Obłożona licznymi książkami na ten zimowy czas czuje swoistą ekscytacje z tego powodu. Już wiem, że będzie dużo się działo.
Losowo wyciągam jedną z nich. Twarda, zimna okładka. Gęsto zadrukowana strona o niewielkiej czcionce, do której oko się musi przyzwyczaić. Robi to z przyjemnością.
Ostatnia Rozmowa Jana Kaczkowskiego po prostu z ludźmi. Ks Jan zawsze dawał sobie radę. Ze wszystkim, co napotykał na swej drodze. To była ich Ostatnia Rozmowa. Każdy się kiedyś tego spodziewał, że nastąpi ten ostateczny czas. Z chwilą, gdy się wątpi nic nie przynosi ukojenia. Nic prócz modlitwy i spokoju.
Ks. Jan Kaczkowski miał tego pod dostatkiem. Nie bacząc na to, co choroba poczyniła sobie z jego i tak niedołężnym organizmem, on szedł z uporem do przodu i cerował skrupulatnie pokiereszowane życia innych ludzi. Miał do tego niezwykle mocny dar. Niespożytą odwagę, by wyciągać z depresyjnego, beznadziejnego dołu. Odszedł zostawiając nam kilka materiałów do głębszego przemyślenia, by móc poradzić sobie samemu w bardzo trudnych życiowych chwilach.