JustPaste.it

Samotni w ten czas

Mam 92 lat i choć nie jestem pewien co robiłem dziś rano doskonale pamiętam dawne lata.
Jestem już ćwierć wieku wdowcem. Moja żona męczona ciężką chorobą zmarła w wielkim bólu. Urodziła mi czworo dzieci, kochałem ją bardzo.
Najstarszy syn Jan nie ożenił się jako pierwszy. Jego młodsza siostra Krystyna robiąc mi na złość wyszła za mąż za szkolnego łobuza, który często dokuczał jej i rodzeństwu. Urodziła mu dwóch synów i wiem, że jest bardzo nieszczęśliwa. On jest tyranem ale cóż mi się nie wypłacze, nie rozmawiamy ze sobą.
Hania najmłodsza, najbardziej podobna do matki ku mojej uciesze skończyła studia prawnicze. Dziś i pracuje i wychowuje Zuzię. Jej mąż jest marynarzem. W domu bywa gościem ale kocha moją córkę i wnuczkę.
Stanisław. Urodził się jako drugi syn i trzecie dziecko. Jakże był trudnym chłopcem w wychowaniu. Zawsze kombinował, kłamał i stronił od nauki. Dziś jest właścicielem wielkiego warsztatu samochodowego. Z tego co mi wiadomo sporą cześć udziałów wygrał w pokera.
Jan choć jest samotny wyprowadził się szybko. Nie chciał mieszkać z ojcem. Cóż jego życie jego wybór.
Pamiętam jak Elwira, moja żona często powtarzała kiedy dzieciaki były nieznośne, że nie może się doczekać kiedy dorosną. Dorosły, a jej już nie ma.
Zbliżają się święta a ja sam. Dzieci nie napisały, nie zaprosiły a mój ogromny dom, który zbudowałem własnymi rękami dla mojej rodziny jest pusty.
W ubiegłym roku nie postawiłem nawet choinki. Już tylko wspomnieniami czuję zapach pierniczków, cynamonu i migdałów w maku. Moja żona świetnie gotowała i wszystko na wigilijnym stole wspaniale smakowało, pachniało i było pięknie podane. Nie pomagałem jej. Nie wpuszczała mnie nawet do kuchni, nie chciała bym jej przeszkadzał. Razem z dziećmi zdobiliśmy dom w kolorowe stroiki i lampki. Choinka musiała być zawsze duża. Do samego sufitu. Podsadzałem dzieci do góry by mogły zawieszać bombki jak najwyżej. Były radosne, śmiały się i ciągle pytały o prezenty. Wtedy nie myślałem o przyszłości i że dziś mógłbym być samotny.


Wigilia.


Przyniosłem ze strychu wszystkie ozdoby i ubrałem choinkę. Dużą do samego sufitu. Przystroiłem salon. Przygotowałem kolację i zasiadłem za stołem.
Nie miałem z kim podzielić się opłatkiem. Chciałem zaśpiewać kolędę jednak ucisk w gardle nie pozwolił wydobyć głosu. Popłynęły gorzkie łzy. Czy ktoś dziś cierpi jak ja? Nic nie zjadłem i udałem się do sypialni.

- Elwiro zabierz mnie do siebie. Nie chcę być już więcej samotny.

Płakałem, łkałem i szlochałem.

Zasnąłem.


Obudził mnie warkot silnika. Zerwałem się do okna. Światła. Słyszę...

Tato? Jesteś?


To moje dzieci. Wszystkie jak jeden. Z rodzinami z pakunkami i uśmiechami na ustach.


Trudno mi jest opisać co czułem. Moje serce cierpiało z bólu a potem napełniło się wielką radością. Wspomnienia wróciły i stały się realne.


Magia świąt.

wigilia_swieta_pap_tytus_zmijewski-468_small.jpeg