JustPaste.it

Polska B i C nikogo nie obchodzi?

W większych miastach, nie widać tego zaniedbania, tych ruin tych opuszczonych fabryk, domostw, ale wystarczy tylko wyruszyć w teren w Polskę gminną, aby przeżyć prawdziwy szok

W większych miastach, nie widać tego zaniedbania, tych ruin tych opuszczonych fabryk, domostw, ale wystarczy tylko wyruszyć w teren w Polskę gminną, aby przeżyć prawdziwy szok

 

Oglądając przez szyby pociągu czy samochodu Polskę gminną, czy powiatową, widzimy krajobraz, który wygląda jak po kataklizmie. Wszędzie widać

08338b0fb44ba30530b8252a873c7fde.jpg

ruiny, opuszczone zakłady pracy, domy, gospodarstwa, dworce kolejowe. Jak w tych ruinach i z czego żyją ich mieszkańcy?

 

Tak prawdę powiedziawszy premier, rząd, czy prezydent, zamiast poruszać się po Polsce samolotami, czy luksusowymi samochodami (z zaciemnionymi szybami), powinni raz na tydzień przejechać się koleją regionalna po każdym województwie. Tylko wtedy, być może zobaczyliby niezafałszowany obraz polskiej gminnej rzeczywistości.

 

Te niezagospodarowane ruiny dawnych zakładów, zabudowań wystawionych na sprzedaż, te ruiny dworców, te zaniedbane miejscowości w których zamieszkała jest tylko połowa zabudowań (reszta w ruinie), te szpitale w których czynna jest tylko połowa oddziałów. Jak żyją w takich miejscowościach ludzie, gdzie nie ma zakładów pracy (nawet mleczarnie, skupy, tartaki poupadały), trudno sobie nawet wyobrazić?.

 

Wystarczy aby w takiej miejscowości wybudowano chociaż jeden duży sklep wielkopowierzchniowy i cały rodzimy handel i usługi upadają. Ludzie jeżdżą do pracy do miejscowości, ale trudno aby w powiecie starczyło pracy dla wszystkich. Młodzież uczy się ile może, robiąc nawet kilka fakultetów aby odłożyć w czasie konieczność podjęcia byle jakiej pracy.

 

Młodzi żyją za pieniądze rodziców i dziadków. Skąd pieniądze mają rodzice, ano z emerytur dziadków, ewentualnie rent własnych, pracy na czarno i sprzedaży tego co sami wyprodukują, lub wyhodują. Zresztą w powiecie, gminie jest łatwiej o rentę, nikt tu nie stanowi zaporowych wymogów (wiadomo, że ucięta, ręka czy noga nie odrośnie) a na dodatek wszyscy się znają.

 

Opowiadał mi znajomy syndyk jak sprzedawano majątek po byłych PGR-ach. Więcej trafiało łapówek do kieszeni syndyków, niż uzyskiwano z przetargów na sprzedaż mienia, które w większości nie dochodziły do skutku. Mienie było sprzedawane na lewo przed przetargiem, dorabiano tylko protokoły. I chociaż wszyscy o tym wiedzieli, nikt na nikogo nie donosił, bo wszyscy coś z tego mieli, oczywiście niewspółmiernie do syndyka.

 

Ile w ten sposób zmarnowało się naszego wspólnego państwowego majątku trudno policzyć, a autorem tej wyprzedaży, na której nieliczni zrobili majątki był Balcerowicz, który wprowadzeniem jednej ustawy zlikwidował PGR-y, a drugą zmusił zakłady pracy do pozbycia się swojego nieprodukcyjnego (socjalnego) majątku. Majątku który wypracowaliśmy, przez lata PRL-u.

 

Stocznia Szczecińska wybudowała, domy wczasowe, kolonie, obozowiska, dom kultury, przedszkola i żłobki a przez ustawę o nałożeniu wysokich podatków na majątek nieprodukcyjny musiała się ich pozbyć za przysłowiową złotówkę (i ktoś się potężnie wzbogacił). Przy tej ustawie zapomniano, że ten majątek nieprodukcyjny zakładów, był właściwie majątkiem pracowników i ktoś (państwo) ich potężnie oszukał. Zresztą podobnie jak byłych pracowników PGR-ów, którzy z współwłaścicieli stali się bezrobotnymi bezdomnymi.