JustPaste.it

Kokainowy baron na liście najbogatszych.

 

 


 

Pablo Escobar tworząc jedną z najpotężniejszych organizacji przestępczych w historii dorobił się gigantycznej fortuny, szacowanej nawet na 30 mld dolarów. Mógł pozwolić sobie na to, by każdego roku tracić 10 proc. majątku - jego pieniądze ginęły, ulegały zniszczeniu albo zjadały je szczury
Pablo Escobar
Pablo Escobar, fot. El Tiempo/GDA/ZUMAPRESS.com  /  fot. El Tiempo/GDA/ZUMAPRESS.com

 

W wyprodukowanym przez Netflixa serialu „Narcos”, opowiadającym o losach najbardziej znanego barona narkotykowego w historii, jest scena, w której Gustavo Gaviria, kuzyn i najbliższy współpracownik Pablo Escobara, odpowiedzialny m.in. za finanse kartelu Medellin, mówi mu, że za bardzo afiszuje się ze swoim bogactwem. Do tego stopnia, że wkrótce wyląduje w amerykańskim „Forbesie”, w gronie najbogatszych ludzi świata.

I rzeczywiście: Pablo Escobar wylądował w magazynie. Nawet siedmiokrotnie. W latach 1987-1993 wartość jego majątku wynosiła co najmniej miliard dolarów. A być może nawet znacznie więcej. Według niektórych szacunków u szczytu kariery, kiedy każdego dnia przemycał do Stanów Zjednoczonych kilkanaście ton kokainy, jego fortuna warta była nawet 50 mld dolarów. Zdecydowanie więcej, niż wynosiła łączna wartość ówczesnych majątków Billa Gatesa czy Warrena Buffetta.

 

 

Pierwszy miliard

Wielu biznesmenów ma nietypowe sposoby na zarabianie pieniędzy i posiada własne, charakterystyczne powiedzenia. Pablo Escobar nie był pod tym względem wyjątkowy. Zarabiał dzięki handlowi narkotykami na gigantyczną skalę – był w tej dziedzinie niekwestionowanym innowatorem. A jego ulubione powiedzenie brzmiało „plata o plomo”, czyli, w uproszczeniu, „łapówka albo śmierć”.

Sformułowanie to stało mu się bliskie bardzo wcześnie, albowiem szybko przekonał się, że do prowadzenia przestępczej działalności potrzebuje przychylności policjantów, urzędników czy sędziów. Zaczął „karierę” jako nastoletni złodziej i przemytnik na ulicach Medellin. Potem szmuglował kontrabandę i uczestniczył w porwaniach – ponoć zarobił w ten sposób pierwsze 100 tys. dolarów. Pierwszego i kolejnych miliardów dorobił się jednak na narkotykach.


 

 

 

 

 

Najpierw sprowadzał z Peru kokainową pastę, która w kolumbijskich laboratoriach przerabiana była na kokainę, a następnie sprzedawana. Swoją bezwzględnością, okrucieństwem i – bądź co bądź – przedsiębiorczością zdołał błyskawicznie rozszerzyć swoje strefy wpływów. Wykorzystując ogromny popyt na kokainę w latach 80., szczególnie w Stanach Zjednoczonych, Escobar stał się najbogatszym gangsterem w historii i jednym z najbardziej wpływowych Kolumbijczyków, wielokrotnie ingerującym w krajową i międzynarodową politykę.

Escobar zbudował potężną sieć dystrybucji – m.in. w Kalifornii i na Florydzie – i stworzył wiele szlaków przemytniczych, którymi dostarczał narkotyki do Stanów Zjednoczonych, Kanady czy Europy. Dysponował własnymi samolotami, łodziami, hotelami oraz domami, które wykorzystywał w międzynarodowym narkobiznesie. W pewnym momencie organizacja prowadzona przez Escobara dostarczała około 80 proc. światowych zasobów kokainy – i ok. 90 proc. amerykańskich.

 

 

Szacuje się, że w latach 1981-1986 kartel Medellin uzyskał z handlu narkotykami co najmniej 7 miliardów dolarów zysku (oczywiście wolnego od podatku). Niedługo później Escobar, do którego należało ok. 40 proc. udziałów w firmie, oficjalnie znalazł się w gronie najbogatszych ludzi świata.

Pieniądze, wszędzie pieniądze

W 1987 roku dziennikarze amerykańskiego „Forbesa” po raz pierwszy opracowali ranking najbogatszych ludzi świata – wcześniej przez pięć lat przyglądali się wyłącznie najzamożniejszym Amerykanom. Pierwsze miejsce, z majątkiem szacowanym na ponad 10 mld dolarów, zajął Yoshiaki Tsutsumi, japoński potentat nieruchomościowy (w pewnym momencie do jego Seibu Corporation miała należeć jedna szósta powierzchni kraju). Japonia, stawiana w latach 80. za gospodarczy wzór do naśladowania, była najliczniej reprezentowanym państwem w zestawieniu. Ale najciekawsi przedstawiciele wywodzili się z Kolumbii.

 

 

„Forbes” majątek Pablo Escobara szacował dość ostrożnie - na ponad 2 mld dolarów (podobnie jak braci Ochoa, pozostałych udziałowców kartelu). W to, że fortuna przestępcy jest wielokrotnie większa, wierzył rząd Kolumbii. W połowie lat 80. zawarł z nim umowę, oferując mu amnestię w zamian za obietnicę spłaty długu publicznego, wynoszącego kilkanaście miliardów dolarów (ostatecznie przestępca nigdy tego nie zrobił). Brat Pablo Escobara, Roberto, wspomniał po latach, że każdego roku marnowało się 10 proc. majątku barona - chowana w magazynach gotówka ginęła, była niszczona przez wodę albo pożerana przez szczury. Podobno kiedyś Escobar spalił dwa miliony dolarów, żeby ogrzać dom, gdy jego córce zrobiło się zimno. Kiedy po zawarciu umowy z kolumbijskim rządem miał trafić do więzienia, wylądował w luksusowej rezydencji La Catedral, którą zbudował dla siebie i swoich bliskich współpracowników.

 

 

 

 

W „Narcos” Gustavo Gavirię zaniepokoiła popularność szefa i często powtarzane historie na temat jego niewyobrażalnej fortuny. Wiele z nich dotyczyło bogactwa mieszczącego się w hacjendzie Nápoles - położonym kilkadziesiąt kilometrów od Medellin centrum dowodzenia Escobara. Na dwóch tysiącach hektarów, pomiędzy tropikalnymi lasami, znajdował się gigantyczny luksusowy kompleks z hotelami, samolotami i pasami startowymi, lądowiskiem dla helikopterów, sztucznymi jeziorami, basenami czy stajniami. Najbardziej imponujące było jednak wielkie zoo (większe od wrocławskiego), pełne egzotycznych, nielegalnie sprowadzanych z Afryki zwierząt – m.in. słoni, nosorożców czy żyraf.

Przy pomocy swojej fortuny Escobar kupował także przychylność miejscowej ludności, która nazywała go Robin Hoodem. Przez lata fundował szpitale, szkoły, parki, kościoły czy stadiony. Stworzył dzielnicę mieszkaniową dla 5 tys. bezdomnych. Wielu Kolumbijczyków do dziś widzi w nim dobrego ojca, a nie potwora

 

 

Historia się powtarza

„Escobar wkrótce opuści tę listę. I prawdopodobnie ten świat” - pisał w 1993 roku w „Forbesie” Pablo Galarza. Jego słowa okazały się prorocze, choć jak później przyznał, aż do śmierci barona martwił się o swoje życie.

Imperium Escobara, osłabione wojną z wrogami – konkurencyjnym kartelem Cali i grupą przestępczą Los Pepes, utworzoną wyłącznie po to, by dopaść kryminalistę – skurczyło się, a jego pozycja osłabła. W zwalczanie Escobara zaangażowali się również Amerykanie. Wyszkoli specjalną jednostkę kolumbijskiej policji Search Bloc, której jedynym zadaniem było schwytanie przestępcy. Udało się to 2 grudnia 1993 roku. Escobar, osaczony w swoim mieszkaniu w Medellin, zmarł od kuli – nie wiadomo tylko, czy wystrzelonej przez policjantów, czy przez niego.

 

 

Kolumbijczyk doczekał się jednak następców – krwawych narkotykowych baronów, którzy swoją nielegalną działalnością budują imponujące fortuny. Do Kolumbijczyka najczęściej porównuje się Joaquína Guzmána, znanego jako El Chapo. Szef kartelu Sinaloa, który odpowiada za ok. 25 proc. przemytu narkotyków z Meksyku do Stanów Zjednoczonych. Szacuje się, że jego organizacja osiąga ok. 3 mld dolarów przychodów rocznie.

Guzmána porównuje się do Escobara nie tylko ze względu na ogromną siłę oddziaływania i bogactwo, ale także dlatego, że Meksykanin również został „doceniony” przez „Forbesa”. Nawet dwukrotnie – w 2012 roku wylądował zarówno w rankingu najbogatszych, jak i w znacznie węższym gronie najbardziej wpływowych ludzi świata.


 

 

Kilka miesięcy temu Chicago nadało El Chapo status wroga publicznego numer 1, mimo że prawdopodobnie nigdy nie było go w tym mieście. Stało się to niedługo po tym, jak Meksykanin drugi raz w życiu przedwcześnie zakończył swoją odsiadkę. Z pilnie strzeżonego więzienia w Meksyku Guzmán uciekł przez półtorakilometrowy tunel wydrążony przez jego wspólników.

 

Autor: Krzysztof Domaradzki