JustPaste.it

IX zjazd rodu Kostków w Leśniewie

Napisałem kiedyś skróconą historię Kostków, konkretnie jej gałęzi lubelskiej. Skróconą, bo wyciągnięcie jakiejkolwiek informacji od rodziny w Lublinie, okazało się niewykonalne

Napisałem kiedyś skróconą historię Kostków, konkretnie jej gałęzi lubelskiej. Skróconą, bo wyciągnięcie jakiejkolwiek informacji od rodziny w Lublinie, okazało się niewykonalne

 

"Informuję z upoważnienia organizatorów, że IX zjazd rodu Kostków i osób spokrewnionych odbędzie się 11 października w miejscowości Leśniewo koło Wejherowa. Organizatorami tego Zjazdu są potomkowie Maksymiliana Kostki z Pobłocia - Katarzyna i Kazimierz Groth."

Po otrzymaniu tego emaila, zdecydowałem się, jedziemy na zjazd! Namówiłem na ten zjazd siostrę Elżbietę i szwagra Zdzisława. Chcieliśmy zrealizować kilka celów: poznać osobiście legendarnego już historyka rodu Kostków, Jerzego, porozmawiać z Jerzym na temat ujęcia w historii Kostków naszej gałęzi lubelskiej, poznać innych Kostków i stwierdzić ewentualne podobieństwo rodzinne oraz zwiedzić Trójmiasto.

Napisałem kiedyś skróconą historię Kostków, konkretnie jej gałęzi lubelskiej. Skróconą, bo wyciągnięcie jakiejkolwiek informacji od rodziny w Lublinie, okazało się niewykonalne. Jeszcze Jerzemu Kostce, z mojego poręczenia, udało się wydobyć od rodziny z Lublina daty do rodowodu, jednak i tak nie udało się dotrzeć dalej, jak do 20.08.1897 roku - daty urodzin Franciszka Kostki (w Kazimierzu Dolnym - czasowym miejscu zamieszkania 32-letniego ojca Jana, pochodzącego z miejscowości Oblasy k. Kozienic i 35-letniej matki Anny Babut), mojego dziadka.

Brak jednak wcześniejszej informacji, skąd Kostki znalazły się w Oblasach, Kazimierzu Dolnym i wreszcie w Lublinie. Okazało się, że wszystkie wcześniejsze dokumenty z tego terenu są w Sandomierzu (w XIII wieku z ziemi sandomierskiej zaczęły wydzielać się ziemia lubelska i ziemia łukowska. W XIV wieku z tych 3 ziem utworzono województwo sandomierskie. W 1474 r. wraz z ziemią lubelską i łukowską wydzielono województwo lubelskie).

Czeka mię więc wyjazd do Sandomierza, aby uzupełnić rodowód rodziny i wywieść ewentualny związek z Kostkami z Rostowa (bo tylko wtedy Jerzy Kostka będzie mógł umieścić nasz rodowód w historii Kostków). Tylko nie wiem, czy temu zadaniu podołam.

4e5e3bd0cd3a64916059b37e39597493.jpg

Pierwszy test na zjeździe Kostków (podobieństwo rodzinne), przeszedłem celująco. Okazało się też, że nie brakuje mi innych cech charakterystycznych Kostków: gawędziarstwa, bałaganiarstwa, mocnej głowy i łysiny. Co prawda protoplaści rodu Kostków charakteryzowali się też niskim wzrostem, ale lubili wysokie kobiety, więc ta cecha charakterystyczna Kostków pomału zanika. Organizatorzy zjazdu, Katarzyna i Kazimierz Groth, przyjęli nas serdecznie i po zakwaterowaniu się w agroturystyce, wyruszyliśmy do remizy OSP na zjazd rodzinny Kostków. Popisałem się niezręcznością, zarzucając Jerzemu, że jest najmniej podobny do Kostków.

Na zjazd przybyło 59 osób dorosłych i 13-ro dzieci z okolicznych miejscowości i z Wejherowa, Pucka, Władysławowa, Szczecina. Ozdobą zjazdu był Jerzy Kostka z żoną Cecylią (nie dojechała ich córka Aleksandra - aktorka i pogodynka w TVP 2) i prof. dr. hab. Mestwin St. Kostka z żoną Barbarą i synem Leszkiem z Schaumburg w USA. Ozdobą zjazdu byli też serdeczni gospodarze zjazdu, Katarzyna i Kazimierz Groth, a także smaczne oraz gustownie podane przystawki i przekąski (a właściwie dania).

Zaczęliśmy zjazd od życzeń i szampana. I tu moja siostra Elżbieta zaskoczyła zebranych, obchodząc salę w towarzystwie męża, przedstawiając się wszystkim i stukając kieliszkiem. Nie obyło się od przemówień, m in. z-cy prezesa Stowarzyszenia Rodu Kostków – Jerzego Kostki i miłych wyróżnień, m. in. wręczenie legitymacji członkowskich stowarzyszenia i wręczenia kwiatów z okazji rocznic ślubu.

233a9ed621772645e087b2c6e448adc6.jpg

Następnie siedliśmy do połączonych stołów (napoje alkoholowe we własnym zakresie) i zaczęła grać do tańca kapela. Usadzono nas honorowo wśród najznamienitszych gości, więc mogliśmy porozmawiać o przodkach, karierach i powspominać nasze przewagi. Mąż siostry lubi tańczyć, ale przez naderwane wiązadło w kolanie raczej kuśtykał niż tańczył, dobrze, że chociaż ja reprezentowałem nas w tej dziedzinie zamienicie.

Sala w remizie OSP nie musiała być dekorowana, bo pełno na jej ścianach: dyplomów, pucharów, zdjęć. Dołączono tylko drzewo genealogiczne tamtejszej gałęzi Kostków (po kądzieli) i nieodzowne baloniki. Większość uczestników zjazdu się znała, bo pochodzili z jednej gałęzi rodziny Kostków (Grothów) i uczestniczyli w poprzednim zjeździe. Taki już jestem, że potrafię się znaleźć w każdym towarzystwie, a ponieważ było na zjeździe kilka samotnych matek (mężowie pracują za granicą), nie narzekałem na brak powodzenia.                                                                                                                                    

Jedzenie na zjeździe było wyśmienite (ktoś przyznał, że nie wiedział, że można przyrządzić tyle potraw z mięsa), doliczając do tego galaretki, sałatki, barszcze, rosoły, ciasta, kawy, że właściwie nie chciało się stawać od stołu (żeby nie przegapić jakiegoś dania, ha,ha). Oczywiście żartuje, bo ze stołów nie sprzątano jedzenia od razu (jak w restauracjach), a rodzinna obsługa, była grzeczna i profesjonalna. Polak (Kościuch), żeby się dobrze bawić musi się napić, w przeciwieństwie do męża siostry, który aby się dobrze bawić, musi być trzeźwy.

Na szczęście Zdzisław znalazł wspólny język z Leszkiem Kostką (z USA) i prześcigali się w degustowaniu każdej potrawy. Namówił też Leszka do tańca (Leszek nie czuł tej muzyki) i okazało się że to wyborny tancerz. Trudno było przy muzyce wymieniać doniosłe myśli i poglądy, chyba, że z najbliższymi sąsiadami przy stole, więc rozmowy dotyczyły bieżących doznań i przeżyć, a przed długimi wywodami (gawędziarstwem) starszych uczestników, młodsi uciekali na salę taneczną. Bezcenny byłby, więc drugi dzień zjazdu, w którym uczestnicy poznaliby się lepiej na spokojnie (przy piwku).

Siostra z mężem wytrzymała (naderwane ścięgno w kolanie) przy stole na zjeździe od 17:00 w sobotę do 01:00 w niedzielę (załapaliśmy się jeszcze na torta). Byliśmy zachwyceni gościnnością i serdecznością pary gospodarzy zjazdu: Kasi i Kazimierza. Tym samym zmieniliśmy nasze dotychczas niezbyt pochlebne nastawienie do Kaszubów. Oczywiście nie mogliśmy wyjechać z Kaszub, bez zwiedzenia Trójmiasta: Gdańska, Sopotu, Gdyni, wpadnięcia do Małego Trójmiasta Kaszubskiego: Wejherowa, Redy, Rumii, czy zobaczenia Pucka. Przeznaczyliśmy na to dwa kolejne dni: niedzielę i poniedziałek. Ale to już inna bajka.