JustPaste.it

Polskie rządy, lubią marnotrawić nasze społeczne pieniądze

Chociaż większość polskich reform, to „powrót do przeszłości”, to jednak generują potężne środki finansowe

Chociaż większość polskich reform, to „powrót do przeszłości”, to jednak generują potężne środki finansowe

 

8072d45e1c267d2e5785fd3a85c944d2.jpg

Z końcem 1956 roku Polska dzieliła się na 17 województw oraz 2 miasta wydzielone Warszawa i Łódź (później dodano 3 następne). W czerwcu 1975 roku w związku z nową reformą administracyjną zarzucono 3-stopniową strukturę podziału terytorialnego (województwa/powiaty/gminy), wprowadzając 49 nowych województw (niczym 49 stanów w USA) i likwidując 314 powiaty. Pociągnęło to za sobą olbrzymie wydatki związane z budową m.in. nowych Komitetów Wojewódzkich PZPR, urzędów wojewódzkich, sądów, prokuratur i komend wojewódzkich MO.

 

Transformacja ustrojowa w Polsce (niczym rewolucja), przyniosła m/in kolejną reformę administracji. Reforma administracyjna w 1999 r, zmieniła podział administracyjny Polski, wprowadziła 3-stopniową strukturę podziału terytorialnego. Utworzono 16 rządowo-samorządowych województw i 315 samorządowych powiatów. Jak widać, podział terytorialny Polski z lat 1957–1975 jest w dużej mierze zbliżony do obecnego (powrót do przeszłości), układu administracyjnego po 1999 roku. Pomijając nieobecność województw miejskich i województwa koszalińskiego, nowe województwa przypominają zarówno ilością, jak i wykresem granic ów dawny system. Również powiaty (mimo że nie wszystkie "stare" zostały powołane a przybyły nowe) mają bardzo podobne, często identyczne granice.

 

Jednak nowy rząd polski, zamiast powrócić do podziału terytorialnego z lat 1957 – 75 (w ramach oszczędności), ustalił o jedno województwo mniej i o jeden powiat więcej, aby wydać ogromne pieniądze na opracowanie nowego podziału administracyjnego (marnotrawiąc lekką ręką nasze społeczne pieniądze). Podobnie było z Specustawą Stoczniową (w kwestii marnotrawienia społecznych pieniędzy). Ustawa objęła programem ochronnym stoczniowców zatrudnionych w stoczni Gdynia i Szczecin do 31 października 2008 roku. Gwarantowała ona wypłatę odszkodowań od 20 tys. zł do 60 tys. zł (w zależności od stażu pracy), za dobrowolne odejścia z pracy.

 

Specustawa Stoczniowa obejmowała też szkolenia stoczniowców, a właściwie kursy kwalifikacyjne na inne zawody, np.: fryzjera, kucharza, kelnera, czy innego rzemieślnika. Jeden z senatorów pracował nad Specustawą, a potem jego firma dostała bez przetargu zlecenie wartości 50 milionów złotych na szkolenia stoczniowców. Niestety szkolenia okazały się zwykłym marnotrawstwem społecznych pieniędzy, bo dzisiaj żaden stoczniowiec nie pracuje w nowym (wynikłym z tego przeszkolenia) zawodzie.

 

Każdy rząd Polski stara się zapisać w historii wprowadzeniem jakiejś reformy, obecnie jest przygotowywana reforma systemu oświaty, która ma być powrotem do reformy oświaty z 1961 r (szkoła podstawowa - 8-letnia, szkoły średnie - liceum ogólnokształcące - 4 lata, liceum zawodowe - 2 lub 3 lata, technikum - 5 lat; szkolnictwo wyższe - uniwersytety, akademie, politechniki; których organizację określała ustawa z 1958 roku).

 

Dlaczego powrotu, bo w 1991 roku wprowadzono ustawę o systemie oświaty, która została znowelizowana w 1999 r. Główne zmiany to nauczanie religii w szkołach, programy autorskie, możliwość funkcjonowania różnych typów szkół, na przykład wyznaniowych czy prywatnych (schemat organizacji szkolnictwa obejmował: przedszkole, obowiązkową zerówkę, 6-letnią szkołę podstawową, 3 letnie gimnazjum, 3 letnia szkołę średnią, 2 letnią szkołę zawodową, studia wyższe).

 

Obawiam się jednak, że znowu autorzy kolejnej reformy oświaty wprowadzą jakąś drobną „autorską” zmianę, aby tylko uruchomić potężne pieniądze na opracowanie zmian organizacji szkolnictwa. Media już podnoszą „larum”, jaka to będzie droga reforma oświaty. A wystarczyłoby powrócić dokładnie „do przeszłości” i wtedy można by zaoszczędzić ogromne pieniądze.

 

Jednak to tylko na społeczeństwie oszczędzają kolejne rządy, przyznając np.: złotówkowe podwyżki emerytom i rencistom, nie mogąc znaleźć pieniędzy na podwyższenie zasiłków i dodatków rodzinnych. Jednak sami potrafią marnotrawić ogromne społeczne pieniądze na niepotrzebne opracowania zmian (aby zlecić je swoim poplecznikom), na kilkunasto, czy kilkudziesięciotysięczne premie. A ponieważ płaci się za stronę opracowaniu, wszelkie druki i instrukcje maja po kilkanaście/kilkadziesiąt stron, chociaż można byłoby je zmieścić na jednej, dwóch, czy kilku stronach.