błędami, a nie wtedy, gdy zostanie wyszlifowana przez profesora.
     Narażam się być może na zarzut, że kreślę obraz wyidealizowany, daleki od rzeczywistości, którego ja sam niemniej jako możliwego i pięknego doświadczyłem na prastarym Uniwersytecie Jagiellońskim, o którym nie potrafię myśleć, jak tylko z wielkim wzruszeniem. Ktoś powie, że oddaję się marzeniu. Na to odpowiem: nie lekceważmy marzenia, bo jest w nim niejednokrotnie potencjalna korekta niedobrej rzeczywistości.